9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


GWIAZDKI KOCHANI, GWIAZDKI!

|Niby korekta jest, ale jestem pewna, że błędy i tak się znajdą huh|

- Rose?! - wrzasnęła niedowierzająco właścicielka sierocińca.

- Tak. Tak mam na imię. - odpowiedziałam beznamiętnie, chodź w środku byłam mocno zdziwiona.

Ta kobieta postawiła na nogi cały sierociniec! Wszyscy mnie szukali! Pewnie kazała im mnie szukać, by nie mieć problemów z policją... Tylko... Tylko dlaczego jej posłuchali? Być może oferowała im czekoladowy budyń... Tak. Budyń jest pyszny. A do tego czekoladowy! Pycha! Wszyscy go uwielbiają... Bo kto zje budyń ten jest happy!

- Rose, dziecko! Nic ci nie jest?? Jak się czujesz? Gdzie się podziewałaś?! Wiesz jak myśmy się wszyscy martwili?? Jak mogłaś być... - i w tym momencie przestałam jej słuchać. No co? Tyle pytań naraz... Nie chce mi się udzielać żadnego wywiadu. Dość na dzisiaj.

- Słuchasz mnie?! - usłyszałam po chwili, a ja tylko wzruszyłam ramionami i wymijając ją ruszyłam do swojego pokoju. Nie ma po co wysłuchiwać tych bzdur o tym, że się martwiła. Dobrze o tym wiem, że ani trochę się nawet nie przejęła, no może tylko tym, że przez moje zaginięcie mogła mieć problemy...

Gdy tylko weszłam do mojego pokoju, chwyciłam pierwszą lepszą książkę z mojej półki, po czym usiadłam tradycyjnie na parapecie.

Spojrzałam na książkę ,,Historia Hagwartu‘‘ Skąd... Eh... Widzę, że ten starzec nie odpuści. Cóż, odłożyłam ją spowrotem na półkę. Nie będzie po jego myśli, o nie! Nie pojadę do żadnego Hogwartu! Nie ufam tym ludziom... Jacyś dziwni są... I nie chodzi mi tu już nawet o tą całą magię, po prostu ci ludzie nie przypadli mi go gustu i tyle.

Dobra, ale miałam czytać. Chwyciłam więc jakąś inną książkę i znów usiadłam na parapecie. Tym razem to była dość gruba księga ,,Durmstrang, jego historia oraz zasady‘‘ A to co? Nie przypominam sobie bym miała taką książkę... No dobra. Aż przeczytam!

No cóż. Mogłam się tego spodziewać. W środku NIC nie ma! To jakieś żarty? Najpierw ten list, a teraz... Ale zaraz... Gdzie ten list? A! No tak, ostatnio schowałam go do mojej tajnej skrytki pod łóżkiem!

Zeszłam więc z parapetu, wślizgnęłam się pod łóżko, wyjęłam mój ukochany, stalowy z metalowym ostrzem sztylet z buta (zawsze go noszę ze sobą, schowanego w skarpetce na wzdłuż kostki i tak jakoś czuję się z nim bezpieczniej) po czym podważyłam nim trzeci kafelek od ściany i kolejne trzy po jego boku, oraz odkładając je na bok ostrożnie, by nie zrobić zbyt dużego hałasu, po czym zajrzałam do mojego tajnego 'sejfu' w tym sprawdzając jego zawartość. Wszystko było na miejscu.

Była w nim głównie broń. Sześć sztyletów różnej wielkości w tym cztery szczególnie ostre. Dwa drewniane kije z metalowymi, trochę już stępionymi ostrzami na końcach, oraz jeden metalowy ze stalowo- metalowym i zaskakująco ostrym ostrzem na końcu. I.. Ah! Jeszcze moje własne, kreatywne dzieła, czyli: szkodliwe gazy w puszkach (szczególnie ten z butli gazowej) oraz uwaga, uwaga... Pistolet na kamienie! (|Serio Vera?? Serio??|)

Oprócz broni, naturalnie umieściłam tam również inne cenne dla mnie rzeczy takie jak pamiątki po matce (głównie pierścienie, medaliony, czy nawet jakieś stare, złote monety. Było ich sporo, czytałam wiele książek, ale i tak nie mogłam znaleźć o nich żadnych informacji.),  pieniądze (choć i tak nie było ich za wiele, ale na tyle dużo, by dało się kupić za nie jakieś zapasy jedzenia, czy ubrania) I wiele, wiele więcej. Zaskakujące ile rzeczy da się znaleźć w lesie... Częściowo dlatego tak kocham lasy.

Po chwili szukania znalazłam wreszcie to co chciałam. Włożyłam ostrożnie pergamin do kieszeni mojej nieco już brudnej bluzy, po czym powkładałam moje 'fanty' do mej skrytki i po jej zamknięciu wyczołgałam się spod łóżka, po czym zadowolona ponownie usiadłam na parapecie.

Przyglądałam się z uwagą i skupieniem pergaminowi jak i księdze przez jakiś tydzień w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, czy znaków, ale nic takiego do tej pory nie znalazłam. Leo też nie wie o co chodzi z tym listem i księgą. Dowiedziałam się tylko od niego, że Durmstrang jest jakąś kolejną szkółką magii, do której uczęszczają czarodzieje. To już coś, ale i tak jestem na skraju załamania nerwowego. Co mi się ostatnimi czasami nie zdarzało...

Najbardziej jednak zadziwia mnie to, że nie mogę dać sobie z tą sprawą spokoju. Jakbym się nie starała, lecz i tak zawsze moje myśli wracają do tej księgi jak i listu, co zaczyna być niezwykle irytujące. Nie ważne co robię, moje myśli schodzą na te puste (dosłownie puste) przedmioty! Nawet śnię o nich! Taki stan utrzymuje się od jakiegoś tygodnia. Mam powoli dość...

Muszę się dowiedzieć więcej na temat tej szkoły, po prostu muszę! Jak się nie dowiem wystarczająco wiele, by zaspokoić moją ciekawość, to zwariuję! Może i przesadzam, ale i tak nie wykluczone, że sobie coś niedługo zrobię. Postanowiłam więc dopytać mojego przyjaciela, węża, o ten cały Durmstrang.

- Leo? - zaczęłam.

- Tak, pani? - spytał zaciekawiony. Cóż może dlatego, że nie odzywałam się do niego przez kilka dni.

- Powiedz mi wszystko co wiesz na temat Durmstrang'u. - nakazałam po chwili.

- Dobrze. Tak więc Durmstrang to szkoła głównie dla chłopców. Jest ona o zaostrzonym rygorze dyscypliny. Jest to szkoła dla bardzo wytrzymałych czarodziejów, dlatego to przeważnie chłopcy do niej uczęszczają, lecz czasem zdarzają się tam dziewczyny, ale to sporadycznie. Istnieją tam pewne zasady, których pod żadnym pozorem nie można łamać, gdyż jak się je złamie, można nawet dostać taką srogą karę jak kara w postaci tortór, a nawet patrzenie jak ten los spotyka twoich bliskich. Podobno są tam o wiele gorsze kary. Za wszelkie nieposłuszeństwo, nawet te najmniejsze, zostaje się solidnie ukaranym, pani. - wysyczał, po czym owinął się wokół mojego pasa. Często tak robił. Szczerze nawet mi to nie przeszkadzało zbytnio.

- Rozumiem. - odparłam - Ale są również dobre strony uczęszczania do tej szkoły, prawda? - spytałam zamyślona.

- Owszem, są i dobre strony. Ta szkoła uczy wielu pożytecznych rzeczy, na przykład; mralności, etyki, opanowania w trudnych sytuacjach, spokoju, wytrzymałości, kultury oraz elegancji i gracji. Uświadamia, że bez zasad nie da się żyć, że zasady są ważne by zadbać o porządek i spokój w życiu. Ta szkoła przygotowuje do najgorszego. Do wojen. Uczniowie tej szkoły wychodzą z niej kompletnie odmienieni. - odparł.

- Okej... Ale czego oni tam właściwie uczą? Jakie są tam lekcje? - spytałam ciekawa.

- Pani, najpierw musisz się dowiedzieć co nieco o magicznym świecie, ponieważ inaczej nie zrozumiesz praktycznie niczego co ci powiem. - odrzekł nieśmiało, tak jakby spodziewając się kary, czy coś... Za kogo on mnie ma??

- Dobrze więc. Oświeć mnie. -rzekłam z lekkim grymasem na twarzy.

Tak więc, Leo przez kolejne cztery godziny tłumaczył mi wszystko co na chwilę obecną powinnam wiedzieć o świecie czarodziejów. Poglądy, trędy, przedmioty magiczne i sklepy. Opowiadał również o różnych szkołach magicznych, czy nawet o sportach i słynnych czarodziejach. Opowiedział mi też pokrótce całą historię magicznego świata i wymienił sławne oraz ważne rody czarodziejów, rodzaje magii i ogólem wszystko, co według niego powinnam wiedzieć.

Zadziwia mnie fakt, że dopiero teraz mi to powiedział, ale cóż... Ważne, że przynajmniej teraz powiedział. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, ale chyba lepiej gdy się z tym wszystkim prześpię.

- Dobranoc, Leo... - rzekłam sennie, przy tym opatulając się szczelnie kołdrą.

- Dobranoc, Rose... - wysyczał przyjaźnie

***

Ach, ale długo mnie nie było! Szkoła, niestety zabiera czas wolny i sprawia, że nie mam na nic ochoty... Ten rozdział wyszedł marnie, wiem! Nic na to nie poradzę, nie miałam weny, a musiałam coś dodać byście o mnie nie zapomnieli... Cóż, jeśli dobrze pójdzie, kolejny rozdział będzie gdzieś za tydzień. No cóż, w takim razie do następnego...

Riddle  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro