Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest wtorek i coś się dzieje z Harrym. Zadzwonił do biura, że nie przyjdzie, a potem wyszedł z domu, nie mówiąc do Louisa ani słowa. Nie było go przez cały dzień. Kiedy Louis sprawdza swój telefon pod kątem połączeń oraz wiadomości i czeka na Harry'ego. Chodzi z pokoju do pokoju. To krótka trasa, ponieważ ich dom jest mały.

Pasuje do dwójki ludzi, jeśli ci się kochają i nie mają nic przeciwko byciu blisko. W bliskiej przyszłości będzie bardzo komfortowe dla jednej osoby.

Telefon Louisa dzwoni i podskakuje, oczekując że ktoś powie mu, że Harry zwiał i nigdy nie wróci. Jednak to pani Howard.

Ociąga się z odbieraniem. Kocha panią Howard, ale ma głos dwóch cegieł pocieranych o siebie. Uroki palenia Virginia od 50 lat.

- Cześć, tu Louis - powiedział specyficznie, ponieważ ta zawsze o to pyta.

A potem i tak to robi. - Czy to Louis?

- Tak.

- Witam, tu Goldie Howard.

Louis uśmiecha się. - Jak się pani miewa?

- Świetnie, słoneczko. Właściwie, to nie tak świetnie. Masz chwilkę?

Jego serce upada mu do żołądka. Ostatni zatrudniony, pierwszy zwolniony. To czas na jego kurtynę. - Umm, tak. Ja tylko... - z jakiegoś powodu sięga po notes i długopis. - Tak, o co chodzi?

Przechodzi od razu do sprawy. - Jestem pewna, że wiesz, że biznes w sklepie nie idzie tak wspaniale jak dwadzieścia lat temu.

- Nie... nie jest tak źle - piszczy Louis.

- Mróweczko, jest tak źle. Melvin i ja przeglądaliśmy księgi i okazuje się, że nie mamy wyboru i musimy zamknąć interes.

Louis nie może płakać. Pani Howard była dla niego taka dobra. Nie sprawi, że będzie się czuła bardziej winna za to, że robi to co musi zrobić. - Zwalniasz mnie.

- Zwalniam każdego. Roznosimy parę rzeczy, to co zostało na półkach przekładamy do naszych innych interesów, ale zamkniemy się w połowie listopada. Sprzedałabym to nowemu właścicielowi, ale agencja nieruchomości w Cheshire to dno.

Ma rację. Po tym jak zamknie sklep prawdopodobnie miejsce będzie stało puste przez lata, nim jakiś optymista zamieni to w piekarnię, która przetrwa może pół roku. Wszystkie ich małe biznesy się zamykają i Cheshire za 10 lat będzie martwym miastem.

- Patrzymy co innego możemy dla was zrobić, dzieciaki - mówi uprzejmie pani Howard. - Zawsze mamy kilka innych biznesów. Jest 'Zjedzony żywcem' albo 'Dom Krzyku'. - oczyszcza gardło, sprawiając że Louis myśli o popiele dogasającym w kominku. - Wiem, że dla twojego chłopaka Doncaster jest poza sferą, ale jeśli chcesz się tam przeprowadzić to coś dla ciebie zorganizujemy.

Louis wyobraża sobie siebie noszącego maskę i wyskakującego na ludzi w domu strachów. Albo w masce i przebraniu w barze, noszący żelatynowe desery inspirowane The Blob. Myśli nad swoją decyzją o tym, żeby nie iść na college i o Harrym mówiący mu, że nie musi pracować.

Takie stanie się jego życie.

- Dziękuję, pani Howard. To naprawdę hojna oferta.

- Przemyśl to, dobrze? Nie musisz mi dawać znać od razu. Wykorzystaj swój czas, porozmawiaj ze swoim chłopakiem. Jeśli zdecydujesz się, że nie, ale w końcu zmienisz zdanie to zadzwoń do mnie. Sądzę, że Nick jest zainetesowany byciem pomocnikiem kuchennym w Zjedzonym Żywcem, więc będzie tam ktoś kogo znasz.

Wersja obiadowa rozpuszcza się przed jego oczami. To jest dom krzyków.

- Tak bardzo mi przykro - mówi. Jej głos jest cieńszy niż zazwyczaj, sądzi że może płakać. - Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Jest ciężko. Nie ma wielu stabilnych, dobrze płatnych prac i wiem, że nie możemy wam dzieciaki zapewnić żadnych benefitów, ale przynajmniej to było czymś. Powinieneś nas widzieć 20 lat temu. Pełen parking każdego dnia.

Próbuje sobie to wyobrazić i polega. Nigdy nie widział na parkingu zajętego drugiego rzędu. Cztery albo pięć samochodów pracowników tworzy iluzję, że są średnio zajęci.

- W porządku, rozumiem - mówi szybko. - Jestem wdzięczny za to, że zostałem zatrudniony. Dobrze się tutaj bawiłem. - Ogarnia go nostalgia, a jego głos trzęsie się jak u pani Howard. - Dziękuję za możliwości.

- Trzymaj się, dziecko.

Rozłączają się i Louis nie ma pojęcia co teraz zrobi.

Dostanie jeden, może dwa czeki, które bardzo szybko się rozpłyną.

Wie co musiałby zrobić, gdyby nie było Harry'ego w tym scenariuszu. Zacząłby się pakować do Doncaster i poświęciłby się karierze albo puściłby metalową muzykę, pogłębiając się w ciemności. Zmywałby wymiociny i zdrapywał graffiti. To desperacka wizja, ale nie mógłby sobie pozwolić na wybredność.

Nawet jeśli udałoby mu się sprawić, że Harry go rzuci i skończy z domem, to nie ma opcji, że będzie w stanie zapłacić za czynsz. Desperacko musi znaleźć pracę blisko Cheshire. Znajdzie współlokatora. Dwóch współlokatorów, staną się najlepszymi przyjaciółmi i wszystko będzie dobrze. Po prostu dobrze. To jego plan A.

Powrót do Doncaster to plan B. Plan C jest niemożliwym z szkodliwym statusem jego związku z Harrym, więc nawet go nie rozważa. Wyrzuca go przez okno.

Wciąż rozmyśla nad swoim życiowym kryzysem, kiedy Harry wraca do domu z wielkim uśmiechem na twarzy. Gdyby nie to, że Louis już go nienawidzi, to ten uśmiech byłby płomieniem zapalnym.

- Witaj, Louis - mówi. Może już słyszał o sklepie.

Odwraca się. Harry podchodzi do lodówki i otwiera ją, gwiżdżąc. Louis myśli o wepchnięciu go do środka. Zamyka lodówkę niczego z niej nie wyciągając i zerka w stronę szatyna. Wie to, ponieważ może dostrzec to kątem oka, jego brązowy włos i opaleniznę. Czeka aż Louis na niego spojrzy, a potem zaczyna się śmiać.

- Co - warczy Louis.

Postawa szatyna go rozbawia. Harry uśmiecha się do niego i to jest nie do zniesienia.

Harry wie coś czego Louis nie wie. Cóż, on również wie coś czego Harry nie. Dołożył srirachy do jego pianki po goleniu.

- Co - powtarza Louis, tym razem warcząc. Harry śmieje się głośniej, łapiąc się za framugę, jakby Louis był taki zabawny, że z ledwością jest w stanie prosto ustać.

'Ten mężczyzna lunatykuje? O co mu do cholery chodzi?'

Myśl jest tak głośna w jego głowie, że wypowiada ją na głos.

Harry wykorzystuje chwilę, by to rozważyć. - Jak sięgam pamięcią, zadałem pytanie, a ty powiedziałeś tak.

I to stało się jego gwoździem do trumny. Na szczęście wspomnienia sięgają tylko jednego z nich, na szczęście Louis został obdarzony amnezją.

- Jak się poznaliśmy? - Pyta.

Harry wyciera jedno oko knykciem, uśmiechając się. - Wybrałem cię na targowisku. Wyglądałeś miło pod stertą tych wszystkich rzeczy. Było tak aż zabrałem cię do domu i okazało się, że jesteś całkowicie zgniły w środku.

Usta Louisa są w kształcie pocałunku, co wysyła złą wiadomość. Zamienia to na zmarszczenie i mówi. - Mówię twojej matce, że używasz słowa na 'K'. Będzie ci kazała iść do kościoła.

Harry odrzuca swoją głowę do tyłu i śmieje się jeszcze bardziej.

- Gdzie byłeś przez cały dzień?

Harry mruga. - Tęskniłeś za mną?

- Ani trochę. - Louis spogląda przez okno, gdzie zauważa wielkiego Jeepa Cherokee zaparkowanego na miejscu Harry'ego. - Goście sąsiadów znowu cię zablokowali. - Nie widzi samochodu Harry'ego, więc musiał zaparkować wzdłuż ulicy. Biedny doktor Styles, który musiał iść w deszczu.

Wchodzi w przestrzeń osobistą Louisa, by zerknąć na zewnątrz. Jego włosy są trochę oklapłe i pachną owocowo, jak szatyna odżywka. 'Zacznę chować moje przybory toaletowe.'

- Nie - mówi Harry.

- Co?

Kładzie palec pod podbródkiem Louisa i unosi go, jego usta są tak blisko. - Taki piękny - mamrocze, a jego oczy się świecą. Śmieje się kosztem Louisa.

Serce szatyna zaczyna szalenie gnać pod wpływem tego jak Harry na niego patrzy.

Jest pod zdumieniem jego atrakcyjności i aż kipi z niego chęć zemsty, aż zauważa jak cudownie włosy Harry'ego się kręcą, jak sensualny jest jego uśmiech, jak wspaniała jest jego woda toaletowa. Jest cudowny i Louis nienawidzi tego, że jest to tak niespójne z jego osobowością.

Podąża za nim. - Tak samo piękny momeny jak chwila, kiedy pierwszy raz się zobaczyliśmy. W dniu odwiedzin, w więzieniu.

Louis przełyka. - Niedługo mnie z powrotem zaprowadzą do więzienia, jestem pewien.

- Słyszałem, że oferują zajęcia. Mógłbyś się w końcu nauczyć się co oznacza stwierdzenie 'mimo wszystko' - mówi Harry.

- To będzie tego warte, spanie w tym samym pokoju, w którym ma się kibel. Wiedza, że nie ma wokół nikogo kto zrujnuje ci życie. Mimo wszystko - zatrzymuje się. Louis chce odpuścić, ale nie może. - Powiedz mi gdzie byłeś przez cały dzień.

- Zgaduj.

- Zdradzałeś mnie. Mam nadzieję. Upewnij się, że zostawiłeś dla mnie dowody zbrodni do znalezienia.

Uśmiech Harry'ego się łamie. Usycha. Louis unosi stertę ulotek i przebiega między kuponami, mrucząc kiedy widzi coś interesującego.

W tym tygodniu można dostać ulubione mydła Louisa dwa w cenie jednego. Pięć mrożonych pizz za 10 dolarów. Harry udusi go swoim bezzębnym krawatem.

- Co robisz na obiad? - Pyta Harry. Nie 'Co mamy na obiad?'. Jest 'Co ty robisz na obiad?'. Śmiech zniknął z jego głosu.

Louis nie unosi wzroku. - Jest w piekarniku.

Słyszy jego powątpienie. Nie ma włączonego czasomierza. Nie świeci się światło. Harry otwiera drzwi od piekarnika i widzi to czego się spodziewa. - Nic tutaj nie ma.

Louis pozwala sobie na mały uśmiech Zasługuje na to, po dniu, który miał. Nie wiedział co robi jego narzeczony. Zwolniono go z jego najlepszej pracy. - To właśnie zrobiłem. Cały posiłek niczego, tylko dla ciebie.

Harry marudzi całą drogę do swojego gabinetu. Zamek klika. 30 minut później wychodzi i staje przed frontowymi drzwiami.

- Co robisz

Harry posyła mu spojrzenie spod ukosa, jakby Louis właśnie zadał najgłośniejsze pytanie. Słyszy jak drzwi od samochodu się zamykają i chwilę później ma pudełko z pizzą w swoich dłoniach. Pizza dla jednej osoby. Dobrze zagrane, Harry.

Zamyka drzwi kopnięciem i wraca do gabinetu. Louis szybko chowa wszystkie papierowe talerzyki, mając nadzieję, że to go powstrzyma, ale go to nie obchodzi. Harry bierze normalny talerz prosto z szafki i uśmiecha się do Louisa, kiedy roluje kawałek i zjada połowę przy jednym gryzie.

Kiedy kończy, zostawia talerz w zlewie, aby Louis go umył.

~*~

Harry i Louis są teraz jeden do dwóch.

Louis wygrał w niedzielę, rujnując obiad u Stylesów.

Harry wygrał w poniedziałek, sprawiając że Louis myślał, że umrze, nawet jeśli nie taka była jego intencja. Wygrał ponownie wczoraj, zmuszając Louisa do wąchania pizzy przez ścianę, nie oferując podzielenie się.

Pasuje to do tego, że jest to Halloween, ponieważ jest tak skupiony na złamaniu duszy alfy, że przestraszone oczy Louisa są niczym te elektryczne kulki w centrach naukowych, które sprawiają, że twoje włosy się puszą, kiedy tylko ich dotkniesz. Zastrzeli każdego w zasięgu trzech mil.

Kiedy wielki Jeep Cherokee wślizguje się ma miejsce parkingowe Harry'ego, Louis siedzi na garnku, przyklejając plastikowy kociołek słodkości na 'cukierek albo psikus'. Harry wychodzi z samochodu i ma na sobie zadowolony z siebie wygląd, kiedy idzie chodnikiem. Ma nadzieję, że Louis zapyta o co do cholery chodzi, ale szatyn doszedł do tego sam.

Ostatniej nocy znalazł kluczyki Harry'ego i zauważył, że nie było tam breloka maserati. Włożył nieznajomy klucz eksperymentalnie do Jeepa i tak, jest on Harry'ego. Co za dziwny zakup z jego strony.

Zgodnie z naklejką na schowku Jeep nie jest nawet nowy, ma dziesięć lat i dwóch poprzednich właścicieli. Charles by się przewracał na swoim opalającym łóżku.

Gdzie jest Maserati? Nie ma pojęcia. Louis umiera, by się dowiedzieć, ale wolałby polizać szybę, niż zapytać i dać Harry'emu tą satysfakcję, gdy mu nie powie.

Jest kilka rzeczy nie tak, dzisiaj z Harrym. Po pierwsze ma na sobie stare okulary zamiast kontaktów. Louis lubi okulary, ponieważ pasują do twarzy alfy i sprawiają, że wygląda w tym samym czasie bardziej wyrafinowanie i przyziemnie.

Kiedy tylko Louis mu to mówi, marszczy swój nos i kręci nieświadomie głową.

Ma też na sobie jeansy i sneakersy, co jest niedozwolone w Rise & Smile.

- Znowu omijasz pracę? - Pyta Louis.

Ten jedynie klepie szatyna po głowie i wchodzi do środka.

Fajnie. Nie ma pojęcia na czym jego narzeczony spędza ostatnie dni. Chowa w tajemnicy swoje sekrety przed Louisem niczym Scrooge. To całkowicie normalny, funkcjonalny związek.

Myśli o Sethcie i higienistce stomatologicznej robiących to na tyłach samochodu i Louis zwęża na to swoje oczy.

Harry dołącza do niego na ganku dokładnie wtedy, kiedy 'cukierek albo psikus' się zaczyna i nie mówi żadnego słowa do Louisa w odpowiedzi na jego ostatnią zaczepkę. Dodał biznesową kartę Harry'ego to każdej pojedynczej torby ze słodkościami z najwyższą zawartością cukru jakie tylko mógł znaleźć. Pixy stix. Sour Patch Kids. Candy Corn. Fun Dip.

Koncept stomatologa wręczającego dzieciom psujące zęby substancje będzie wyglądał wulgarnie dla rodziców. Co za obrzydliwy ruch, będą mamrotać. Centrum Stomatologiczne Turpin, nadchodzę.

Jednak Harry nie jest skupiony, kiedy wręcza słodycze malutkim dłoniom, gruchając do księżniczki i udając, że przestraszył się potwora. Może nie zauważył kart biznesowych, ponieważ jest zbyt zajęty przypominaniem sobie zabawy z higienistką stomatologiczną na tylnym siedzeniu. W umyśle Louisa wygląda jak gorąca pielęgniarka z okładki tej starej płyty od Blink-182.

Louis patrzy na niego i myśli 'zabiję cię'. Jest to wypisane na jego twarzy.

Harry unosi brwi i uśmiecha się.

Louis od razu rozpoznaje to jako grzeczny uśmiech kłamcy. Ten, który zakłada, kiedy odwiedzają dom Louisa dwa razy do roku i pytają jak bardzo podoba im się życie w grzechu. Uśmiech, który posyła batu Louisa, kiedy Aaron go otacza, mówiąc o tym jak 'proszę, pożycz mi pieniądze, wydałem całą swoją wypłatę na PlayStation'. Uśmiech, który Louis posyła jego siostrze, Kelly, kiedy stoi za blisko i wpatruje się w niego zbyt długo, zawijając sobie włosy na palec, w sposób, który uważa za uwodzicielski.

Chce wysyczeć 'gdzie byłeś przez cały dzień'. Skrzyta zębami, aby utrzymać słowa w środku. Nie pytaj, nie pytaj, nie pytaj. To na to Harry czeka, leżakując w swoich jeansach i z okularami oraz dłońmi złączonymi za głową.

To początek i koniec jego skupienia. Pytaj, pytaj, pytaj. Słyszy swoją telepatyczną rozmowę.

Temperatura spada wraz z zachodem słońca i Louis idzie do środka, by zarzucić na siebie koc. Mija Harry'ego, wyczuwając pewien aromat.

Odpowiedzią na jego deja vu jest zamknięta szuflada, zapach jest tak niejasny i wyblakły, że nie potrafi powiedzieć, kiedy wcześniej się z nim zetknął. Nie zapyta, nawet jakby go torturowali. Kiedy Louis wraca, Harry robi głośny wydech, a potem wchodzi pod swój własny koc.

'Co zrobiłeś z Maserati?'

'Gdzie do cholery byłeś?'

Kontynuują ignorowanie się nawzajem. Louis przygląda się każdemu przechodzącemu mężczyźnie i zastanawia się nad tym co jeszcze się tutaj znajduje. Jest ustawiony.

Myśli, że może wygrał tą rundę, ponieważ sam zdecydował się na rozdawanie słodyczy, zamiast zapytać Harry'ego czy chciałby iść na jedną z imprez jednego z przyjaciół. Jednak alfa tak spokojnie siedzi teraz obok Louisa na swoim krześle i każdemu dziecku mówi jak bardzo podoba mu się jego kostium i zwiększa ubytki, które ich rodzice dadzą mu do naprawy, płacąc mu przy tym niemało. Przez to wydaje się, że był to pomysł Harry'ego, a nie Louisa. Ma sposób, aby Louis się tak czuł, jakby to on pociągał za sznurki.

- Mam dla ciebie niespodziankę - mówi w końcu Harry. Louis zerka na niego, by zobaczyć, że ma zamknięte oczy. Koniuszki uszu i nosa były czerwone z zimna i patrzy jak jego jabłko Adama pracuje, kiedy przełyka.

Chce powiedzieć coś niegrzecznego, więc Louis nie odpowiada.

- Słyszałeś mnie?

- Mhmm. - Louis wstaje. Nie chce słuchać tego co to za niespodzianka. To głowa konia między pościelą. Dodał azbestu do kanapki, którą weźmie jutro do pracy. Zapłodnił higienistkę stomatologiczną. Zrywa ze mną. Wygrałem, ale wykopuje mnie z domu. Mam pięć minut na zabranie swoich rzeczy, nim wezwie policję.

- Pokażę ci tą niespodziankę w piątek po pracy.

Louis idzie do środka, nie odpowiadając. Nie ma opcji, że w piątek po pracy wróci do domu.

~*~

Jest drugi listopada. Piątek.

- Pisz do mnie co godzinę - mówi Niall. - Jeśli nie napiszesz to będę spodziewał się najgorszego, więc Nie Zapomnij.

Dzisiaj jest z nim tylko Niall i Liam. Zayn odszedł. Kilka tygodni temu wywróżył w swojej kryształowej kuli, że koniec jest blisko, więc już znalazł sobie nową pracę. Nick ma dzisiaj wolne, a Louis jest przekonany, że poszedł na rozmowę o pracę.

Jest głupkiem, nie zachowując żadnych środków ostrożności.

Atmosfera jest stłumiona. Rozwieszają ulotki i obiecują, że zarekomendują siebie nawzajem swojemu ewentualnemu szefowi, jeśli znajdą coś dobrego.

Połowa z nich skończy przechodzą do Beaufort, pobliskiego miasta, by pracować w fabryce karmy dla psów. Druga połowa z powrotem zamieszka z rodzicami. Żaden z nich nie zdecydował, do którego obozu woli należeć.

Niall jest bardzo emocjonalny. Martwi się, że po tym wszystkich się od siebie odsuną i prawdopodobnie ma rację. Będzie utrzymywał kontakt z Niallem, ale nie będzie smutny przez odejście Nicka.

Zayn najprawdopodobniej przejdzie do ofensywy i zapomni, że którykolwiek z nich kiedyś istniał. Jest zabawny i inteligentny, ale również jest kutasem przez połowę czasu i wykorzystuje swoje najlepsze zdolności, by być niegrzecznym. Spędzał godziny, parodiując to co mówił Louis, nawet jeśli próbował zapytać go o coś ważnego. Kiedy tylko Louis zostawił swój telefon na ladzie nie zablokowany, wysyłał wiadomości do mamy szatyna, mówiąc że dołączył do wojska albo jest w ciąży i nie wie kto jest ojcem.

Liam jest zainteresowany kupnem sklepu od Howardów i przerobieniem go na ogródkową restaurację. Położy wypchanego niedźwiedzia grizzly w progu, gdzie będzie stał Homer Elvis. - Jeśli któryś z was chce pracę to was zatrudnię - mówi im. - Chcę ruszyć z restauracją na wiosnę.

Kiwają głową i mówią. - Pewnie, pewnie - wiedząc, że to się nie wydarzy.

- Słyszałem, że w poniedziałek wszyscy myśleliście, że umrzecie - ogłasza Liam, wkładając słoiki z piklowanymi jajami węży i larwami BBQ do pudełek, które pan Howard później odbierze. Znajduje się flurosencyjny, niebieski znak, znjdujący się na każdym telefonie: 'Wyprzedaż biznesowa. Wszystko ze sklepu musi zniknąć!' Łącznie z ludźmi, którzy zarabiają tutaj na życie.

- To był fałszywy alarm - mówi Louis.

- Śmierć przez jaśminy - lamentuje Liam.

Niall i Louis posyłają mu pytające spojrzenia. Skąd on wiedział, że to były jaśminy? Ten jednak wzrusza ramiona i uśmiecha się.

Cholera, to Zayn. To takie w jego stylu. Louis żałuje, że go tutaj nie ma. Mógłby na niego nakrzyczeć, skoro wiedział, że to jaśminy, a pozwolił im wierzyć inaczej. Zamiast tego jest gdzieś indziej, zapewniając sobie swoją własną stabilność finansową.

- Tak bardzo będę za wami tęsknił - mówi Niall do chusteczek. - Nienawidzę tego.

- To koniec pewnej ery - mówi Louis. Światełka od dwóch dni są wypalone, ale nie chce im się zmieniać kulek. Niewiele rzeczy zostało do sprzedania, więc pozostanie tutaj przez następny tydzień to będzie prawdziwy cud. Rozgląda się po otoczeniu i ma nadzieję, że obudzi się z tego koszmaru.

- Nie sądzę, że jestem gotowy na następną erę - wzdycha Niall. - Do stycznia zdążysz o mnie zapomnieć i nie zaprosisz mnie na swój ślub.

- Oczywiście, że jesteś zaproszony na ślub! - Nie będzie żadnego ślubu.

Ponownie dmucha swój nos. - Wciąż wypatruję zaproszenia od ciebie - mówi Louis, kiedy zakładają swoje kurtki. - Może utknęło w skrzynce?

- Och. - Louis próbuje nie piszczeć. - Jeszcze ich nie wysłaliśmy.

- Nie musicie tego zrobić? By dać ludziom czas na odpowiedź. Wasz catering będzie chciał wiedzieć ile głów się spodziewać.

Liam ratuje Louisa od odpowiadania. - Wciąż ma czas. W każdym razie, myślicie że co jest niespodzianką, Louis?

Otwiera usta i na myśl nie przychodzi mu żadna miła myśl. Cokolwiek to jest, Harry doprowadzi go na skraj.

- Obiad - mówi Louis. - Zaserwuje mi górskiego lwa. - W sałacie i z marchewkami, żeby trochę wyglądał jak wielki królik.

Liam śmieje się. - To nieco dramatyczne.

Może tak, ale Harry również ma skłonności do dramatyzmu. Zyskał je, oglądając paradokumenty, kiedy w szkole podstawowej udawał, że jest chory, by móc zostać w domu i unikać swoich dręczycieli, którzy nazywali go czterookim i śmiali się z ubrań, które wybierała mu mama. Harry wie co, by im powiedział, gdyby teraz ich spotkał. Jest perfekcyjny w swoich przemowach pod prysznicem, pewnie myśli, że jest dźwiękoszczelny. Zbyt wiele odcinków 'Tylko jedno życie' zamieniło go w diwę.

Będąc szczerym Louis ma nadzieję, że będzie miał dzisiaj okazję do wygłoszenia przemowy. To niesamowite.

- Będę odsuwał swój powrót do domu tak długo jak to możliwe - mówi im Louis. Niall kiwa głową. - Może obejrzę film. Potem wezmę coś do jedzenia. A potem obejrzę kolejny film. Nim wędę do domu, górski lew stanie się niecierpliwy i już w tym czasie zje Harry'ego. Obejrzymy razem Netflixa na kanapie. Dokument o życiu dzikich zwierząt.

Śmieje się ze swojego własnego żartu, ale skrzeczy, kiedy drzwi się otwierają i pojawia się przed nim wersja Harry'ego z 'Upside down'.

Ma na sobie buty trekkingowe i znoszoną kurtkę o kolorze drewna. Tak mu to do niego nie pasuje, że Louisowi zajmuje 10 sekund przepracowanie tego. Harry Styles ma na sobie kamuflaż.

Jego szczęka opada, kiedy jego oczy lądują na głowie bruneta. Jego włosy znajdują się pod jedną z tym staromodnych, zimowych czapek, które mają oklapłe uszy. W kolorze okropnej pomarańczy i brązu. To ohydne. Cały wygląd był fatalny dla działania komórek mózgowych Louisa i może dla jego siatkówki.

- O mój Boże - mówi Louis, szorstkim głosem. - Zabierzesz mnie do lasu i mnie zastrzelisz, prawda? - Nie jest dramatyczny. Alfa jest ubrany jak jeden z wielu łowców z Cheshire.

Harry przewraca oczami, ale Louis może wyczuć zmianę w jego zachowaniu. Znajduje się tam spokój, który rozstraja szatyna. - Odbieram cię. Pamiętasz o niespodziance, o której ci mówiłem?

Niall łapie Louisa za ramię i prawie słyszy jak ten myśli 'to coś jak oleander!'

Nie wie dlaczego, ale kłamie. - Nie. Jaka niespodzianka?

Harry marszczy brwi, to pewnie dlatego go okłamał. Podświadomość Louisa jest okrutna i chce, aby alfa myślał, że nie słucha tego co on mówi.

Co jest prawdą jedynie przez połowę czasu. Czuje się z tym źle, póki nie przypomina sobie, że został całkowicie wywalony z planowaniu ślubu w sekundzie, kiedy matka Harry'ego wścubiła swój nos, a ten ani razu jej nie powstrzymał, kiedy Louis chciał coś zmienić.

Wszyscy są zaproszeni na ślub Deborah w styczniu.

Został nauczony, by nie wsiadać z obcymi do samochodu, więc mój. - Mój samochód jest tutaj. Po prostu pojadę do domu.

- Nie ma mowy. - Bierze Louisa za ramię i prowadzi go na zewnątrz, nim on może mrugnąć SOS kodem morsa. Celowo zapiera się nogami, ale Harry łapie go za bok i podnosi, przerzucając sobie szatyna przez ramię. Kopie swoimi stopami, by pozostawić znaki.

'To tak umrze, delikatnie niechętnie, ale całkowicie leniwie.'

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro