✨ Rozdział 4.1✨

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Narrator Check

Nasza bohaterka znowu któregoś dnia zaczęła swoją rutynę.

Choć się wyspała to czuła coś dziwnego. Nie miała żadnego snu przypominającego coś o sobie. Uważała, że to nie jest aż takie ważne. Poczuła mocne zmęczenie od razu kiedy stanęła na równe nogi.

Pomyślała, że to tylko chwilowe. Ale skutki później dawały znać.


Aether Pov

Tym razem dzisiaj Polly ma obowiązkowy trening z latania. Miejscem zbiórki było pod katedrą.

- Wszystko w porządku? Blada jesteś. - usłyszałem rozmowę za mną Paimon z różowowłosą.

- Zdaje ci się. Po prostu źle leżałam, ale przejdzie to.

Racja, choć mówiła bez problemu, to i tak słychać było zmęczenie w głosie.

- Jeśli tak mówisz... Powiedz nam, jeśli coś się dzieje! - oznajmiła białowłosa wróżka.

Amber Pov

Czekałam na "ucznia", który się spóźniał. Po chwili zauważyłam trójkę osób.

- Hej, zapraszam do mnie jeśli chcecie poćwiczyć latanie!

Osoby mnie zauważyły i podeszły do mnie. Dwójkę z nich rozpoznałam.

- Witaj Aether, cześć Paimon! Wy macie u mnie zdany egzamin wiecie?

- Tak wiemy, ale to dzisiaj Polly kolej na tą przyjemność. - przedstawił blondyn.

- Rozumiem. Ale pijanych nie uczę.

Różowowłosa spojrzała się na mnie z niezrozumiałym wzrokiem.

- Pijana nie jestem, proszę pani.

- Amber jestem! Żadne pani! Tylko żartowałam. - zaśmiałam się pod nosem. - Cóż, skoro to pierwsza będzie lekcja to przedstawię ci co i jak!

~~~~~~~~~~~~~~~

- Zrozumiano?

- Słyszę, że to może być łatwe.

- Super! Proszę, skrzydła. - podałam dziewczynie parę skrzydeł. - Na rozgrzewkę to wejdź na statule naszego Barbatrosa i z jego rąk poleć prosto do bramy. My na ciebie zaczekamy pod bramą. Pytania?

- Jak mogę wylądować?

- Albo w powietrzu "stoisz w miejscu" i na spokojnie lądujesz, albo zamieniasz skrzydła na broń i... Można powiedzieć, że to atak z góry!

- Rozumiem, myślę, że dam radę. - potwierdziła uśmiechając się.

- Cóż, do zobaczenia i powodzenia!

Z blondynem i wróżką zostawiliśmy złotooką i poszliśmy w umówione miejsce.

- Ona się boi, że taka blada?

- Nie wiemy. Mówiła, że się nie wyspała. - odpowiedziała wróżka.

Nim się obejrzeliśmy byliśmy pod bramą. Odwróciłam się w stronę posągu naszego Archona.

Zauważyłam, jak dziewczyna już latała w naszą stronę. Łatwo jej to wychodzi.

Trochę potrwało zanim wylądowała przed nami.

- Ładnie! - skomentowałam. - Chcesz coś trudniejszego?

- Poproszę.

~~~~~~~~~~~~~~~~

- Dobra, myślę, że wiesz gdzie jesteśmy? - spytałam swojego ucznia ignorując blondyna z latającym dzieckiem.

- Na klifie Starsnatch. Zapoznałam się z mapą. - odpowiedziała pewnie.

- Dobrze! Skoczymy z klifu, nauczysz się sterowania w odpowiednim kierunku. Lećcie za mną! I rób dokładnie co ja Polly!

Jeszcze raz spojrzałam się na moją uczennice po czym skoczyłam z klifu szybko rozkładając skrzydła. Spojrzałam się za siebie. Dziewczyna to samo zrobiła.

Gdy skręciłam w prawo, uczennica też skręciła w w prawo. Skręciłam w lewo, tak samo.

- Widzę, że już rozumiesz to! - krzyknęłam. - Wylądujemy tu na tej ścieżce!

Polly Pov

Amber to dobra nauczycielka. Myślałam, że będzie ciężej, ale załapałam każdy szczegół.

- Widzę, że już rozumiesz to! - krzyknęła, bo była przede mną. - Wylądujemy tu na tej ścieżce!

Uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze usłyszałam za sobą pochwałę od blondyna.

Nagle dostałam bólu głowy, ale nie pokazałam tego. Jeszcze leciałam co pogorszyło trochę sytuację.

Znowu dostałam ataku bólu, co mnie rozkojarzyło to.
Skrzydła mi się automatycznie zwinęły przez co za niedługo mogłam umrzeć.

Słyszałam wołania, ale bardziej skupiłam się na lądowaniu.

Szybko wyciągnęłam swoją włócznie i można powiedzieć, że udało mi się "atakiem" wylądować.

Jeszcze było gorzej, bo wylądowałam niedaleko jakiegoś obozowiska hilichurli.

Od razu rzuciły się te stwory do atakowania. Ledwo co się otrząsnęłam z mojego wylądowania a takie coś wyskakuje.

Nagle poczułam dziwny przypływ energii. Szybko wstałam i... Jakbym była kontrolowana albo pod jakimś wpływem rzuciłam się na nich.

Nim się obejrzałam wszystkich hilichurli w sekundę pokonałam. Po chwili dołączyły jakieś kolejne przez co był jeden Mitachurl z toporem ognistym.

Byli zbyt blisko mnie, więc wyciągając ręce do przodu, klasnęłam w dłonie robiąc przy tym duży odrzut wiatru w ich stronę. Mniejsze poleciały dalej od tego większego. Czyli dwóch z głowy, bo nie wróciły.

Mitachurl rzucił swoją bronią w moją stronę. Nagle ktoś na mnie wleciał przez co mnie nie trafiono i wylądowałam na ziemi.

Przede mną był Aether.

- Wszystko w porządku? - spojrzał się na mnie i z zmartwionego wyrazu twarzy zmienił się na przestraszoną. Nie rozumiem czemu. - Poczekaj, pomogę Amber.

Dopiero teraz zauważyłam, że Amber zwracała na siebie uwagę więc stwór ją obrał za cel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro