✨ Rozdział 5.5✨

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aether Pov

Po tym jak załatwiłem sprawę swoją z Paimon, poszedłem po Polly. Pożegnaliśmy się i wracaliśmy do miasta.

Spytałem, co ciekawe było u niej. Odpowiedziała, że nabrała doświadczenia walki z mieczem i rozmawiała z nim.
Czyli podobnie co ze mną było.

Następnego dnia dostałem od Noelle informację, że Polly zostanie w swoim pokoju, więc będę musiał wszyskim na dzisiaj robić sam. No była ze mną Paimon, ale jak to ona, prawie nie pomogła.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Minęło kilka godzin, kiedy załatwiłem sprawy swoje. Wróciłem do miasta.

- Podróżniku!

Odwróciłem się w stronę głosu. Była to Sucrose.

- Co jest?

- Pan Albedo przypomniał sobie o ważnej sprawie. Każdy z nas ma artefakty, które wspomagają w walce prawda?

- No tak. Potrzeba jakieś? Mam zapas tego w swojej torbie.

- Nam nie potrzeba. Co jeśli byś dał jakieś artefakty Polly? - więc o to mu chodzi.

- W sumie nie pomyślałem... Nie wiedziałem, że jej to potrzebne. Nawet bez tego jest silna. - zastanowiłem się.

- Racja, ale podobno według Albedo notatek i rozmowy z Polly, potrzebuje coś z regeneracji energii i ataku albo wybuchu żywiołów... Chyba tak. - opisała alchemiczka.

- Rozumiem, coś znajdę w swoim ekwipunku. Coś jeszcze trzeba?

- To wszystko. Dziękuję za wysłuchanie.

- Nie masz za co, Sucrose. To do zobaczenia!

Zielonowłosa pożegnała się i poszła w swoją stronę.

- Taka sprawa o głupie błyskotki? - marudziła Paimon.

- A cicho bądź. Chodźmy do Polly.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Już byłem przy drzwiach pokoju różowowłosej. Żadnego odzewu nie było.

Wszedłem do pomieszczenia. Nie było jej. Trochę się zmartwiłem. (A Paimon nie ma, bo poleciała jeść)

Po chwili usłyszałem kroki i jakąś rozmowę.

Drzwi nie zamknąłem za sobą, więc widziałem kto to był. Wyszedłem z pokoju.

Wróciła Polly i kiedy mnie zauważyła, chwilę rozmawiała z Lisą, po czym pożegnały się.

- Hej, coś się stało, Aether?

- Dostałem informacje od Albedo i przekazała mi Sucrose informacje, że potrzeba ci artefakty.

- Co to?

Wpuściła mnie do siebie zamykając za sobą drzwi.

- Artefakty to takie gadżety dla osób z wizją, które wspomagają. Są takie, które dają jakiś bonus żywiołu, ataku, a nawet niektóre wspomagają osobom które mają coś słabego w swoich atakach. Jak by ci powiedzieć... ulepszają silny atak, tarcze, albo dają więcej energii.

- Pan Albedo poprosił, żebyś mi dał jakieś artefakty, żebym była silniejsza?

- Otóż to. - wyciągnąłem różne zestawy tych przedmiotów. - Według niego, potrzebne ci coś z regeneracją energii, atakiem i do współpracy żywiołów.

Usiedliśmy przy wolnym stole i dziewczyna przeglądała te gadżety.

- Niektóre z nich są takie same tylko inaczej wyglądają. Jest jakaś różnica?

- Niektóre są słabe, a niektóre mocne.

- Wygląda na to, że na tym się znasz... - oparła głowę o swoją rękę. - Wolałabym, żebyś ty mi wybrał.

- Okej! Nawet wyjaśnię ci szczegóły!

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Długo trwało szukanie najlepszych artefaktów dla niej. Niektóre z nich miały kiepskie bonusy, bo miały mało ataku.

- Więc tak... tu są dwa Emblem of Severed Fate (Godło Zerwania Losu), które dają ci regenerację energii. - przesunąłem jej kwiat i pióro tego rodzaju artefaktu. - One są najlepsze dając ci dodatkowy dmg i rate, czyli więcej obrażen krytycznych i szansę na trafienie krytyczne.

Widziałem jak bierze te rzeczy i chowa do swojej torby.

- Skąd wiesz? - o kurde, ciężkie pytanie.

- Cóż... Po prostu je widzę, każdy widzi co dany artefakt ma! Ty też umiesz! Później ci mogę pomóc.

- Wracają.. tu kolejne typu Gladiator's Finale (Finał gladiatora), dodatkowy atak! Też dodatkowy dmg i rate. Klepsydra, która doda ci więcej ataku i kielich, który da ci więcej fizycznych obrażeń dla wroga. Rozumiesz? - zobaczyłem jak kiwa głową potwierdzając.

- Teraz ostatnie, typu korona... - to według mnie najcięższy artefakt, bo mają najczęściej kiepskie statystyki. Mam pecha do tego.

- Coś nie tak? - z moich zamyśleń wyrwała mnie złotooka.

- Nie nic, niestety mam artefakty z głównym statystykiem tarcza, życie, leczenie...

- Mogę leczenie. Mam nadzieję, że mogę pomóc komuś mając ten artefakt. - zdziwiłem się jej decyzją.

Szybko wybrałem jedyny artefakt, który ma leczenie w sobie.

- Noblesse Oblige (Obowiązek szlachcica), to jest tym razem maska, która da ci więcej mocy w swoich atakach żywiołowych, jak wspomniałem może leczyć, a w dodatkowych ma tylko dmg.

- Dziękuję, coś jeszcze powinnam wiedzieć o tych gadżetach?

- Oczywiście, są ulepszone na sto procent, więc nie będzie problemu z twoim życiem, ochroną i atakiem. Cóż, mam nadzieję, że one ci pomogą, bo dając ci już się jakby z nimi związałaś. Też mam te artefakty, co jakiś czas zmieniam. Jak trzeba możesz mi dać znać o zmianę jednego z nich.

Tak jeszcze tłumaczyłem, dopóki nie dobiegła godzina dziewiąta w nocy.

Przed wyjściem jeszcze chciałem się o coś spytać.

- O czym rozmawiałaś z Lisą? Jeśli nie chcesz mówić to nie zmuszam!

- Miałam z nią trening używania żywiołu elektro. Nie umiałam jeszcze wykorzystać silnego ataku i dzisiaj dopiero mi się udało.

- Ah, rozumiem! Cieszę się, że nabierasz doświadczenia z tymi żywiołami!

Pożegnałem się z przyjaciółką i wyszedłem z jej pokoju.

Nastepny dzień

Rozmawiam teraz z Katariną na temat moich zadań i podwyższenia mi wynagrodzenia.

- Coś nie przychodzi ta twoja uczennica. - wywnioskowała czarnowłosa.

- Co? Nie! Nie jest moją uczennicą. Mógłbym prędzej powiedzieć, że jest moją asystentką.

Nagle przyleciała do nas Paimon z szaszłykiem w reku i zajadała.

- To jakie dzisiaj są zadania?

- Za chwilę, czekamy jeszcze na Polly. - szybko powiedziałem.

- Nie wiesz? Poszła w stronę Stormterror's Lair.

- Po co? - zastanowiłem się i dostałem od razu odpowiedź. - Trzeba tam iść i ją znaleźć!

~~~~~~~~~~~~~~~~

Przeteleportowałem się do Stormterror's Lair, a przedtem kazałem Paimon, żeby poleciała po kogoś.

Byłem na szczycie najwyższej ruiny, mając nadzieję, że z wysoka ja zauważe.

Oczywiście się nie myliłem. Siedziała przy widocznym dla mnie teleporcie przy północnej granicy. Szybko do niej próbowałem polecieć.
Gdy wylądowałem podbiegłem do niej.

- Nie powinnaś teraz tu przychodzić! Na dodatek beze mnie. On może cię wyczuć, wiesz?

Nie odezwała się. Spojrzałem na jej twarzy. Czy ona śpi?

Delikatnie ją złapałem za ramię i potrząsałem lekko.

- Nie śpię. - jaka ulga. - Słyszałam co mówiłeś. Jakoś lepiej słyszę mając zamknięte oczy.

- Wróćmy do miasta. Nie jesteś jeszcze przygotowana do tego co zamierzasz.

- Oho~ Dwie pieczenie na jednym ogniu!

Słysząc obcy głos wyciągnąłem miecz szybko się odwracając. To był ten sam mężczyzna co zaatakował Mondstand.

- Teraz problem, za które pieczenie się zabrać. Obydwoje jesteście smaczni~ - dziwne metafory używa o ile można to tak nazwać.

Z uśmiechem podchodzi do nas.

- Ona jest w sumie cenniejsza. To zacznę od ciebie!

Wyciągnął noże i rzucił się na mnie. Byłem na to przygotowany.

Po sekundzie stanął i odleciał ponad 5 metrów dalej od nas.
Miał wokół siebie moc elektro.

Odwróciłem głowę w stronę różowowłosej, która trzymała fioletową broń, wygląda na pistolet?

- Ćwiczyłam to z panią Lisą ten silny atak. - szepnęła do mnie. Więc o tym rozmawiały.

Szybko pojawiła się za wrogiem i i ustawiła tak ręce, żeby nie trzęsły się, a pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym usadowiła swój wzrok na nim.

- Kabum. - bez emocjonalnym głosem powiedziała po czym z jej ręki wystrzeliła wielka kula ognia. Jedyne co później słyszałem to głośny wybuch i głuchy dźwięk w moich uszach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudziłem się dopiero na szpitalnym łóżku. Obok mnie była Barbara.
Gwałtownie wstałem.

- Nie możesz teraz wstać! - pacnęła mnie w głowę Barbara.

- Co się stało? - złapałem się za głowę czując okropny ból.

- Paimon poinformowała Jean o tym, że jesteście w Legowisku Stormterrora. Szybko zebrała ludzi razem z Diluciem, Kaeyą i Noelle. Kiedy byli na miejscu, pojawiły się pająki. Podobno eksplozja Polly wywołała duże trzęsienie, że trochę ziemi spadło i niektóre pająki przygniotło. Ty za to niestety spadłeś z wysoka. - przerwała historię.

- Co z tym obcym mężczyzną? Co z Polly? - dopytałem.

- Kontynuując, na szczęście Diluc cię złapał, ale byłeś nieprzytomny. Z tym mężczyzną to do teraz się nie ocknął i siedzi w więzieniu jak narazie. Z dziewczyną nic złego się nie stało, oprócz nieszkodliwie poparzonej dłoni.

- Chcę się upewnić, że nic się z nią nie stało. - wstałem z łóżka i poszedłem do wyjścia.

- Idę z tobą. Muszę mieć pewność, że nie wywrócisz się na prostej drodze! - haha, bardzo zabawne. Nie jestem ciamajdą.

- Podobno powinna być przy pomniku Barbarosa. Miło, że tak mocno się o nią martwisz. - dopowiedziała.

- Po prostu mi zależy. Jest moją przyjaciółką.

Szybkim krokiem kierowaliśmy się w stronę wspomnianego przez blondynkę miejscu.

Gdy dotarliśmy na miejsce rozglądałem się. Dostrzegłem dziewczynę ukrytą pomiędzy stopami archona a jego skrawkiem "ubrania", o którego była oparta.

Pobiegłem do niej i szybko ją przytuliłem. Chyba wyrwałem ją z zamyśleń, że dygnęła przestraszona.

Odkleiłem się od niej i pacnąłem ją delikatnie w głowę.

- Nigdy więcej tak nie rób! Od dzisiaj będę musiał ciebie serio pilnować.

Nie odezwała się. Eh, dziecko mode on?

- O tyle dobrze, że wszyscy żyją...

- Wyczuwam między wami dziwną aurę... - wtrąciła się Barbara. - Czy wy nie jesteście razem?

Byłem mocno zaskoczony pytaniem. Czułem się.. zażenowany?

Kątem oka widziałem reakcje przyjaciółki, była czerwona, aż połowe twarzy ukryła ręką.

- Nie o to chodzi... - odezwała się wreszcie różowowłosa. - Jest moim przyjacielem i no...

- Rozumiem, przed chwilą uroczo się zachowywaliście się. Cóż, nie przeszkadzam. Ale Aether, mam cię na oku bo dalej nie wydobrzałeś! - aż zagroziła niebieskooka i poszła. Zląkłem się...

- Jak ręka? - zwróciłem się do przyjaciółki.

- Goi mi się. A ty jak się czujesz?

- Ciągle w swoim żywiole! - uśmiechnąłem się. - Wiesz.. myślałem nad wyjazdem do innych rejonów. Na jakiej kilka tygodni albo miesięcy. Oczywiście jak wydobrzeję!

- O, to super. - zauważyłem lekki uśmiech dziewczyny. - A gdzie dokładnie?

- Do Liyue. Chciałbym też, żebyś ze mną i Paimon tam podróżowała. Nie, nie będziesz tak zwanym piątym kołem u wozu!

- Cóż, chętnie. - tylko tyle? - Trzeba się pakować?

- Na luzie, kilka rzeczy. Tam też mamy swój pokój. Nie martw się. Wiesz, w międzyczasie ty możesz jeszcze poznać tu kilka osób. Razor, Bennet, Fischl, Eula, Rozalia. To naprawdę świetnie ludzie!

- Skoro tak mówisz... Nie mogę się doczekać! - szeroko uśmiechnęła się moja towarzyszka.

- Aether, już wracamy, nie ma odmowy! - krzyknęła zmotywowana Barbara.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Na tym skończę przygodę w Mondstand
W następnym opiszę skrótowo jeszcze pobyt w mieście wiatraków i będzie jako tako podróż do miasta Liyue.

Nie zanudziłam was, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro