Rozdział 10: Powrót do rozpaczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(YouTube Irl pov)

Chaos wokół nas zdawał się nie kończyć. Wiedziałem, że poza moim polem widzenia ludzie... robią okropne rzeczy... Ale nie mogłem na nie patrzeć. Jestem maszyną, ale... nawet mi robi się niedobrze na widok czegoś takiego.

Zresztą nie byłem sam w takiej sytuacji. Sal siedział koło mnie, skulony i trzęsący się z szoku. Jemu musiało być jeszcze trudniej, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt że sam przyczynił się nieco do tego chaosu. Niestety nie miałem mu jak w tej chwili pomóc.

W końcu zdawało się, że hałas zaczął zanikać. Spojrzałem na pozostałych znajdujących się po drugiej stronie. Nadal chowali się za swoimi osłonami, lecz wydawali się cali, z wyjątkiem zadrapania na czole Yuri'ego, którego musiał drasnąć jeden z pocisków. Na całe szczęście nie było to nic poważnego.

Ostrożnie wyjrzałem zza kontenera i wtedy to zobaczyłem... Dosłowny ocean krwi, jasnoróżowej krwi na każdym metrze kwadratowym ulicy, i mnóstwo ciał leżących na asfalcie... A w samym centrum tego wszystkiego czarno-biała sylwetka, idąca powoli ulicą, z powiewającym na wietrze płaszczem.

- Dos...? - ostrożnie wyszedłem zza osłony i ruszyłem za nim. Wtedy zauważyłem to... Jedno z ciał na ziemi nie należało do martwej osoby. Jeden z nich nadal żył. - Dos, zaczekaj...!

- No proszę... Kogo my tu mamy - powiedział swoim tradycyjnym tonem psychopaty. Zdawał się całkowicie mnie ignorować.

- Gh...! T-ty... Czym ty jesteś do cholery?!

- Ja? Hehe... Hehehehe...! Zabawne... Wiesz jak często sam zadawałem sobie to pytanie?

- Dos, proszę cię- GH! - nagle odepchnął mnie na ziemię. Byłem zaskoczony siłą, z jaką to zrobił... Upadłem tak mocno że o mało co nie uszkodziłem jakichś komponentów wewnętrznych.

- NIE. TERAZ - wydusił, po czym wrócił do rozmowy. - Wiesz... za to jak dręczyłeś moją siostrę i jej syna... i za to, co zrobiłeś mi... powinienem cię zabić tu i teraz. Ale...

- A... A-ale...?

Zaśmiał się. Znałem ten śmiech zbyt dobrze...

- To by było... naprawdę nudne. Nie zasługujesz na szybką śmierć. Dlatego...

- Zaraz, co ty- AGH! - zanim zorientowałem się, co się dzieje, tamten mężczyzna został ciasno skuty łańcuchem, a ten został przypięty do haka holowniczego jednego z samochodów.

- Dos? DOS?!? - nagle zauważyłem, że wsiada do samochodu, lecz zanim zdążyłem do niego dobiec, on ruszył gwałtownie z miejsca, ciągnąć za sobą tamtego gangstera. Słyszałem tylko ryk silnika i jego okrzyki bólu stopniowo znikające w oddali.

Niech to... Dlaczego...

- O cholera... Znowu mu odwaliło - zauważył Yuri, który podszedł do mnie.

- Tak. Ja... ja myślałem że to już za nami... Że już nie będzie tak postępował... Niepotrzebnie jak widać. Yuri... jestem naprawdę naiwny, co...? - spytałem.

Poczułem jak kładzie mi rękę na ramieniu.

- Nie... szczerze to też miałem nadzieję że się ogarnie... No ale w końcu nadal jest demonem... To po prostu nieuniknione.

- Tak... Masz rację. Mimo to... 

- Eh... Nic tu po nas. Chodź do środka, reszta już tam jest.

- Zaraz... A co z Salem? - zapytałem. Gdy go ostatnio widziałem... był w kiepskim stanie, mówiąc bardzo ogólnie.

- Eh... Przeżywa to. Ale Carla powiedziała że się nim zajmie, więc miejmy nadzieję że wyjdzie z tego.

*

Wróciliśmy do środka i usiedliśmy w salonie. Reszta już tam na nas czekała.

- Sal siedzi w sypialni dla gości - poinformowała nas Carla. - Uznałam że potrzebuje chwili ciszy i spokoju.

- Dziękujemy. Mam nadzieję że mu to pomoże - powiedziałem.

- Ja też - mruknął Yuri. - Reszta z nas miała do czynienia z przemocą na taką skalę, ale nie on... Musiało to nim wstrząsnąć.

- Zdecydowanie... Oh, twoje czoło! - kobieta nagle dotknęła miejsca, w którym miał ślad po pocisku.

- To tylko zadrapanie... W domu miałem znacznie gorsze.

- Domyślam się... Poczekaj, zamaskuję to - nagle poszła do łazienki i po chwili wróciła z zestawem do makijażu.

- Chwila, nie potrzebuję-

- Proszę, bądź przez chwilę cicho i nie ruszaj się.

- Ale to bez sensu, i tak noszę kominiarkę przez większość cza-

- Odpuść, moja mama tak ma - zaśmiał się Lucas. - Zawsze gdy wracałem ze szkoły po jakiejś bójce, mama nakładała mi tonę tego wszystkiego na twarz byle tylko to wszystko ukryć.

Yuri tylko westchnął. Carla z kolei zaczęła nakładać na jego czoło warstwy kosmetyków.

- To skoro chwilowo jesteś uziemiony, chcesz coś do picia? - zapytał Del-2.

- W lodówce mam piwo jeśli chcecie.

- Coraz bardziej lubię tą kobietę - Rosjanin spojrzał na mnie.

- Tylko nie mów Diego bo cię zabije za to... A tak właściwie gdzie on się podział? - zainteresował się Henry, podając mu piwo.

- Diego... Znaczy Dos... Cóż... Najprościej mówiąc... - zamknąłem oczy i puściłem z wewnętrznych głośników jeden z utworów.

https://youtu.be/xipNfeW0VoI

- Aha, i wszystko jasne - Del-2 nie wyglądał na zaskoczonego. - Jak myślicie, szybko wróci czy-

Nawet nie zdążył dokończyć, bo nagle drzwi domu otworzyły się i stanął w nich Diego. Ale...

- Diego? - wstałem i spojrzałem na niego.

Popatrzył na mnie i wtedy ujrzałem to... Przerażenie i szok w jego oczach. Był kompletnie roztrzęsiony, jego oddech był bardzo nierówny, a na ubraniu miał kilka plam od krwi.

- Ja... - zaczął. - Ja... nie pierwszy raz... kogoś... A-ale... Boże, co... co ja zrobiłem...

Podszedłem do niego i zanim zdążyłem zrobić cokolwiek więcej, Diego nagle objął mnie i zaczął płakać. Poczułem jak jego palce wbijają się w moją robotyczną skórę a całe jego ciało dosłownie się trzęsie.

- Hej... Już dobrze... Już dobrze... - powtarzałem, nie wiedząc co robić w tej sytuacji.

- Di... - Carla przerwała malowanie Yuri'ego i podeszła do niego. Delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. - Chcesz... się położyć na chwilę?

On tylko kiwnął głową. Carla wtedy wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą do pokoju.

- . . . - Lucas nic nie mówił. Patrzył tylko jak znikają za drzwiami.

- O co chodzi? - Henry popatrzył na niego.

- To mogła być częściowo moja wina... Gdybym nie zaczął gadać na temat jego livestreamów i projektu Zetsubō, może nie odwaliłoby mu w ten sposób...

- Tego nie wiesz - zauważył Del-2. - Równie dobrze mogło się to zdarzyć bez tego. Tak czy inaczej nie cofniesz czasu i nie zmienisz tego, więc nigdy się nie dowiesz jak by to wyglądało.

- Niby masz rację...

- Myślę tak samo jak Del-2 - dodałem. - To nie twoja wina, Lucas. Odpuść proszę. Nie chcę byś ty również skończył tak jak Sal i Diego.

- Okej... Jasne - odetchnął głęboko. - Dzięki.

- Nie ma problemu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro