Rozdział 6: Dom rodzinny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Henry pov)

- To tutaj! - powiedziała Carla, otwierając furtkę domu jednorodzinnego. Był to budynek z jednym piętrem i balkonem oraz niewielkim ogródkiem z przodu. Z boku był podjazd prowadzący do garażu. Mówiąc prostymi słowami, całkiem ładna posiadłość. 

- Ładnie tu - przyznał Diego, rozglądając się. Nadal nie do końca byłem w stanie zrozumieć, co dokładnie się z nim stało, ale nie miałem nic przeciwko tej wersji jego.

- Dzięki... Lucas, jesteśmy! - krzyknęła w głąb mieszkania.

- RAWR, DAWAĆ MI SWOJE NERKI! - nagle z pokoju obok wyskoczył nastolatek w masce czarno-białego niedźwiedzia. Sal aż pisnął jak dziecko i schował się za nami.

- Następnym razem użyj straszniejszej wersji Monokumy i wylej na siebie nieco sztucznej krwi, efekt będzie lepszy. Choć doceniam użycie modulatora głosu - skomentował Diego, którego sytuacja zdawała się wcale nie ruszać. Cóż, to już mu chyba tak zostanie.

- Mam ograniczony budżet, okej?! Kieszonkowe mi nie starcza, a jeszcze nie mogę pracować - zdjął z siebie maskę. Pod nią ukrywał się młody chłopak z białymi włosami z odstającą "antenką" i brązowo-czerwonymi oczami. Miał na sobie czarną koszulkę polo, białe spodnie i czerwony krawat.

- Jakbyś nie wydawał tyle pieniędzy na farbowanie włosów, może by ci starczyło - zauważyła Carla.

- Ej, to moja stylówka, okej?! Tak wyglądam zajebiście! Przecież prezes Szkolnego Fanklubu Danganronpy musi się prezentować!

Nie wiem czy bardziej mnie drażnił fakt że właściwie popierali jego dziecinne żarty, czy to że młody chłopak miał fanklub.

- Dobra, zostawmy rozmowę na inny raz, dobrze? To jest Lucas - przedstawiła go Carla.

- 'sup. To ci frajerzy o których pisałaś na fonie?

EXCUSE ME?

- Nie obrażaj ich... Ale tak, to o nich ci mówiłam.

- Oh. No dobra. Przynajmniej ubierają się spoko - w tym momencie spojrzał na Yuri'ego i Diego. - No, większość.

- POWIEDZ MI TO PROSTO W TWARZ, CWANIAKU - wtedy Dos przemienił się w "siebie".

Carla walnęła dłonią w czoło, za to Lucas zdawał się być zafascynowany jego transformacją.

- Ja pieprzę! Ty jesteś kolesiem z tych livestreamów z Morderczych Gier! - krzyknął.

- Chwila, oglądasz je? - w tym momencie wrócił do formy Diego.

- Mhm! Najlepszy był sezon 71, ten gdzie-

- Ej, nie spoileruj, niektórzy tu próbują nadrobić! - krzyknął Del-2.

- Nie mów że ty też... - spojrzałem na niego. - Zdrajca.

- Po V3 się uzależniłem. Ale nie mam czasu przez pracę, więc dopiero kończę "Ekstremum Techniczne".

- 68? Oj, następny bardzo ci się spodoba ;) - uśmiechnął się Lucas. - "Namiętność Ciemności" to dzika jazda. Serio, co stream pościel do wymiany.

- To już wiem skąd nagle cię wzięło na robienie prania - Carla spojrzała na niego. On tylko zaśmiał się nerwowo.

- Tak czy inaczej... Potrzebujesz asysty, Carla? - YouTube zmienił temat naszej rozmowy, i bardzo dobrze, bo wchodziliśmy na rejony na które nie miałem zamiaru wchodzić.

- Właściwie to chętnie... Pomożesz mi wnieść zakupy do kuchni? Lucas, ty możesz pokazać pozostałym dom.

- Mhm... Jasne, mamo.

- Dzięki - mrugnęła na niego i poszła z androidem do kuchni.

- No dobra, chodźcie do salonu.

*

- Łoł, całkiem przyjemne miejsce - skomentował Yuri.

Salon był niewielki, ale przytulnie urządzony. Dwie kanapy i fotel, między nimi stolik do kawy, przy ścianie kominek, a nad nim telewizor. W kącie szafka na różne drobiazgi i roślina w doniczce.

- O ja pierdzielę, Quentin jeszcze się trzyma?! - Dos stanął przy doniczce.

- Quentin? - zapytałem, zdziwiony.

- Tak nazwałem nasze drzewko. Poznałem go, bo w dolnej części pnia ma ślad po przypaleniu. O, tutaj - wskazał na niewielki, czarny obszar. - Nigdy nie doszedł do siebie po tym incydencie z palnikiem.

- Palnikiem? Okej, muszę o tym usłyszeć - Lucas aż przysunął się bliżej.

- To nic takiego... Jak miałem 20 lat, upiłem się za bardzo i stwierdziłem że zobaczę po jakim czasie Quentin zacznie się palić. Siostra mnie zatrzymała, ale ślad pozostał.

- Nie sądziliśmy że miałeś aż tyle przygód - powiedział Del-2.

Diego zaśmiał się.

- Ta... Trochę tego było. Ale nic powyżej normy. To chyba rodzinne, bo tata podobno w młodości też odwalał takie głupoty.

- A propo rodziny, skoro podobno jesteś moim wujkiem, to mogę się pochwalić - Lucas nagle podskoczył. - Wiesz że chodzę do Hope's Peak American Academy?

- Zaraz, to oni odbudowali tą szkołę?!

- Zaraz, o czym my teraz mówimy? - zapytał Sal.

- Kojarzycie Hope's Peak, nie? 

- No tak... To ta felerna szkoła - westchnąłem. - W teorii masz rozwijać swój talent, a nagle pojawia się ten niedźwiedź, no i wiadomo co dalej.

- Ta... Ale mało kto wie że mieli otworzyć oddział w USA. Tak naprawdę to ja także do niej się dostałem wiele lat temu, i to w pierwszym roku jej funkcjonowania, ale ktoś wysadził budynek i musiałem zmienić plany.

- Miałeś być uczniem tej szkoły? Zaraz, to znaczy że miałeś jakiś talent? - ten wątek bardzo mnie zainteresował.

- Uh... Tak... - odwrócił wzrok.

- Ej, mnie to ciekawi! - krzyknął Sal. - Jaki?

Diego zaśmiał się nerwowo.

- Ludzie... To jest idiotyczne...! Będziecie się śmiać.

- Nie będziemy! No weź!

Westchnął.

- No dobra... Miałem być Superlicealnym Projektantem Mody. Zadowoleni?

- Projektantem mody? W sensie...

- Ta... byłem dobry w projektowaniu strojów i dobieraniu ich. Wiem, to brzmi idiotycznie-

- Idiotycznie? Dla mnie to brzmi zajebiście!

- Czej, co?

- To bardzo dobry talent - powiedziałem. - Wiesz jak ważny dla wielu ludzi jest strój? Dla niektórych jest to jedyny sens ich życia. A skoro dostałeś się do tej szkoły, twój talent w tym zakresie musiał być czymś wyjątkowym.

- Henry i Sal mają rację - wtrącił Yuri. - Nie powinieneś się wstydzić, tylko być z tego dumny.

- Oh... Um - odwrócił wzrok. Wyglądał na lekko zawstydzonego. - Dzięki...?

- A skoro zaczęliśmy ten temat... - Del-2 zmienił temat i spojrzał na Lucasa. - Jak wygląda to u ciebie?

- Ja? Super że pytasz... Jestem Superlicealnym Organizatorem! Potrafię zaplanować wszystko, od prostej dyskoteki szkolnej po najbardziej popularny teleturniej! Nawet królewskie wesele byłoby dla mnie dziecinnie proste!

- Łał, co jak co, ale TO się nazywa talent - przyznał Diego. Musiałem się z nim zgodzić - zmysł organizacyjny to rzadka cecha, bardzo potrzebna w naszym świecie.

- Hehe~ A żebyś wiedział! Dobra, wy tu posiedźcie i oglądajcie sobie telewizję czy coś a ja zajrzę do mamy czy nie potrzebuje pomocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro