brzydko jest przysięgać (diana x gilbert)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     „Ależ to bardzo brzydko przysięgać" pomyślała sobie Diana Barry, idąc ścieżką z Jabłoniowego Wzgórza. Śnieg zaczepił się na krawędzi jej sukienki niczym dodatkowa, ozdobna koronka, utkana specjalnie dla niej przez panią Zimę. Gdyby ktoś zerknął wtedy na Dianę, istotnie mógłby pomyśleć, że dla takiej ślicznej dziewczynki każda pora roku chciałaby coś dać, a pani Zimie było do niej najbliżej. Dianę aż chciało się obdarowywać. Czemu więc ona nie została obdarowana tym, czego tak bardzo pragnęła?

     Zbiegła w kierunku drogi na Zielone Wzgórze i przejechała dłonią po ozdobionych białym puszkiem gałęziach. Ania uznałaby to za niezwykle romantyczne, ale Diana nie była Anią. Była miłą i grzeczną dziewczynką z Avonlea, o której żaden mieszkaniec nie mógł rzec złego słowa. Była wzorem dobrze wychowanej dziewczynki. Ale czy dobrze wychowane młode damy łamią przysięgi?

     Zawsze była tak lojalna, wierna i oddana Ani. Uczestniczyła we wszystkich wybrykach rudowłosej, brała z nią udział w największych głupotach, zgadzała się na dziwne pomysły swej towarzyszki. A teraz? Teraz szła ku jej domowi, by złamać jej serce.

     „Cieszę się ogromnie, że będziesz mieszkała na Zielonym Wzgórzu". Te słowa padły tak dawno, a jednak przypominały się Dianie boleśniej z każdym krokiem. Gdyby nie ta rudowłosa dziewczynka z Zielonego Wzgórza, może wszystko wyglądałoby inaczej. Może Diana Barry nie płakałaby po nocach, w swej nieśmiałości obawiając się widoku łez. Mimo że były jej towarzyszkami, lękała się ich i pozbywała, choć przecież nie tak dama traktuje gości. Ale nie takiej gościny chciała na swych policzkach.

     Ach, gdyby Gilbert Blythe wiedział, że to dla jego ust były przygotowane jej rumiane od wiatru i chłodu lica. Że to on sprawiał, że drżącą ręką odgarniała niesforne, czarne kosmyki, próbując ukryć różowawe policzki. Że wysłuchiwała narzekań Ani na jego temat i cierpiała w duszy, widząc, że ta dwójka prędzej czy później zejdzie się ze sobą. A wtedy ona odejdzie.

     Stanęła przed drzwiami domu Cuthbertów i zacisnęła delikatne usteczka. Wiedziała, że Maryla wyszła do Małgorzaty, a Ania była w szkole, zajęta najpewniej dyskusjami z belfrem. Mimo obecności w gospodarstwie jedynie Mateusza i Jerry'ego, Diana obawiała się. Jej delikatne i nieskalane pracą dłonie drżały na samą myśl o tym, że miała zapukać do tych drzwi, w których tak często widziała przyjaciółkę. Nie, to nie mogło tak być.

     Odwróciła się i poprawiła kapelusik. Niebieska wstążka musnęła ją po twarzy, jak gdyby chciała zawrócić dziewczynę. Spuściła wzrok, słysząc podśpiewywanie Jerry'ego ze stodoły. Francuzik przerzucał siano zziębniętymi dłoniami i nawet nie zdawał sobie sprawy, że obiekt jego westchnień stracił na chwilę swój własny dech, bijąc się pomiędzy lojalnością, a uczuciem. A Diana, choć miała imię bogini, nie była waleczna. Damy przecież nie walczą...

     Zacisnęła piąstki, po czym odwróciła się i szybko weszła do zacisznego domu. Nie zdejmowała kapelusika ni płaszcza; to przecież miało zająć tylko chwilę. Pożegnania nie powinny być długie, bo wtedy bardziej bolą. Winny być szybkie, niczym pchnięcia nożem. Niepodobne wcale do odpływającego statku, bo czyż nie boli bardziej, gdy się widzi wciąż coś, co się pożegnało?

     Barry ostrożnie przeszła przez salon, czując się jak intruz. Tak wiele razy bywała tu z Anią, tak wiele czasu spędziły tu na czytaniu książek, na swoich małych przyjęciach, na rozmowach, których nie mogła słyszeć Maryla, a Mateusz nie rozumiał. Teraz to miejsce wydawało jej się niesamowicie obce, zimne i przepełnione jeszcze większym lękiem niż jej własne serce, które biło stanowczo za szybko.

      Weszła na schody i zdawało jej się przez chwilę, jakby ktoś zamienił jej stopy w kamienie. Nie mogła się ruszyć, zrobić kroku. Droga na górę przypominała ostry, niezdobyty szczyt, a ona stała u jego podnóży w błękitnej sukience. Wchodziła na Olimp, a jej ciężkie od winyserce zdawało się ściągać wzrok dawnych bogów. A Diana Barry nie znosiła spojrzeń w swą stronę, gdy się lękała.

     Gdy znalazła się na górze i miała przed sobą te jasne, tak dobrze znane drzwi, coś tknęło ją w duszy. Co powiedziałaby Ania, gdyby ją teraz zobaczyła? A matka? Przecież przysięgała... „Ależ to bardzo brzydko przysięgać". Brzydko jest łamać przysięgę, Diano.

     Pchnęła drzwi i poczuła, jakby co najmniej odwaliła kamień z grobu pańskiego. Przestąpiła próg pokoju i znalazłwszy się w środku, oparła się o ścianę. Był tutaj. Był. Leżał na łóżku, zmożony chorobą i zimnem, otulony kocem. Na czole miał kropelki potu, a czarne kosmyki włosów pałętały się wokół zamkniętych oczu. Był z tego samego świata, co ona. Tak samo dobrze wychowany, miły, dobry. Ale on był podróżnikiem. Wolał zwiedzić świat Ani Shirley.

     Przypominał jej porcelanową lalkę, tak bladą miał twarz i tak hebanowe włosy. I przez to obawiała się go stłuc swym uczuciem. Wyrosła przecież z lalek.

     „Czy przysięgasz, że będziesz moją przyjaciółką na wieczne czasy?". Diana zbliżyła się do łóżka i przysiadła na jego krawędzi. Ostrożnie wyciągnęła rękę i pogładziła go po włosach, drżąc przy tym z emocji. Była tak blisko tego, którego tak ukochała. Tak głupio byłoby przyznać się przed Anią, że marzyła o tej bliskości! Ania by to wyśmiała, przecież nie znosiła Gilberta! Nie znosiła, głupie gadanie. Ania go kochała i z szacunku dla jej miłości Diana usunęła się w cień. Ale nie można całe życie być cieniem. Choć raz chciała być słońcem. Choć raz.

     „Uroczyście obiecuję i przyrzekam..."
Pochyliła się nad nim i zamknęła oczy. Czuła dreszcze na całym ciele.
„Pozostać wierną najlepszej mej przyjaciółce..."
Położyła swoją dłoń na jego policzku. Skórę miał zimną jak lód, ale w tamtym momencie kochała zimno.
„Ani Shirley..."
Jej krucze włosy opadły kujego klatce piersiowej. Oddychał z trudem.
„Dopóki słońce i księżyc istnieć będą"
Złożyła delikatny pocałunek na jego spierzchniętych ustach. Miały gorzki smak, jakby ich słodycz nie była dla niej.

      Gilbert otworzył oczy i uniósł się na łokciach, prawie zderzając się z nią głowami. Odsunęła się gwałtownie, poprawiając kokardkę na włosach. Uciekła spojrzeniem ku lusterku, które stało równolegle do niej i poczuła, jakby ktoś uderzył ją w twarz. W tafli szkła nie dostrzegła Diany Barry. Zobaczyła dziewczynę o włosach w kolorze węgla, która paliła się ze wstydu. Dziewczynę, która zdradziła.

     — Diano? Co ty tu... — Blythe dotknął swych ust opuszkami palców. — Czy...

     — Wybacz, Gilbercie. — Podniosła się ze łzami w oczach i zacisnęła wargi. Och, jak żałowała tego pocałunku. Jak bardzo paliła ją dusza i wargi. — Ja... przyniosłam ci lekcje. — Sięgnęła do płaszczyka i wyjęła zeń kilka kartek. — Pan Philips spisał ci zadania matematyczne. J-ja już...

     — Diano — rzekł spokojnie, acz twardo. — Dziękuję, że przyszłaś. Twoje towarzystwo jest mi szczególnie miłe.

     Miłe. Ach, jest mu miła jej obecność! Czyż mogło byćpiękniejsze zdanie? Barry uśmiechnęła się delikatnie i wdzięcznie, po czym skłoniła główkę w podzięce. Blythe westchnął głęboko i wyciągnął do niej rękę. Podała mu dłoń, a on ucałował ją delikatnie i przymknął oczy. Serduszko Diany uderzyło mocniej o klatkę piersiową.

     — Diano? — Ania stanęła na progu pokoju. — Myślałam, żeś chora! Ruby usiadła ze mną na dzisiejszym literowaniu. Uwierzysz, że Józia Pye się pomyliła? Och... — Zerknęła ku Gilbertowi. — Przepraszam, przeszkodziłam wam? — Wymówiła to z trudem. Blythe pokręcił głową, wpatrzony w nią jak w obraz. Lecz czy i Diana nie była dziełem sztuki?

     — Już miałam się zbierać, wybacz. — Czarnowłosa poprawiła kapelusik i skierowała się do wyjścia, zostawiając ich w pokoju Ani.

     Wyszła, a na jej ustach pozostał cień warg Blythe'a i spadły nań promienie łez.

     Światło rozprasza cień, lecz deszcz się w nim topi.

     Cieniowi tak blisko do szarych chmur pełnych deszczu.

❁♡❁

Och, serce mi pęka nad ukochaną Dianą! Specjalnie dla cudownej pizzavitae powstał ten one shot i mam nadzieję, że się Wam spodobał. Wyboldowany tekst to zdania z przysięgi Ani i Diany.
Jestem totalnie za shirbert, ale jednak aua

Natalko (pizzavitae) dziękuję Ci za upięknienie wattpada swoimi pracami i rozśmieszanie talksami. Mam nadzieję, że spełniłam Twoje oczekiwania co do diana x gilbert w moim wykonaniu.

Dawajcie znać jak Wam się podoba (lub nie)! Całuję mocno, do zobaczenia w 3 sezonie AWAE! ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro