IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maja's POV:

Poczułam przenikliwy chłód. Uchyliłam powieki, co przyszło mi z niemałym trudem, bowiem zdawały się być zaklejone, a ja niespełna rozumu. W samochodzie panowała ciemność, zaś niebo za oknem dopiero robiło się fioletowe. Potrzebowałam skorzystać z toalety, więc było to jedyną motywacją żeby nie zasnąć z powrotem, a naprawdę miałam taką chęć, czułam się, jakbym nie zmrużyła oka przez kilka dni. Spojrzałam z nieprzytomną miną w stronę Dana. Siedział wygodnie, niemal leżąc na siedzeniu, zaś brodę oparł na obojczyku. W dłoniach trzymał telefon, rzucające nikłe światło z przygaszonego ekranu. Drzwi od strony kierowcy uchylił, więc świeży wiatr dostawał się do środka przez niewielką powstałą szczelinę.

- Co tam? - Zapytał spoglądając w moją stronę, po czym zablokował ekran. Pewnie zauważył kątem oka, że się obudziłam - Wyspałaś się?

- Czuję się tragicznie - Popatrzyłam na dwa koce, którymi najwidoczniej mnie przykrył kiedy zasnęłam - Dzięki za troskę. Dlaczego jest tak mroźno?

- Wybrzeże - Posłał mi szeroki uśmiech, po czym poprawił się i wyprostował na siedzeniu - Boże, moje plecy. Dlaczego tragicznie?

- Zimno mi i jestem potwornie zmęczona. Jesteśmy już na miejscu? - Ożywiłam się nieco, ale obydwoje wiedzieliśmy, że jest to pytanie retoryczne.

- Nie dziwię Ci się. W najgorszym wypadku spałem w otwartym garażu u kumpla, kiedy była dziewczyna wykopała mnie z domu na dwa dni.

- To dlaczego otworzyłeś drzwi? - Zapytałam nieco niegrzecznie, jakbym nie miała za grosz szacunku do osoby dorosłej. Dan jednak pozostał niewzruszony, jakby moje zachowanie w stosunku do niego było zupełnie normalne. Patrzył się przed siebie z obojętną miną.

- Trochę świeżego powietrza - Odparł spokojnie, zaś jego opanowanie mnie zadziwiło. Może myślał o czymś złym? Albo był zły na mnie. Może zniszczyłam mu jakieś plany.

- W każdym razie, potrzebuję skorzystać z toalety.

- Czekamy na hotel, wytrzymasz pół godziny? Recepcja funkcjonuje od piątej, od razu pójdę zapytać o pokoje. I muszę się umyć, bo cholera, czuję się brudny.

Danny's POV:

Zakreśliłem "Łóżko małżeńskie" z wielkim uśmiechem na ustach.

Recepcjonistka wyjrzała na mnie zza szkieł kocich okularów, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, pokazała palcem na puste pole u samego dołu kartki. Postawiłem tam byle jaki podpis, bowiem moim podpisem jest brzydko nakreślone, własne nazwisko. Nigdy w życiu nie zwracałem uwagi na takie pierdoły.

- Jestem - Usłyszałem. Spojrzałem w dół, na jej bladą, piegowatą twarzyczkę.

Recepcjonistka zerknęła na kartkę, po czym ponownie na Maję, z wysoko uniesionymi brwiami. Dziewczyna oddała spojrzenie, nieco zdziwiona, a ja doskonale wiedziałem o co chodzi. Objąłem ją ramieniem, wziąłem kluczyk, chwyciłem rączkę wózka z naszym bagażem i ruszyłem za symbolem namalowanej windy, nie dziękując nawet za usługę.

Hol był bardzo rozległy, urządzony na złoto i biało. W samym centrum pomieszczenia postawiono fontannę, której dno wykonano ze szkła, tak samo jak figurkę pantery (Co mnie nie zdziwiło bowiem jest to chyba najbardziej rozpoznawalne zwierze kojarzone z Florydą) stojącej na czymś, co chyba miało być głazem, po którym spływa woda. Całą podłogę w dalszej części wyłożono białym materiałem, strefa ta została oddzielona czarną wstążką poprzyczepianą do srebrnych słupków. Przy wejściu stała tabliczka głosząca "Obuwie zmienne". Nieco bałem się, jak będzie wyglądało moje konto w banku po pobycie tutaj przez okrągły tydzień, ale nie chciałem zabierać Mai byle gdzie. Chyba wszyscy jeszcze spali, bo świeciło pustkami a śniadanie wydawane jest dopiero od ósmej.

Nacisnąłem palcem wskazującym odpowiedni przycisk, rzucając jej szybkie spojrzenie i uśmiechając się przy tym pod nosem, choć był to uśmiech nerwowy. Dziewczyna bez przerwy wpatrywała się we mnie pytająco, rude kosmyki włosów opadały jej na ramiona a szare oczy błyszczały od jasnych światełek pod sufitem. Miałem zamiar opowiedzieć jej wszystko dopiero kiedy drzwi od naszego pokoju się zamkną. Znaczy... Miałem zamiar ją nieco okłamać, i tak, było mi z tym cholernie źle, bo sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Dla własnego "widzimisię", najpewniej.

- O co chodziło tej babie zza lady? - Zapytała kiedy automatyczne drzwi windy się zamknęły.

W środku pachniało potwornie mdłymi, damskimi perfumami od których wręcz nie mogłem oddychać, w rogach poustawiano brzydkie kwiatki w czarnych, kwadratowych wazonach. Na każdej ze ścian wisiało lustro, zaś z głośnika leciała spokojna muzyczka. Nie było to dla mnie komfortowe miejsce, właściwie poczułem się trochę pedalsko.

- Nie wiem o czym mówisz - Wyznałem pierwsze kłamstwo jakie miałem w zanadrzu, wyobrażając sobie jak rośnie mi nos.

- Widziałeś to - Pociągnęła mnie lekko za rękaw bluzy, przez co poczułem się jeszcze bardziej niekomfortowo - Popatrzyłeś najpierw na mnie, potem na nią.

Jestem kłamcą doskonałym, ale ją było mi wyjątkowo trudno okłamywać. Jak kiedyś zmyślone bajeczki wychodziły z moich ust niczym pociski z automatycznej broni, tak tutaj przypominałem rewolwer któremu zaciął się spust. Wydałem z siebie dziwne chrząknięcie, przez co jeszcze na dodatek się zawstydziłem, choć miałem też ochotę się z tego zaśmiać, bo ten odgłos był zabawny. Maja uniosła brwi stając przede mną i krzyżując ręce na piersi, by móc wydobyć ze mnie absolutnie wszystko. Ta dziewczyna chyba doskonale wie, kiedy ktoś coś kręci. Mimowolnie zerknąłem na jej usta, po czym mój wzrok zjechał nieco niżej, na dekolt, choć wcale tego nie chciałem.

- Nagadałeś jej coś o mnie - Powiedziała, zaskakując mnie tym ogromnie. Nie sądziłem, że mogłaby podejrzewać akurat to.

Usłyszałem piknięcie i drzwi rozsunęły się. Dziewczyna wyszła z windy a ja zaraz za nią, ciągnąc wózeczek z bagażem. Znaleźliśmy się w niedużej izebce, gdzie były trzy pary drzwi. Podszedłem do tych z numerem siedemnaście B (inne to A i C), po czym otworzyłem je kluczykiem ze srebrnym breloczkiem przedstawiającym pumę.
Przepuściłem ją, wściekłą i obrażoną przodem. Kiedy wjechałem wózkiem do przedpokoju, zamknąłem drzwi na zamek i rozjerzałem się. Było to pomieszczenie nieduże, na bazie kwadratu w szarych i białych odcieniach. Na kafelkach leżał biały, szorstki dywanik z nazwą hotelu, powieszono minimalistyczne obrazy z motywem kwiatowym dodając do pomieszczenia pastelowego różu oprawionego w złotą ramę. Maja przeszła do sypialni a ja czekałem aż krzyknie. Drugie drzwi to była najpewniej łazienka.

- Czemu jest tylko jedno łóżko? - Zawołała.

Ciśnienie mi nieco skoczyło ze stresu. Bałem się, że wyczuje kłamstwo od razu, więc stanąłem jak wryty czekając na rozwój wydarzeń. Dziewczyna chwilę później stanęła w progu i wbiła we mnie spojrzenie, od czego niemal nie zmedlałem.

- Co Ci jest? - Zapytała ponownie krzyżując ręce na piersi. Pewnie przypominałem mumię odwiniętą z papieru toaletowego.

- Patrzyła tak na Ciebie bo nie mieli wolnych dwuosobowych pokoi - Starałem się brzmieć przekonująco i patrzeć jej w oczy w trakcie mówienia. W kieszeni trzymałem skrzyżowany palec środkowy i wskazujący, dla czystego sumienia - Więc musiałem wziąć pokój małżeński.

Uniosła lekko brwi i zamyśliła się, zawieszając wzrok. Czekałem na jakąkolwiek odpowiedź a z każdą sekundą cholernie się bałem, że pójdzie do recepcji zapytać lub dowiedzieć się, czy faktycznie tak jest. Wstrzymałem oddech.

- Coś wymyślimy - Odparła po chwili, bardzo powoli - Jest tam jeszcze kanapa.

Pieprzona kanapa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro