Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od tamtej chwili już się tu nie pojawił.

Być może nie powinnam tak ostro zareagować...

Gabi przestał mnie uczyć. Ender Many żyły własnym życiem, ostatnio nowych budowli się pojawiło na tym terenie. Przez cały czas miałam tak jakby labę i moją ukochaną książkę.

Dopóki się nie skończyła.
Liczyła 298 słów, i tyle.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc głównie siedziałam na skraju świata wymachując nogami. Przede mną była ta wysepka, na której znalazłam tą książkę.

On musiał tu być. Herobrine prawdopodobnie przebywa na Świecie, Essen też musi tam być. Chłopak opowiada o swoim życiu, o swoich przygodach. O przyjaciołach. Jego życie toczy się dalej. Chyba. A jak się toczy dalej, to pewnie napisze dalsze jego losy? Tak, bo dopisał c.d.n. na końcu strony. Gdy tak się wykrwawiał po pewnej wojnie z pewnym bossem, a jego siostra mu pomagała uciskać ranę postrzałową. Ten boss miał maskę, na jego ubrania podobno nie zwracał uwagi.
Mhm.

Muszę się stąd wydostać.

Ale jak? Portalu szukałam - ani śladu po nim. Gdy próbowałam nawiązać jakikolwiek kontakt z Endkiem, on mnie nie rozumiał. A słudzy milczeli. Pewnie chcą mnie tu przytrzymać, bo... Bo... No nie wiem, naprawdę. Chcą swojego Władcę w swoim wymiarze? To od kiedy Świat taki niebezpieczny, czy coś?

Czy coś...
Naprawdę nie wiem.

***

Nagle za mną rozległo się echo cicho płaczącego dziecka. Odwróciłam głowę za siebie ze znakiem zapytania, jednak od razu moja reakcja się zmieniła.

- KTO TO JEST?! - w ułamku sekundy poderwałam się ze skraju przepaści łapiąc za kosę, robiąc przy tym obrót. Przede mną stał speszony Herobrine z nieznanym i obcym dzieckiem. Na oko starszym ode mnie, góra dwa lata. Widząc moją nagłą reakcję dzieciak przytulił się do pasa ojca, chowając głowę. A ten spiorunował mnie wzrokiem. - Przepraszam... Aczkolwiek dałeś mi nie raz do zrozumienia, że powinnam tak reagować, zanim ktoś mnie ,,dźgnie" i odkryje kim jestem. Kto to jest? - powtórzyłam nie co spokojnie, chowając broń. Mam nadzieję, że towarzystwo Herobrine'a jest w miarę bezpieczne. Jeżeli on tu jest, to jest wszystko w normie. Raczej nie powinnam się obawiać o drugiego osobnika. Prawda?..

- G-Gdzie my jesteśmy?.. - dzieciak odsunął się trochę od mężczyzny, przyglądając się mi. Przeszedł mnie lekki dreszcz na samo skrzyżowanie z nim wzroku. Jego czarna grzywka prawdopodobnie długich do ramion włosów z pod białego kaptura zasłaniała mu częściowo czerwone oczy o białych źrenicach. Karnacja była również czarna jak włosy, przy czym poczułam dziwne deja vu. Jego głos był chrapliwy od płaczu, ale jakby na to nie spojrzeć mogło się wydawać, że gdyby nawet nie płakał to i tak by miał taki ton...

Dark Lord nadal się nie odzywał...

- Kim jesteś. - powiedziałam stanowczo nie co zirytowana, dostając w odpowiedzi dość strachliwą reakcję dziecka. Gdy schował się za nim, miałam chwilę olśnienia. Tak jakby taka sama myśl na pierwsze zobaczenie Herobrine'a. Jednak po za tą informacją było coś jeszcze... Na głos brzmiało by to głupio, ale poczułam konkretne brzmienie bezbarwnego głosu w umyśle, że to konkretnie przyrodni brat. Niech tylko jeszcze mamusia przyjdzie i będzie git.
Nie uwierzę w to, dopuki to się nie potwierdzi. Chociaż ta karnacja mówi sama za siebie... Ugh! To pewnie zbieg okoliczności, i tyle.

Szatyn przeczesał palcami grzywkę, wdychając cicho.

- To jest...

- Abdiel. - przerwałam mu. - Mam rację?

Chłopak ze zdziwienia wychylił łeb.

- Widzę, że główka pracuje. - zachichotał w moją stronę, lekko pukając się w czoło. - Tak, to Adbiel.

- Mów mi Entity. - odezwał się za białookim. - Entity_303. - widziałam w jego oczach wachanie, zanim zdecydował się do mnie podejść i wyciągnąć rękę. Z lekkim przyćmieniek mózgu uścisnęłam ją lekko. Ma bardzo szortką skórę. - A ty?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro