Rozdział 40 💥,,Nie puszczę cię, rozumiesz?.."💥

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czując, jak zanurzam się w wodzie ulga opanowała moje ciało. Wynurzyłam się ze źródełka, przecierając oczy zaciśniętymi pięściami od wody. Ból w plecach spowodowany zetknięciem się z mieczem Herobrine'a się nasilił, krwawiłam. A jednak trafiłam do źródełka wody.

- Na Notch'a... - nie mogłam uwierzyć własnym oczom. - Darify!

Cieszyłam się jak nie wiem co. Pomimo, że chłopak leżał nieprzytomny w rogu jaskini cały poobijany, krwawiąc z niektórych części ciała, to... Żył! Chyba...

Nie patrząc nawet pod nogi ruszyłam czym prędzej w jego stronę, wychodząc z brudnej od mojej krwi wody. Każdy ruch ciała paraliżował z bólu moje mięśnie, jednak w tamtych chwilach ignorowałam go, tak samo jak przylegające do mojego ciała mokre ubrania. Przykucnęłam przy nim po chwili, sprawdzając mu puls.

Całe szczęście... Odetchnęłam z ulgą, czując pod naciskiem moich dwóch palców puls chłopaka na tętnicy szyjnej. Był słaby, ale jednak.

- Wracamy do domu, Dari... - mówiąc to wzięłam go pod ramię, szukając wzrokiem wyjścia z jaskini.

***

- Dari... - powiedziałam zachrypniętym głosem, widząc oślepiające mnie światło słońca ku wyjścia z jaskini. Odzyskał przytomność już dawno, w chwili, gdy odnalazłam drogę powrotną do domu. Był jednak bardzo osłabiony, ja niestety też. - Dari, ja już nie mo- -urwałam, tracąc już doszczętnie siły. Upadłam bezwładnie na zimne podłoże, a razem ze mną młodszy brat. Jęknęłam z bólu, zamykając oczy. Jestem taka zmęczona...

- Dasz radę, siostro. - wybełkotał, jęcząc przy tym z bólu. Poczułam, jak chłopak przewraca moje ciało na plecy, klepiąc lekko po twarzy. - Nie zasypiaj, proszę...

- Jestem taka zmęczona, bracie... - wyszeptałam, czując jak słone łzy spływają mi po twarzy. - Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że...

- Proszę, wstań, już niedaleko. - powiedział zachrypniętym tonem głosu. Z trudem otworzyłam oczy, próbując wstać. Nie udawały mi się pierwsze próby, więc zielonooki postanowił mi pomóc. Widziałam, jak bardzo się przy tym męczył, jednak nie dawał zmęczeniu za wygraną. Tym razem to on służył mi za podpórkę, ledwo trzymałam się jego ramienia.

W pewnym momencie Darify odwrócił głowę za siebie.

- CARIFY, MUSIMY UCIEKAĆ! - wrzasnął nagle, mimowolnie przyspieszając. Nie wiedziałam co zobaczył za nami, że tak nagle przyspieszył, ale jeśli dostał taki przypływ adrenaliny to to musiałoby być coś strasznego... Nie miałam siły się odwracać by sprawdzić, co za nami było.

Pisnęłam, czując jak pod swoim ciężarem podłoże się zawala. Adrenalina zwiększyła na sile przez co puściłam brata, samodzielnie biegnąc przed siebie w stronę ściany bruku, na którą oboje musieliśmy się wspiąć by uniknąć śmierci.

- Idź pierwszy, ja cię podsadzę. - powiedziałam, zatrzymując się przy ścianie. Spojrzałam na niego błagalnie, jednak on mimo tego złapał mnie za talię, podnosząc przy tym do góry. Mimowolnie wspięłam się po niej by nie spaść. - Ty idioto, co ty robisz?! - krzyknęłam, będąc już na samej górze.

Odwróciłam się w stronę przepaści, mając łzy w oczach. Chłopak stał na jednej kratce żwiru, która w każdej chwili mogła się pod nim zawalić. Wyciągnął ręce ku górze, chcąc, bym mu pomogła się wspiąć.

- Nic. - powiedział, kiedy złapałam go za rękę, z trudem go wyciągając z pułapki. - Ty jesteś ważniejsz- AAA! - wrzasnął nagle.

- DARIFY! - również wrzasnęłam, kiedy moje ciało zsunęło się w stronę przepaści. Jak najszybciej jak to możliwe wyciągnęłam żelazny miecz, wbijając go za siebie w brukowe podłoże. Trochę mi to ułatwiło zadanie, jednak nadal w każdej chwili mogło mi się nie udać. Musiałam puścić chłopaka, by nie puścić rękojeści miecza, który aktualnie był moją ostatnią deską ratunku. Powoli traciłam siły, jednak ja się nie poddawałam. Nie mogę go tak teraz stracić, po prostu nie mogę... Nie teraz, kiedy go znalazłam...

- Nie puszczę cię, rozumiesz?.. - wyszeptałam przez łzy. Nie odrywałam jednak wzroku od tych zielonych oczu, one też płakały wyrażając cierpienie, strach, jak i zmęczenie. Czując, jak poluzował ucisk na mojej dłoni wytrzeszczyłam oczy. - Nie...

Widziałam, jak był bardzo osłabiony. To mnie najbardziej przerażało.

- Kocham cię, Cari. - powiedział nagle, jeszcze bardziej luzując uścisk. - Nie mam już siły, przepraszam...

- Nie! - krzyknęłam, ciągnąc go w swoją stronę. - Nie możemy się poddać, jeszcze nie teraz! Zaraz będzie po wszystkim! - mój płacz przybierał coraz bardziej histeryczną formę. - Rozumiesz?.. Po tym wszystkim zrobię ci twoją ulubioną potrawkę z królika, tylko proszę, nie puszczaj mnie! Jesteś silny, wierzę w ciebie Darify!

Powoli zdawałam sobie sprawę z tego, że swoimi krzykami chciałam uwierzyć w to, iż oboje wrócimy do domu...

- DARIFY, NIE!!! - wrzasnęłam, kiedy ten puścił moją rękę. Widziałam jak spadał, znikając powoli z mojego pola widzenia. Zaczęłam popadać w swój histeryczny płacz, jednak w pewnym momencie przestałam.

Powoli podniosłam swój wzrok na Herobrine'a, który przyglądał mi się po drugiej stronie przepaści.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro