Rozdział 59 ⚔️Złoty Kamyczek⚔️

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czarny dym zaczął coraz bardziej przybierać na sile, kiedy nagle przypierniczyłam w coś z wielkim impetem. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam, jednak później wstałam, bardziej zaciskając palce na uchwycie broni, którą ciągle trzymałam w rękach. Poczułam się niepewnie, można nawet powiedzieć, że bardzo. Próbowałam się jakoś odnaleźć w tym czarnym jak noc dymie, jednak nic z tego.

- Co się dzieje... Dzieje?.. - wyjąkałam. Nie wiem czemu, ale czułam, że znowu jestem obserwowana przez tłumy ludzi... Że znajduję się w innym otoczeniu, niż wcześniej.

Dym zaczął powoli zanikać, a ja wstrzymałam oddech. Znajdowałam się w jakiejś wiosce, w której było duuużo ludzi... Oczywiste jest to, że wszyscy na mnie mieli skupiony wzrok, bardzo mnie to krępowało...

A najbardziej mnie krępowało to, że z d*py się tu pojawiłam!

- Co tu się do jasnej ciasnej wyprawia?! - krzyknęłam spanikowana, wystawiając przed siebie Kosę. Spojrzałam to na tych wszystkich ludzi, to na swoje ręce, o mało nie dostając zawału. CZEMU JA MAM JE CAŁE CZARNE?! CO SIĘ DZIEJE Z MOIM CIAŁEM?!

- Spokojnie... Nic złego. Posłuchaj... - z tłumu wyszedł pewien dziadek o siwych włosach. Koloru jego oczu nie mogłam jednak dostrzec. Obdarowałam go błagającym spojrzeniem, nadal się nie uspokoiłam.

Przeniosłam swój wzrok na ręce. Ubrania, buty, skóra, twarz, która się odbijała od ostrza Kosy... Wszystko było czarne jak smoła. Dosłownie. Zamiast wyglądać tak, jak na policji, wyglądam identycznie gdy byłam w End'zie. Włosy miałam długie, kręcone, jednak nie fioletowe, tylko czarne. T-shirt, shorty jak i kozaki również miałam koloru czarnego, to samo mogę powiedzieć o skórze. Była... No, wiadomo jaka. Jedynie oczy się nie zmieniły, ciągle miałam je białe...

Matko, czemu mój wygląd się zmienia? Od czego to zależy?..

- Zostałaś przywołana za pomocą tego... Czegoś. - kontynuował starszy pan. Nadal miałam mętlik w głowie.

Dziadek wyciągnął w kieszeni spodni coś małego, zacisnął na tym czymś rękę w pięść. Podszedł do mnie pewnie, po czym pokazał gestem ręki, bym wyciągnęła dłoń. Gdy to zrobiłam(przyznam szczerze, że niepewnie), starszy pan dał mi coś do ręki. Rzuciłam okiem na to „coś", mało brakowało by mnie wmurowało w ziemię.

- Wiesz coś o tym? Znasz go?

Zrobiło mi się słabo. Przecież musiało być coś na rzeczy.

Te sny... To dalekie wspomnienie... Przedstawiały złoty kamyczek...

...który teraz trzymałam w dłoni.

- Emm...

Co się ze mną dzieje? Zaczynam coraz bardziej wątpić w to, że to zwykły zbieg okoliczności. Coś tu jest nie tak, najpierw zmieniam swój „wygląd" już drugi raz, teraz to... Znaczy, czy ktoś normalny może zmienić swój wygląd, kolor skóry, włosów, tak po prostu?!

Czemu to się dzieje?! Czemu nie mogę nawet zaplanować podróży, która ma na celu odnalezienia Abdiel'a i pogadania z nim na temat tego, co się ostatnio między nami wydarzyło? Bo nagle znajduję się w innym miejscu? „Zabiłam" go, mam przez to wyrzuty sumienia, które nawet do teraz mi nie dają spokoju... Wątpię, by odpuściły... Ale... Ale 303 żyje! Tęskniłam za nim bardzo! W końcu to mój przyrodni brat...

Coś tu jest bardzo nie tak... Nie jestem normalna, to już wiem. Mogę się teleportować, potrafię walczyć, mam też inne zdolności, których za nic nie ogarnę, wątpię, by mi się to udało.

Ale czemu zmieniam swój wygląd... I co oznacza ten złoty kamyczek?..

- No, można tak powiedzieć... - wziełam głeboki wdech. - Śnił mi się ostatnio, ale nie rozumiałam tego snu... - przełknęłam gulę w gardle ze zdenerwowania. - Więc... Nie chciałam nim sobie zawracać głowy, ale... Tak, kojarzę go...

- Mhm... Czyli przynajmniej wiemy, że to nie pomyłka! - uśmiechnął się do mnie szczerze. Moment...

Na mojej twarzy widać było nie małe zdziwienie. Dziadek zauważył to, więc postanowił mi to wytłumaczyć.

- Naszym zadaniem jest pokonać wszelkie zło... Czyli według tego kamienia ty możesz nam pomóc. Mogłabyś się przedstawić?

Nadal miałam pustkę w głowie. Pokonać zło?.. Ale jak? I co ma niby do tego ten kamyczek?

Spojrzałam na niego nieufnie, jak i na pozostałych ludzi, którzy przyglądali się nam z lekkim zaciekawieniem. Dostrzegłam w tym tłumie gapiów dziewczynkę - chyba moją rówieśniczkę. Miała długie, proste włosy za łopatki o kolorze jasnego brązu, jak i piękne niebieskie oczy. Przeniosłam swój wzrok z powrotem na starszego pana.

- Jestem Olfix. - postanowiłam tym razem podać swoje prawdziwe „imię". Może to coś ważnego... Niby nic z tego nie rozumiem, ale... Z tego co mogę wywnioskować, z tej wypowiedzi dziadka, ich zadaniem jest pokonać wszelkie zło.

Piszę się na to!

W KOŃCU!!!!!
Uśmiecham się sama do siebie mając świadomość, że dotrwałam do tego momentu :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro