Tomoe ♦

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jak się nazywasz?

-Moje... Imię?

-Tak. Jak się nazywasz?

-Ja... Moje imię? Jak mam na imię?

Złapałam się za głową. Kim ja jestem? Dlaczego niczego nie pamiętam i kim jest ten facet?

-Nie pamiętasz go? Hmm? -blondyn przez chwilę nad czymś się zastanawiał, ale uśmiechnął się do mnie radośnie. Nie ufam mu...- Nic nie szkodzi! Jeśli nie masz gdzie pójść, zapraszam do mnie!

-Niby dlaczego miałabym do ciebie pójść?

Syknęłam, odskakując kilka kroków do tyłu, ale ból w kostce i boku przyciągnął mnie z powrotem do ziemi. Wybąkałam krótkie przekleństwo. Skąd mam te rany?

-Biedactwo... Nie powinnaś się tak przemęczać. Pośpij trochę. Wszystko będzie dobrze...

Chciałam zaprotestować i ponownie odskoczyć, ale moje ciało stało się ociężałe.

-Co... Co ty mi zrobiłeś?

Sapnęłam zanim nastała całkowita ciemność.

***

Zasłoniłam dłonią oczy, chroniąc je przed promieniami słońca. Dopiero po chwili zrozumiałam, że pomieszczenie, w którym się znajduje nie jest mi znane. Poderwałam się do siadu, a ból znowu przeszył moje ciało.

-Cholera jasna! 

-Nie drzyj się tak! Chcesz żeby wszyscy ogłuchli!? -spojrzałam na lisiego demona i posłałam w jego stronę złowrogie spojrzenie, po chwili prychnęłam, odwracając wzrok w innym kierunku- Co to miało być!? Powinnaś przeprosić ty bezczelna istoto! -wystawiłam w jego stronę język i schowałam się pod kołdrę- Wyłaź stamtąd!

I właśnie tak zaczęła się nasza długa i przewrotna znajomość... Jeszcze przez długi czas z nim nie rozmawiałam, chociaż wiele razy próbował mnie do tego sprowokować. Ja jednak z jakiegoś powodu czułam, że ignorowanie zrani go o wiele bardziej niż jakiekolwiek słowo i tego się trzymałam... Później zaczęłam widzieć w nim więcej niż cholernie denerwującego brutala i postanowiłam trochę z nim porozmawiać, nie były to rozmowy ciągnące się godzinami, zwykłe powitania i kilka zdań przy posiłkach. Zmieniło się to jednak pewnej nocy... Mglistej nocy... 

***

-Witaj bezimienna panienko.

Spojrzałam na dziwnego mężczyznę, ty razem jednak postanowiłam nie wszczynać awantur, ta noc była wyjątkowo dziwna, miałam złe przeczucia. 

-Nie powinieneś się tak zakradać, a już w szczególności nie powinieneś zakradać się do zamyślonego demona. 

-Demona powiadasz... Czyli bardzo bystrze chowasz swe uszy i ogon.

-Tak jakoś wyszło. Co pan tu robi?

-Lubię pić w świetle księżyca, może napijesz się ze mną? 

-Podziękuję. Wydaje mi się, że ta noc nie należy to tych bezpiecznych. 

-Nie masz się czym martwić panienko! Od momentu, w którym tu zamieszkałaś, żadne yokai nie atakują świątyni ani okolicznych wiosek. Zupełnie jakby wyparowały!

Kiwnęłam głową i usiadłam obok mężczyzny wpatrując się w księżyc, wypiłam trochę sake, ale stanowczo za mało, by pozwolić mu na dotknięcie mnie. Odskoczyłam od jego ręki, gdy nagle zaczęła zmierzać w moją stronę. 

-Co ty robisz?

Syknęłam, przyjmując obronną postawę. Ten cały Mikage... Nie wiem czy mogę mu zaufać...

-Nic takiego. Pomyślałem, że zapewne tęsknisz za czułością, to wyjaśniałoby twoje oschłe zachowanie.

Usiadłam z powrotem obok niego, ale tym razem zachowałam trochę większy dystans.

-Nie wiem o co ci chodzi, ale nie potrzebuje tej twojej czułości.

-Dziecko teraz tak ci się wydaje, ale prawda jest taka, że nie jesteś już dzika. Jesteś moim chowańcem, a ja pragnę obdarzyć cię czułością.

-Nie jestem pańskim chowańcem z własnej woli.

-To też prawda, ale to był jedyny sposób. Chodź tu. Demony twojego gatunku bardzo lubią być głaskane.

-Pff! Nic o tym nie wiem! 

Syknęłam, odwracając głowę. Mój wzrok zatrzymał się na czerwonych ślepiach. Nie pamiętam tego demona, ale mam wrażenie, że znamy się i to z niezbyt przyjemnych sytuacji... 

-Zachowuj się bachorze! 

Zupełnie zignorowałam Tomoe, który jak przystała na choleryka, uderzył mnie w głowę. Brutal i cham. Prychnęłam cicho, wracając wzrokiem do miejsca, w którym wcześniej stał ten... Osobnik. Miał bardzo znajomy zapach, który sprawiał, że moja krew wrzała. Dawno nie czułam takiej chęci mordu... Chwila. Dawno? Jestem pewna, że już wcześniej chciałam zabić tego demona. Wielokrotnie toczyliśmy walki i... To mój przyrodni brat! Dzielimy ojca. Seiryu błękitny smok wschodu. Gardził mną przez to, że zbrudziłam szlachetną smoczą krew. Urodziłam się hybrydą, a on nie mógł mi tego wybaczyć... Chociaż może lepiej powiedzieć, że nie mógł wybaczyć mi mojej podwójnej natury. Mogłam przyjąć zarówno postać smoka jak i inugami, co za tym idzie łączyłam cechy obu tych stworzeń, a to dawało mi wyjątkowe zdolności, których on mi zazdrościł. Właśnie dlatego wiecznie walczyliśmy. 

-Przejdę się. 

***

-[T.I]. -huk za moimi plecami z pewnością zaalarmował Tomoe, więc nie mam wiele czasu- Dawno się nie widzieliśmy mieszańcu. Schowałaś się pod pantoflem pomniejszego bóstwa jak szczur, którym zresztą jesteś...

Prychnęłam, przyjmując swoją smoczą formę. W ten sposób będę na równi z nim... 

-Ty natomiast zachowujesz się jak pies gończy... Nie potrafiłeś zabić mnie przez tyle lat, z pewnością można nazwać cię najsłabszym smokiem w rodzinie.  

-Zamknij się! -odskoczyłam, gdy wbił pazury w miejsca, w którym stałam chwilę temu- To wszystko twoja wina przeklęta hybrydo! Wytarłaś swój brudny pysk naszą szlachetnością! 

Prychnęłam, podcinając mu nogi ogonem, wskutek czego jego wielkie cielsko zniszczyło kilka pobliskich drzew. Chciałabym, by to sprawiło, że odejdzie i da ma spokój, ale znam go zbyt dobrze... Wiem, że nie odpuści. Dzisiaj jest dzień, w którym będziemy walczyć, aż jedno z nas nie umrze. 

***

-Więc jednak przeżyłaś. -spojrzałam na Tomoe, który siedział obok mnie. Więc wygrałam? Myślałam, że ceną za pokonanie mojego brata, jest moje życie, ale najwidoczniej mam jeszcze coś do zrobienia- Same z tobą problemy.

Prychnął, na co przewróciłam oczami. Naprawdę zastanawiam się czemu jest tak zgorzkniały. 

-Tak mówi, ale to on leczył twoje rany. Bał się o ciebie tak bardzo, że dosłownie je wylizywał, by mieć pewność, że nie wda się zakażenie. 

Wylizywał? Wylizywał!? Ten zboczeniec lizał moje ciało! Spojrzałam na Tomoe z złością i zawstydzeniem. 

-Nie wyobrażaj sobie za wiele. -burknął, dalej wpatrując się w Mikage, którego najwyraźniej chciał wypędzić z pokoju- Mistrzu. Nie masz do zrobienia czegoś innego? 

-A ty nie masz do zrobienia czegoś innego zboczeńcu? 

Lis posłała mi rozgniewane spojrzenie, ale wyszedł bez słowa, chociaż gdy drzwi się zamknęły usłyszałam wiązankę przekleństw. 

Mimo wszystko właśnie ten wieczór, a dokładniej mówiąc zdarzenia po walce, fakt, że to właśnie on się mną zajął, to najbardziej wpłynęło na naszą znajomość. Z dnia na dzień łączyło nas coraz więcej, ale utrzymywaliśmy pewien dystans. Dopiero odejście Mikage, ostatecznie pchnęło nas w swoje ramiona. 


~~~~~~~~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro