Farma: rozdzial 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczuła nie delikatne szturchniecie które wybudziło ja ze snu. Shane z niechęcią musiał obudzić nastolatkę, ona miała pomóc w zadaniu jakie im przydzielono a on nie chciał czekać.

- Delikatniej nie mogłeś?- zapytała z wyrzutami. Shane westchnął już zmęczony jej towarzystwem i kazał jej wstać i przejść do roboty.

Z niechęcią zaczęli robić to co do nich należy. Sam spojrzała w stronę Carol która już stała przy lesie i czekała na jakikolwiek znak od Ricka i Daryla, którzy szukali jej córeczki. Wytarła pot spływający z jej czoła i spojrzała zdziwiona na Shane który miał wyciągnięte do niej dłoń a w niej butelka wody.

- Bierz.- powiedział rozkazującym tonem. Nie odzywając się przyjęła wodę I wzięła orzeźwiającego łyka.- Powinniśmy już dawno być w drodze a oni szukają dziewczynki.- spojrzała na niego jakby był szalony i bezduszny.

- Chyba żartujesz nie?- zapytała ironicznie.

- Nie.- jego odpowiedź ja wkurzyła, jak miał jaja to mówić przy niej.

- Jakby to był Carl poświęcił byś wszystkich żeby go znaleźć, a ta dziewczynka to Sophie, która jest sama, głodna i bez wody. - odwróciła się od niego i odeszła w stronę kampera Dalea, tam miała nadzieję że ochłonie.

W środku był Glenn i siedział przy stoliku czytając książkę, która pożyczył mu starzec. Widział jak do środka chodzi młodsza siostra Daryla, która była jedna z najbardziej zaufanych osób w ich grupie i była cenna dla nich, potrafiła naprawić i zrobić wszystko.

- Co cię tak wkurzyło?- zapytał Azjata odkładając książkę zaznaczając przy tym stronę gdzie skończył.

- Shane.- odpowiedziała I oparła się o mała kuchnie próbując ochłonąć.- Czy ten dupek nie może się zamknąć? Ciągle tylko, ja I ja, są też inni ludzie. Jest bezduszny I bez sumienia, jakby mógł zabiłby Ricka I Sophie bo stoją mu na drodze do celu, jest żywym przykładem "po trupach do celu".- jej zirytowanie osiągnęło limitu.

- Nie lubicie się, ale pamiętaj że to on był naszym liderem zanim przybył Rick, to sprzeczne rolę w grupie, ale są przyjaciółmi nie zabiłby Ricka.- oznajmił Glenn. Sam uśmiechnęła się I zgodziła się z nim, chodź nie była przekonana.

- I tak go nie lubię, cieszę się że Rick przejął władze.- wyjawiła, chodź nie było to sekretem że bardziej słuchała rozkazów od byłego szeryfa niż od Shane.

- Sam, twój brat wrócił.- usłyszeli głos Dalea który sam schodził już z dachu pojazdu. Od razu po usłyszeniu tego dziewczyna wyszła i razem z Carlem podeszli do mężczyzny wychodzących na ulice.

- Szla dobrze ale skręciła w ostatniej chwili. Powinniśmy cała grupa jej poszukać.- przekazał im informacje Rick. Carol się rozpłakała i pocieszyła ja Lori. Carl spojrzał na Samanthe i podszedł do niej bliżej.

- Znajdziemy ja prawda?- zapytał ją chodź sama nie była pewna tego, nie chciała zniszczyć nadziei chłopca.

- Znajdziemy.- powiedziała I poklepała chłopca po plecach później podeszła do starszego brata I objęła go ciesząc się ze wrócił cały I zdrowy.

- T-dog I Dale niech zostaną, T-dog jest ranny a Dale powinien naprawić kamper.- zaproponowała Sam, bojąc się o mężczyzn. Nie byłoby to dobrym rozwiązaniem jeżeli mieliby udać się razem z nimi do lasu.

- Dam radę.- zaprzeczył mężczyzna z ranną ręką i pokręcił głową.

- Pokaż ranę.- rozkazała Sam, nie znała się na medycynie, ale wiedziała kiedy rana się goiła a kiedy nie, potrafiła też zszyć  człowieka, nauczyła się tego mieszkając z znęcającym się nad dziećmi ojcem.

Mężczyzna niechętnie pokazał jej ją, wdało się zakażenie i nie wyglądała dobrze.

- Wdało się zakażenie, bez antybiotyków nie dasz rady...- powiedziała I jej Mina mówiła wszystko.

- Zostajesz.- rozkazał Rick, który zaufał osada nastolatki. Wszyscy zaczęli się szykować.

Daryl podszedł do siostry która pakowała jedzenie I wodę na wyprawę poszukiwawcza do jego starego plecaka, który teraz jest jej.

- Masz.- podał dziewczynie pistolet który od razu przyjęła. Wszystko obserwowała Andrea, której nie pozwolono wziąć swojego pistoletu ale nastolatce już go dali.

- Ona może mieć broń ale ja już nie?- zapytała z wyrzutami Ricka który dał bron także Lori którą nie chciała przyjąć ale po namowach wzięła go.

- Potrafię strzelać.- wyjaśniła jej dając najbardziej przekonujący argument na to że ona powinna posiadać broń.

- Ja tez.- Andrea nie dawała za wygraną, nie chciała prac, górować i siedzieć grzecznie jak to robią inne kobiety w grupie. Samantha jak jedyna dostawała inne zadania, ale to według niej było niesprawiedliwe.

- Nie, źle to ujęłam. Wiem jak celować, odblokować, złożyć, wyczyścić i kiedy użyć pistoletu Andrea.- powiedziała Sam.- Ale po co się tak denerwować Andrea? Jak znajdziemy czas nauczymy cię strzelać jak tak bardzo tego chcesz.- mówiła przesłodzonym głosem który odstraszył kobietę i ta odeszła już już grupy która miała wyruszyć na misję ratunkowa.

- Nie musisz być taka wredna dla wszystkich Sam.- poczuł ja Daryl I wziął w dłoń jej plecak I jej go podał a ona go zręcznie założyła.

- Shane napsuł mi dzisiaj nerwów wystarczająco, przez co jestem wkurzona Daryl. Przeproszę ja jak tylko będę miała czas.- wzięła konsekwencje na siebie i ramię w ramię z Darylem podeszli do grupy. Gotowi i zmotywowani weszli w las.

Szli równo a na czele był Daryl który prowadził ich wszystkich śladami dziewczynki. Dziewczyna podeszła do skupionego Carla I strzeliła mi pstryczka w policzek.

- Za co?- zapytał nie rozumiejąc dlaczego jego idolka go uderzyła. Sam zaśmiała się i zatkała usta by nie wybuchnąć śmiechem.

- Powinieneś zobaczyć swoją Minę Carl, twoja twarz wyglądała jakbyś był małym tygrysem a później puf i oczka szczeniaczka.- wyjaśniła z efektami i pogłaskała go w głowę i tym razem się nie śmiała i po prostu uśmiechnęła.- Nie martw się tak, znajdziemy ja. Może po nim to nie widać, ale jest świetnym tropicielem.- wyjaśniła I odeszła by podejść do Andrei by ją przeprosić.

- Co chcesz?- zapytała dalej wkurzona Andrea, czuła jakby nikt jej nie doceniał w tej grupie.

- Przeprosić, nie powinnam tak wybuchać i cię traktować. Sama nie jestem jakimś świetnym myśliwym, a się przechwalałam. Przepraszam jeszcze raz.- powiedziała a w jej głosie dało się usłyszeć skruchę. Żałowała tego naprawdę.

- Wasi rodzice dobrze ja wychowali.- oznajmił Rick słysząc słowa Samanthy, która uczyła się na błędach i potrafiła przeprosić. Daryl spojrzał na niego przez chwile. Rodzice ja dobrze wychowali? Przecież matka ją dosłownie porzuciła a ojciec ją bil, ale kogo on nie bil?

- Ta.- powiedział. To on ją tak wychowywał, mimo że jako nastolatek stał się starszym bratem a zarazem opiekunem, dal rade i dalej daje jakoś wychowywać siostrę.

- Rozumiem i wybaczam.- przyjęła przeprosiny Andrea I uśmiechnęła się do dziewczyny ciepło co odwzajemniła. Samantha mogła z czystym sumieniem wrócić do szukania jakichkolwiek znaków ze Sophie dalej tu gdzieś jest.

Trafili na namiot i gdy mieli nadzieje ze będzie tam dziewczynka, okazał się być tam tylko sztywny. Szli dalej aż usłyszeli dzwony kościelne. Pierwsze pytanie jakie napłynęło jej do głowy, było kto do cholery buduje kościół w środku lasu?! Grupa szybko pobiegła w tamtą stronę.

- To nie ten kościół on nawet nie ma dzwonnicy.- oznajmił Glenn nie zauważając czegoś co mogłoby spowodować dźwięk dzwonów w lesie.

- Nie, to jest ten.- zaprzeczyła Sam a brat poklepał ją po plecach widząc jak zmęczona była biegiem.

- Nie ma tu przecież dzwonnicy.- oznajmił Shane podważając jej słowa.

- Nowe kościoły nie mają dzwonnicy tylko automatyczny zegar z głośnikiem, jak jest ustawiona godzina automatycznie dzwoni, idioto.- obraziła byłego policjanta i stanęła prosto z wysoko podniesiona głową,

- Wracajmy na autostradę to nie ona dzwoniła.- zignorował Sam I spojrzał po wszystkich.

- Ale mogła to usłyszeć.- powiedział Daryl nie chcący się poddać w poszukiwaniach.

- Zrobimy tak, Daryl zaprowadzisz innych na autostradę a ja I Shane poczekamy chwilę i zobaczymy czy Sophie się pojawi.- rozkazał Rick, nikt nie był temu przeciwny chodź Carl chciał też zostać. Po namowach w końcu jego ojciec i mama się zgodzili.

- Uważaj na siebie młody.- Sam podeszła do chłopca i przeczesał mu włosy dłonią i ciepło uśmiechnęła. Carl zaśmiał się i zrzucił delikatnie dłoń starszej od niej dziewczyny i patrzył jak wraz z grupą odchodzi.

Szli ta sama droga jaka tu dotarli a cała grupę prowadził Daryl który był skupiony na czymś innym. Samantha szła zaraz za starszym bratem I sama się rozglądała czy nie ma żadnego zagrożenia, ale nie widać ani nie słychać żadnego sztywnego w pobliżu, większość co tu urzędowała pewnie udała się za stadem z poprzedniego dnia.

- Ciekawe gdzie ona jest.- usłyszała pomrukiwania do siebie Glenna, który szedł zaraz za nią.

- Może być naprawdę wszędzie...- odpowiedziała smętnie i przez pewien czas szli w ciszy aż usłyszeli strzał, ale nie kilka tylko jeden. Zaczęli się rozglądać zdenerwowani.

- Musimy po nich wrócić.- oznajmiła zdeterminowana i przejęta Lori I już odchodziła, lecz Sam złapała ja za ramię a ta się zatrzymała.

- Nie odchodź sama, to niebezpieczne.- zatrzymała ja i spojrzała na starszego brata.

- Sam ma rację, Rick da radę a poza tym ma przy sobie Shanea.- wyjaśnił Daryl I jakoś przekonał kobietę razem z resztą grupy i ruszyli dalej. Chodź z tyłu głowy miała nieprzyjemne przeczucie.

Zatrzymały ich dwa szwedacze idące w ich stronę i nie byłoby dla nich problemu, lecz pojawiła się razem z nimi kobieta na koniu zabijając jednego z szwędaczy.

- Jesteś Lori? Przysłał mnie Rick Grimes.- powiedziała. Sam wyciągnęła bron i zaczęła celować w nieznajoma kobietę.

- Skąd to wiesz i kim jesteś?- zapytała.

- Jestem Maggie Greene, jak mówiłam przysłał mnie Rick Grimes, kazał przywieść Lori Grimes, matkę Carla, który został postrzelony.- wyjaśniła Maggie. Sam spojrzała po grupie nie pewna.

- Idę.- oznajmiła Lori sama decydując.

- Nie możesz, nie wiemy czy mówi prawdę.- zatrzymała ja Daryl.

- Znałaby imię mojego męża I syna?- zapytała ironicznie mężczyzny który ja puścił.

- Możecie przyjechać na naszą farmę, pierwszy zjazd z autostrady na wschód. - powiedziała kobieta i odjechała wraz z Lori.

- Wow.- powiedział Glenn który dalej przyglądał się tam gdzie zniknęła kobieta.

- Trzymaj swojego Amigo na smyczy Glenn, nie znamy ich.- powiedziała podśmiewawczo Sam.

- Zamknij się.- powiedział Daryl I strzelił wkurzony do szwedacza który był głośno i leżał na ziemi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro