Horda szwedaczy: Rodzial 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie zadowolona spojrzała na auta które zastawiły drogę która była najszybsza. Ludzie którzy uciekali z miast utknęli w korku a to później prawiło że ulica stała się istnym cmentarzem.

- Dalej nie przejedziemy.- stwierdził fakty Daryl. Mogli przebić się bez problemu motorem ale autami nie dało rady.

- Cholera. Znowu wąż.- powiedział Dale gdy spod maski jego pojazdu wydobył się dym. Musiał to naprawić inaczej nigdzie nie pojadą, a to miejsce jest pełne od opuszczonych, lub zamieszkałych przez sztywnych ciężarówek z których mogli pozyskać takowy wąż.

- Powinniśmy wrócić i pojechać inna droga.- Shane nie chciał się męczyć, marnowali i tak już dużo czasu, najpierw centrum kontroli chorób, teraz to. Do tego powrót jego przyjaciela zza grobu i ukradł mu Lori która się opiekował jak Carlem.

- Nie ma sensu to najszybszą drogą, do tego chcąc nie chcąc- kopalnia złota. Moglibyśmy przeszukać auta I znaleźć jedzenie, wodę czy cokolwiek przydatnego.- wyjaśniła Sam. Ona i były lider nie przepadali za bardzo za sobą, nie dogadywali się. Ona miała podobne poglądy co Rick I ciągle się przemądrzała, wkurzało go to. Za to Samantha uważała go za dupka i samolubnego człowieka.

- Masz rację. Przeszukajmy auta a później oczyścimy drogę z aut i pojedziemy dalej. Trzymajcie się blisko grupy nie odchodźcie za daleko, zawsze miejcie dłoń na broni.- zadecydował Rick I pocałował żonę w czoło czochrając włosy syna.

Wszyscy się rozeszli nawet Daryl ja zostawił i poszedł już wykonać nowe zadanie, stała przez chwilę zastanawiając się w która stronę się udać ale wtedy spostrzegawcza że została sama z matkami i dzieciaki które miały istna obsesję na jej punkcie.

- Możemy iść z Sam?- zapytał Carl swojej mamy. Chciał spędzać z nią jak najwięcej czasu, czuł że gdy będzie ja obserwował i słuchał zrobi się silniejszy.

- Ja tez mogę?- zapytała swojej mamy Sophie. Obie kobiety spojrzały pytająco na nastolatkę która miała skierowana do dołu głowę wiążąc wysoki kucyk na głowie.

- Trzymajcie się blisko...- powiedziała zmęczona oboje podbiegła do niej I zaczęli się przemieszczać pomiędzy autami przyglądając się przez szyby co znajduje się w środku.

- Wiec co rozkazujesz szefowo?- zapytał Carl udając dojrzałego mężczyznę opierając się o maskę jednego z samochodów.

- Zejść z auta I spojrzeć za siebie.- obserwowała mimikę twarzy gdy Carl wystraszył się sztywnego siedzącego za kierownicą a Sophie I Sam zaśmiały się .

- Odsunięcie się.- rozkazała i chwyciła za klamkę auta I otworzyła na szerokość. Sztywny wypadł a ona zdeptała jego głowę jakby był co najmniej robakiem. Wyciągnęła kluczyki z stacyjki i spojrzała na dwoje dzieci przed nią.

- Proszę paniczu.- pokłoniła się teatralnie i podała kluczyki chłopcowi.- Powóz na panicza czeka chce panicz bym go także eskortowała?- mówiła ironicznie I żartując, miała szczęście że Carl miał dystans do siebie i nie wybuchł gniewem.

- Nie trzeba.- oznajmił I podszedł na tył czerwonego samochodu i przekręcając kluczyki otworzył klapę, a w środku były istne pustki.

- Nic tu nie ma.- stwierdziła fakty Sophie trzymając się czarnej bokserki przylegającej przylegającej ciała nastolatki, jakby od tego miało zależeć życie dziewczynki.

- "mądry człowiek nie opłakuje przegranej, lecz szuka sposobu aby wyleczyć zadane rany." Szukajmy dalej kiedyś coś się musi trafić.- pocieszyła młodych i szli w od samochodu do samochodu I to Sam pozbywała się sztywnych.

- Czyj to Cytat?- zapytał Carl, gdy cisza była zbyt przytłaczająca.

- Szekspira młody.- odpowiedziała krótko i wyciągnęła tym razem żyle złota. Cały karton puszkowanego jedzenia które nie wyglądało jakby miało się w najbliższym czasie zepsuć.

- Wow!- zachwycili się młodzi widząc aż trzy kartony tego cennego skarbu. Czarnowłosa podała lżejszy Shopie ten drugi w ciężkości Carlowi by mógł poudawać siłacza a ona sama wzięła ten najcięższy i zaczęli iść w stronę kempingowca.

- Znasz jakieś jeszcze cytaty Sam?- zapytała Sophie.

- Sam wie wszystko Sophie.- pochwalił nastolatkę i oboje spojrzeli na nią wyczekująco. Zaśmiała się ciepło i z uśmiechem na twarzy zaczęła cytować.

- Znam i to wiele podajmy wielkiego zdobywcę i żołnierza czasów I mojego jednego z idoli "Nigdy nie przerywając swojemu wrogowi jak popełnia błędy", Napoleon Bonaparte.

- Jak to odebrać?- zapytała Sophie nie rozumiejąc przekazu.

- Chodzi o to żeby komuś nie przerywać.- powiedział Carl swoją interpretacje.

- Masz trochę racji. Chodzi o to, żeby wiedzieć gdy twój przeciwnik popełnia błąd, na przykład gdy sztywny ma się przewrócić, nie pomagaj mu, poczekaj aż to zrobi i zabij go.- wyjaśniła Sam I usłyszała charczenie od strony kampera a zaraz zauważyła Ricka który do nich podbiegł.

- Wezmę dzieciaki, poszukaj Daryla I T-doga, ale jak szwedacze będą za blisko schowaj się pod jakimś autem.- rozkazał jej Rick, zrozumiała go od razu i udała się w swoje prawo, gdzie wcześniej widziała jak Daryl przebijał się przez auta.

Spojrzała ponownie w stronę kampera i zauważyła ze sztywni już dawno go ominęły i szły w jej stronę. Było ich ogrom, nigdy nie widziała tak licznej grupy. Nie przeciągając dłużej wśliznęła się pod czarny terenowy samochód i zatkała usta dłonią. Czuła jak serce jej wali i mogłaby przysiąc że i szwedacze mogli by to usłyszeć, do jej nozdrza dotarł drażniący zapach rozkładających się ciał, może był to jeden z powodów dlaczego jej jeszcze nie znaleźli. Widziała tysiące mijających po obu jej stronach sztywnych.

Poczuła szarpnięcie za kostkę lecz nie wydała żadnego dźwięku bardziej dociskając dłonie do ust. Podniosła się na tyle na ile pozwoliła jej przestrzeń pod autem i zerknęła co ja pociągnęło. Okazał się tym czymś być sztywny, który tarzał się po Ziemi z nieznanego jej powodu, może lubił grę w ślimaka? Kopnęła go w twarz ale nie zrobiło to na nim dużego wrażenia i zaczął do niej wyciągać dłonie.

Ponowiła czynność i tym razem zamachnęła się wystarczająco mocno by ciężkie buty rozwaliły głowę szwedacza a na jej czarnym bucie znajdowała się krew.

Po pewnym czasie gdy już nic nie słyszała i nie widziała, postanowiła wyjść spod auta i udała się w stronę gdzie zatrzymali swoje auta. W oddali widziała jak wszyscy byli zebrani spoglądając w las i o czymś dyskutując. Daryl kątem oka zauważył jakąś postać pomiędzy autami i kierowała się w ich stronę, podniósł naładowana kusze i wymierzył w cel, którym okazała się jego siostra.

- Cholera jasna co to było?- zapytała chodź sama znała chyba najlepiej odpowiedź. Poczuła ramiona na sobie których posiadaczem okazał się nie kto inny jak Daryl. Poczuł ulgę na myśl o tym, że nic jej się nie stało, już wystarczyło jedno uciekające dziecko w grupie, a Sam była dla niego ważniejsza nawet od kuszy.

- Jest tak napięta atmosfera więc opowiem wam o tym co zobaczyłam podczas gdy ta horda robiła sobie spacerek.- zaczęła i ignorując gromiącego ja spojrzenia Daryla kontynuowała.- Leżałam pod samochodem sobie i chłonęłam promienie cienia a tu nagle sztywny wąż który lubi tarzać się po Ziemi mnie atakuje, no to ja grzecznie go zabiłam moim butem.- wskazała z uśmiechem na glana który był pokryty mózgiem jak i jeszcze świeżą krwią.

Nikt się nie śmiał czy posypał rozbawione spojrzenia więc zaczęła się rozglądać. Brakowało Ricka i Spohie, zaczęła oceniać różne możliwości i postawiła na jedną.

- Znajdzie się Carol.- położyła dłoń na drobnym ramieniu kobiety w której oczach zbierały się łzy.- Jest z nią Rick.- dalej starała się załagodzić jakoś napięta atmosferę.

- I ty to zgadłaś czy to Daryl posłał ci jakieś myśliwskie znaki?- zapytał Glenn przyglądając się na zmianę rodzeństwu Dixon.

- Zgadłam.- uśmiechnęła się I podeszła do Dalea który był po prostu szczęśliwy że Sam żyje.

- Znalazłam przypadkiem wąż.- powiedziała I wyciągnęła z plecaka potrzebny przedmiot do poprawnego funkcjonowania ukochanego pojazdu starca.

°°°°°°°°
Nastolatka siedziała na ciepłym asfalcie i z nudów i z zebranych rzeczy, które im się nie przydadzą do użytku zaczęła konstruować. Daryl spoglądał na siostrę ignorując trochę rozmowę z liderem grupy, Sophie się nie znalazła a nadchodziła noc. Ustalili że następnego dnia z samego rana Daryl z Rickiem pójdą ja poszukać, Daryl był łowca a taka osoba teraz im się przyda.

- Co robisz?- zapytał Carl siadając obok dziewczyny obserwując jej działania.

- Zajmuje czas głupotami, powinieneś też tego spróbować.- cień uśmiechu wkradł się na jej twarz. Udawała przesadna optymistkę dla dobra innych, była dobra aktorka, jej "jest okej", było na tyle przekonujące że bracia nie musieli się o nią nigdy za pas martwić, tak samo jak jej mimika twarzy.

- Martwię się o nią.- chciał wyrzucić to z siebie, dziewczynka była jego przyjaciółka a teraz zniknęła i zostawiają ja na pastwę losu na nic w ciemnym lesie.

- Wszyscy się martwimy Carl. Mam nadzieję że się znajdzie.- powiedziała I dokręciła ostatnia śrubkę i włożyła jedna baterie, która ledwo działa, ale to jej wystarczyło. Musiała czymś zająć głowę a Obliczenia nie trzymały się kupy. Od kiedy to wszystko się zaczęło dalej rozpracowywała generator wodny, ale bez eksperymentów nie może powiedzieć czy robi dobrze.

- Wiec co to?- zapytał widząc coś w dłoniach Sam która uśmiechnęła się I postawiła maszynę na ziemi.

- Przyszłość której się nie doczekamy. Roboty.- wyjaśniła I wcisnęła przycisk a robot zacz chodzić, ale powinna raczej powiedzieć że jeździć.

- Musisz to pokazać Sophie jak tylko ja znajdziemy.- Miał nadzieje ze tak się stanie. Nie chciał tracić ludzi...

- Trzy metry od niej!- krzyknął Daryl widząc przymilającego się dzieciaka.

- Daryl to tylko dziecko.- powiedział załamany Glenn jego nadopiekuńczością w stosunku do siostry.

- Mhm.- zgodził się nim ironicznie Daryl I zawołał dłonią siostrę.

Sam westchnęła I wstała idąc do brata, skoro ja wolał do grupy oznaczało że musi coś zrobić, chcieli jej dać jakieś zadanie.

- Jakie mam zadanie szeryfie Grimes?- zapytała stając przed nimi z uśmiechem na twarzy.

- Postaraj się razem z Shanem oczyścić drogę z aut, musimy mieć czysty przejazd.- powiedział. Poruszyła się niespokojnie, nie chciała tego robić, nie chodzi o to ze wolała się obijać i nic nie robić, ale już wolała to niż pracować razem z byłym liderem. Daryl poznawał te ruchy i to jak zacisnęła szczęka jakby była zirytowana, robiła to gdy on kazał jej zrobić cokolwiek czego nie chciała, ale teraz nie było wyjścia musiała zacząć współpracować z mężczyzna.

- Sam.- zawołał jej imię stanowczo przez co dziewczyna spojrzała na brata I westchnęła próbując oddalić wszystkie negatywne emocje jakie się w niej zebrały.

- Tak jest.- odpowiedziała zgadzając się na układ. Spojrzała prosto w oczy Shanea który także nie palił się do współpracy z nią, lecz musieli to zrobić.

- To tyle.- zakończył małe spotkanie Rick I się rozeszli a raczej były szeryf odszedł trójka pozostałych dalej stała w tym samym miejscu.

- Zaczniemy od razu jak oboje wstaniemy. Wezmę pierwszą warte.- zadecydował były policjant i odszedł zostawiając Dixonow samych

- Nie lubię go.- spojrzała pewnie a zarazem z wściekłością na starszego brata który poklepał ją po ramieniu starając się dać jej znać, że musi to jakoś przeżyć.

- Dasz radę, jak coś to przez przypadek przejedziesz go autem albo staranujesz.- zażartował uśmiechając się do dziewczyny.

- Albo naszczuje na niego moje wierne piski, ale uwaga potrafią gryźć.- oznajmiła dumnie.

- Jakie znowu psy?- zapytał jej zdziwiony, początkowo myślał że mówi o swoich mięśniach, lub pięściach ale jest zbyt delikatna i słaba by jakkolwiek skrzywdziła dobrze zbudowanego Shanea.

- Szwedacze braciszku.- odpowiedziała mu dumnie i przytulając go odeszła w stronę jednego z aut, gdzie chciała spędzić noc. Chciała być sama, nigdy nie lubiła spać z kimś, przypominało jej to czasy jak ich ojciec żył... Nie chciała tego pamiętać i całej jego osoby, ale tak się nie dało, był częścią jej wspomnień, a ostatnio nachodziło ja na nostalgię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro