Chwilowe szczęście

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak, wiem...Dawno nie było żadnego rozdziału. Wybaczycie? ;^; Na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno słowo: "szkoła". To chyba tłumaczy wszystko...

.<~ kropka nienawiści dla tego strasznego przybytku ;^; 

Na szczęście Will nas nie zaczepił, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Tak, dokładnie. Dziękowałem mu za to, że się nade mną teraz nie znęcał. Widok Ronana go odstrasza? W jakiś sposób się go boi? Nie...To przecież nie możliwe. Will jest Willem i na pewno nie boi się pierwszego, lepszego gościa. Pewnie po prostu nie miał humoru na dręczenie mnie lub gdzieś się śpieszył. Czy ja...Czy ja właśnie wymyślam, dlaczego nie był wredny? Aż tak niecodzienne to dla mnie było? Zwykle szturchnąłby mnie lub chociaż obraził. A teraz nic...Czy to źle, że czułem się lekko porzucony? Jednocześnie się cieszyłem i było mi smutno. Nie rozumiem sam siebie. 

Szliśmy dalej, a wokół nas słychać było tylko stłumione głosy za drzwi. Zagryzłem lekko wargę, przypominając sobie, jak niedawno przemierzałem te korytarze z Willem. Przecież Ronan nie wepchnie mnie do jakiejś sali i nie każe sobie obciągnąć, prawda? Prawda? Z trudem przełknąłem ślinę i zacząłem się lekko trząść, co od razu wyczuł, bo chcąc nie chcąc, opierałem się na nim niemal całym tułowiem. Wstydziłem się za siebie, że byłem tak słaby, żeby polegać na nim tak bardzo. Przecież mógłby mnie tutaj zostawić lub gdzieś zaciągnąć. Pierwsza opcja wydawała się o niebo lepsza, bo przecież po dzwonku ktoś mnie zobaczy. Od drugiej mocniej zadrżałem i stanąłem w miejscu, co zauważył dopiero po chwili, tak wolno dotychczas szliśmy. 

- Aloisy? Co się stało? - spytał, a ton jego głosu był bardzo delikatny. Pomimo tego zacisnąłem oczy, żeby nie wyleciały z nich łzy. To, że wypowiedział moje imię, też nie działało dobrze. - Spójrz się na mnie. 

Nie chciałem, ale musiałem, prawda? Przecież powiedział, że mam to zrobić, więc będzie zły, jeżeli nie uchylę powiek. Jednocześnie nie chciałem, żeby widział łzy, zbierające się w moich oczach. Uświadomi sobie, jak żałosny jestem. Przecież nikt normalny nie zaczyna nagle płakać. Tylko ja niczym małe dziecko potrafię bez powodu robić takie rzeczy. I to było strasznie żałosne. A on tak pomyśli i prawdopodobnie wypowie to nagłos. Chyba że będzie chciał być taktowny, w co wątpię. Muszę przestać myśleć takie złe rzeczy o nim. Nie mam prawa nikogo osądzać, tylko inni mogą to robić. Teraz pomyślałem sobie, że takie stanie z zamkniętymi oczyma było chyba jeszcze gorsze. Ale czy coś, co robię, można określić mianem "dobre"?

- Aloisy, proszę, otwórz oczy - powiedział powoli, jakby przemawiał do jakiejś ułomnej osoby.

O nie! Musiał się powtórzyć! Na pewno będzie zły. Bardzo powoli podniosłem powieki, spodziewając się, że zobaczę przed sobą zdenerwowaną i rozdrażnią twarz Ronana, ale on...patrzył się na mnie z lekkim niepokojem? Jakby był zmartwiony...ale czym? Tak się zastanawiałem, że nie poczułem, kiedy pierwsza łza zaczęła płynąć po moim policzku. 

- Dlaczego płaczesz? - spytał miękko, nachylając się tak, aby nasze twarze były na tej samej wysokości. - Nie do twarzy ci z łzami - rzucił i delikatnie otarł mój polik. - Na pewno ładniej byłoby ci z uśmiechem. 

Patrzyłem się na niego, stojąc nieruchomo. Słuchałem jego słów, a moje usta lekko się rozchyliły. Jak to z uśmiechem wyglądałbym ładnie? Przecież to nie możliwe! Ja nigdy nie będę ładny. On mówił, że moja brzydka morda nigdy taka nie będzie. Na początku chciało mi się płakać od tych słów, ale w końcu się przyzwyczaiłem. Jak do wszystkiego, bo jakie miałem inne wyjście? Tak bardzo weszło mi to w głowę, że już nie przyjmowałem do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Chyba że Will zmieni zdanie, ale mówiłby tak tylko, aby ze mnie zadrwić. Na pewno nie byłyby to szczere słowa. 

- N-nie ła-ładnie - wydukałem cicho. Przecież mówi to tylko po to, żebym się uspokoił i mogliśmy iść dalej. Chciał się pewnie mnie jak najszybciej pozbyć. 

Ale co ja mogłem za to, że kolejna łza potoczyła się w dół? I następna. Znów odruchowo zacisnąłem oczy i podniosłem dłoń, żeby je wszystkie wytrzeć. A raczej chciałem ją podnieść, bo Ronan złapał moją rękę. 

- Spokojnie, nic się nie dzieje. On sobie poszedł. 

Mówił o Willu? Chyba sądzi, że to jego się tak przestraszyłem. Ale czy można nazwać to strachem? Bardziej wspomnieniami. Tak, można to określić tym słowem. Złe myśli wywołujące jeszcze gorsze zachowanie. Ronan zaczął ścierać małe łezki, które nie zdążyły jeszcze skapnąć na ziemie, po czym wyprostował się. Nie chciałem go dłużej drażnić. 

- J-jestem do-dobry. N-nic się nie-e dzie-dzieje - powtórzyłem za nim drżącym głosem. Ja sam wciąż lekko dygotałem. Chyba ze strachu. Ale już nie wiedziałem, czy spowodowane jest to bojaźnią o swoje ciało, czy o to, że zdenerwowałem Ronana. 

Ten zaraz uniósł brew, a potem spojrzał na telefon, który przed chwilą zawibrował w jego kieszeni. Przez chwilę czytał wiadomość, żeby po oderwaniu wzroku od ekranu uśmiechnąć się do mnie lekko. To wciąż było bardzo dziwne. Te szczere uśmiechy powodowały, że czułem się bardzo dziwnie, a wewnątrz mnie toczyła się prawdziwa walka. Wyglądałbym ładnie, gdybym odwzajemnił ten gest? Przez chwilę próbowałem, ale przez osłabienie nie za bardzo mi się to udało. 

- Czy ja to kwestionuję? - zapytał, wciąż posyłając mi promienny uśmiech. Zdałem sobie sprawę, że było to tylko lekkie uniesienie kącików ust, ale dla mnie znaczyło bardzo wiele. Robił to sam z siebie, nie wymuszał tego, wyglądał całkowicie naturalnie. - Będzie ci przeszkadzać, jeżeli przez resztę drogi cię poniosę? Asher jest już przed szkołą, a on jest niecierpliwy jak dziecko - parsknął, a zaraz cicho zachichotał. 

To wyglądało naprawdę dziwnie, kiedy z jego ust wychodził śmiech. Na pierwszy rzut oka wyglądał na człowieka, który potrzebuje wiele, żeby się uśmiechnąć, a co dopiero zaśmiać. Jak to mówią: nie oceniaj książki po okładce. 

Ponieść? Tak na rękach? No bo inaczej się chyba i tak nie da...To nie będzie dla niego problem? Chyba nie skoro sam to zaproponował. I tak zrobił to tylko po to, żeby jego brat nie musiał czekać. 

Niepewnie skinąłem głową, zgadzając się na to. Nie chciałem, żeby Asher musiał specjalnie dla mnie stać pod tą szkołą i czekać, aż łaskawie przyjdę. To nie byłoby właściwe, a ja czułbym się strasznie źle z tego powodu. Ale z drugiej strony Ronan musi kłopotać się noszeniem mojej osoby, która nie zasługuje na to, żeby ktokolwiek musiał ją podnosić i z nią iść. To ja muszę taszczyć różne rzeczy nie na odwrót. 

Ronan zrobił krok w moją stronę i lekko się schylił. Poczułem jego rękę przy zgięciu kolan, które zaraz powoli uniósł. Przez moment myślałem, że się przewrócę, ale jego druga dłoń znalazła się za moimi plecami. Nieświadomie odetchnąłem z ulgą, żeby zaraz zarzucić mu ramiona za szyję i wtulić się w niego. Zrobiłem to niekontrolowanie, tylko dlatego, że bałem się upadku. Zaraz rozluźniłem uścisk, bojąc się, że mu się to nie spodoba. Przyciągnąłem ramiona do klatki piersiowej, żeby znów czasem niekontrolowanie go nie przytulić.

- Nie musisz bać się mnie dotykać - bardziej mruknął niż powiedział, ale dalej lekko się uśmiechał. - Ani obawiać się, że spadniesz. 

Dla potwierdzenia swoich słów złapał mnie nieco mocniej. Zaczął powoli iść, a ja znów zaplotłem dłonie za jego karkiem. Już brałem ręce, myśląc sobie, że pomimo słów nie podoba mu się to, ale spojrzałem na jego twarz i jakoś tak...zostawiłem je. A nawet więcej! Jakiś dziwny odruch kazał mi się  w niego wtulić. Czułem się...bezpiecznie? To chyba dobre słowo. Szedł dość szybkim krokiem, ale nie przeszkadzało mi to. Nie dlatego, że tak wypadało. Tym razem jakoś tak...Nawet nie wiem, jak to określić! Po prostu czułem się niewyobrażalnie dobrze w jego ramionach. Jak gdyby ten czyn mógł zapewnić mi ochronę przed całą resztą świata. 

Byłem naiwny? Być może. Łatwo mu w tamtej chwili zaufałem? Wiem, to głupie. Schowałem nos w materiale jego bluzy? Ale tylko na chwilę...Muszę przyznać, że bardzo ładnie pachniał. Nie obchodziło mnie to, że w większość był to pot. Zapach drugiego człowieka. To się dla mnie w tamtej chwili liczyło. Tak dawno go nie czułem, że mógłbym go określić mianem najlepszych perfum. Szybko odsunąłem twarz, nie chcąc, żeby to zauważył. Bądź co bądź, mógłby sobie coś złego o mnie pomyśleć...gorszego niż dotychczas. Jednak, gdy podniosłem twarz, na tej jego gościł jeszcze szerszy uśmiech. 

Przez chwilę byłem szczęśliwy. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro