Uświadomienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jacob

Jej oczy patrzyły na mnie z niekrytym pożądaniem. Jej pełne, błyszczące usta powoli zbliżały się do moich. Jej delikatne, miękkie dłonie błądziły po mojej klatce piersiowej, a ja z każdym oddechem coraz bardziej uświadamiałem sobie, że nie będę w stanie oprzeć się jej ciepłu. Tak długo czekaliśmy na tę chwilę, wiedzieliśmy, że nasz kolejny krok zmieni wszystko, ale podniecenie, tęsknota owładnęła każdym centymetrem naszych ciał. Jej promienna twarz znalazła się tak niebezpiecznie blisko mojej, a jedyne co pragnąłem zrobić, to wreszcie połączyć nasze ciała w jedno.

– Jake, nie smuć się tak. Zaszedłeś naprawdę daleko, jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam – Ivy wyrwała mnie z rozmyślań. Nagle ucieszyłem się, że ta nie potrafiła czytać mi w myślach.

To była kolejna godzina, którą wspólnie spędzaliśmy na uczeniu się chemii. Albo jakby ująć to inaczej, ja pomagałem dziewczynie w nadrabianiu zaległości z tego przedmiotu.

– Trudno przestać mi o tym myśleć – skłamałem, by przyjaciółka niczego się nie domyśliła. Już jakiś czas temu udało mi się otrząsnąć po tym wydarzeniu, a to między innymi dzięki blondynce. – Ale spróbuję. Może na koniec sprawdzimy, ile udało Ci się zapamiętać? Chociaż myślę, że opanowałaś ten materiał wystarczająco dobrze.

Szmaragdowooka spojrzała na mnie z uśmiechem i pogłaskała mnie po ramieniu. Poprawiła sobie bluzę, która postanowiła niesfornie spadać jej z ramienia.

– Możemy spróbować.

Pokiwałem spokojnie głową i przyjrzałem się pierwszemu wzorowi strukturalnemu.

– Jak nazywa się ten związek? – spytałem, wskazując odpowiednie miejsce.

Blondynka musiała zastanowić się przez chwilę, ale i tak wiedziałem, że miała ten materiał w „pałym palcu".

– Cztery - bromo - pięć, pięć - dichloro - trzy - etylo - cztery- metylopent - dwa- en - rzekła, na początku trochę się krępując.

– Brawo! Świetnie! – krzyknąłem zachwycony, przybijając dziewczynie piątkę. – Teraz na pewno zdasz! Co ja mówię, napiszesz to na przyzwoitą ocenę!

Oboje byliśmy tak ucieszeni, że nawet nie zauważyliśmy, że przez dłuższy czas trzymaliśmy się za dłonie. Gdy przyswoiliśmy tę informację, byliśmy trochę zmieszani i... zarumienieni.

– Wiesz, nie tylko to zaliczenie chodzi mi teraz po głowie... – Ivy zaczęła się bawić ramiączkiem przylegającym do pomarańczowego topu. Oznaczało to, że naprawdę się czymś przejmowała.

Spojrzałem na dziewczynę w oczekiwaniu i skupieniu, by ta miała idealny moment na zwierzenie się.

– Boję się, że w piątek na scenie nie podołam. Nawet nie wiesz, ile scenariuszy udało mi się dotychczas rozpatrzyć – zaczęła szmaragdowooka. – O, teraz doszedł kolejny. Na moją głowę spada wielka lampa.

Zaśmiałem się cicho pod nosem, ale szybko wróciłem do zachowania powagi.

– Pamiętasz, jak przejmowałem się pierwszymi etapami konkursu?

Dziewczyna pokiwała głową na te słowa.

– Pamiętasz, kto mnie wtedy wspierał i sprawił, że zaszedłem tak daleko?

Blondynka rozejrzała się po moim, dość niewielkim, pokoju i chwyciła się za brodę.

– Leigh.

– A oprócz Leigh?

– Twoi rodzice?

– Nie, głuptasie, ty! To dzięki Tobie miałem odwagę, żeby iść dalej – stwierdziłem z dumą. – Wiem, że mieliśmy lepsze i gorsze dni, ale... sama twoja obecność sprawiała, że czułem się bardziej pewny siebie.

Ivy uroczo przechyliła głowę w lewą stronę i przytaknęła.

– Kiedyś nigdy nie wyobraziłbym siebie w starciu z Chrisem, a teraz... po tamtym zdarzeniu... mógłbym to zrobić nawet tutaj, należy mu się za to wszystko, co zrobił tym dziewczynom i nie tylko im.

– Myślę, że Ethan dał mu powód do zmartwień na jakiś czas – odparła moja towarzyszka. – Zmieniłeś się, to trzeba Ci przyznać. Z nieśmiałego Jake'a, stałeś się walecznym Jacobem.

Uśmiechnąłem się na ten komplement.

– A wiesz co jest w tym najlepsze? Że nadal w głębi duszy jesteś sobą, twoje wielkie serce pozostało na tym samym miejscu.

– Ty też się zmieniłaś. Niegdyś niezbyt rozważna Ivy, teraz jest najlepszym doradcą w okolicy.

– Z grzeczności nie zaprzeczę.

– Chociaż twoja „roztrzepaność" nigdy mi szczególnie nie przeszkadzała, wręcz bardzo za nią przepadałem, to stwierdzam, że wolę Ciebie w tej wersji. Wiesz dlaczego?

– Nie mam pojęcia – odrzekła, oczekując odpowiedzi.

– Bo widzę szczęście w twoim oczach. Wiem, że czujesz się o wiele lepiej, że masz już mnóstwo nieprzyjemnych spraw za sobą.

– Masz całkowitą rację, Jake – powiedziała blondynka, wkładając sobie jeden ze swoich złotych kosmyków włosów za prawe ucho.

– A nie Jacob?

– Nie, dla mnie zawsze będziesz Jake'iem.

Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Nie robiliśmy tego od kilku miesięcy, aż trudno było mi uwierzyć w to, że od tak długiego czasu nie byliśmy już parą. Tyle zmieniło się przez te dni, że uświadomienie sobie realiów rzeczywistości nie należało do najłatwiejszych.

– A wracając do mojej rzekomej rozwagi... – Nie minęła sekunda, nie zdążyłem nawet się obejrzeć, a poczułem na swoim ramieniu uderzenie. Dziewczyna rzuciła we mnie jedną z moich własnych poduszek. – Bitwa na poduszki!

W ten właśnie sposób spędziliśmy kolejne godziny na wygłupianiu się. Bitwa na poduszki, gry planszowe, komputerowe, oglądanie komedii, wspólne gotowanie, ćwiczenie stania na rękach. Nie przejmowaliśmy się, że już niedługo wszystko w naszym życiu miało się tak diametralnie zmienić. Osoby, które były dla nas ważne, miały nas opuścić.

Tamtego wieczoru nie zadręczaliśmy się tymi myślami. Chcieliśmy po prostu być szczęśliwi.

Nadszedł dzień występu. Na jeszcze niezbyt ciepłym dworze powoli zachodziło Słońce, chociaż dzielnie walczyło z majestatycznym Księżycem, który starał się zająć jego miejsce. Moja przyjaciółka już od kilku godzin przygotowywała się do występu, który miał odbyć się w małej miejscowości na obrzeżach naszego miasta. Była to krajowa stolica konkursów. Ta niepozorna miejscowość była wręcz stworzona do tego typu wydarzeń. Mieściła się między kilkoma ważniejszymi miastami w naszym kraju, w niezwykle malowniczej okolicy, którą okalały stare, grube dęby, będące świadkami niejednego występu, niewielka, ale bardzo zadbana fontanna z podobizną Neptuna, raj dla zbłąkanych wędrowców, pragnących się schłodzić po długiej podróży oraz rzędy różnobarwnych lamp ulicznych, wprawiające każdego przechodnia w szczególny nastrój.

Konkurs jako jeden z pierwszych miał odbyć się tamtego dnia na dworze. Organizatorzy byli bardzo radzi, że będą w stanie po tak długim czasie wreszcie przenieść dotychczasowe występy na zewnątrz, gdyż to właśnie tam widzowie, a także występujący czuli się najlepiej.

Koło idealnie wystrojonego, wysokiego budynku mieścił się sporych rozmiarów namiot, w środku którego można było poczęstować się wyśmienitymi przekąskami, wypić orzeźwiający napój lub zwyczajnie usiąść i porozmawiać z najbliższymi. Odwiedzałem ten namiot już kilka razy, ponieważ z nerwów ciągle chciało mi się pić lub jeść. Najpierw ciastko, później sok owocowy, następnie babka, potem kawałek tortu, tiramisu. Do tego doszły także talarki ziemniaczane oraz kiełbaska z grilla. Ta mieszanka była idealna, by rozbolał mnie brzuch i bym zaczął stresować się jeszcze bardziej. Jak bardzo się cieszyłem, że blondynka nie widziała mnie wtedy, bo mogłaby przypadkiem przejąć podobny nastrój, a ta potrzebowała w tamtym momencie przede wszystkim pewności siebie i spokoju.

– Jeśli znowu zbliżysz się do tego jedzenia, uderzę Cię w rękę – powiedziała Leigh. – A tego wolelibyśmy uniknąć.

Dziewczyna ubrana była niezwykle elegancko, ale równocześnie lekko i komfortowo. Miała na sobie jasnoniebieską, średniej długości sukienkę bez rękawów, a jej ramiona oraz ręce opinała biała, zwiewna narzutka wykonana z miękkiego materiału. Z uwagi na charakter tej uroczystości zamiast wysokich obcasów, brązowowłosa wybrała tamtego dnia białe tenisówki.

– Staram się, ale nie mogę się opanować! Jedzenie pomaga mi aktualnie ze stresem – odparłem, chodząc wzdłuż stołu.

– Może po prostu oddalmy się od tego stołu, nie będzie Cię kusił – zaproponował nagle Nicholas, który jedną ręka oplatał delikatną dłoń swojej dziewczyny.

– Dobry pomysł – pokiwałem głową i oddaliłem się od namiotu.

Nagle zza moich pleców ukazał się Patrick, który po raz kolejny przestawiał swój samochód w odpowiednie miejsce.

– Nic się przecież z nim nie stanie. To nie jest spotkanie mafii tylko zwyczajny koncert – Nick klepnął swojego przyjaciela po ramieniu z uśmiechem.

– Wolę mieć pewność. Nigdy nie wiadomo, kto się napatoczy – rzekł poważnie blondyn, dla którego jego auto było niezwykle istotne i postanowił dbać o nie, jak o swoje własne dziecko. – Kiedy występ się zacznie? Chcę już zobaczyć Iv, odbierającą nagrodę.

Uśmiechnęliśmy się na te słowa, również mając taką nadzieję.

– Miał się zacząć kilka minut temu, więc myślę, że jeszcze chwila wystarczy – odparłem, jednak organizatorzy nie kazali nam długo czekać. Dosłownie kilka sekund po mojej wypowiedzi, rozbrzmiały dźwięki pochodzące z wielkich głośników, mieszczących się z lewej i prawej strony sceny.

Cała nasza czwórka postanowiła zająć miejsca jak najbliżej sceny. Oczywiście nie zapomnieliśmy o naszych pozostałych towarzyszach, których nie mogliśmy zidentyfikować.

Możliwe, że oni zapomnieli o nas.

Gdy padły już słowa wstępu na scenę wkroczyli pierwsi występujący. Byli to czterej mężczyźni, a tak naprawdę chłopacy w naszym wieku, jednak ubrani tak mrocznie i poważnie, że przez chwilę przeszły mnie ciarki. Jak można było się domyślić, grali oni heavy metal, który posiadał kilku entuzjastów. Jednakże z naszej grupy jedynie Leigh kiwała głową w rytm muzyki.

– Dzięki za zajęcie miejsc – zwrócił się do nas Ollie, który właśnie postanowił dołączyć do widowni wraz z Josephine. Nie będę ukrywał, że byli oni w wyśmienitych humorach.

Czasem ciężko było mi przyzwyczaić się do widoku Jo, na której twarzy pojawiał się prawie zawsze uśmiech, szczególnie w towarzystwie Oliviera. A to wszystko przez pierwsze wrażenie, kamiennej, bezuczuciowej Josephine. Domyślałem się, że tylko kwestią czasu było, aż niebieskooka i brat Leigh zostaną parą.

– Nie ma za co – odpowiedziałem im z uśmiechem.

Po kilku występach wreszcie nadeszła pora na naszą ulubioną, wielką i wspaniałą Ivy. Pierwsze z jej przedstawień miało miejsce wraz ze szkolnym zespołem. Kolejny występ miał być natomiast solowy.

Na scenie pojawiło się zaledwie sześć osób, tylko tyle znosiło trudy ćwiczeń przed tym ważnym wydarzeniem. Nasza przyjaciółka była jednak na samym jej czele, najbliżej widowni. Trzymała w rękach swoją ukochaną, pomarańczową gitarę, a obok niej stał czarny mikrofon na tego samego koloru wysokim statywie. Z powodu jej niskiego wzrostu musiała obniżyć poziom tego narzędzia muzycznego.

Kolejni członkowie grali na innych instrumentach lub w ogóle na nich nie grali. W tyle zauważyłem wysokiego szatyna w okularach, który siadał przy perkusji, po prawej stronie Ivy, niebieskowłosa dziewczyna z kolorowymi skarpetkami, spoczęła na małym krzesełku i dotknęła z czułością swojej indiańskiej fletni pana, z którą wyglądała jeszcze bardziej nieprzewidywalnie.

Po lewej stronie blondynki znajdowali się dwaj bliźniacy, którym nie towarzyszył żaden instrument. Z tego, co wiedziałem, mieli oni pełnić funkcję chóru, a także klaskać w dłonie. Niedaleko nich stanął pierwszoklasista, ubrany w marynarkę i schludną koszulę, który był wyraźnie zestresowany, w prawej dłoni trzymał jasny tamburyn, a w drugiej kolorową chusteczkę.

Nagle wszystkie światła zgasły, a kilka chwil potem rozjaśniło się tylko w okolicy sceny. Lampy miały wszystkie kolory tęczy. Ivy spojrzała w naszą stronę i przez moment, ale tylko przez moment wydawało mi się, że dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.

Najpierw rozbrzmiała perkusja, a później, z każdą sekundą, kolejna osoba zaczęła dołączać się do poszczególnych dźwięków. Z tyłu udało mi się nawet zauważyć radosnego Pana Sounda, nadal posiadającego swoje dość długie włosy i kolorowy styl ubierania się.

Gdy szmaragdowooka zaczęła śpiewać, cała widownia oszalała. Wcześniej tylko dane grupy lubiły poszczególne występy, ale w tamtej chwili te podziały były już nieistotne.

Piosenka była niezwykle skoczna, wesoła, radosna, każdy pragnął przy niej tańczyć, cała nasza szóstka chwyciła się za ręce i rozpoczęła śpiewać słowa utworu. Było cudownie. Nie mogłem przestać, wpatrywałem się w dziewczynę z zaciekawieniem i nie mogłem się doczekać, aż w końcu będę miał okazję, by jej pogratulować i pochwalić, powiedzieć, że jestem z niej dumny, że nigdy nie widziałem takiego talentu, że jest wspaniała.

Po raz kolejny uświadomiłem sobie prawdę. Chociaż tak naprawdę nie było mi to potrzebne, odkąd ją poznałem, odkąd odkryłem jej prawdziwą osobowość, czułość, ciepło, zrozumienie, dobrotliwość, szczerość, promienność – wiedziałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro