13. Kur*a

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kurwa.

Czy dało się zjebac bardziej?

Owszem, dało. Kurwa, oby nie bo czułem całym sobą, że jeżeli jest to możliwe to mi się uda.

Nie chciałem tego.

Jedyne czego teraz pragnąłem to wrócić do Colina i naprawić swoje przyjacielskie stosunki z Joshem.

Żeby było jak dawniej.

Cóż... W zasadzie wszystko było winą chuja Taylora. Gdyby nie chciał odbić mi mojego bro, nigdy nie zdenerwował bym się na Josha do takiego stopnia, że postanowiłbym przespać się z Brooksem tylko po to, aby się odegrać. Jednak Teddy Tucker nie pomyślał o skutkach ubocznych swojego chytrego planu i bez szans na ratunek zakochał się w pewnym ślicznym i napalonym chłopcu imieniem Colin nazwiskiem Brooks.

Kurwa.

Najgorsze było to, że mogłem złapać go na długiej przerwie, a była dopiero druga lekcja. Byłem zły... wściekły. Musiałem zajarać i w tym celu udałem się do kibla.

Rzuciłem plecak na parapet i oparłem się o niego biodrami. Wyciągnąłem elektryka z tylniej kieszeni spodni i od razu zaciągnąłem się dymem, naciskając na mały guziczek na obudowie elektryka. Od razu się rozluźniłem, a w moim ciele pojawiło się to przyjemne uczucie. Drzwi od toalety nagle się otworzyły, a ja nawet nie drgnąłem. Miałem wyjebanie czy będzie to nauczycielka, czy woźna, czy ktokolwiek inny. Ale... To był Josh.
Nawet na mnie nie spojrzał, bo jego wzrok był skierowany w dół na dużą plamę soku pomarańczowego na białej bluzie. Podszedł do kranu i odkręcił wodę, a ja cicho zaśmiałem się pod nosem. Zdjął z siebie bluzę, zostając w samej bluzce, która też była poplamiona. Ups. Ktoś tu był skazany na rozebranie się przed Teddym Fuckerem.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i schowałem elektryka do spodni. Nie myśląc więcej zacząłem powoli iść w stronę mojego bro, z którym zaczynałem uprawiać swój pierwszy w życiu bromance.

- Nie wziąłeś swojego śliniaczka z domu? - zagadałem do niego i zatrzymałem się tuż przed nim.

- Teddy... - on spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic więcej nie powiedział.

Schyliłem się trochę i bez zastanowienia pocałowałem go w usta. - Załóż to. - wcisnąłem mu swoją bluzę do rąk.

- Teddy, miałeś mnie nie całować... Nie w szkole... I dopóki nie zerwiecie z Brooksem.

- Cóż... Możesz całować mnie już do woli. - znów zacząłem iść w stronę parapetu, wyciągając po drodze elektryka z kieszeni.

- Słucham?

- Otóż... To się stało. Colin ze mną zerwał. Możesz teraz powiedzieć to słynne 'a nie mówiłem'. - zaśmiałem się, ale nie był to szczery śmiech. To był smutny śmiech. Wkurwiony śmiech. Rozgoryczony... Musiałem znów zapalić.

- Teddy... - Josh podszedł do mnie. - Nie żebym był bardzo smutny z tego powodu. Nie będę kłamać, ale... Jak to się stało?

- To był dla niego tylko seks. Nic więcej. Kiedy zacząłem mówić o rzeczach, które zobowiązują po prostu spierdolił, więc przyznaję, że miałeś rację.

- Teddy... Wiesz, że nie o to chodzi. - Josh stanął na przeciwko mnie. - Nie lubię jak się smucisz... - spojrzał w dół i zaczął powoli zmieniać ubrania na moją bluzę.

- Ale masz pretensje o jebanego buziaka.

- Gdyby nie test z matmy za pięć minut dałbym Ci się zerżnąć w tym zasranym kiblu, więc nie pieprz jebanych farmazonów. - oparł głowę o moją klatkę piersiową i objął mnie w pasie.

Uniosłem brwi, bo nie spodziewałem się takich słów. Nie mogłem narzekać. Josh był śliczny i seksowny, zapowiadało się obiecująco. No i kochałem go, jak brata, ale nie był moim bratem w rzeczywistości, więc chyba dało się zmienić tę miłość na inną miłość, a przynajmniej gdyby tak było to byłoby zajebiście, bo Josh był idealnym kandydatem na drugą połówkę. Delikatny, słodki, pełen wdzięku i miał dojebaną dupę przez to, że był libero.

Roberts niepewnie złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce. - Kocham cię , Teddy... Nie chcę żebyś się tak smucił.

- Przejdzie mi. - oparłem brodę o czubek jego głowy

- Pogadaj z Colinem. Może to nieporozumienie.

- Dziś rano chciałem z nim pogadać, ale teraz już chyba nie chce.

- Bo?

- Pewien śliczny chłopak pośrednio obiecał mi bzykanko w kiblu.

- Jaki ty jesteś, kurwa, dziecinny.

- Za to mnie uwielbiasz.

- Chyba nienawidzę.

- Zdecyduj się, bo przeczysz sobie.

- Twoja wina. Chwilami jesteś nieznośny.

- Nie nieznośny, tylko uroczy.

- Dziecinny.

- Słodki.

- I jaki skromny. - Josh zaśmiał się cicho i odsunął się ode mnie trochę, aby spojrzeć mi w oczy. - Porozmawiaj z Colinem.

- Nie wiem czy to ma sens, Josh... Wiem, że chcesz mi pomóc, jako mój bro, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł.

- Porozmawiaj z Colinem zanim cokolwiek mi obiecasz. Nie chcę potem cierpieć. Chcę mieć pewność, że nie jestem pocieszeniem, zastępstwem, ani efektem twojej litości. Chcę być twoim kochankiem i zanim zrobisz ze mną co będziesz chciał, chcę mieć od ciebie pierdoloną deklarację, że traktujesz mnie na poważnie i... Mnie kochasz. - zawahał się wypowiadając ostatnią cześć zdania. Zagryzł dolną wargę i spuścił wzrok na sznureczki od mojej bluzy. Złapał za jeden z nich i zaczął się nim bawić. - Ale nie jak brata, tylko jak swoją drugą połówkę... Jestem kompletnie inny, niż Colin i nie chce mi się bawić w związki, które nie mają szans na przyszłość.

- A więc dlaczego ja? Chciałeś mieć śliczna żonę i szóstkę dzieci. Ja mogę zagwarantować ci tylko zaspermioną dupę.

- Bo cię kocham, Teddy i mogę porzucić swoje marzenia dla ciebie, bo... Ty jesteś największym z nich. - uśmiechnął się lekko i odsunął się ode mnie. - A teraz... - nerwowo zakaszlał, a jego buzia zrobiła się lekko czerwona. - A teraz idę na matmę. Ty możesz się spóźnić, jak chcesz, ale pewnie Paul usiądzie obok mnie, bo chce ściągać, więc jeżeli ty też chcesz lepiej się pospiesz żeby usiąść ze mną. - zaplątał się trochę w swoich słowach i zarzucił plecak na ramię, wcześniej chowając do niego swoje rzeczy. Odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia z toalety. - Dzięki za bluzę... Wypiorę i jutro oddam. - dodał po czym wyszedł z toalety.

A ja... Nie mogłem się ruszyć. Zaraz miał być pierdolony sprawdzian, a ja nie mogłem ruszyć dupy do sali.

Byłem w szoku. No byłem, kurwa, w ciężkim szoku.

Josh Roberts, mój bro od zasranej pieluchy, okazał się być idealnym materiałem na męża. Pociągało mnie to. Chciał mi się oddać w stu procentach. Mógłbym z nim robić wszystko i... W końcu ktoś bezwarunkowo mnie kochał. To było wspaniałe uczucie. Byłem dla niego najważniejszy. Widziałem to w jego ślicznych oczach. Był otwarty, jak księga.

*

Słodki panie. Denerwowałem się jak moja mama co roku na święta, kiedy mieli przyjechać goście.

Colin wyglądał ślicznie i jedyne na co było mnie stać to przyglądanie mu się z daleka. Jak na razie oczywiście. Planowałem złapać go po zajęciach, bo szczęśliwie kończyliśmy lekcje o tej samej godzinie, ale jak na razie ciągle kręcił się obok niego Taylor, którego bym rozkurwił gdyby znalazłby się metr przede mną.

Pierdolony Taylor zniszczył mi życie, może nieświadomie, ale to była jego jebana wina. To wszystko była jego wina, kurwa! Gdyby nie zaczął kręcić się obok Josha, nigdy nie bzyknąłbyn Brooksa i mój kutas nigdy nie zaznałby męskiej dziurki. Dramy z Ashley ciągnęłyby się w nieskończoność, ale ostatecznie i tak wzięli byśmy ze sobą ślub. A teraz? Teraz myślałem tylko jak wypukać Josha, bo na Colina byłem obecnie obrażony. Tak jakby.

Oparłem się plecami o moje auto, a Colin radośnie przekroczył próg furtki od szkoły. Nie zauważył mnie i zaczął wkładać słuchawki do uszu. Jak zwykle miał na sobie obcisłe spodnie i bardzo dużą bluzę, ale założoną tak, aby jego pośladki były widoczne. Mała, słodka dziwka.

- Odwieźć cię do domu? - zagadałem, a Colin znieruchomiał. Schował słuchawki do kieszeni i spojrzał na mnie.

- Teddy... - zrobił duże oczy i uchylił usta. - Nie... Przejdę się.

- Chcę pogadać. - otworzyłem mu drzwi po stronie miejsca obok kierowcy. - Wsiądziesz?

Colin zastanawiał się chwilę, ale ostatniecznie zdjął plecaczek i grzecznie wsiadł do mojego auta. Obszedłem samochód i zająłem miejsce kierowcy. Od razu odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu pod szkołą, kierując się prosto do domu Brooksa.

- Więc... O czym chcesz gadać, Teddy? - zapytał i zaczął bawić się srebrnym kolczykiem w uchu w kształcie księżyca. Chyba się stresował.

- Czy to nie oczywiste? O nas.

- Teddy, wszystko między nami jest skończone. To tyle.

- Od początku wiedziałeś?

- O czym?

- Że nic z tego nie będzie, a ja zakochuję się jak naiwny kreatyn.

- To nie tak, Teddy...

- A jak? - zatrzymałem auto, bo byliśmy już pod domem Colina. Samochodem ze szkoły wracało się dosłownie trzy minuty. - Dlaczego w ogóle zgodziłeś się na ten związek?

- Po prostu... Tak bardzo się cieszyłeś, że ja... Nie potrafiłem ci odmówić.

- Nie mogę w to uwierzyć, Colin. Czy ja byłem dla ciebie tylko jebaną zabawką?

- Nawet przez chwilę tak o tobie nie pomyślałem. Byłeś dla mnie... Dalej jesteś najważniejszym z byłych facetów, ale ja nie potrafię się związać z kimś na stałe. Zobowiązania nie są dla mnie. Kiedy byłem z tobą dostawałem masę propozycji na trójkąty, zabawy z wiązaniem i zabawkami i ja... Mam już wyrobioną opinię w szkole...

- Co to za gówniane wytłumaczenie, Colin? Jedno twoje pierdolone słowo i zrobiłbym ci wszystko co byś chciał.

- To prawda! Nawet rodzice i rodzeństwo o tym wiedzą! - uniósł się. - Myślisz, że jest mi łatwo?!

- A mi, kurwa?!

- Nie jestem gotowy na związek, okej?

- Bawiłeś się mną ten cały czas, a ja się w tobie zakochałem. Mogłem od razu posłuchać Josha, który mówił mi, że jesteś tylko fałszywą dziwką.

- Nie mów tak o mnie. - powiedział z pretensją.

- Ale to są kurwa fakty! Oszukałeś mnie i pieprzysz się z kim popadnie! - złapałem się za czoło i westchnąłem głęboko. - Wiem, że jestem gówniarzem, ale zasłużyłem sobie na to? Zawsze szanowałem uczucia innych, a przede wszystkim twoje. Myślałem, że ten słodki chłopak, który zabierał mi bluzę i rysował mnie na treningach był autentyczny

- Nigdy cie nie okłamałem...

- Tylko raz ci się zdarzyło, mówiąc mi, że chcesz związku.

- Teddy... Ja... To po prostu koniec. Przepraszam, tygrysku. - powiedział, łamiącym się głosem i wysiadł z samochodu, szybko zamykając drzwi. Zaczął iść w stronę swojego domu, zakrywając oczy rękawem od bluzy. Popłakał się.

Kurwa.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro