12. i co teraz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Probowałem dodzwonić się do Brooksa od pięciu godzin. Odkąd wrócił wczoraj z wycieczki ( a wiem, że wrócił, bo widziałem przez okno) nie dawał oznak życia). Martwiłem się o niego i o to, że w naszym związku się coś psuje. Jasne, psuło się, ja to psułem, ale on o tym nie wiedział. Zżerały mnie wyrzuty, ale jednocześnie nie potrafiłem zrezygnować z Josha i jego uczuć. Josh dawał mi coś, czego nie dawał mi Colin, a Colin dawał mi coś czego nie dawał mi Josh.

Ale to skomplikowane.

Problem polegał na tym, że chyba faktycznie się zakochiwałem, albo chciałem się zakochać. Nie do końca czułem, że Brooks to ta osoba... Chyba. Albo byłem emocjonalnie niedojrzałym gówniarzem, jak mówił Roberts. Cóż, druga opcja zdecydowanie jest bardziej prawdopodobna, bo Colin był cudowny.

To nie było tak, jak mówił Josh. Nasz związek nie polegał tylko na pieprzeniu się. Oczywiście, fajnie było poruchać, ale w tym wszystkim było coś więcej. Wiedziałem to. Przecież bym nie przeruchał przypadkowego kolesia. Coln Brooks był po prostu wyjątkowy i nie mogłem go zranić.

Uwielbiałem w nim wszystko... Jego kolczyki, siwe włosy, brzuszek... Tyłeczek i nóżki... Kurwa, wszystko. Był słodziutki i nie tylko z wyglądu. Zaradny i potrafił zajmować się wściekłymi bachorami. No i rewelacyjnie rysował.

To prawdziwy kandydat na żonę dla Teddy'ego Brooksa.

Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną minutę, a w tym momencie nie widziałem go już prawie od dwóch dni. Kurwa, no martwiłem się. Może coś spierdoliłem i nie chciał mnie widzieć? Może dowiedział się o moim małym i nie do końca chcianym skoku w bok? Wyrzuty mnie zżerały, bałem się, a mimo to nie potrafiłem przestać o nim myśleć choćby na sekundę. Coś musiało się stać, w przeciwnym wypadku zrobiłby mi awanturę na pół osiedla.

Wyjrzałem przez okno, patrząc w stronę okna od jego pokoju. Rolety były zasłonięte i nic nie mogłem zobaczyć. Oparłem się plecami o parapet i wybrałem po raz kolejny numer do Colina. W końcu usłyszałem sygnał w słuchawce, a serce zaczęło bić mi, jak oszalałe.

- Teddy? - usłyszałem cichy, zachrypnięty głos.

- Colin, boże... - odetchnąłem. - Ty żyjesz. Całe szczęście.

- Dlaczego miałbym nie żyć, tygrysku?

- Bo nie odzywałeś się od dwóch dni!

- Przepraszam... Źle się czuje i ciągle śpię.

- Potrzebujesz czegoś?

- Nie... Mama się mną zajmuje.

- Okej. Daj znać, jak już poczujesz się lepiej. Muszę cię zobaczyć, Colin.

- Jaki z ciebie romantyk, tygrysku... - zakaszlał. - Martwiłeś się?

- Cóż... Cholernie. Tęsknię.

- Jutro się zobaczymy.

- Dopiero? Nie mogę dziś?

- Wyglądam okropnie i jesteśmy spocony. W ogóle nie seksowny i mam na sobie zwykłe bokserki.

- Zawsze jesteś piękny, wiesz? - uśmiechnąłem się lekko. - Chcę się tobą zająć, baranku.

- Nie dam rady, bo nie wytrzymam i zacznę cię całować i wtedy cię zarażę! - zaśmiał się uroczo.

- To będziemy mieć razem kwarantannę i w sumie nie będę narzekać.

- Teddy, wytrzymaj do jutra. Wypieszczę twojego księcia do czerwoności. Przysięgam, tygrysku.

- Potrzebuje cię po prostu przytulić, Colin.

- Chcesz przytulić mój tyłeczek, tak? - zaśmiał się słodko.

- Ciebie. - usiadłem na łóżku. - Wziąć cię w ramiona, zamknąć oczy i mocno przytulić. Właśnie tego chcę.

- Nigdy nie byłeś taki wylewny, Teddy. Coś się stało?

- Ja... - przygryzłem mocno dolną wargę. - Myślałeś jak nasz związek będzie wyglądać w przyszłości?

- Jeżeli chodzi o college to dostanę się do każdego. Pójdę tam gdzie ty, więc nie będzie problemu.

- Mam na myśli dalszą przyszłość, Colin. - dodałem. - Skończymy szkołę i co dalej? Zamieszkamy razem, okej, ale potem... Weźmiemy ślub? Zaadoptujemy dzieci? Zestarzejemy się razem?

- Tedyy... Co ty tak nagle... - zakłopotał się. - Nigdy o tym nie myślałem. Żyję chwilą i naszymi chwilami.

- A jeżeli będziemy mieć rocznicę, co miałbym ci kupić? Nic o tobie nie wiem. Jebanie do nieprzytomności w końcu nam się znudzi, Colin. - coraz bardziej zacząłem podnosić swój głos, a w pewnym momencie zacząłem mówić z pretensją. - Seks... Ja kocham seks z tobą, ale na tobie zależy mi bardziej.

- Nie rozumiem, Teddy... Przecież seks uprawiasz ze mną. To nasza przyjemność i...

- Colin. - przerwałem mu. - Potrzebuje od ciebie deklaracji. To cholernie gorące, że jesteś napalony i uwielbiam to w tobie. Całego cię uwielbiam, ale... Jesteśmy w związku. Chcę cię odkrywać. Poznawać w tobie nowe rzeczy. Przed naszym zbliżeniem się do siebie rozmawialiśmy więcej... Robiliśmy różne rzeczy.

- Teddy, dość. Chcesz ze mną zerwać?

- Nigdy tego nie powiedziałem.

- Ale czujesz to?

Zapadła między nami cisza. Westchnąłem ciężko. Sytuacja była poważna, bo pierwszy raz rozmawialiśmy ze sobą w tak oziębły sposób. Serce zabiło mi mocniej. Bałem się, że go stracę.

- Colin... Nie mów takich rzeczy. - spanikowałam. - Wiesz, że bardzo mi na tobie zależy...

- Ale? - zapytał. W jego głosie było słychać złość. - Może chodzi o to, co wcześniej ci wyznałem, Teddy? Może jesteś zły, bo pukałem się z twoim najlepszym przyjacielem?

- Jestem w szoku, ale nie o to chodzi...

- Więc o co?! - uniósł głos. - Wysłów się wreszcie, Teddy, bo... zaraz złamiesz mi serce.

- Colin.... To nie tak. - powiedziałem spokojnie. - Spotkajmy się jutro i porozmawiajmy. Teraz odpocznij, skarbie.

- Teddy, uwielbiam cię, wiesz? Ale nawet ja potrafię się na ciebie wściekać. Zmieniasz temat.

- Mam powiedzieć wprost, ze czuje, ze jesteś ze mną tylko dla seksu?

- Teddy...

- Właśnie tak się czuję! Kurwa... - złapałem się za głowę i wziąłem głęboki oddech. Czułem się, jakbym miał zaraz się rozpłakać. - To nie miało tak zabrzmie... halo? Colin?

Rozłączył się.

- Kurwa! - krzyknąłem i rzuciłem telefon na łóżko.

Byłem wściekły. Nie rozumiałem dlaczego Brooks mnie tak potraktował. Domyślałem się, że był w takim szoku, że nie wytrzymał presji i po prostu się rozłączył. W dodatku jego choroba...

Zajebiste wyczucie czasu. Powinszować, Teddy.

- Kotku... - powiedziałem cicho, patrząc z tęsknotą na telefon.

Kurwa.

Chciałem znów usłyszeć jego głos.

Zobaczyć ten słodki uśmiech.

I kurewsko seksowne pośladki.

Mój piękny Colinek Brooks. Jak ja mogłem powiedzieć mu tak okropną rzecz? Jak w ogóle mogłem o tym pomyśleć?

No, Teddy, zjebałeś i to podwójnie.

Nie dość, że skrzywdziłem Josha, to jeszcze Collina i coraz bardziej przekonywałem się do tego, że to wcale nie było niechcący.

Chyba po prostu byłem już takim człowiekiem.

Okropnym człowiekiem.

Musiałem wziąć odpowiedzialność za to, jaki byłem. W jednej sekundzie zacząłem czuć się paskudnie sam ze sobą.

I co z tego, że Colin kochał seks do takiego stopnia, że mógłby uprawiać go godzinami. Uprawiał go ze mną, to było najważniejsze.

Poza tym każdy kocha seks.

Seks jest super.

No chyba, że ktoś jest aseksowy, ewentualnie jest czarownicą od matmy, której nikt dawno porządnie nie wydymał, bo nie chce zaliczyć kartkówki kiedy brakuje mniej, niż pół punkta do pozytywnej oceny.

Kurwa z niej gorsza, niż ze mnie.

Chyba.

Cóż, ona tylko stresowała, a ja grałem z uczuciami najważniejszych dla mnie osób.



---

Siema

Dzisiaj chyba bez notki, bo po komentarzach niektórych osób się trochę odechciało pisać.

Dlatego książki papierowe są takie kul bo nie można komentować i autor za jednym razem ma szansę przestawić całą historię, bez słuchania tego jak jego bohaterowie są zjebani i nie da się tego czytać.

Pozdrawiam tych, którym dalej podoba się ta książka i będą ją czytać do końca.

Flo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro