2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W zatłoczonym klubie panuje głośna muzyka, ludzie tańczą i rozmawiają na tyle głośno, by było słychać, że mówią, ale nie na tyle, by dało się ich zrozumieć, więc ostatecznie wszystkie głosy zlewają się w całość i nie przypominają niczego. Atmosfera jest gorąca i duszna. Przepychają się między sobą, próbując dostać się do baru lub na parkiet, co często powoduje spore napięcie. Oświetlenie klubu jest zazwyczaj jaskrawe i migające, a przestrzeń jest wypełniona różnymi zapachami... Alkoholu, perfum, potu. Pomimo chaotycznej atmosfery, wiele osób nadal cieszy się zabawą, ponieważ to miejsce, gdzie mogą zapomnieć o codziennej rzeczywistości i zrelaksować się z przyjaciółmi. W tym wszystkim jestem ja... Popijająca drinka z palemką, obserwując jak Kazu liże się z jakąś babką, która może okazać się facetem! Wiedziałam, że wyjście z tego toksycznego domu jest najlepszą z możliwych opcji! Boże! Przez ostatnie lata nie bawiłam się tak dobrze jak teraz! I to za taką cenę? Hotel za grosze, żarcie za grosze, ustaliłam z naszą szkołą, że przejdziemy na nauczanie indywidualne na pewien czas! Po prostu żyć, nie umierać! Kasy spokojnie nam starczy jeszcze na dłuższy czas... Może warto zacząć inwestować? Cichy głosik w mojej głowie, mówi, że to genialne... Posłucham go, ale to rano! Już jest rano... To po pobudce! 

***

Spojrzałam na ojca, który stanął obok mnie, gdy spokojnie siedziałam w salonie gier, do którego przybyłam, gdy ten głosik znowu się uaktywnił. Zagrałam ze dwa razy i udało mi się wygrać, na jednym główną nagrodę, na drugim jakąś pomniejszą. I tak uzbierała się z tego serio niezła sumka, chociaż nie przeliczyłam jakoś dokładnie... Teraz chciałam wygrać jakąś zabawkę w automacie. Nie z jakiegoś konkretnego powodu, tak po prostu dla zabicia nudy. 

-Jak ty wyglądasz... Jakbyś była z jakiejś patologii. -warknął. 

Spojrzałam na niego, zsuwając okulary z nosa. Trochę minęło od naszego ostatniego spotkania, ale u niego niewiele się zmieniło, czego z kolei nie można powiedzieć o mnie... Trochę mi się podrosło, nabrałam masy i zrobiłam sobie kilka dziar. Teraz nie widzi tego dzieła w pełnej okazałości, bo mam golf, ale przez krótki rękaw dostrzega ręce i to mu chyba wystarcza, by wydać tak okrutny wyrok... Na samego siebie. 

-Jeśli przez patologię rozumiesz wychowanie w domu, który nie zapewniał mi żadnego wsparci, z siostrą tępą dzidą, która mimo tego, że jest absolutnym beztalenciem i śmieciem, skończyła na piedestale, sukcesywnie niszcząc mi lata młodzieńcze i nastoletnia, na co moi rodzice ochoczo jej przyklaskiwali, bo przecież Lamia jest taka biedna, to tak. Wyglądam jak z patologii. -zakpiłam, uśmiechając się ironicznie. 

Wyciągnęłam zabawkę, która wypadła z automatu i zamierzałam wyjść, bo niby co więcej mam tu do roboty? Kazu i tak pewnie zaraz skończy to spotkanie gangu i pójdziemy na jakiegoś drinka czy coś. Lub na coś nieco mniej legalnego... Wybór zostawię jemu. Jedyny minus to ta śmieciowa pogoda. Leje jak cholera... Na szczęście mam jakiś parasol w schowku.

-To nie nasza wina, że jesteś taką egoistką. -zatrzymałam się, czując, że zaraz może stracić życie- Lamia miała o wiele mniej szczęścia od ciebie. Powinnaś to zrozumieć i pozwolić jej od czasu do czasu...

-Żerować na moim nieszczęściu? -dokończyłam, zerkając na niego przez ramię. 

Trochę się zmieszał, ale nie wiem czy było to spowodowane moimi słowami czy raczej tym, że poczuł chęć mordu. Naprawdę skróciłabym go o głowę... I tak jej nie używa, więc co to za strata? 

-Nie. Powinnaś angażować ją w swoje sprawy. Dobrze wiesz, że jej jedyną szansą na godne życie jest znalezienie silnego męża. -pouczył. 

Prychnęłam, nie dowierzając w te prehistoryczne poglądy... Więc dlatego pozwalali jej niszczyć mi życie? By znalazła silnego męża! Czy oni myśleli, że zadaję się tylko z ludźmi na moim poziomie siły? Dosłownie pozwolili jej zerwać więź z przeznaczonym mi mężczyzną! Wzięłam głęboki oddech, powoli do niego podchodząc, a gdy byłam już na tyle blisko, by mieć go na wyciągnięcie ręki, strzeliłam mu w pysk. Siła była wystarczająca, by się przewrócił, uderzając jednocześnie w jedną z maszyn. 

-Zostanie kolejną głową rodziny. -stwierdziłam.

-Co? Nie może... 

-Czy ty serio myślałeś, że z uśmiechem na ustach przejmę po tobie ten śmieciowy stołek!? Po tym jak mnie traktowaliście? Zapomnij! -syknęłam. 

Po prostu nie do wiary... On naprawdę pomyślał, że zajmę się interesem rodzinnym. Niech faworyzują ją do końca! Teraz martwię się tylko o mój własny biznes. 

-Zajmujemy się produkcją magicznych urządzeń! Jak osoba pozbawiona magii mogłaby to robić!? -spanikował.

-Z magią przyjaźni. -rzuciłam ironicznie, szybko się stamtąd ulatniając.  

Zgarniam Kazutore i idziemy się napić, ale dzisiaj może nie do klubu. Dzisiaj wolę napić się kameralnie... Chyba mam w schowku jeszcze skrzynkę whisky z Kambodży. Mega tani lokalny whiskacz, a kopie lepiej niż niektóre markowe. Jak na zawołanie zadzwonił do mnie Kazu! Zadowolona odebrałam, chcąc się przywitać, ale ktoś mnie ubiegł. 

-Kazutora się nawalił. Możesz go odebrać? -powiedział, zabawnie przeciągając. 

Głos niby ładny, lekko pijany, ale brzmi na przytomnego. No i miał na tyle trzeźwego rozumu, by wziąć jego telefon i zadzwonić do mnie. 

-Wcześniej mówił coś o jakimś salonie, dalej tam jest? -spytałam. 

-Nope, przy świątyni! Powiedział, że chce rzygać akurat tu. No wiesz! Tej, gdzie zbierają się śmieci z Toman. -zaśmiał się. 

Oh... W sumie jestem szczęśliwa! Nasz ukochany gang będzie miał jutro śmierdzącą niespodziankę. 

-Oke~ Będę za chwilę! -zaświergotałam, rozłączając się. 

Moc teleportacji to serio przydatna sprawa, nawet jeśli to tylko miejsca, które już wcześniej odwiedziłam. Skręciłam w ciemniejszą alejkę, bo przez te światła w ogóle nie widzę mojego cienia, a muszę go użyć, by przenieść się pod świątynie, gdy tylko to zrobiłam, dostrzegłam wpatrującego się we mnie chłopaka. Zupełnie jakby spodziewał się skąd wyjdę... To dziw... Poczułam, jak przez moje ciało przetacza się fala intensywnych emocji, a każdy nerw zostaje wzbudzony przez niezwykłe doświadczenie. To jakby prąd przeszywał całe moje ciało, od stóp po głowę, powodując dreszcze na moich ramionach i szyi. Moje serce biło mocno i szybko, a krew pulsowała w każdej żyle. Czułam, jak moje zmysły były na wskroś pobudzone, a każdy dostrzegany szczegół wprowadzał mnie w coraz większe zakłopotanie i zachwyt. Cały świat zwalnia, a wszystko co nie jest nim traci ostrość. To cholernie pociągające, ale nie mogę! Nie. Nie. Nie. Nie. Większość ludzi nie spotyka nawet jednego przeznaczonego sobie partnera, to niemożliwe bym w tak krótkim czasie spotkała drugiego! To po prostu... Przeznaczenie to okrutna kurwa... Ale doskonale znam te objawy, już raz to czułam. Nawet nie zauważyłam, że zaczął do mnie podchodzić, a teraz stał już na wyciągnięcie dłoni. Ledwo otrząsnęłam się po tym jak go zobaczyłam, a teraz znowu sparaliżował mnie, ale tym razem swoim zapachem. Cholera... Pachnie papierosami, wódą, potem i czymś czego nie mogę rozróżnić... Każdy człowiek ma swój specyficzny zapach, to pewnie to... Jezu, jaki on jest wielki. 

-To dość niespodziewane, co? -odezwał się w końcu. 

Tym razem jego głos był pozbawiony jakichkolwiek przeciągnięć czy rozbawionych akcentów. Więc... Jest poważny. 

-Kurwa... -to wszystko co byłam w stanie z siebie wydusić. 

Ja, on, nawalony Kazutora i miasto spowite ulewnym deszczem. Właściwie dlaczego on nie moknie? Wzięłam głębszy wdech, ponownie podnosząc na niego wzrok. W zasadzie jest całkiem w moim typie... No i z przeznaczeniem nie bardzo można się sprzeczać, prawda? 

***

Otworzyłam oczy, próbując odruchowo wstać z łóżka, ale byłam przybita do materacu. Dopiero teraz widząc nieznany mi pokój, znowu czując jego zapach i widzę nasze ubrania porozrzucane po podłodze, odświeżam sobie pamięć. Stracić dziewictwo w tak nieciekawy sposób... Nie tak to sobie wyobrażałam. Jeszcze kilka miesięcy temu, myślałam, że pójdę do łóżka z pewnym blondaskiem, który okazał się wredną sucz... Zamiast niego mam prawie dwumetrowego typa, który bez żadnych ceregieli zabrał mnie do domu, upił i przeleciał. Nie żeby nie było miło... No i miałam w tym wszystkim spory wkład. Hanma Shuji... Więc ten typ jest mi przeznaczony, ciekawe czy tym razem faktycznie będzie na całe życie.

-Wstałaś... -zauważył, szturchając mnie nosem w szyję. 

Chciałabym zobaczyć jego twarz, ale to trudne... Ja leże na prawym boku, a on na lewym wciskając nos w zagłębienie na mojej szyi. Jedyne co byłam w stanie uchwycić to jego stopy wystające poza materac. Wysocy ludzie i ich problemy... 

-Wstałam. -potwierdziłam, wplatając palce w jego włosy. 

-To był twój pierwszy raz, nie? Mam przynieś jakieś tabletki czy coś? -spytał.

Oh... Jest całkiem troskliwy, to aż dziwne. Nie wygląda na takiego... Chociaż na jakiego on mi wygląda? Na lekko znudzonego nastolatka o dość interesującym podejściu do życia. Jest całkiem zabawny, często zaczyna mówić o czymś kompletnie bez sensu. Chociaż jakoś ciężko zaakceptować mi myśl, że jest moim partnerem... Nie wiem czy to pech czy łut szczęścia. Ledwie pozbierałam się po jednym nieudanym "związku".

-Nie, ale dzięki za propozycje. -zjechałam dłonią na jego plecy, które delikatnie podrapałam. Musiałam uważać, by nie naruszyć strupów. Było ich tyle, że aż się nimi zainteresowałam i cóż... Podrapałam go po plecach i to porządnie- Co z tobą? Trochę poszalałam na twoich plecach. -powiedziałam, przeciągając palcem po najgłębszej ranie.

Po zastanowieniu i tak są dość płytkie. Na kołdrze jest naprawdę sporo krwi. Nie wiem czy to przez fakt, że był to mój pierwszy raz, czy z jego ran. Bezpiecznie byłoby uznać, że oba są poprawne. Jeśli tak, jego rany są zbyt płytkie.

-Przyjemnie piecze... Lubisz ostrą zabawę, co? Już myślałem, że kupiłem za mało gumek i będę musiał znowu lecieć do sklepu. -zażartował, przeciągając słowa w charakterystyczny dla niego sposób.

Znowu? Myślałam, że miał gumki tutaj, dlatego uznałam, że robił to wcześniej, ale skoro musiał po nie iść... Może to było nowe doświadczenia dla nas obu.

-Możliwe. Jakoś nigdy nie miałam się za osobę napaloną. -powinien wiedzieć o Sano? Jest moim drugim partnerem, ale czy mówić o pierwszym? Czy byłby zły jakby przypadkiem się dowiedział? To świeża sprawa... Nie wiem nawet jaka będzie relacja między nami, ale powinnam być z nim szczera- Może to przez to, że jesteś moim drugim przeznaczonym? Poprzedni okazał się dupkiem i zaliczyliśmy tylko jakieś powierzchowne buziaki. Mogę podświadomie spieszyć się z zaliczaniem kolejnych baz, by nie skończyło się tak samo... -wyjaśniłam.

-Myślisz? -wzruszyłam ramionami, bo naprawdę nie jestem tego pewna- Może to przez to, że jestem cholernie przystojny i pociągający!? -zaproponował.

Zaśmiałam się cicho, w czym zresztą mi zawtórował. 

-Tak... To na pewno to... -wydukałam przez cichy śmiech.

Właściwie jest to całkiem przyjemne... Ja i moja druga połówka, leżąc w tym samym łóżku po upojnej nocy, wtuleni w siebie, rozmawiając o pierdołach. Kiedyś marzyłam o tej chwili, ale gdy przyszła wydaje się jakaś... Obca. Jakby coś było nie tak... Może wcale nie pogodziłam się z tym, że między mną i Sano nic nie będzie? Może w rzeczywistości dalej za nim tęsknię? Hmm...Kiedyś, gdy o nim myślałam, czułam jakby kamień spadał mi z serca, teraz zostaje tylko niesmak, więc chyba nie... Więc co to jest? Może zwykle niedowierzanie?

-Hej, miałaś kiedyś psa? Ja miałem jak byłem dzieckiem, szczeniaka jakiegoś rottweilera czy innego dobermana. Durny kundel mojego sąsiada-pijaka go zagryzł. Później starzy nie chcieli nowego. -opowiedział znienacka.

Oh... To całkiem smutne, ale powiedział to tak szczęśliwym tonem, że miałam wrażenie, że cieszy go to, tylko miejscami jego ton stawał się mniej rozbawiony.

-Ta... Moja rodzina miała jednego. Cane corso czy jakoś tak... Kupili go mojej siostrze, bo miała zachciankę, ale szybko się znudził. Teraz pewnie wszyscy mają go w dupie, mogłam go zabrać ze sobą. -westchnęłam z rezygnacją.

Może powinnam po niego wrócić? Zrobić jakąś dramę i wynieść się ostatecznie z tej chałupy? Ale co zrobię z psem? Nie mogę go wszędzie ze sobą zabierać...

-Porwijmy go. Chce psa. -powiedział jakby to nie było nic wielkiego.

Ponownie prychnęłam, przymykając oczy i pozwalając dłonią na luźne opadnięcie.

-W teorii pięknie i fajnie, ale psa do hotelu nie wezmę... -kręciłam nosem.

Przez dłuższą chwilę panowała cisza, podczas której on rysował palcem dziwne wzory na moich plecach. Dopiero po kilku minutach, podniósł się, zawisając nade mną.

-Zaadoptowałaś Kazutore, a nie ogarnęłaś mieszkania? Jesteś szurnięta~ Lubię to! -oznajmił z szalonym uśmiechem.

Oh~ z jakiegoś powodu, podoba mi się to! Jego wyraz twarzy w jakiś sposób mnie podnieca! Objęłam ramionami jego szyję, ściągając go nieznacznie w dół.

-Więc masz szczęście... -przyznałam, wbijając się w jego wargi.

Nasz pocałunek był wolny, nieco niezgrabny, ale satysfakcjonujący i pewnie zakończyłby się o wiele później, ale ktoś zaczął pukać w drzwi. Wtedy dotarło do mnie, że przecież Kazutora był z nami. Chłopak otworzył drzwi, pewnie nie spodziewając się mojego towarzystwa i chyba go zamurowało...

-Chcesz dołączyć czy jak? -spytał Hanma, klepiąc niewielki kawałek materaca, który nie był zajęty.

Wywróciłam oczami, klepiąc go delikatnie w ramię, ale to w ogóle nie zrobiło na nim wrażenie. Dlatego mimo jego bliskość, podniosłam się, choć w efekcie, nasze ciała znowu się stykały. Przynajmniej przez to, że nasze klatki stały się jednością, zasłoniłam piersi.

-Kazubaby, zamknij drzwi. Zaraz przyjdę. -chłopak zrobił co kazałam, ale jego mina była tak nieobecna, że mogę śmiało powiedzieć, że działa na automacie- Zryliśmy mu psyche. -stwierdziłam.

-Zawsze miał zrytą psyche. -zakpił, kładąc głowę na moim ramieniu.

Jedną z jego dłoni znalazła się między moimi łopatkami. Pozbawił się jednego z punktów podpory i część jego ciężaru spoczęła na mnie... Uroczo. Wybaczam mu tylko dlatego, że jego palce sunące wzdłuż mojego kręgosłupa, wywołują przyjemne dreszcze.

-Powiedziałam mu, że zaraz przyjdę... -przejechałam dłonią po jego plecach i ku mojemu zdziwieniu, nie było już na nich żadnych ran. Regeneracja czy uzdrowienie? Na regenerację trochę zbyt wolne...- Odsuń się. Nie mogę wstać. -dodałam.

Chłopak trochę pojęczał, ale podniósł się. Ja również czułam jakieś niezadowolenie, chyba wolałabym trochę z nim zostać, ale niestety... Pozbierałam swoje ubrania, trochę niezdarnie wciągając majtki na tyłek. Jednak jestem trochę obolała... Dlatego rzuciłam resztę niedbale na szafkę, dając sobie chwilę na znalezienie stanika. W pewnej chwili mój wzrok padł na czerwoną plamę na jego koszulce, która dalej walała się na na podłodze. Co jest? Krwawił? Nie pamiętam tego. Pokazałam mu bluzkę w niemym pytaniu, na co nieco się skrzywił.

-Gdy byłem w sklepie, przywalił się jakiś idiota. Nieco mi się spieszyło, więc nie pierdoliłem się w tańcu. -wyjaśnił pokrótce, poruszając brwiami w znaczący sposób.

Zaśmiałam się z jego słabego żartu i podrywu, ale chyba nie musi nazbyt się starać... W końcu jest moim przeznaczeniem.

-Normalnie byś tego nie doczyścił. -rzuciłam.

Ma szczęście, że ma mnie. Magia krwi bywa przydatna, głównie w takich sprawach... No i skrystalizowana krew jest ładna i cholernie droga na czarnym rynku w niektórych krajach. Bogacze są w stanie zapłacić za nią fortunę, by wręczyć ją w formie biżuterii swojej kochance, żonie czy komuś bliskiemu. Farcik.

-Wah~ Robi wrażenie! Z pościeli też możesz? -zagadał, wskazując kilka plam.

Przytaknęłam i z pomocą magii oddzieliłam krew od materiału, a później zmieniałam ją w małe kryształki. Podałam mu niedbale kołdrę, bo uznałam, że jest już czysta.

-Jeśli masz jeszcze jakiś ubrania w krwi, je też ogarnę. -przełamałam ciszę.

Byłam tak zajęta wyszukiwaniem nawet najmniejszych plamek krwi, że nawet nie zauważyłam, gdy zaszedł mnie od tyłu. Zdałam sobie z tego sprawę, dopiero, gdy jego duża dłoń znalazła się obok mojej, druga oplotła mnie w talii, a coś sporego, wśliznęło się między zaciśnięte uda.

-Nie powinnaś przybierać takich pozycji, gdy się śpieszysz, wiesz? -zaśmiał się, całując mój kark.

Cholera... Powinnam go odtrącić, bo w końcu Kazu czeka, ale z drugiej strony tak cholernie mi się podoba... Dobra... Tylko jeden raz, nie? W końcu ile razy może to zrobić, po tak intensywnej nocy?

***

-Ile mo... Co ty robisz!? -warknął, próbując odepchnąć Hanme, ale ten twardo się mnie trzymał.

Dokładniej mówiąc trzymał moje piersi. Nie mogłam znaleźć stanika, więc uznał, że go zastąpi... Nie odchodzi go, że podwinął mi golf do tego stopnia, że sam niemal je odsłania.

-Robię za stanik. -powiedział jakby to było coś normalnego.

Widziałam jak Kazu się złości, więc postanowiłam wyjaśnić zanim się na niego rzuci.

-To mój przeznaczony partner. -wypaliłam.

-Jak przeznaczony? Mikey był nim przed kilkoma tygodniami! Jak to możliwe...

-Nie wiem. -przerwałam mu.

Kazu patrzył na mnie jakby szukał choć jednego śladu kłamstwa na mojej twarzy. Po chwili rzucił mnie czarnym materiałem... Więc leżał tutaj? Ciekawe... Chciałam wrócić  do pokoju, ale Hanma najwyraźniej dalej planował chodzić za mną. 

-No co? Jestem stanikiem. -zaśmiał się. 

Odwzajemniłam uśmiech i bez chwili zastanowienia zrzuciłam koszulkę. 

-O. Mój. Boże! -pisnął Kazu. 

No tak. Ciągle zapominam, że on tu jest. Mam dziury w pamięci od zioła, dragów czy może przez to, że zaliczyłam mojego przeznaczonego? On też ma taki problem ze skupieniem się czy to tylko ja? Wygląda jakby miał problem, ale z oderwaniem się ode mnie i moich cycków. Dopiero, gdy pacnęłam go w łapkę, odsunął je i pozwolił mi zapiąć stanik. Chociaż zapiąć to dużo powiedziane... Zwykle zakładam staniki sportowe lub takie zapinane z przodu, ale niestety, nie tym razem. 

-Ej, pomóż. -poleciłam, odwracając się do niego plecami. 

Chłopak zamiast zapiąć mój stanik, nachyliła się nade mną, kładąc dłonie na moich biodrach. Co za chłop... Zachowuję się jakby w ogóle nie przejmował się tym czy ktoś zobaczy mój biust, czy nie. Zero szacunku do mojego ciała. To pewnie przez to, że przeznaczony partner nie musi być jednocześnie wielką miłością. Zdarza się, że nawet ci przeznaczeni, nie kończą w związku, dokładnie tak jak było to między mną i Manjiro. Więc wstępnie mogę uznać, że między nami jest porządnie i zauroczenie, a nie miłość od pierwszego wejrzenia. Cóż... To nie tak, że szukam teraz wielkiej miłości i emocjonalnego wsparcia. Od wsparcia mam Kazutore. 

-A co jeśli nie chce? -spytał z przebiegłym uśmiechem. 

Nieco mnie to zirytowało, nawet jeśli spodziewałam się takiej odpowiedzi. Muszę zanotować, by nie kupować więcej staników zapinanych z tyłu... Mam takich z dwa i to o dwa za dużo przy tym gościu. No i jakby tu mu odpowiedzieć, by się nie napalił, a pomógł? Spojrzałam na niego przez ramię i jakoś z góry uznałam, że nie ma na to szans. Po prostu to typ, który całkowicie cię rozbierze, ale ani myśli o pomaganiu z ubraniem. 

-To się odsuń. -powiedziałam spokojnie, czym chyba go zdziwiłam.

Nie wiem czego się spodziewał, błagania? Prosić się o czyjąś pomoc, jak nisko musiałabym upaść, by to zrobić? Opcje są dwie albo odpuści i zapnie ten cholerny stanik, albo zrobi krok wstecz i będzie delektować się moimi zawstydzającymi tańcami, w drodze do samodzielnego dokonania tego. Opcja druga bardziej mi do niego pasowała i taką drogę też objął. Po prostu zachichotał i zrobił krok wstecz... 

-Już nie przeszkadzam! -zaśmiał się, patrząc na mnie uważnie. 

-Ty gnoju! Chodź tu, ja ci pomogę! -przytaknęłam, podchodząc do Kazu, który dość szybko uporał się z moim problemem- Ubierz się i stąd wychodzimy! Ten cham... 

-Oh? To smutne, że tak traktujesz swojego nowego współlokatora. -rzucił ironicznie.

Co? W jaki niby sposób mamy być współlokatorami? Ja o niczym takim nie wiem! Zresztą dość szybko pokazałam Kazu, że nie mam nic wspólnego z tym pomysłem.

***

Chyba to już setny raz dzisiaj, gdy patrzę na Hanme i zastanawiam się jak do cholery zamieszkaliśmy razem. Praktycznie nie uczestniczyłam w tej rozmowie, odpływając myślami do odległej krainy, w której wszystko wydawało się łatwiejsze, a gdy się ocknęłam on i Kazu byli już dogadani... Niby fajnie mieć stałą miejscówkę, ale wolałam trochę się od niego zdystansować... Więc tym bardziej nie wiem jak skończyłam z nim w Kyoto. Chyba jestem zbyt impulsywna, bo gdy zaczął paplać coś o ścieżce z tysiącem bram w Kyoto i jojczyć, że był tam na wycieczce, ale nie miał jak się wymknąć, a wolałbym pójść coś zjeść, bo podobno mają niezłe tofu. I tak teraz zwiedzamy, głownie łażąc po sklepach i restauracjach. Po prostu zero szacunku do kultury kraju, w którym się wychował. 

-Otwórz pysk. -poleciłam.

Chłopak od razu to zrobił, nawet się nie zastanawiając. Nie zamierzałam zrobić nic złego, więc również się nie zawahałam i nakarmiłam go czymś, czego nie widziałam w Tokio. Już po pierwszym spróbowaniu, spojrzał na mnie z mieszaną zaskoczenia i zadowolenia. Mnie natomiast dziwi to, że wziął całego krokieta na raz. Ja dla pewności rozbijam na trzy gryzy. Chociaż podliczając ogólny czas jedzenia, kończymy podobnie. Z pełną buzią wolniej się żuje.

-Ale to dziwne! Ale w sumie dobre! Co to? -spytał.

-To był krokiet z bambusem, wzięłam też z dzika i pieczonego kurczaka. -mówiłam, zasłaniając dłonią usta.

Faktycznie niezłe... Niezbyt wiem do czego to porównać, ale powiedziałbym, że jest nieco słodkie... Ciekawe. Dobrze, że wzięłam sztukę dla Kazu! Z jakiegoś powodu nie chciał iść, obstawiam, że to przez Hanme, który coś mu nagadał, gdy poszłam ogarnąć się przed wyjściem. O tyle dobrze, że do przechowywania wszystkich naszych rzeczy używam jednej z umiejętności i nie musiałam chodzić w tych samych ciuchach dwa razy... 

-Powinniśmy kupić podwójne łóżko. -stwierdził niespodziewanie. 

Dość często zaczyna nowy temat z nikąd. Nagle coś mu wpada do łba i od razu mówi to na głos. Przynajmniej pomysł dobry... Jego mieszkanie nie należy do największych. Nie można jednak powiedzieć, że było standardowe, ponieważ standard Japonii to jeden pokój. Myślę, że można przyrównać je do standardów europejskich. Krótki przedpokój, w którym praktycznie nie było miejsca, niemal połączony z kuchnią i salonem, które oddzielał od siebie jedynie blat. Trzy pokoje, łazienka i toaleta. Tyle. Chyba, że balkon się liczy... Plus był taki, że jego balkon był dość pokaźny jak na standardy japońskich blokowisk. Na tyle duży by łączył salon z jego pokojem... Nie wiem na ile to praktyczne, ale jeśli drzwi byłyby zawsze otwarte, można by użyć balkonu, by dostać się do salonu. Wbrew temu jak wygląda i się zachowuje, jego gniazdko było całkiem zadbane, schludne i posprzątane. Ktoś tak wysoki, dość dobrze zbudowany, o niesamowicie szerokich plecach i z tatuażami na dłoniach... Wygląda jak gangster. Jednak nie taki typowy... Mieszka sam, choć jest młody, ale jego ubrania są zwykle czyste i wyprasowane. Pali od cholery szlugów, ale jego pokój nie pachniał dymem, więc musiał pokusić się przynajmniej o otworzenie okna. Rano przed naszym wyjściem wziął prysznic i mimo pozostawienia włosów w nieładzie, widać i przede wszystkim czuć, że nie wychodzi do ludzi po nocnym chlaniu. Moi starzy znajomi, nigdy nie używali dezodorantów, antyperspirantu, perfum czy wody kolońskiej, oczywiście były wyjątki, ale on jest pod tym względem zupełnie wyjątkowy. Dba nie tylko o to co widać na pierwszy rzut oka, ale również o to co na codzień chowa się pod ubraniami... W jego łazience znalazłam naprawdę sporo kosmetyków i to z każdego po dwa. Jeden otworzony produkt z przodu, drugi zamknięty z tyłu. Nie tylko ich używał, ale dbał również o to, by ich nie zabrakło. Miałam wrażenie, że jego rzeczy są poukładane w dość tematyczny sposób, powiedziałabym nawet, że precyzja z jaką dobrał co ma leżeć obok czego, jest dość rzadka u mężczyzn, a nawet kobiet. Z zewnątrz może wydawać się nieco chaotyczny, ale wydaje mi się, że wszystko ma swoje miejsce i doskonale wie jak odnaleźć się w swojej własnej przestrzeni... Reszta jego mieszkania była nieco bez duszy. Nie miał w nim wiele rzeczy, które mogłyby świadczyć o jego zainteresowaniach czy historii życia. Myślę, że może być minimalistą lub niedawno się wprowadził. Widziałam pod jego łóżkiem kilka kartonów... Może nie rozpakował się do końca? Lub ważne dla niego rzeczy nie są wystawione na widok publiki? Cokolwiek. Skupmy się na łóżku!

-Brzmi dobrze, ale osobiście podeszłabym do takich zakupów z większą powagą. Wcześniej byłeś sam, teraz jest nas troje. Lepiej byłoby odczekać kilka dni, pożyć razem i zobaczyć czy to w ogóle wypali, później ewentualnie wybrać się na wspólne zakupy i kupić na raz wszystko czego brakuje. -odezwałam się po chwili ciszy. 

Gdy zerknęłam na swoje kolana, zrozumiałam, że gdy ja męczyłam krokieta z dziczyzną, on notorycznie podbierał kurczaka. Ta... Ja i tak mogę się tu przenieść w każdej chwili, więc niech mu będzie. Nawet jeśli spróbuję jednego, będzie dobrze, a skoro już zjadłam krokiety, mogę sobie skubnąć jakiś kawałek. Po tym, gdy wbiłam wykałaczkę w wybranego kurczaczka, oddałam mu talerzyk z papieru. 

-Wah~ Dzięki wielkie! -zaświergotał, skupiając się na posiłku. 

Przez chwilę obserwowałam go, zastanawiając się co siedzi w jego głowie, ale szczerze? Nie mam pojęcia. To jedna z tych osób, która może planować morderstwo z uśmiechem jakby myślała o jedzeniu lodów.  W jego głowie może siedzieć wszystko od zamachu terrorystycznego, aż do... W mojej głowie rozbrzmiał jednorazowo jego głos, który jasno nakierował mnie na jego prawdziwe "myśli", a raczej pragnienia. Z jaką intensywnością musi o tym rozmyślać, skoro moja telepatia rangi E to wyłapała?  Przecież ona działa w tak randomowych momentach i nawet z silną wolą, nie mogę jej kontrolować. Po prostu najniższa ranga pozwalająca na jakikolwiek kontakt ścieżką umysłową, a ten cham aktywował ją słowami "Na tym murku też bym ją puknął.". Chociaż patrząc na to z jaką miną myśli o czymś takim... Z twarzy aniołek, a w duszy demon. Ledwo zaliczył i już myśli tylko o tym. Zabawne... Chłopak szturchnął mnie w ramię przez co niekontrolowanie zaczęłam chichotać, zdając sobie sprawę, że jego zainteresowanie mną może być o wiele poważniejsze, niż przypuszczałam...

-Nie, nic... Po prostu mam zdolność telepatii. Co prawda na najniższym poziomie pozwalającym na czytanie w myślach i nie panuje nad tym, ale jeśli ktoś myśli nad czymś wyjątkowo intensywnie, odbieram to i... -przerwałam, nie wytrzymując. 

-Przynajmniej nie muszę tego ukrywać. -odskoczyłam z miejsca, uniemożliwiając mu złapanie mnie- No ej! Niefajnie! -jęknął, kładąc się na murku. 

Wywróciłam oczami, tarmosząc go po włosach. Chłopak jednak dalej był skwaszony, czego zresztą nie mam zamiaru jakoś na siłę zmieniać. Chociaż myślę, że już wiem jak poprawić humor temu łasuchowi. 

-Czyli już wracamy? Chciałam jeszcze pójść do kawiarni, która słynie z wytworów z matchy, do cukierni z dobrymi tartami i na ramen, ale... 

-Nie powiedziałem, że wracamy! -zaprzeczył tonem małego chłopca. 

Heh! W takich chwilach bywa nawet uroczy! Szkoda tylko, że ma tak brudne myśli... Niby to nic złego, ale mógłby przynajmniej udawać, że nie zależy mu tylko na seksie. Chociaż to poniekąd moja wina, że przeczytałam jego myśli, nie żebym zrobiła to z własnej woli, nawet jeśli byłam ich ciekawa. Zrobiłam krok w jego stronę, wystawiając dłoń, by oddał mi talerzyki, ale on chyba coś opacznie zrozumiał, bo położył na niej swoją łapę. 

-Chciałam wyrzucić śmieci, ale tak też jest okej. -zakpiłam, ciągnąc go w górę. 

***

-Tete? Kupiłaś więcej tego matcha tiramisu, nie? Daj mi jeszcze jedną... Obiecuję, że będę grzeczny.  -prosił, wieszając się na mojej szyi. 

-Mówiłam, że to dla Kazusia. Kupiłam ci trzy miski ramenu, dwa tiramisu, trzy kubki matcha latte, tarte z kremem waniliowym jedną z truskawkami, drugą z winogronem i jeszcze zabrałam cię do maka, z którego zresztą dopiero wyszliśmy. Ile ty musisz zjeść, by się najeść? -burknęłam, próbując go odepchnąć. 

Nie dał się, a jedynie zaśmiał i jeszcze mocniej mnie objął. Ja będę bardziej stratna na jego żarciu, niż na życiu w hotelu, przysięgam. 

-Hanma? -zawołał jakiś obcy głos. 

Odwróciłam się w jego stronę, dostrzegając niskiego chłopaka o dość ciemnej skórze, zabawnie żółtych włosach i lamerskich okularach ze złotymi oprawkami. Wygląda jakby chciał zrobić z siebie gangusa na siłę, chociaż w sumie tak wygląda większość gangsterów, ale ten jest całkiem niziutki. 

-O ja cię, dlaczego taki dzieciątko chodzi same po nocach. -rozciągnęłam policzki chłopaka, podnosząc wzrok na moją bratnią dusze, która walczyła ze śmiechem- Przygarniemy go? -spytałam, dolewając oliwy do ognia. 

Hanma już się nie hamował, po prostu zwijał się ze śmiechu, a ja nie planowałam go powstrzymać. Trochę dlatego, że sama czerpię jakąś satysfakcję z takiego "poniżania" innych. Ten tutaj nawet słodko reaguje, więc jest jeszcze lepiej! 

-Puszczaj! -niemal pisnął, próbując mi się wyrwać. 

Zabrałam ręce, cofając się, by zwierzątko nie poczuło się zaszczute. Jego mina wskazywała raczej na mieszankę zawstydzenia i szoku, niż złości, ale nigdy nie wiadomo co tym gryzoniom wpadnie do łebków... 

***

Przeciągnęłam się na łóżku, kładąc głowę na ramieniu chłopaka. Po tym jak Kisaki Tetta na nas wpadł, on i Hanma mieli coś do obgadania, ale okazało się, że mój partner nie zamierza mnie wykluczać i zabrał mnie ze sobą. Tak jakoś skończyliśmy w domu blondaska, który od dobrej godziny nie ma z nami kontaktu choć siedzi w tym samym pokoju. Sam pokój jest prawie w całości zaśmiecony książkami. Powiedziałabym nawet, że to głównie książki. Mój wzrok mimochodem padł na podłogę, na której walało się kilka pudełek z grami i jakieś papierki... Hanma naprawdę sprawia wrażenie pasożyta... Czy Kisaki w ogóle gra czy te wszystkie gry są przeznaczone dla niego, by na chwilę się zamknął i pozwolił mu się uczyć? Spojrzałam na wąskie przejście między regałami i bijącą z niego żółtą poświatę, pochodzącą od lampki biurka. Z mojej pozycji nie mogę zobaczyć Kisakiego, ale słyszę jak co jakiś czas przerzuca stronę, nie wiem jednak czy to strona jakiejś lektury czy szkolnego podręcznika. Chociaż słyszę też skrobanie, więc możliwe, że są to ćwiczenia... 

-Dalej męczysz ten sam poziom? Nuda. -skwitowałam. 

Chłopak jedynie zaśmiał się w ten typowy dla niego sposób, który zaczynam lubić. Czyli mimo że mnie tu zabrał, nie zamierza mnie zabawić. Może powinnam iść podręczyć się z Kisakim? W zamian postanowiłam poprzeglądać półki w jego pokoju. W większości była to literatura klasyczna czy naukowa, która niezbyt mnie interesowała, aż mój wzrok nie padł na książkę o tytule "Bycie i czas". Czytałam ją w domu chwilę przed ucieczką. Nie powiem, że byłam nią całkowicie zaabsorbowana, ale autor zadawał sporo pytań, a przez to było to dość ciekawe... Czym jest byt i bycie? Czym jest czas i jak go postrzegamy? Jakie są konsekwencje tego, że trwamy w czasie? Jaką strukturę ma lęk, troska, język, mowa? Niestety miałam wrażenie, że jego język jest nazbyt złożony i hermetyczny. Dodatkowo denerwowało mnie, że wiele tematów pozostawało nie dokończonych, a sama książka wyglądała trochę jak jedno wielkie odniesienie do życia autora, przez to jego teoria momentami wydawało się nieprzemyślane i intuicyjne. Nie byłabym zdziwiona, gdyby inni filozofowie zarzucali mu zbyt małe poparcie o fakty naukowe... Zresztą nie dziwię się, gdybym chciała poczytać o osobistych odczuciach i przeżyciach, kupiłabym autobiografię lub pamiętnik. Myślę, że jednak warto przeczytać, bo mimo wszystko pojawiło się tam wiele wartościowych materiałów, ale drugi raz raczej się za to nie wezmę. Ciężka książka, którą może przeczytać każdy idiota, ale z interpretacją różnie... Coś jeszcze? "Zbrodnia i kara". Był niemiecki filozof, wiec pora na rosyjskiego pisarza. Ktoś tu lubi tamte rejony...

-Skończyłem. Zamierzacie pój... Wiesz w ogóle co trzymasz? -spytał, patrząc na moją dłoń. 

Co? Och? Kiedy złapałam tą książkę? Bynajmniej nie mam teraz ochoty na czytanie dzieł pana Martina. Niemniej jego ton niezbyt mi się spodobał...

-Jedno z największych dzieł filozoficznych XX wieku? Chciałam spytać czy w ogóle rozumiesz o czym to jest? -odparłam z wrednym uśmiechem. On jednak nie odpowiedział, dlatego rzuciłam książkę za siebie, na ułamek sekundy skupiając się na tym jak się na nią rzucił- Masz coś bardziej w tym stylu? -spytałam pokazując zbrodnie i karę. 

-Nie. -warknął twardo wyrywając mi książkę. 

-No weź! Masz tu tyle regałów, że pewnie masz! Opowieści zimowe, wojna i pokój lub... O! Masz cierpienia młodego Wertera!? -mówiłam dalej wprowadzając go w coraz większe zdziwienie. 

Zauważyłam to już wcześniej, ale nawet jeśli robi to nieświadomie, patrzy na Hanme z góry, myśli, że jest kretynem... A przez to, że się z nim zadaję, mnie też uznał za głupią. Prostak. 

-Nie mam... -powiedział z lekkim zażenowaniem.

Hah! Prze-ga-da-ny! Shuji zaśmiał się cicho, podnosząc się z ziemi i rzucając pada na poduszkę leżącą na ziemi. Dokładnie obserwowałam co robi, ale on po prostu zaczął się ubierać i wyszedł. 

-Widzimy się później! -rzucił na odchodne. 

Aha? Już go chwaliłam, że mnie nie wykluczył ze swoich wypadów, a teraz totalnie mnie zostawił z typem, którego nie znam! 

-Planujesz stąd wyjść? -zagadał.

Spojrzałam na niego  i rozłożyłam się wygodniej na łóżku. Chłopak jedynie przewrócił oczami i wrócił do swojego biurka, w ten sposób chowając się za jednym z regałów, który oddzielał część do spanka od części do nauczanka. Rozciągnęłam się, wyciągając telefon z kieszeni. Hm... Nawet nie mam numeru tego typa. Chociaż w sumie nie jest mi jakoś bardzo potrzebny... Może nie wrócę na noc? Albo na kilka? Od nowego roku muszę wrócić do zajęć stacjonarnych i dobrze byłoby się teraz wyszaleć... Ostatnio coś często nawiedzają mnie "wizję"... Muszę wrócić do Tajlandii. Teraz. 

-Ej! Jadłeś kiedyś roti? -minęło kilka sekund, a on mi nie odpowiedział, więc podniosłam się, cicho do niego podchodząc i zarzucając ramiona na jego szyję- Nie ignoruj mnie, okej? Możesz nie mieć więcej szans na spróbowanie ulicznego żarcia w Tajlandii... -burknęłam, ocierając swoim policzkiem o jego. 

-Nie klej się do... Hic! -włożyłam dłonie pod jego koszulkę, przez co od razu się speszył- Dobra! Pójdę, okej!? -skapitulował. 

-Jej! -złapałam jego dłoń, ciągnąc go w stronę przedpokoju, jego mama spojrzała na nas z kuchni, ale nijak tego nie skomentowała- Zakładaj, zakładaj! -poleciłam, czekając, aż ubierze buty. 

Zrobił to dość niezdarnie i wolno, jakby nie podobało mu się, że zabieram go na jedzenie. Zupełne przeciwieństwo Hanmy! On już skakałby ze szczęścia, że dostał możliwość napchania się za cudze! 

-W Tokio nie ma ulicy z Tajskim żarciem. -warknął, otwierając drzwi.

Jednak nie pozwoliłam mu na to, że zamierzam użyć półmroku panującego na przedpokoju. Chłopak spojrzał na mnie, a następnie wzdrygnął się, gdy przeszliśmy przez zamknięte drzwi. Obserwowałam chwilę jak rozgląda się z przerażeniem po obcej alejce, aż ponownie nie złapałam jego dłoni, prowadząc go do wyjścia. 

-Nigdy nie mówiłam, że zostaniemy w Japonii! -zauważyłam. 

***

Spacerowaliśmy już od dłuższej chwili, podczas której oboje zbieraliśmy jedzenie. Ja przez moje głosy w głowie, które z jakiegoś powodu uznały, że zapas mi się przyda, a on... Bo nie chce, by wrócił z pustymi rękami. 

-O! Woda kokosowa! Piłeś kiedyś? Jest tu mega tania i taka dobra! I z kawałkami kokosa! -nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam w stronę stoiska, ciągnąc go za sobą- Przepraszam! Ile za wodę kokosową!? -standardowa cena dwadzieścia bathów, ale gdy powiedziałam pani, że chciałabym, aż dziesięć kubków, zeszła z ceny i dała piętnaście- Dziękuję! -podałam chłopakowi jego kubek, a ten spojrzał na mnie jakoś dziwnie- Co jest? Nie lubisz kokosa? Czy może...

-Masz jakąś umiejętność pozwalającą ci na przechowanie tego? -przerwał mi. 

Oh? To dość nagłe pytanie... Wcześniej raczej milczał i jedynie zajadał się tym co mu dałam, ewentualnie zdawkowo odpowiadał na moje pytania dotyczące jakiś głupot. 

-Mhm~ Przydatne, jeśli bierze się jedzenie dla kogoś lub chce się mieć na później! Bo wiesz~ Jedzenie w schowku się nie psuje i nie zmienia swojej temperatury! Oh! Może ci ciężko, mam...

-Jest w porządku! Po prostu chodźmy dalej! -wtrącił zawstydzony. 

Możliwe, że nie zwrócił na to uwagi, ale po pewnym czasie zaczął łapać mnie za dłoń za każdym razem, gdy gdzieś odchodziłam. Zupełnie jakby był moim młodszym braciszkiem! Uroczy!

-Tak, tak! Na następnym stoisku oprócz grillowanych przekąsek mają jeszcze takie w panierce! Lubią jedzonko na patykach! Mają paluszki krabowe, panierowanego kurczaka... A obok jest stoisko z napojami, wiesz? Ale nie takie jak u nas! Oni mają tam wszystko! A później są kalmary! Są trochę droższe, ale pyszne! Też ci wezmę! Jeśli będziesz chciał coś innego to ci kupię, okej? Tylko powiedz! Człowieku~ Kocham tanie...

-To sushi? -spytał, wskazując palcem na stanowisko po drugiej stronie ulicy. 

-Ta! Więc... Chcesz? -spojrzał na mnie jakby nie dowierzał, że tak szybko to zaproponowałam- No co? Myślałeś, że będę grymasić, bo to sushi, do którego mamy dostęp na codzień? Jakby ci to... Kawałek tego sushi kosztuje około osiem lub piętnaście jenów. Więc wiesz. Taniocha, a dalej pyszna. -wyjaśniłam, ciągnąc go za sobą. 

***

-... później możesz położyć się w pokoju gościnnym, ale ra... 

-Tetiś jesteś super miły, ale coś mi wypadło! -blondyn odwrócił się, trzymając już dłoń na klamce- Ale zanim pójdę daj mi swój numer! Musimy jeszcze gdzieś wyskoczyć! -podałam mu swój telefon i raczej bez problemów go przyjął. Robił z siebie takiego złego, a później mówił mi, że może włączyć mi jakiś film, znaleźć jakieś ubrania i przekimać. Zabawny!- Dzię-kuje~ Do następnego! -pożegnałam się, zabierając swój telefon. Już sekundę później wróciłam do Tajlandii i tym razem w bardzo konkretnym celu. Zauważyłam go podczas kupowania sushi... Mały wychudzony chłopaczek chciał ukraść jakiegoś szaszłyka czy coś, ale właściciel go dopadł i dość mocno pobił. Dzieciak jedynie wtoczył się do alejki... Wyglądał raczej źle... I wychodzi na to, że to jego szukałam. Już podchodząc do uliczki usłyszałam szloch, a chwila już minęła, więc musi nieźle boleć. Na tyle mocno, że nawet nie zauważył, że ktoś do niego przyszedł. Kucnęłam przed nim, stukając palcem o jego dłoń i dopiero to go rozbudziło- Boli, co? Ten dziadek naprawdę prze... 

-Nie! -próbował uciec, ale potknął się tak szybko jak wstał. 

-Ho-ho! Masz naprawdę silny instynkt obronny! Ale z tą nogą długo nie pociągniesz... -usiadłam na pobliskim schodku, odpalając papierosa- Jesteś w opłakanym stanie, wygłodniały i pewnie bliski śmierci. I tak nie masz nic do stracenia, a ja mam niezły humor. -wyciągnęłam ze schowka kilka szaszłyków z kurczakiem i wystawiłam je w jego stronę. Chwilę się wahał, ale powoli o własnych siłach zaczął zbliżać się w stronę jedzenia. Niczym bezpański pies, któremu rzucono ochłapy... I tak jak bezpański pies, gdy złapał jedzenie, próbował uciec. Daremny trud- Oj! Przecież mówiłam, że jest z tobą źle! Nigdzie nie uciekniesz! -krzyknęłam. 

To nie przyniosło efektu, więc podniosłam go i wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego. Bachor wbił mi coś w oko! To coś pewnie było patykiem z szaszłyka... 

-Ja... Ja... Wah! -rozdarł się. 

Co. Za. Dzieciak. Tamtemu staruchowi się nie odwinął, a mnie już tak? Chociaż dałam mu żarcie? Gnojek chce być martwy czy jak? 

-I co ryczysz? To ja powinnam płakać, nie? -sarknęłam, wracając na schody. 

-Nie... Nie zrobię tego więcej! Nie bij mnie! -załkał, zaciskając dłoń na moim ubraniu. 

Westchnęłam, przyciągając jego głowę do swojego ramienia. 

-Gdybym chciała cię uderzyć już byłbyś konający. -położyłam dłoń na jego włosach, próbując go uspokoić, ale mam wrażenie, że przez to ryczy jeszcze głośniej... Powinnam skupić się na moim problemie. Moje pole widzenia masakrycznie się zmniejszyło. Problemy z percepcją głębi i określeniem dystansu... Wkurza mnie też krew, która cały czas spływa po mojej twarzy- Przestań ryczeć i zacznij jeść. -dodałam, wyciągając telefon. 

Zrobiłam zdjęcie swojej twarzy i to serio nie wygląda zbyt dobrze... Masakra. Ciekawe jak zareaguje Kisaki jeśli wyślę mu to zdjęcie? Tak też zrobiłam, wysyłając je również do Kazusia. Później wyłączyłam telefon, by zbytnio mi nie przeszkadzał. O ile Tetta może to zignorować, o tyle Hanemiya będzie szalał. Właśnie zepsułam mu dzień. Hehe~!

-Przepraszam... -wybąkał z pełną buzią.

Czy on zaczął jeść nawet nie odsuwając się od mojego ramienia? RIP dla jasnego ubrania! Czy to w ogóle się dopierze? Jedzonko w Tajlandii jest pyszne i tanie, ale niektóre potrawy są nad wyraz tłuste.

-Miałbyś naprawdę ogromny problem, gdybym nie miała zdolności uzdrawiających. -zauważyłam.

To jakoś na niego podziałało, bo rozbudził się i zaczął mi coś tłumaczyć, ale na tyle niezgrabnie, że nic nie zrozumiałam, dopiero po chwili milczenia z mojej strony, wziął głęboki oddech.

-Pomożesz mojemu bratu? -skrócił swoją historię.

Może o to chodziło? Może jego brat to jakiś totalny koks, który może być pomocny? Warto sprawdzić...

-Najpierw zjedz. -poleciłam.

***

Haha... Lekki zawód... Chłop wygląda na siedem nieszczęść i jest wychudzony. Z plusów zdążyłam już zregenerować oko, chociaż obraz dalej jest z lekka rozmazany! Przynajmniej nie widzę tego w jak okropnych warunkach żyją! Żartuję... Widzę. To nawet nie są slumsy, a jakiś szałas w lesie. Idąc tu, pół drogi odganiałam zdziczałe psy i nie mogłam pozbyć się myśli, co te wygłodniałe kundle zrobiłyby z tym dzieckiem, gdybym go nie niosła i nie wyleczyła. 

-Ano... -spojrzałam na dziewczynę z brudnymi  i posklejanymi kosmykami i jasnymi oczami. Ubrana w jakieś stare szmaty, ale w sumie co się dziwić? Nie stać ich nawet na życie w slumsach- Nie mamy wiele pieniędzy, ale jeśli mu pomożesz mogę zrobić wszystko, by ci zwrócić! Może nie wyglądam, ale jestem całkiem mądra, więc jeśli tylko nie musiałabym wydawać wszystkich pieniędzy na leki... -przerwała, widząc mój ruch ręki. 

Naprawdę nie wiem czemu mój dar mnie tu przywiódł... To nie tak, że mam ochotę komuś nad wyraz pomagać, ale skoro już dałam im nadzieję, wypada wziąć za nią odpowiedzialność... No i powiedziała, że jest całkiem mądra, możliwe, że właśnie ona jest powodem mojej wizyty... 

-Resztę omówimy nieco później. Chociaż bardziej od jednorazowej zapłaty czy małych rat, wolałabym prawdziwą kasę. -przyznałam. 

-Prawdziwą? -powtórzyła, jąkając się. 

-Ta, ale o tym możemy pogadać nieco później...  Więc? Co z nim i od jak dawna to trwa? -zmieniłam temat.

Niby słuchałam tego co mówi, ale jakoś niezbyt mogę się skupić, pewnie dlatego, że w mojej głowie na okrągło rozbrzmiewa "trucizna"... Jak na złość, gdy ona milknęła, głosik też stawał się cichszy... Zupełnie jakby chciał ją zagłuszyć. 

-...że to przez jego moc... -tyle usłyszałam. Więc mówi, że chorobę mogła wywołać jego moc... Czy to możliwe, że jego zdolność to tworzenie trucizny? Może w formie gazowej? Słyszałam o facecie, który zmarł po uduszeniu się własną trucizną. Normalnie tacy ludzi są odporni na własną moc, ale jeśli nie są jej świadomi i z jakiegoś powodu używają jej nawet o tym nie wiedząc, mogą gromadzić truciznę we własnym ciele. Tamten facet tworząc opary, gromadził je w płucach i nawet o tym nie wiedział... Tu może być podobnie. Jeśli tak jest... Wystarczy po prostu, że zacznie używać świadomie swojej mocy- Możesz coś zrobić? -spytała, łapiąc moją dłoń. 

Trochę fujka, ale nie mogę jej odtrącić, gdy tak bardzo potrzebuje wsparcia. No i... Jakoś poruszyło mnie jej zaangażowanie. 

-To faktycznie może być jego moc, więc by się wyleczył, wystarczy, by zaczął jej używać. Problemem jest jego stan... On nie potrzebuje leków, raczej ciepła i jedzenia. Jeśli chodzi o tą... Rzecz imitująca dom, nie spełnia się. Mam dość rozwiniętą magię żywiołów, więc w prosty sposób mogę stworzyć jakąś prostą konstrukcję z kamienia i umocnić ją roślinami na zewnętrznych ścianach. To uchroniłoby was przed wiatrem i deszczem. Co do ognia... Mogę go rozpalić, ale musielibyście pilnować, by nie zgasł. Chwilę to zajmie, ale po kilku godzinach zrobiłoby się ciepło i... 

-Bardzo proszę! -przerwała. 

Już wcześniej klęczała obok mnie, ale dopiero teraz przybrała prawdziwie proszącą postawę... Nie przejmowała się brudną ziemią czy jakimś ewentualnym robactwem. Po prostu przyłożyła czoło do ziemi, błagając o pomoc. Fascynujące... Dla kogoś innego może błagać obcą osobę w ten sposób... 

***

Jeszcze raz spojrzałam na dom i mimo wewnętrznego zdziwienia nie dałam po sobie poznać, że zupełnie nie wiem jakim cudem udało im się go dostać. Suthep, który był w tak złym stanie, wydobrzał po dwóch dniach w lepszych warunkach, nauka też szła mu szybko. Powiedziałam mu jedynie jakiej natury może być jego zdolność, a on od razu nauczył się jej używać... Mimo wszystko chciałam coś w zamian... Dałam im trochę pieniędzy i powiedziałam, że dam im trzy dni. Chciałam, by mnie zaskoczyli, ale nie spodziewałam się czegoś takiego... Jakim cudem w trzy dni zarobili na cholerną willę!? Tłumaczyli mi to, ale... Wiedząc, że nie mogą odpowiednio mi się odwdzięczyć, zabili szefa gangu, który im się wcześniej naprzykrzał i przejęli cały interes. Czy stałam się głową Tajskiej mafii? Możliwe. Czy mi to przeszkadza? Niekoniecznie. Prawda jest taka, że zaczęłam to planować, ale na rozkręcenie takiego biznesu potrzeba kupę siana. Skupiłam się na zarabianiu, ale najwidoczniej nie musiałam... Chociaż pieniędzy nigdy za mało, dobrze mieć większy kapitał, zresztą im więcej dam im teraz, tym szybciej mi się zwróci. 

-Jeśli ta ci się nie podoba, możemy znaleźć inną. -szepnęła Achara, ciągnąc rękaw mojej bluzy. 

-Nie, ta jest dobra. Po prostu myślałam czy wasz talent nie marnowałby się w tak małej grupce. -zaśmiałam się, kładąc dłoń na jej białych włosach. 

To też mnie zdziwiło... Wcześniej była tak brudna, że wydawało mi się, że będą brązowe. Okazało się, że nie i zarówno ona jak i jej młodszy brat, mają śnieżnobiałe pukle. Genetyka silna rzecz. Więc jeszcze raz... Suthep jest najstarszy. Z jego historii zrozumiałam, że ma niecałe dwie dychy. Najbardziej wyróżnia się z rodzeństwa... Jest dość przystojny. Ma niby białe włosy, ale nie są jednak śnieżne, a raczej jakby wchodziły w blond, ale ledwo widoczny blond. Jego oczy są w intensywnie fioletowym kolorze. Z paru rozmów, wydało mi się, że lubi ich kolor i trochę prześmiewczo kupiłam mu kolczyk w takim samym odcieniu... Nie wiedziałam, że przebije sobie ucho tylko po to, by go nosić. Druga jest Achara. Piętnaście wiosen. Bialutkie włosy i intensywnie niebieskie oczy. Brak mocy, ale wykazuje pewną zazdrość... Gdy dowiedziała się, że jej starszy brat coś ode mnie dostał, płakała w kącie przez pół godzina, aż nie obiecałam, że dam jej podobny. Skończyło się na tym, że błąkałam się po targach blisko trzy godziny. Przynajmniej to doceniła... Najmłodszy jest Wichai. Śnieżnobiałe włosy, ale jego oczy są nieco przydymione... Bladsze niż te rodzeństwa, aż zastanawiałam się czy dobrze widzi. W wieku trzynastu lat, już kilka razy objawiłby jakiś talent, więc... Nie sądzę, by miał jakąś moc, ale jest całkiem zręczny. Dobrze radzi sobie z szukaniem różnych rzeczy. Więc ta trójka, była w stanie pokonać bossa tutejszej mafii? Tak. Świadczy to dobrze o nich, a może źle o mafii? 

-Chciałaś zacząć nielegalny biznes, prawda? Czy teraz nie będzie to łatwiejsze? Pomogliśmy, prawda? -pytał najstarszy.

-Tak! Mam nadzieję, że dalej będziecie mi pomagać! -odparłam z entuzjazmem. 

Lubię moje leniwe żyćko, ale potrzebuję kasy i od czasu do czasu adrenalinki. Oni z kolei chcą mi pomagać, przyda im się jakiś cel w życiu i kasa. Sytuacja win to win. Chociaż może lepiej byłoby spisać jakiś kontrakt? W końcu oni będą musieli ogarnąć to wszystko, a ja tylko byłabym szefem widmo. 10% byłoby spoko opcją. Tylko czy ja chce od każdej transakcji czy od miesiąca? Może powinnam wziąć 10% po odjęciu kosztów utrzymania biznesu? To byłoby całkiem sprawiedliwe! 

-Tak! -odpowiedzieli jednocześnie. 

Ta... Powinnam wyjaśnić im co i jak, jakie biznesy są ok, jakich nie akceptuję i jakie mam plany. No i spiszemy tą umowę. Później... Może zabiorę ich na coś do żarcia i jakąś imprezę? No i wypadałoby w końcu wrócić do Hanmy... Kazu pewnie też się martwi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro