Rozdział VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shirley nie sądziła, że Rachel może być taka okropna. Przecież wiedziała, że Riddle podoba się Nathan Hattway ale mimo to zaprosiła go na bal bożonarodzeniowy. Chłopak się zgodził bo nikt inny go nie pytał. Shirley była zła na siebie za to, że jest taka nieśmiała. Gdyby się go zapytała wszystko wyglądałoby inaczej...
Bal miał odbyć się za dwie godziny, a ona nawet nie miała po co na niego iść. Świetnie będzie jako jedyna siedzieć w dormitorium i prawdopodobnie płakać
pod kołdrą. Szkoda że nie odziedziczyła po ojcu braku emocji...
Gdy myśli, że już będzie dobrze jest tylko  gorzej. Miała naszykowaną sukienkę i buty, ale Lestrange musiała wszystko zepsuć. Tak bardzo chciałaby nie musieć jej już NIGDY więcej widzieć. Co z tego?
W wakacje będą znowu mieszkały razem w jednym domu. Mimo, że prawdopodobnie Czarny Pan powróci już do tego czasu to pewnie i tak będą mieszkać w Malfoy Manor. Jak inaczej? Voldemort napewno nie ma działki i domu.

***

W końcu została sama. Jak zwykle. Wszyscy poszli na bal bożonarodzeniowy, a ona?
Ona musiała przez ponad dwie godziny patrzeć jak się na niego szykują.
Musiała słuchać jak Zabini doradza Draconowi, która szata jest lepsza. Jak Flora kręci sobie włosy. Jak Crabbe i Goyle nakładają na włosy żel, który i tak nic im nie da.

***

Upadła na zimną ziemię co było dziwne, bo był czerwiec. Nie wiedziała gdzie się znajduje, ale był tu też Harry i Cedrik. Nie możliwe, żeby puchar ich tu przeniósł. Nie możliwe, żeby przeniósł też ją.
Ale skoro miała być świadkiem jak jej ojciec się odradza to jakoś musiała się tu przenieść mimo, że nie brała udziału w Turnieju.
Potter panikował, bo Cedrik nie mógł się poruszyć. Ślizgonka wolała zająć się swoim życiem. Ukryć się, bo jak przyjdą śmierciożercy to narobią szumu.
Gdy schowała się za pierwszą lepszą skałą rozejrzała się. Nie mogła niczego zobaczyć, ponieważ było dość ciemno, a ona po teleportacji nie czuła się zbyt dobrze. Usłyszała krzyk Pottera. Zobaczyła postacie idące przez polane i jakby przez mgłe usłyszała słowa, które mówi jedna z nich.
-Zabij niepotrzebnego- Dziwne było to, że postać napewno mężczyzna powiedziała to po czym zabiła Cedrika.
Shirley oparła się o skałę. Musiała zamknąć oczy, bo widziała przed nimi mroczki.
Słyszała huki i głosy, ale powoli  traciła kontakt z rzeczywistością . Czy możliwe było, żeby ktoś tak zniósł teleportację? No cóż w sumie po pierwszej teleportacji niektóre osoby też źle się czują. Ale żeby aż tak?
Otworzyła oczy gdy usłyszała głos bardzo podobny do jej własnego. Tak samo zimny.
Wyjrzała zza skały, która jak teraz dostrzegła była tak naprawdę nagrobkiem. No tak znajdowała się na cmentarzu. O to chodziło śmierciożercą gdy rozmawiali z Lucjuszem o jakimś cmentarzu.
Jeśli o Malfoy'a chodzi to właśnie dostał z liścia od Lorda Voldmorta. Ten widok spowodował uśmiech na twarzy Shirley. Pierwszy raz od dawna uśmiechnęła się.
-Nie pozostałes mi wierny!- syknął Voldmort- Ukaram cię za to. Tak jak i was!- pokazał na śmierciożerców- Żaden z was nie próbował mnie odszukać! SIEDZIELIŚCIE TYLKO W SWOICH DWORACH I NIE ROBILIŚCIE NIC, ŻEBY OCZYŚCIĆ ŚWIAT ZE SZLAM. Potter to przecież tylko część mojego planu! Tylko Lestrange'ów mogę nazwać moimi nawierniejszymi sługami. I oczywiście Croucha Juniora- przy tych słowach Crouch się szyderczo uśmiechnął.
No i było już jasne, że to on miał,, pilnować" żeby Harry wziął udział w Turnieju i wygrał go. To pewnie on wrócił kartkę z jego imieniem do czary, bo w końcu był pełnoletni...
-Ale...Ale Panie -odezwał się Malfoy.
-Co?!-syknał Czarny Pan.
-Ja odnalazłem twoją córkę- szepnął- adoptowałem ją i przyprowadziłem tutaj.
Voldemort milczał.
-Więc gdzie ona jest ?- spytał po niezręcznej chwili ciszy.
-Tam...Panie- Malfoy wskazał na głowę Shirley wystającą zza nagrobku, a ona w tej samej chwili zemdlała...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro