Walentynki
Nico siedział na różowej ławce w różowe koronki w różowym namiocie. Czy mogło być jeszcze gorzej?
A najgorsze w tym wszystkim to było to że jak usiłował uciec od tego różu to wpadł w całą masę brokatu na zewnątrz.
Nico nie miał nic przeciwko walentkom. Serio! Kłopot w tym że dzieci z domku Afrodyty zaczynały świrować w ten dzień i wszędzie było różowe konfetti i na dodatek chciały ci w kabinie porozwieszać różowe i czerwone serduszka. I jak tu być spokojnym?!
Więc, jak zawsze w ten dzień zamykał się w swojej kabine z zapasami na cały dzień i z szkieletami lub bez siedział sobie tam.
Ale nieeeee! Bo oczywiście musiał zapomnieć pozamykać okna.
Więc oczywiste było że ktoś musiał mu się włamać do kabiny i zgadnijcie resztę.
W każdym razie siedział tam i siedział i siedział. Tyle to trwało że zaczął bawić się kwiatkiem z ziemi. Gdy zorientował się co robi lekko się wzdrygnął i go odłożył.
Miał złe stosunki z roślinami. Jedynie mu nie przeszkadzały jakieś drzewa które rzucają cień, gdyż wtedy jest tam ciemniej i chłodniej niż poza nim.
Podążając tym tokiem myślenia przypomniał sobie że umie podróżować cieniem, w tym momencie zrobił sobie mentalnego facepalma.
Gdy wrócił do swojej kabiny, postanowił że zagra w monopoly(Tym razem zamknie także okna). Całe szczęście że miał z kim w to grać. Zastanowił się czy warto zaprosić kogoś by ten z nim zagrał w Monopoly.
Po namyśle postanowił że tamtem człowiek by chciał by wyszedł więc postanowił że zaprosi kogoś z zupełnie innego miejsca.
Godzinę później...
Nico przegrywał. Nie wiedział skąd Władek (Jego kumpel szkielet) umiał tak dobrze grać w monopoly. No cóż. Przynajmniej niedługo walentynki się skończą i będzie je miał z głowy na rok.
A/N
Dzięki że przeczytaliście dotąd!
Macie jakiś pomysł na inne oneshoty?
Jak tak to napiszcie w komentarzu.
To pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro