(Arial pov)
Niespodziankę...?
- Ta-dam! - Tahoma wyjęła coś z koperty i pokazała mi. Były to trzy pierścienie - dwa z nich wyglądały na obrączki, podczas gdy trzeci musiał być pierścionkiem zaręczynowym z niewielkim brylantem. Wyglądały bardzo prosto, ale... jednocześnie nie można było oderwać od nich wzroku.
- Ł-łał... - poczułem jak głos mi się łamie. - Są... proste, ale... piękne...
- Co nie? I to nie wszystko... Sądząc po grawerunkach, obrączki są ze srebra, a pierścionek z białego złota! I ma prawdziwy diament! Jeśli sprzedamy to, będziemy mieć kupę kasy...!
- Z-zaraz! - Sam przerwała jej. - Czy p-powinniśmy to r-robić...? T-to nadal j-jego własność...! N-nawet jeśli t-to sprawiło, że jest z-zły, te rzeczy n-nadal są j-jego! Nie m-możemy tak po prostu ich s-sprzedać!
- O-oh... N-no tak...
- Ugh, a już się cieszyłem...! - Segoe westchnął. - Ale... skoro to czysto teoretycznie jest z jego Pałacu, czy to nie byłoby okej...?
- N-nie wiem... A-ale...
- Wiecie co...? Zadzwonię później do taty i skonsultuję to z nim - Tahoma wstała z krzesła. - Może poproszę go też, by podjechał jutro pod szkołę... No wiecie, jakby jednak coś nie wyszło.
- Dobra, jestem za! - uśmiechnął się Segoe. - Ale myślę że zadziałało! Musiało!
- Tak... musiało... - mruknąłem. . . .
*
Po pewnym czasie wróciliśmy do akademika. Według pielęgniarki potrzebowałem dnia czy dwóch odpoczynku by się zregenerować... Podobno moje ciało samo jest w stanie sobie z tym poradzić, choć w każdej chwili mogłem się zgłosić do niej... znaczy, jeśli chciałem...
Chwyciłem telefon i spojrzałem na godzinę. Północ... Właśnie zaczął się 10 października. Dzień, w którym okaże się wszystko...
Poczułem senność. Poczułem jak oczy same mi się zamykają i mój umysł odpływa w nicość...
*
Piątek, 10 października 2039
(Sam pov)
Gdy tylko dzień się zaczął, zauważyliśmy że coś jest nie tak.
Według Segoe Makami miał lekcje już od rana... Tym czasem jego nie było w szkole...! Właśnie kończą się nasze lekcje...! Co się dzieje...?
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, ruszyłam w stronę wyjścia. Umówiliśmy się tam rano, jakby nadal nic się nie działo.
- Jesteś...! Jakieś wieści? - zapytała Tahoma, gdy spotkałam się z nią i Segoe w głównym holu.
- N-nie... Nikt n-nie wie gdzie M-Makami...!
- Cholera... U nas też nic! - mruknął Segoe. - Nikt nic nie wie, nawet inni nauczyciele od wychowania fizycznego! Zaczynam się martwić...
- Z-zaraz... gdzie Arial? - zauważyłam, że chłopaka nie ma z nami.
- Jestem... w-wybaczcie spóźnienie...
- Huh? - spojrzałam na niego. - D-dobrze się czujesz...? N-nie wyglądasz d-dobrze...
Arial wyglądał na zmęczonego... Miał cienie pod oczami i wydawał się bardziej blady niż zwykle...
- To nic... Nie mogłem odpocząć w nocy... Wracając... - rozejrzał się. - Dalej nic...?
Pokręciliśmy głowami. Już chciałam coś dodać...
...ale nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i do środka wbiegł...
- MAKAMI?!? - krzyknęliśmy wszyscy.
- Ja... JA... JESTEM POTWOREM!!! BŁAGAM, ZRÓBCIE COŚ ZE MNĄ!!! - krzyknął. Jego oczy były pełne łez, a całe jego ciało się trzęsło. - Robiłem niewyobrażalne rzeczy... Nie zasługuję na miano nauczyciela! JESTEM ŚMIECIEM! ŚMIECIEM!!!
CO DO...?!? ON...
- Wy! Nawet wam...! - zanim zdążyliśmy zareagować, Makami podbiegł do nas, padł na kolana i chwycił mocno nogę Ariala. - PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM!!! BŁAGAM, ZABIJCIE MNIE!!! NIE ZASŁUGUJĘ NA TO BY ŻYĆ!!! NIE, KURWA... SPRAWCIE ŻEBYM CIERPIAŁ!!! NIC NIE NAPRAWI TEGO CO ZROBIŁEM WAM...!!!
- GH!!! P-p-puść m-mnie...! - zauważyłam że Arial się spina. Niedobrze... zaczyna panikować... Ari, błagam, ten jeden raz się nie pokazuj...!
- Zrobię wszystko co chcecie! WSZYSTKO!!! BYLE TYLKO PRÓBOWAĆ NAPRAWIĆ TO ZŁO KTÓRE...
- Dość tego! - nagle ochrona szkoły dobiegła do niego i odciągnęła go od nas. - Zabierzmy go gdzieś i dzwońmy po policję! On oszalał!
Patrzyliśmy jak odciągają naszego nauczyciela... Ten ani na chwilę nie przestał płakać ani błagać o ukaranie... To było... nie wiedziałam jak to opisać.
- . . . uh - Segoe jako pierwszy się otrząsnął.
- Ta... uh... - dodała Tahoma.
- ...Makami... Ah!!! - nagle Arial odepchnął mnie i wybiegł przez drzwi wyjściowe. Coś w jego zachowaniu było... nie w porządku. - A-Arial...?!?
- Co do...? Czy mi się wydawało czy... nie mógł utrzymać równowagi...? - zapytał Segoe.
Ruszyliśmy za nim i wybiegliśmy na zewnątrz. Arial opierał się o ścianę, trzęsąc się.
- Arial? Co się dzieje...? - Tahoma podeszła bliżej. - Dobrze się-
Zanim dokończyła pytanie, Arial pochylił się nad śmietnikiem... I zaczął wymiotować. Co do...?!? Arial...?!?
- . . . g u y s - Segoe wydusił to z siebie. - On... ON WYMIOTUJE KRWIĄ!!!
- Że co?!?
- H-huh?!?
Podbiegłam do niego gdy tylko skończył i podniosłam jego grzywkę. Wyglądał fatalnie... był blady, miał krew na ustach, a jego oczy były całkowicie puste i nieobecne, z mocno zwężonymi źrenicami... Co więcej...
- On m-ma gorączkę! - krzyknęłam, zabierając rękę. - J-jego skóra jest g-gorąca jak ogień!
- ŻE JAK?!? - Segoe podbiegł do nas...
...a dokładnie w tym momencie Arial upadł na ziemię.
- ARIAL!!! - zebraliśmy się wokół niego.
Ułożyliśmy go na plecach i pochyliłam się nad nim, by go obejrzeć.
- C-ciężko mu się o-oddycha... - zauważyłam. - N-naprawdę z nim źle!
- Ale co mu się mogło stać?!? - krzyknęła Tahoma. - Przecież pielęgniarka badała go i mówiła że nic mu nie jest!
- Nie zawsze jednak tak jest. Jeśli jest to następstwo obrażeń, które odniósł w Metaverse, normalne badania mogły nic nie wykryć, choć szkody zostały wyrządzone.
Unieśliśmy wzrok, zaskoczeni, i zobaczyliśmy dwie osoby stojące koło nas. Jedną z nich był pan Teiru, tata pozostałych, który z całych sił próbował ukryć zdenerwowanie. Drugą była kobieta w eleganckim ubraniu, z włosami spiętymi w koka.
- Pani Technet! - krzyknął Segoe. - Co pani tu...?
- Wpadłam na waszego ojca po konferencji która miała miejsce w okolicy. Powiedziałam że mogę go podwieźć - powiedziała, pochylając się nad Arialem. - I jak widać to była dobra decyzja. Jest w krytycznym stanie. Musimy zabrać go do mnie.
- Zanieść go do samochodu? - zapytał.
- Jeśli możesz. Wskakujcie, nie mamy czasu do stracenia.
- I-idźcie...! - powiedziałam im. - Będę m-mówić jak dowiem s-się czegoś więcej o t-tym, co się dzieje w sz-szkole.
- Jasne - Tahoma kiwnęła głową. - Dzięki.
Po tych słowach wsiedli do zaparkowanego na chodniku samochodu i odjechali z piskiem opon. Przez chwilę patrzyłam na auto, dopóki nie zniknęło za zakrętem.
Oby tylko nic więcej mu się nie stało...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro