Rozdział 22: GDZIE Z TĄ IGŁĄ?!?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Arial pov)

Beep... Beep... Beep... Beep...

Ten odgłos, początkowo niewyraźny, stopniowo wyciągał mnie z całkowitego otępienia. Zacząłem sobie uświadamiać, że... że nie śpię.

Powoli odzyskiwałem przytomność.

Próbowałem otworzyć oczy, ale zrezygnowałem... Czułem się zbyt słabo. Po chwili spróbowałem jeszcze raz...

Jest... ciemno... Słońce nie świeci w oczy...

Powoli mój wzrok zaczął przyzwyczajać się do otoczenia... Wtedy też zorientowałem się. 

Żyję. Nie umarłem.

- Witaj, Arial.

Powoli odwróciłem głowę w stronę głosu i zauważyłem postać siedzącą obok mnie. Postać w białym fartuchu.

- P... ii.. T... - chciałem powiedzieć "pani Technet", ale moje gardło mi nie pozwalało... Czułem się kiepsko...

- Spokojnie... Poczekaj, dam ci wody - widziałem jak sięga po szklankę, wkłada do niej słomkę i wkłada mi ją w usta. Wziąłem więc łyk i poczułem, że od razu suchość w gardle znika. - Lepiej?

Wypuściłem z ust słomkę i odetchnąłem.

- Tak... D-dziękuję.

- Nie ma problemu - uśmiechnęła się i odłożyła szklankę. - Jak się czujesz, paniczu Teiru?

- Um... N-nie wiem...

- Spokojnie, nie musisz odpowiadać od razu. Wybacz, ale muszę zadać kilka pytań... Wiesz, procedury. Jestem pewna że imię i nazwisko pamiętasz, bo widziałam że na nie reagujesz... Więc... pamiętasz swoje drugie imię?

Musiałem na chwilę przymknąć oczy... Pamiętałem swoje pierwsze, ale... jakie  było moje drugie? Było na A, tego jestem pewien... Aleks... Nie... Al... An... Anton...

- A... Anton...

- Mhm, zgadza się... Ile masz lat?

- Um... Osiemnaście...

- Jesteś w stanie ruszyć obiema dłońmi?

Powoli podniosłem je i ruszyłem palcami. Były nieco ociężałe i poruszały się powoli, ale... byłem nieprzytomny przez dość długi czas, więc to chyba normalne...

- A czujesz to-

- AŁ, GDZIE Z TĄ IGŁĄ?!? - aż podskoczyłem, gdy poczułem jak w moje kolano wbija się igła. Dosłownie zacząłem panikować do tego stopnia, że nie zwracałem uwagi na to co mówię.

Dla wyjaśnienia... Nie boję się igieł. Znaczy, normalnych. Przez to, że jestem demonem w jednej czwartej, zawsze jestem badany igłami wykonanymi z antystali, która... mówiąc delikatnie, nie była przyjemna w dotyku. Jest to dość specyficzny stop metalu z śladowymi ilościami cząstek antymaterii, która co prawda umożliwiała dokładne badanie demonicznej krwi, ale za to sprawiała dość silny ból. To tak jakby rozgrzać do 1000 stopni zwykłą igłę, zanurzyć ją w najmocniejszym kwasie na świecie i wbić ją w ciało...

- Wybacz... Ale musiałam, inaczej nie dałbyś mi tego zrobić - pani Technet cofnęła się i zabezpieczyła strzykawkę z niewielką ilością mojej krwi. - Wygląda na ciemniejszą niż 4 godziny temu... To dobry znak. Cóż, testy podstawowe wyszły pomyślnie... Wygląda na to że powoli dochodzisz do siebie.

- O-oh...

- No dobrze... Pewnie jesteś zdezorientowany tym, co się dzieje, więc ci to wyjaśnię... Pamiętasz jak tu trafiłeś?

Pokręciłem głową.

- N-nie... Ostatnie co pamiętam... Byłem w szkole... źle się czułem... i... - zamknąłem oczy, ale nic więcej do mnie nie wracało. Nie mogłem się skupić... Czułem się zbyt skołowany. - To tyle.

- Rozumiem... Cóż, ja i twój ojciec dotarliśmy do szkoły w momencie, gdy straciłeś przytomność. Twoje rodzeństwo opowiedziało mi co miało miejsce w Metaverse, więc wiedziałam od czego zacząć... Choć muszę powiedzieć, niewiele brakowało a mógłbyś z tego nie wyjść.

To prawda... Teraz to wszystko do mnie wraca. Sam o mało się nie... Eh...

- No cóż, nie będę cię męczyć. Dam ci odpocząć, tylko najpierw podam ci-

CRASH!

Nagle usłyszeliśmy dźwięk uderzenia gdzieś za drzwiami, jakby coś zderzyło się ze ścianą.

- ...leki...

- Nic mi nie jest...! Chyba...

- Ile razy mówiłam ci byś nie biegała po korytarzach? Eh... 

- Sory! Ale opakowania z lekami są całe!

- To dobrze... Chodź tutaj, tylko tym razem nie biegnij.

- Jasne mamo! - w tym momencie do pokoju weszła młoda dziewczyna, a raczej... wyglądający jak dziewczyna robot. Ogólnie była bardzo niska, nawet niższa niż pani Technet. Miała szare, krótkie włosy spięte w dwa kucyki po bokach, metaliczną skórę i niebieskie oczy. Do tego miała na sobie biało-niebieskie ubranie z logo na koszulce. - Proszę, leczki-fleczki są na miejscu!

- Eh... Nigdy nie przestaniesz ich tak nazywać, co...? No dobrze, teraz je odmierz i-

- OMG, to ten? - nagle dosłownie wskoczyła na moje łóżko i zaczęła mi się przyglądać. - To Arial? Jest super kawaii! Normalnie stereotypowy przykład emo, ale jest przeuroczy!

- Ch-chwila, ja nie jestem em- - próbowałem jej przerwać, ale nie byłem w stanie. O nie, mój nowy najgorszy koszmar... WEEB FANGIRL.

- Awww, twoje włosy są takie puszyste, Ar-Ar! - nagle zaczęła mi je masować, co wywołało u mnie spory dyskomfort. - Normalnie jak chmurka! So cuuuute!

- P-proszę, zostaw...!

Pomocy, ona za dużo mówi...! To stanowczo za dużo bliskości...!

- Fandom, weź go zostaw... Ile razy ci powtarzałam że nie możesz tak męczyć pacjentów? - pani Technet przerwała jej w końcu.

- Okej, okej...! - w końcu odsunęła się ode mnie. - Sory Arial, po prostu jesteś taki amaidesu...!

- Uh...

- Um... Fandom? Może najpierw mu się przedstawisz?

- A, no tak...! Haha, zapomniałam...~ Wszyscy mówią mi Fandom, choć w rzeczywistości nazywam się Wikia IRL! Super mi cię poznać! Będę pomagać przy tobie dopóki nie dojdziesz do siebie! Hehehe~

Imię: Fandom

      Wiek: fizycznie około 5 lat (wiek według programu: 16 lat) 』

Um... czy to na pewno dobry pomysł...? Znaczy... jeśli pani Technet będzie przy tym, jakoś dam radę, ale...

- Fandom, wiem że jesteś podekscytowana, ale nie pomożesz mu tylko gadając do niego. Pamiętasz o lekach, nie?

- A, no tak! Um... Moment... - podniosła opakowanie jednego z leków. - Tego były 1 czy 2 tabletki? 

Kątem oka zauważyłem jak pani Technet przybija cichego facepalma.

- Eh... No dobrze, może ja to zrobię. Ty popatrz, dobrze?

- Okej mamo!

Tak więc Fandom przez chwilę obserwowała swoją mamę, jak ta odmierzała leki. Ostatecznie pani Technet podała mi szklankę i kilka tabletek.

- Musimy cię postawić na nogi, więc trochę tego dostaniesz, w tym leki nasenne... Wiem że nie lubisz zasypiać, ale w twoim stanie sen to konieczność by odzyskać siły...

- Rozumiem... Dziękuję - powiedziałem i wziąłem tabletki, po czym popiłem je wodą.

- Zaczną działać za moment, więc zostawimy cię samego. Jak nieco dojdziesz do siebie, pozwolimy rodzinie cię odwiedzić.

- To na razie Arial! - Fandom pomachała mi i razem z panią Technet wyszła z pokoju.

- Na... na ra... zie... - wymruczałem. Nagle poczułem się... senny... To chyba... leki... tak... dzia... działają...

Zanim zdążyłem pomyśleć coś więcej, zamknąłem oczy i zasnąłem, chyba po raz pierwszy od dawna ze spokojem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro