Rozdział 1: Przeprowadzka i cisza przed burzą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niedziela, 7 września 2039

(Tahoma pov)

Jechaliśmy z tatą samochodem w kierunku akademika, do którego mieliśmy się wprowadzić. Już nie mogłam się doczekać, kiedy będziemy na miejscu!

Podobnie jak mój młodszy brat.

- Daleko jeszcze? - spytał się po raz kolejny.

Nasz ojciec spojrzał w lusterko wsteczne. Widziałam, jak jego oczy zaczynają świecić. Well fuck.

- Wyjechaliśmy 15 minut temu. Jeszcze raz się spytasz, to wywalę cię przez okno.

Segoe już się nie odezwał. Jak nasz ojciec nam grozi, lepiej wziąć to na poważnie. W końcu jest pół-demonem... No ale ogólnie jest wyluzowany.

- Myśleć też tak przestań - dodał w jego stronę.

No tak, czytanie w myślach.

Wyjęłam z mojej torby słuchawki i podałam mu je. Wziął je bez słowa, po czym zaczął słuchać muzyki ze swojego telefonu. Przynajmniej na chwilę będzie spokój... Nie znoszę jak Seg narzeka podczas długiej jazdy autem.

Popatrzyłam na przednie fotele. Na jednym nasz ojciec, kierujący samochodem. Na drugim mój starszy brat, Arial. Miał zamknięte oczy, ale nie spał. On niemal nigdy nie śpi. On co najwyżej wyłącza się, ale to nie sen. Znaczy, nie taki jak nasz. To... skomplikowane.

Wyjęłam swój telefon i sprawdziłam trasę. Przed nami jeszcze 20 minut drogi.

*

W końcu dojechaliśmy na miejsce. Gdy tylko wysiedliśmy, Segoe padł na ziemię, jakby nie widział jej przez miesiące.

- Ooooooooooo, ziemia! - krzyknął.

- Nie rób z siebie debila, Segoe! - rozkazałam mu. - Pomóż nam z tymi walizkami!

- Dobra, dobra...

Zaczęliśmy wyjmować rzeczy z bagażnika. Na parkingu było wiele innych aut, z których mnóstwo osób również wyjmowało swoje bagaże i żegnało się z rodzicami lub rozmawiało ze znajomymi przez telefon. Niektórzy mieszkali w okolicy, ale większość pochodziła z różnych części Cyberprzestrzeni, więc akademik był dla nich wygodniejszą opcją niż pchanie się autobusami przez całą Strefę Międzycyfrową.

- Iść tam z wami? - nasz ojciec oparł się o samochód, podczas gdy my wyjmowaliśmy ostatnie rzeczy.

- Po co? Poradzimy sobie sami - odparł mój młodszy brat.

- Mhm - dodał Arial. Rozglądał się po okolicy, ale widziałam, że jest nieco nerwowy. Podeszłam do niego.

- Jak się czujesz? - zapytałam. - Tylko szczerze.

- Stres - odparł. Rzadko odpowiadał więcej niż kilkoma słowami. Chyba że był w tym stanie... Ale zwykle był dość cicho.

- Okej... Jakby co, to mów.

- Mhm...

Po pożegnaniu patrzyliśmy przez moment, jak nasz ojciec odjeżdża, a potem my z naszymi bagażami weszliśmy do akademika.

Rozejrzeliśmy się. W korytarzu było pełno osób w naszym wieku lub starszych, rozmawiających ze sobą i pilnujących swoich bagaży.

- O w mordę... Przydzielili nam już pokoje - zauważył Segoe, patrząc na wisząca na ścianie listę.

- Widzę - Arial przyjrzał się jej. - Mamy ten sam pokój.

- Ej, faktycznie! Pokój dwuosobowy na pierwszym piętrze. A z kim jesteś ty, siostra?

- Z... "Samantha McLoughlin"... SAM! - uśmiechnęła się.

- T-Tahoma? - nagle zauważyliśmy, jak zielonowłosa dziewczyna idzie w naszym kierunku. - Cześć...! Um... J-jesteśmy razem w p-pokoju...!

Sam to nasza znajoma. Nasi rodzice są przyjaciółmi, więc często się widywaliśmy. Ona od zawsze interesowała się biologią, biotechnologią i bioanalityką, a do tego medycyną. Była bardzo nieśmiała, ale pomijając to naprawdę nie dało się jej nie lubić.

Imię: Samantha McLoughlin

      Wiek: 17 lat 』

- No hej! - krzyknął Segoe. - Jest z tobą Tim?

- Uh, n-nie... Złapał zapalenie płuc i b-będzie dopiero za m-miesiąc...

- O, okej... Właśnie, pomóc ci z bagażami?

- N-nie...! Już zaniosłam j-je do p-pokoju...! Tu m-masz klucz, Tahoma - dziewczyna podała mi jeden komplet kluczy.

- Dzięki! To ja pójdę się wypakować! Na razie - pomachałam chłopakom i poszłam z Sam do pokoju.

*

(Segoe pov)

Następny dzień spędziliśmy, załatwiając sprawy organizacyjne. Nuuuuudy! Kto wymyślił tą całą biurokrację?!

Na szczęście tego samego dnia miała miejsce rekrutacja do drużyny piłkarskiej, Cyberion United (czy brat lub siostra wspominali, że nasza szkoła znajduje się w mieście Cyberion?). Bez problemu dostałem się razem z kilkoma innymi osobami, więc przez resztę dnia zapoznawaliśmy się ze sobą i naszym trenerem - nazywa się on Nue Makami. Wydawał się sympatyczny...

Ale gdybym wtedy znał prawdę o nim, nigdy bym nie chciał mieć z tym skurwysynem kontaktu.

*

Czwartek, 18 września 2039

(Arial pov)

Minął już tydzień, odkąd zaczęliśmy naukę. Ja do przedmiotów podstawowych dodałem zajęcia artystyczne, siostra ruszyła na informatykę rozszerzoną, a mój brat zajął się treningami z drużyną piłkarską.

Wszystko szło gładko i nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś niezwykłego... Do czasu.

To był czwartek, siedziałem przy biurku i wykonywałem pewien szkic, gdy do pokoju wszedł mój brat. Spojrzałem na niego i momentalnie moje zmysły zaczęły szaleć.

- Co ci się stało? - spytałem. Segoe miał pod prawym okiem ciemny ślad, zupełnie jakby coś lub ktoś uderzyło go w twarz...

- Uh... Piłka walnęła mnie w oko... A-ale to nic takiego! - odpowiedział i pobiegł do łazienki, zanim zdążyłem coś dodać.

Dobrze wiedziałem, że to nieprawda. Za dobrze go znałem. Zareagował nerwowo, jak zawsze gdy nie chce o czymś powiedzieć lub się czegoś boi... I co gorsze, nie powie o tym nikomu, nie ważne jak wielkie ma kłopoty.

Wiedziałem, że coś trzeba zrobić. Wyszedłem z pokoju i zapukałem do drzwi siostry.

- Mogę wejść?

- Jasne! Wchodź.

*

(Tahoma pov)

Widziałam jak Arial wchodzi do pokoju. Siedziałam przy biurku, więc poprosiłam go, by usiadł na łóżku.

- Samantha jakby co jest na zajęciach... Ale chciałeś o czymś pogadać?

- Chodzi o Segoe - powiedział, a mnie zatkało. - Ktoś go pobił. Ja to wiem.

- ??? - aż obróciłam się na krześle. - Jak to?

- Ma ślad pod okiem. Nie chciał nic mówić... Ale to coś poważnego. Wiem to.

- No tak... Inaczej by powiedział, o co chodzi. Ej, masz jego plan zajęć?

- Mam... - wyjął telefon z kieszeni i pokazał mi go. Spojrzałam na niego.

- Jutro ostatni ma trening piłkarski... A dzisiaj... Tak samo! - zauważyłam. - Widziałam go godzinę wcześniej i nic mu nie było... Coś mi tu nie pasuje. O której jutro kończysz?

- Godzinę przed nim.

- Ja tak samo, bo odwołali mi zajęcia z programowania. Proponuję, byśmy jutro poczekali przed halą sportową i zobaczyli, czy coś się dzieje. Wydaje mi się, że coś jest na rzeczy...

*

Piątek, 19 września 2039

Następnego dnia po lekcjach zaczailiśmy się za halą sportową. Czekaliśmy na koniec lekcji - ja oglądając YouTube'a, a Arial rysując coś. Chciałam zobaczyć, co, ale zasłonił swój szkicownik, więc odpuściłam. Mój brat nie lubi pokazywać swoich prac - robi to tylko wtedy, gdy sam tego chce. Czyli niemal nigdy.

W końcu z budynku zaczęli wychodzić inni uczniowie. Zauważyłam, że niektórzy wyglądali na rannych...

Ale jeśli to, co mówił mój starszy brat, to prawda... To nie były to kontuzje i wypadki podczas treningów.

Czekaliśmy do chwili, aż ostatnia osoba wyszła. Jednak naszego brata dalej nie było.

- Idziemy do środka? - zapytałam.

- Mhm...

*

(Arial pov)

Przechodziliśmy koło szatni. Było cicho... Niepokojąco cicho.

- Nie podoba mi się to... - szepnęła Tahoma.

Wtedy nagle usłyszeliśmy rozmowę:

- Błagam, nie... Ja nie chcę...!

- No cóż... Trzeba było się bardziej starać!

ŁUP!

- AAAAGH! Przestań! Błagam!

- Nie mów mi co mam robić!

Pobiegliśmy w stronę drzwi i zobaczyliśmy, jak trener Segoe uderza go kijem do baseballa w nogę, a zaraz potem w głowę!

- Gh... N-nie...

- Co proszę?! Chyba nie słyszę!

- P-proszę...! Nie...

Patrzyłem na to wszystko i momentalnie poczułem że za chwilę stracę kontrolę nad swoim zachowaniem. Ja... Nie, nie mogę... Stracić... Panowania...! Ale on go krzywdzi... Ja... Ja...

*

Nagle zdałem sobie sprawę, że na moment wyłączyłem się. Zobaczyłem, że trzymam w ręce zakrwawiony kij baseballowy, a nauczyciel leży na ziemi, z raną na głowie.

Momentalnie wypuściłem broń z ręki, bo zorientowałem się, co właśnie zrobiłem.

- Ja... N-nie...

- Arial! - moja siostra podbiegła do mnie. - J-ja... Próbowałam cię powstrzymać... Ale... Straciłeś kontrolę i... I...

- Tahoma... Czy ja... Czy ja go...?

- Grr... Ty mały... - nagle zauważyliśmy, że mężczyzna powoli wstaje i patrzy w naszą stronę. - Zapłacisz mi za to! Ty i twoje rodzeństwo! Wyleją was na najbliższym zebraniu i aresztują!

Co?! Nienienienie!

- A teraz wynoście się stąd, zanim zadzwonię po gliny teraz, jasne?! WYNOŚCIE SIĘ!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro