Rozdział 2: Rozwiązanie wewnątrz lochu...?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Tahoma pov)

Razem z moim starszym bratem pomogłam Segoe wyjść z hali sportowej. Był tak poobijany, że sam nie dałby rady.

Nadal byłam w szoku przez to, co widziałam wcześniej... Arial dawno nie stracił kontroli nad sobą... Zwłaszcza w tak brutalny sposób... Ale wiedziałam, że nie powstrzymałabym go. Nauczyłam się, że gdy aktywuje się w nim demoniczny Arial, albo przynajmniej niewiele do tego brakuje, należy odpuścić.

Mniejsza o to...

Pomogliśmy mu usiąść na ławce przed szkołą, po czym sami zajęliśmy miejsca. Nie odzywaliśmy się...

- To... To przeze mnie... - zaczął mój starszy brat, praktycznie się trzęsąc. - Gdybym... Gdybym się nie rzucił na niego...

- Gdyby nie to, nie wiem jakbym skończył. Więc... Dzięki - odparł Segoe.

- Ale... Co teraz? Przeze mnie... Wyrzucą nas... I aresztują... N-nawet nie będą się zastanawiać...

- Na razie nie myślmy o tym... Po prostu wróćmy do akademika... A potem zobaczymy - zaproponowałam. - Segoe, potrzebujesz pomocy?

- Nie... Chyba dam już radę sam - odparł, wstając powoli. - Wszystko mnie boli... Ale poradzę sobie.

- No to chodźmy... Arial? - nagle zauważyłam, że mój brat patrzy na coś na swoim telefonie. Wydawał się... zdezorientowany? - Idziesz?

- Hm...? Oh... - Arial schował telefon do kieszeni. - Tak... Chodźmy.

*

Wróciliśmy do akademika. Segoe położył się w swoim pokoju, a ja i Arial usiedliśmy w salonie. Wszyscy pozostali byli na mieście lub w swoich pokojach, więc spokojnie mogliśmy pogadać.

- Jak się czujesz? - spytałam. On tylko odwrócił wzrok.

Spojrzałam na dywan. Nie mogło to się skończyć inaczej... Tak musiało być. Ale nie chcę skończyć wyrzucona ze szkoły... I aresztowana. Policja nam nie uwierzy, bo nie mamy żadnych dowodów na potwierdzenie naszej wersji... Dyrektor tak samo. A na hali oczywiście nie ma monitoringu... Co mamy robić...? Zadzwonić do rodziców czy lepiej może...

- Tahoma... Powinienem się był lepiej kontrolować... - usłyszałam.

- To już nieistotne... - pokręciłam głową. - Stało się. Nic na to nie poradzimy.

- Wiem... Ale czuje się... winny.

- Wiem...

- Dlaczego... muszę tak mieć...? Dlaczego...?

- Nie wiem... - chciałam przysunąć się bliżej, ale Arial mnie powstrzymał.

- Nie, Tahoma. Boję się, że... że zaraz znowu to zrobię.

- Oh... rozumiem - odparłam.

- Ja... muszę się przejść. Ochłonąć - wstał i skierował się do wyjścia. - Dasz radę przypilnować Segoe...?

- Jasne... Kiedy wrócisz? - spytałam, choć znałam odpowiedź.

- Trudno powiedzieć...

*

(Arial pov)

Kilkanaście minut później stałem znowu pod szkołą.

Wcześniej, gdy tu byłem, zauważyłem coś, ale nie chciałem mówić mojej siostrze, by jeszcze bardziej jej nie martwić. Miała przeze mnie wystarczająco dużo na głowie.

Wyjąłem telefon i spojrzałem na ekran. Od razu zauważyłem tą samą ikonę, która pojawiła się na moim telefonie wcześniej:

Czym ty jesteś? Nie było cię tu wcześniej...

Ostrożnie kliknąłem ją. Uruchomiła mi się dziwna aplikacja, nieco przypominająca nawigację, w której zobaczyłem trzy puste pola: IMIĘ, MIEJSCE i WYPACZENIE EMOCJONALNE.

Zaskoczyło mnie to. Z jednej strony czułem dziwny niepokój... Z drugiej byłem ciekaw, o co w tym chodzi...

Nagle zauważyłem, że z budynku wychodzi ten trener, którego przypadkowo (...) zaatakowałem dzisiaj. Schowałem się za ogrodzeniem, by mnie nie widział.

- Tak, rozumiem... - słyszałem, jak rozmawia przez telefon. Poprawił przy okazji prowizoryczny opatrunek, który miał na głowie. Nie poszedł z tym do szkolnej pielęgniarki... Czemu...? To idealny pretekst by nas wkopać... - Mogę chociaż wiedzieć, kiedy to będzie wiadomo? Jak to nie pamiętacie, jak mam na imię?! NUE MAKAMI. Jestem trenerem w Cyberprzestrzennej Akademii Mocy. Mhm? Jednak już coś jest? Jasne... - oddalił się.

- Nue Makami... - powtórzyłem jego imię, zamyślony.

ODNALEZIONO KANDYDATA.

- ??? - spojrzałem na ekran telefonu. W polu IMIĘ pojawiło się jego imię i nazwisko. Aplikacja wyłapała jego imię? Co to tak właściwie jest?

Byłem zaciekawiony. Zdecydowałem się poeksperymentować...

- Cyberprzestrzenna Akademia Mocy...? - powiedziałem, a w tym momencie cała fraza pojawiła się w polu MIEJSCE.

ODNALEZIONO KANDYDATA.

TO. JEST. DZIWNE. Ale... interesujące... Zostało jeszcze WYPACZENIE EMOCJONALNE. Hm... To oznacza jakieś zniekształcenie, odchylenie... Ale o co może... I po co to tu...?

- Czy to mogłoby oznaczać... w jaki sposób wypaczona jest jego osobowość? - zacząłem myśleć na głos. Zdarza mi się to, ale rzadko. - Na przykład... Jak siebie postrzega albo innych... Albo co myśli o tym miejscu... W sumie, to jak potraktował mojego brata... - poczułem jak ręce mi się trzęsą. - To podchodzi pod znęcanie i tortury! Za kogo on się uważa? Przecież to szkoła, a nie cholerny loch!

ODNALEZIONO KANDYDATA. WYSZUKIWANIE DROGI DO CELU...

- Co do...? - zdziwiłem się.

Aplikacja nagle zaczęła czegoś szukać, a po chwili pojawił się przycisk START. Więc... to naprawdę jakaś nawigacja...?  Hm...

Ale mimo tego, jak nienormalne mi się to wydawało... Nie mogłem oderwać wzroku od ekranu. Czułem się jak zahipnotyzowany... Traciłem kontrolę nad moimi myślami...

Nawet nie pamiętam momentu, w którym kliknąłem START.

*

https://youtu.be/6YutOW5zlkE

- H-HUH?!?

Nie miałem słów na określenie tego, co zobaczyłem.

Jeszcze przed chwilą stałem przed szkołą... Jednak teraz budynek wyglądał jak niewielki zamek, wewnątrz którego widoczne było wejście do jakiegoś podziemnego lochu.

- Co do...? Jak ja się tu- !!! - nagle poczułem, jak zostaję skuty jakimiś łańcuchami i padam na ziemię.

- Złapałem intruza! - usłyszałem jakiś głos. Próbowałem się wydostać, ale nie byłem w stanie - łańcuchy skutecznie mnie unieruchomiły. - Zabierzmy go do władcy!

*

Nie miałem pojęcia, co się dzieje.

Byłem prowadzony przez grupę czegoś w rodzaju strażników w zbrojach i maskach do niewielkiej sali wewnątrz lochu. Starałem się zapamiętać drogę, którą szliśmy, ale zastanawiała mnie kwestia, jak ja mam się uwolnić i wydostać stąd.

I czym tak właściwie było to miejsce. Wyglądało jak loch... Ale gdyby mu się dokładniej przyjrzeć, to można by stwierdzić, że przypomina szkołę, do której chodzę z innymi.

Co jest...? O co tu chodzi...? To jakaś inna rzeczywistość czy co...?

- Wasza wysokość, złapaliśmy intruza przed głównym wejściem! - ogłosił jeden ze strażników.

- Doskonale. Już do niego idę...

Co do...? Ten głos...

Wtedy do pokoju wszedł ktoś, kto najprawdopodobniej był królem, lub przynajmniej władcą, tego miejsca. Ubrany był w niebiesko-złotą, elegancką kurtkę, ciemne spodnie i wsuwane buty. Do tego złota korona na głowie, żółte oczy i cień pokrywający jego twarz. Jego wygląd przypominał w pewnym sensie strój królewski...

Ale jego twarz była ekstremalnie znajoma.

Imię: Nue Makami

      Pałac: Loch Dominacji 』

- TO TY?!? - krzyknąłem. Tak, to był Nue Makami, facet który był trenerem mojego brata i który tak bestialsko go pobił!

- No proszę... Kogo my tu mamy - nachylił się nade mną, by mi się przyjrzeć. Jakbym mógł się ruszyć, to nie wahałbym się mu przywalić (normalnie bym tak nie mówił, ale po tym co widziałem nie chciałem się już hamować). - Nasz mały bohater... Nieźle mnie potraktowałeś w tamtym świecie... Na szczęście tutaj JA rządzę!

- TAMTYM świecie? - byłem zdziwiony. To faktycznie jakiś inny wymiar...?

- Haha... Zapuściłeś się tu, a nawet nie wiesz, gdzie... Jesteś w moim lochu, w moim królestwie... W moim Pałacu.

- Pałacu?

- To mój świat... Świat, który przybiera taką postać, jaką tylko chcę - zaczął chodzić wokół mnie. - Ja i moje serce kształtujemy je. W rzeczywistości ludzie widzą mnie jak zwykłego trenera... A nawet gdyby ktoś się dowiedział, co czuję, i tak by mu nie uwierzyli... Nikt by mu nie pomógł, nawet policja... Jednak tu mogę się wyżyć! Tu mogę spełniać swoje najskrytsze pragnienia...!

Jego monolog przerwał krzyk dochodzący z głębi podziemi. Brzmiał jak ktoś, kogo torturowano (nie pytajcie skąd wiem, jak brzmi torturowana osoba... widziałem w Internecie kilka filmów. No cóż, mam nieco sadystyczne skłonności, ale... chyba nie muszę wyjaśniać skąd to się wzięło)... Ale w tych okolicznościach nie był to przyjemny dźwięk, w końcu za chwilę to mógłbym być ja, a to już nie było taką miłą myślą...! Jestem sadystą, nie masochistą...

- Czyli... torturować i dręczyć innych...? Dlaczego?

- Śmiesz mnie pytać, dlaczego? Hahaha... - nagle poczułem, jak łańcuchy mnie puszczają i padam na ziemię. Nie miałem nawet siły wstać. - Gdy ktoś jest torturowany, chętnie wypełnia twoje polecenia, byle tylko uniknąć bólu.

- N-nie...

- Wiesz, jaką władzę mi to daje nad innymi? A ile zabawy? Ty powinieneś to wiedzieć, w końcu masz tą demoniczną część którą ukrywasz... To wspaniałe uczucie... Ah, aż czuję ciarki na samą myśl jak wyglądałyby twoje tortury...! Chcę zobaczyć, jak ty z nich wszystkich błagasz mnie o litość...!

- Nie... Nie pozwolę ci, byś mnie torturował...! - bardzo powoli wstałem. Poczułem, że emocje powoli przejmują nade mną kontrolę... Właściwie nie tylko emocje - wszystko, całe moje ciało i wszystkie moje myśli funkcjonowały bez mojej woli, ale w tej chwili miałem to gdzieś.

- Że co proszę?! Natychmiast się-

- Bo co mi zrobisz? - powoli zacząłem iść w jego kierunku. - Nie boję się ciebie. Jestem tylko wściekły. Wściekły, bo skrzywdziłeś mojego brata, masz pretensje że cię za to pobiłem, a do tego chcesz wyjebać całą naszą trójkę! Mam tego dość! DOŚĆ! MÓW SOBIE CO CHCESZ, ALE NIE BĘDĘ CI POSŁUSZNY, NAWET JEŚLI DO KOŃCA ŻYCIA BĘDZIESZ MNIE TORTUROWAĆ!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro