Rozdział 13: Plan w PancakeTown

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sobota, 27 września 2039

(Arial pov)

Staliśmy przy wejściu na parking koło PancakeTown. Była prawie 14, więc tata mógł przybyć w każdej chwili...

Mimo że opracowaliśmy plan rozmowy, i tak byliśmy zdenerwowani. Ja szczególnie... Nie wiedziałem jak wytłumaczyć to, co zrobiłem na początku... W końcu to przeze mnie...

- Hej, Arial - poczułem jak siostra kładzie mi rękę na ramieniu. - Spokojnie... Będzie dobrze.

- Wiem... Ale mimo wszystko...

- ...nadal winisz się za tamtą sytuację. Wiem, czuję to od ciebie - westchnęła. - Ale wiesz że to nie twoja wina. To wina tamtego skurwysyna.

- Właśnie. To wszystko przez tamtego dupka - dodał Segoe. - Nie przejmuj się. Jest okej.

Wziąłem oddech. Mają rację... To przez niego... To przez...

- ...! - otrząsnąłem się z zamyślenia. Moje myśli zaczynały iść bardzo złym torem.

- Hej... Czy t-to nie auto waszego t-taty? - Sam nagle wskazała na ulicę.

Faktycznie, na parking właśnie wjeżdżał czarny samochód. Zaparkował na jednym z wolnych miejsc, po czym wysiadł z niego mężczyzna w czarnym ubraniu. Nasz ojciec.

- Hejo - przywitał się z nami. - To... chyba musicie mi trochę rzeczy wytłumaczyć, nie?

*

Usiedliśmy przy stoliku, zamówiliśmy jedzenie (ja wziąłem czekoladowe naleśniki, moje ulubione) i zaczęliśmy jeść, przy okazji opowiadając mu wszystko co się ostatnio wydarzyło. Po upływie pół godziny jedzenia już nie było, a nasz tata siedział zamyślony, przetwarzając wszystko co usłyszał.

- No nie powiem... Macie spore kłopoty - powiedział po pewnym czasie.

- Zaraz, nie dziwi cię to wszystko? - mój brat był dość mocno zaskoczony.

- Nie, robiłem dziwniejsze rzeczy... Ale tak czy inaczej... Że też musieliście pójść tak daleko z tym wszystkim... Naprawdę nie było prostszej drogi? 

- Rozważaliśmy inne opcje, tato - westchnęła Tahoma. - Dyrektor nic z tym nie zrobi, policja nie ma potrzebnych dowodów by go zatrzymać, dosłownie nie mamy innego wyjścia.

- Nie mówiąc o tym że o mało co go nie zabiłem - dodałem. - Ja... nie mogłem się pohamować... Tyle... złej energii...

- Hej... już dobrze - tata dotknął mojego ramienia. - Już dobrze... Ale... chyba rozumiem powagę sytuacji. Skoro ty o mało co nie załatwiłeś go, a jesteś najspokojniejszą osobą jaką znam, nawet nie wyobrażam sobie co ja bym z nim zrobił... Byłaby powtórka z tej wielkiej bitwy.

- Innymi słowy krew, morderstwo i yaoi - podsumowała Tahoma.

Tata tylko westchnął.

- T-to... co m-mamy zrobić, p-panie Teiru? - spytała Sam.

- Cóż... skoro zabraliście się za to przez Metaverse, to jedyną waszą opcją jest kontynuacja tego. Wiecie dobrze co musicie zrobić... Odnaleźć Skarb ukryty we wnętrzu Pałacu, zmaterializować go i wynieść-

- Cze-cze-czekaj tato, jak to "zmaterializować"? - przerwał mu Segoe.

- To wy nie wiecie? 

Pokręciliśmy głowami na znak że nie.

- No dobrze... W sumie racja, bardzo niewiele osób posiada wiedzę na temat tamtej rzeczywistości. Wytłumaczę wam to w miarę prosty sposób. Każdy Pałac ma Skarb - obiekt, wokół niego wszystko się materializuje. Gdy zostanie on zabrany, Pałac rozpada się i znika, a jego właściciel w świecie rzeczywistym przechodzi wewnętrzną przemianę serca. To już wiecie sami, nie?

- Mhm...

- Ale jest haczyk: Skarb domyślnie jest ukryty. Nie ma on formy materialnej - jest jak hologram, więc nie można go zabrać. Należy więc go zmaterializować. Sprawić, by dało się go chwycić i wynieść.

- A jak to zrobić? - zapytałem.

- Proste: właściciel domyślnie nie zdaje sobie sprawy, jak ważny jest ten Skarb, więc trzeba mu to uświadomić, wysyłając specjalną Kartę Ostrzegawczą. Musi wiedzieć, że jego wszystkie pragnienia są zagrożone. Tylko wtedy Skarb jest w stanie przyjąć materialną formę.

- Brzmi zajebiście! - krzyknął Segoe. - Ale... to nie takie fajne, co?

- Masz rację - przyznał. - Są trzy bardzo istotne rzeczy, które musicie zapamiętać. Pierwsza: Skarb materializuje się tylko na 24 godziny i tylko jeden, jedyny raz. Jeśli w tym czasie nie uda wam się go ukraść, już nigdy więcej nie będziecie mieć okazji.

- Czyli mamy dosłownie jedną szansę... A reszta?

- Druga: Pałac automatycznie wchodzi w Stan Alarmowy. Strażnicy są w trybie pełnej gotowości bojowej i zrobią wszystko, by was wyeliminować... Mogą nawet utworzyć zabezpieczenia, których wcześniej nie było w Pałacu, więc musicie być gotowi na każdą ewentualność.

- Oh... r-rozumiemy... - Sam opuściła wzrok.

- A trzecia...? - zapytałem. Z jakiegoś powodu... czułem niepokój. Jak okazało się, całkiem uzasadniony.

- Trzecia i najważniejsza rzecz... Cień właściciela Pałacu nie może zginąć. Jeśli tak się stanie... Prawdziwy on może doznać całkowitego wyłączenia umysłu, a w krytycznym przypadku... może umrzeć.

Zamilkliśmy. Natychmiast przypomniały się nam słowa Shadow-Makamiego... "Wiesz co się stanie jeśli tu mnie zabijesz...? Ten drugi ja... ten w rzeczywistości... UMRZE. I to będzie twoja wina. Będziesz mordercą... I będziesz musiał z tym żyć".

- Więc... On... on nie blefował... - Tahoma powiedziała to, co chciałem powiedzieć i ja. - Jeśli... wtedy byśmy go zabili...

- ...umarłby... Ja pierdolę, było naprawdę blisko... - Segoe schował twarz w dłoniach.

- Więc rozumiecie... To bardzo ryzykowne. Musicie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Jedna, nawet najmniejsza wpadka... może zadecydować kto przeżyje, a kto umrze.

Więc... Naprawdę musimy być ostrożni...

- Rozumiemy... Dzięki za pomoc, tato.

- Nie ma za co - mrugnął i wstał od stolika, zostawiając pieniądze na stole. - Myślę że dacie radę. Z chęcią bym dołączył, ale za stary już jestem na takie akcje - zaśmiał się. - Nie mówiąc o tym że nie mam ochoty przechodzić przez ten ból i tak dalej... Ostatnio za bardzo mnie to uaktywnia. Tylko bym pogorszył sprawę.

- I tak dzięki - powiedziała Tahoma. - A właśnie... Odnośnie tej Karty Ostrzegawczej...

- Tu nie ma żadnej wielkiej filozofii. Jedyne co musi zawierać, to jego imię i nazwisko, złe czyny jakich dokonał oraz informację, że odbierzecie mu to, na czym mu zależy najbardziej. Ubierzcie to w ładne słowa, dorzućcie jakąś oprawę graficzną i gotowe!

- To wiemy nad czym się zastanawiać... Właśnie, może powinniśmy mieć jakieś logo? - Segoe spojrzał na mnie. - Dasz radę coś wymyślić, Arial?

- Właściwie to... - wyjąłem z plecaka mój szkicownik. - Miałem taki pomysł. Zacząłem rysować różne wersje... Ale mam jedną, która najlepiej chyba pasuje - powiedziawszy to, pokazałem im mój rysunek.

Było to proste logo, ale spośród dziesiątek rysunków ten jeden najbardziej do mnie przemawiał. Był prosty, ale jednocześnie silnie oddziaływał na wnętrze. Innymi słowy, był doskonały.

- Ł-łał...! - nawet Sam krzyknęła z ekscytacji. - J-jest super...!

- Nice! Mamy własne logo! - uśmiechnęła się Tahoma. - Teraz naprawdę mamy już wszystko...!

- To co... Zaczynamy plan na poważnie? - Segoe popatrzył na nas wszystkich.

Kiwnęliśmy głowami. To nasza jedyna szansa... Nie możemy jej zmarnować!

- W takim razie zróbmy to!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro