Rozdział 4: Pałac i plan zemsty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Tahoma pov)

- Że co - powiedziałam, gdy Arial skończył opowiadać. Tylko tyle miałam do powiedzenia. To co opowiedział brzmiało... nierealnie, nawet jak na standardy naszego świata.

- Nie wierzycie mi...? - spytał.

- Sam nie wiem, co o tym myśleć! - odparł Segoe. - Brzmi to dziwacznie...! Ale faktycznie masz tą całą nawigację... Plus nie jesteś osobą która robiłaby sobie takie żarty... I teraz nie wiem, o chuj tu chodzi!

- To może to sprawdźmy...?

- Zaraz, co? - byłam zaskoczona. - Serio chcesz nam to udowodnić? Niby jak? Pójdziemy pod szkołę i odpalimy nawigację?

- Tak.

Spojrzałam na mojego starszego brata.

- Serio.

- Tak.

- Jesteś rąbnięty, wiesz? - zapytał Segoe.

- Mhm.

*

- Okej, my serio to robimy...? - spytałam, gdy stanęliśmy przed szkołą.

- Najwidoczniej - odparł mój młodszy brat. - To co teraz?

- Teraz to - Arial otworzył nawigację. - O, jest historia...

- Ta, to już wiemy.

- Miło że sprawdziliście beze mnie - wtedy kliknął przycisk START.

ROZPOCZYNAM NAWIGACJĘ...

- O w mordę...! - nagle zorientowałam się, że nie stoimy przed szkołą, tylko niewielkim zameczkiem! Odwróciłam się w stronę mojego barta, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. - Ah! Twoje ubranie, Arial...!

- Co...? - spojrzał w dół i chyba dopiero wtedy zorientował się, co ma na sobie. - Co to jest?

Jego strój składał się z czarnego kombinezonu, czerwonych butów i rękawic oraz peleryny. Do kompletu była także czarno-czerwona maska. Stylish as fuck... z jakiegoś powodu... nie wiem, ale pasuje mu to.

- Nie miałeś wcześniej tego? - zapytał Segoe.

- Nie zwróciłem uwagi... Ale nadal mam to - zdjął z twarzy maskę i popatrzył na nią. - Mówiłem, że to prawda? Mówiłem.

- Hej, łołoło, co ci jest? - zdziwiłam się. - Zachowujesz się... jakby... pewniej...?

- Nie zwróciłem uwagi. Chodźmy na bok, bo jeszcze ktoś nas zobaczy - pociągnął mnie za rękaw. - Nie jest tu zbyt bezpiecznie.

Pobiegliśmy za ścianę budynku. Chwilę później w miejscu, w którym staliśmy, ktoś się pojawił.

- Co to za jedni? - spytał Segoe, wyglądając zza ściany. Poruszały się tam jakieś postacie w zbrojach, ale... nie wyglądały normalnie.

- Są czymś w rodzaju strażników... Pilnują tego miejsca. Właśnie oni mnie zaciągnęli do tego lochu...

- Który mimo wszystko jest naszą szkołą? - popatrzyłam na mojego starszego brata. - To jest dziwne... Okej, możemy już stąd iść? Nie mam głowy na ogarnianie tego teraz. Plus chyba wolałabym wrócić do bardziej znajomej przestrzeni.

- Jasne... Chodźcie za mną.

Pobiegliśmy w stronę miejsca, z którego przyszliśmy, ale nagle przed nami pojawił się strażnik i transformował się w jakieś brejowate monstrum.

- O KURWA! - wrzasnął Segoe. - CO TO JEST?!? Dlaczego nagle jesteśmy w jakimś RPGu?!?

- Cofnijcie się! PERSONA! - krzyknął Arial. W tym momencie jego maska zniknęła z efektem ognia, a przed nim pojawił się... W sumie nie mam pojęcia, co to było, ale cokolwiek to było, wyglądało przeepicko. I wyglądało podobnie kolorystycznie, jak strój Ariala. - Arseus, EIHA!

To coś, co pojawiło się przed moim bratem, nagle wystrzeliło mroczną energię w kierunku strażnika, który odleciał w tył.

- CO TO JEST?!? - krzyknęłam. - To jest to coś o czym wspominałeś?! Ta cała Persona...?!

- Mhm. 

- W mordę jeża... To jest KOZACKIE! - Segoe aż podskoczył z podekscytowania. - Ja chcę jeszcze raz!

Widziałam, jak strażnik celuje w mojego starszego brata i atakuje strumieniem ognia. Arial odskoczył w bok, po czym krzyknął:

- MAMUDO!

Strażnik został otoczony jakimiś ciemnymi mackami, które praktycznie rozniosły go na kawałki! Rozleciał się, pokonany. CO TO JEST?!?

- Chodźmy, zanim kolejni nas znajdą!

- Nie musisz mnie namawiać! - mój młodszy brat natychmiast pobiegł za nim, tak samo ja. Nawet nie zwróciliśmy uwagi, kiedy wróciliśmy przed szkołę.

*

(Arial pov)

Wróciliśmy do akademika i usiedliśmy w naszym pokoju (to znaczy moim i Segoe).

- Okej... To miejsce serio istnieje. Łał - skomentowała Tahoma.

- No, ostro... Ale skąd wzięła się ta dziwaczna apka? - spytał mój brat. - No i... Co to tak właściwie za świat?!

- Sam nie wiem... - odpowiedziałem szczerze. - Chciałbym to wiedzieć. Ale... gdy wcześniej tam byłem, mówił, że to jego Pałac... świat powstały z jego pragnień, który istnieje dzięki wypaczeniu w jego sercu...

- Ta, brzmi dziwacznie... A czemu tak właściwie możemy się do niego dostać? Jaki by to miało cel?!

- Hej, momencik... - przerwała mu Tahoma. - Teraz jak o tym myślę... tata miał chyba kilka książek na ten temat... Zajrzałam do nich kilka razy z nudów...

- No i? - Segoe położył się na łóżku.

- Nie sądziłam że to może być prawdziwe, ale... w jednej z nich było wspomniane o czymś takim jak Metaverse... To podobno równoległy świat powstający na bazie tego, jak widzą go ludzie... No wiecie, ich pragnień, myśli i tak dalej, basically ich serca je tworzą. A jeśli czyjeś serce ogarnia wypaczenie, jego część zaczyna się zmieniać... A im silniejsze wypaczenie, tym większy jest obszar zmian... Więc w wyjątkowym przypadku może się oddzielić od pozostałych i stać się całym odrębnym miejscem.

- Czyli... Jak ktoś ma narąbane we łbie, to może dostać taki Pałac? Dobrze to rozumiem? - spytał mój brat.

- Tak... Mniej więcej. Ale...

- Ale co?

- Podobno jeśli usunie się z niego obiekt, przez który nastąpiło wypaczenie, można przywrócić jego serce do pierwotnego stanu i usunąć wypaczenie... Czyli tak jakby sprawić, że Pałac zniknie, a dana osoba przestanie być zła!

- W sumie... teraz coś sobie przypomniałem - odezwałem się. - Gdy uciekałem stamtąd... Słyszałem, jak strażnicy mówili coś... Coś o jakimś Skarbie. Że trzeba go pilnować za wszelką cenę...

- Zaraz, myślicie o tym samym, co ja?! - Segoe aż podskoczył.

- Zaraz... gdybyśmy ukradli tamten Skarb, przestałby zachowywać się w ten sposób! - krzyknęła Tahoma. - Może nawet odpuściłby nam! Tylko... jak byśmy się za to zabrali?

- To jasne! Musielibyśmy się rozejrzeć tam i znaleźć miejsce, w którym może być to coś.

- Tak, ale zauważyłeś pewien problem, co nie? Mianowicie tylko nasz brat ma tam jakieś zdolności - moja siostra spojrzała na mnie. - Co jeśli ktoś nas zaatakuje? Nie wiem czy jesteśmy w stanie z nimi walczyć...

- Racja... To ryzykowne - dodałem. - Nie chcę was narażać...

- UH, a już się cieszyłem... - mój brat padł dramatycznie na łóżko. - Tak przy okazji, jaką inną opcję mamy? Jeśli dobrze pamiętam, to poczekać, aż nas wywalą i policja nas zgarnie, bo nie sądzę by nasi rodzice byli w stanie coś z tym zrobić, a nawet jeśli, coś czuję że nie poszłoby to za dobrze! A jak to zrobimy, to jest szansa że nam odpuszczą!

Przez dłuższą chwilę milczeliśmy.

To prawda... Tylko że nie chcę ich narażać, pomyślałem. I tak mają dość problemów przeze mnie, nie chcę ich tam ciągnąć... Choć z drugiej strony... I tak mamy już przerąbane... A jeśli jest szansa...

- To... jaki plan? - zapytałem w końcu.

- Zaraz, my serio to robimy?! - Tahoma popatrzyła na mnie. - Cóż... to chyba od ciebie zależy. A, właśnie... Nie powinniśmy wymyślić jakichś pseudonimów? Podobno używanie w tamtym świecie prawdziwych imion może mieś negatywny wpływ na Pałac... Nie znam detali, nie czytałam tak daleko, ale... no wiecie.

- No tak... Dobra, uhhhh... Jakby co, to ja jestem Rocket! - krzyknął Segoe.

- Ktoś tu oglądał za dużo "Strażników Galaktyki"... - uśmiechnęła się moja siostra. - Ale pod względem charakteru jesteście kinda podobni, więc niech ci będzie... W takim razie ja będę Arrow.

- I kto tu zrzyna z filmów Marvela?

- Hej, to był serial, a nie film! To nawet nie to samo uniwersum, ciołku!

- Dajcie spokój - przerwałem im. - Eh... Ja nie jestem taki kreatywny pod tym względem jak wy. I nie umiem w nawiązania.

- To jak mamy cię nazywać w tamtym świecie? Masz jakikolwiek pomysł?

- Eh... Black. Niech będzie prosto.

- BRO. Twoje imię i pseudonim to nazwa jebanej czcionki - zaśmiał się Segoe.

- Nasze imiona SĄ nazwami czcionek, debilu - zauważyła Tahoma, przez co zaczęliśmy się śmiać. No tak... Dzięki mamo, przez ciebie połowa osób pisze moje imię przez "e". - To jak... Kiedy zaczynamy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro