Rozdział 5: Infiltracja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szybka notka: w Pałacach postacie będą nazywane tylko i wyłącznie swoimi pseudonimami (nie będę używać ich imion), chyba że w jakiejś wyjątkowej sytuacji (albo zapomnę się jak debil lmao), więc uprzedzam, żeby nie wywołać zamieszania.

---

Niedziela, 21 września 2039

(Rocket pov)

- Dobra, w środku jest to znacznie mniej przyjemne - skomentowała Arrow.

- Ta - dodałem. - Ciemno i niemiło...

- Poczekaj aż usłyszysz odgłosy tortur - powiedział Black, rozglądając się. - W innych okolicznościach to miejsce byłoby nawet interesujące.

Popatrzyłem na mojego brata.

- Jesteś zwyrolem, wiesz o tym?

- Nic nowego. Ciesz się, że przynajmniej nadal nad sobą panuję.

- Racja... Wtedy byłby problem. Dobra, dokąd teraz? - zapytała moja siostra.

- W dół. Szukamy celu.

*

Minęło już kilka minut, podczas których badaliśmy wnętrze lochu. I muszę przyznać, to miejsce jest hardcorowe!

W środku pełno cel z ludźmi, którzy byli torturowani... Masakra! Na szczęście to nie prawdziwi ludzie, tylko kolejny wymysł chorego mózgu tego gościa... Ale mimo to jest to posrane.

- To serio wymysł tego chorego dzbana? Łał... - skomentowałem, zaglądając do kolejnej celi.

- Ta... Ten typ jest powalony.

- Hej, zobaczcie - nagle mój brat zauważył jakieś drzwi. Wyglądały... Nie wiem jak to opisać... Dziwacznie. - To miejsce zdaje się bardziej normalne.

- Ta... Wchodzimy tam? - spytałem.

- Mhm - Arrow otworzyła drzwi.

*

(Arrow pov)

Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, wyczuliśmy różnicę.

To miejsce było... Inne. Nie wiem, jak to opisać, ale zdawało się... niedotknięte w pełni zmianami, w pewnym sensie normalne.

- Od razu inaczej... - skomentował mój młodszy brat.

- To prawda... To miejsce ma zupełnie inną aurę - dodał Black.

- Tak... Dziwne, ale... Wydaje się bezpieczne - zauważyłam. - Może potraktujemy je jak pewnego rodzaju check-point?

- Za dużo gier, siostrzyczko... Ale niech ci będzie - Rocket machnął ręką. - Przynajmniej można odpocząć i nie bać się że jakiś typ nas zaatakuje.

Stwierdziłam, że nie skomentuję tej pierwszej części.

- No dobra, to co teraz?

- To zależy od was - powiedział mój starszy brat. - Jeśli czujecie się zmęczeni, powinniśmy zawrócić.

Westchnęłam. Szczerze mówiąc, zaczynałam się męczyć. Niby nic nie robiłam wielkiego, ale...

- Jestem za...

- Ja też... Nie narzekam na brak formy, ale to jest kurde męczące - dodał Rocket. - Nie wiem czy to atmosfera czy co, ale mam dosyć.

- W takim razie powoli udajemy się w kierunku wyjścia - oznajmił Black.

*

(Black pov)

Ostrożnie wyszliśmy z pokoju i szliśmy wzdłuż ścian. Po pewnym czasie nabraliśmy tempa, więc zaczęliśmy biec...

...przez co o mało nie wbiegliśmy w kolce, które nagle wysunęły się z ziemi.

- O kurwa! - krzyknął Rocket, ostro hamując. Sam o mało w nie nie wleciałem.

- Nie myśleliście chyba, że to takie proste? - usłyszeliśmy za nami.

Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Makamiego. Już zdążyłem się stęsknić...

- No hej - przywitałem się. - Co, nudziło ci się? Chcesz powtórkę?

- Nie dzięki... Tym razem się przygotowałem - pstryknął palcami i w tym momencie coś mnie złapało, przez co upadłem na ziemię. Kolejne łańcuchy? SERIO?! Kurwa... chyba nie mogę przywołać Arseusa...! Są zaklęte czy co...?

- Co ty robisz, dzbanie?! - wrzasnął mój brat. W tym momencie zauważyłem nadchodzących strażników. Kurwa...

- Powstrzymuję go od tego, co ostatnio mi zrobił... Nie zamierzam tracić kolejnych ludzi.

- Puść go! - krzyknęła moja siostra.

- Nie ma mowy... To ja tu wydaję rozkazy. Nie zamierzam słuchać kogoś takiego jak ty. 

- To ja tu jestem zrąbana? Mój brat przynajmniej nie bije nikogo bez powodu, w przeciwieństwie do ciebie! Czym ty tak właściwie jesteś?

- Ja? - w tym momencie się zaśmiał. - Haha... Jestem Cieniem... Istotą, która istnieje dzięki ludzkim emocjom i Skarbowi w moim Pałacu.

- Cieniem, hm...? - Arrow stanęła przede mną. - Więc jesteś tylko marną podróbą Makamiego, lmao.

- Podróbą...?! Ty chyba chcesz zginąć, dziewczynko! - nagle rzucił w nią nożem, a ten wylądował centymetry przed nią. - I kto mówi jeszcze "lmao"?!?

Ale ona nawet nie drgnęła. Zbyt dobrze znała takie wybryki...

- Błagam, jeśli to miało mnie przestraszyć, to jesteś do kitu - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Ty umiesz tylko zastraszać i obrażać innych i nawet TO ci nie wychodzi, co? W takim razie... NAJWYŻSZY CZAS CI SIĘ POSTAWIĆ I POKAZAĆ, JAK TO SIĘ ROBI!!! NAUCZĘ CIĘ KURWA SZACUNKU!!!

*

(Arrow pov)

Hah... Wreszcie...

- AAAGH! - krzyknęłam, gdy nagle rozbolała mnie głowa. Ale to nie był normalny ból... Czegoś takiego jeszcze nigdy nie czułam! Zupełnie jakby to uczucie poszło od zera do 900000% w ułamku sekundy...!

Nie czekaj, aż sytuacja zmieni się na gorsze... Działaj, póki masz szansę! Pomogę ci w tym... JAM JEST TOBĄ, A TYŚ JEST MNĄ... Daję ci moją moc. Korzystając z niej rozważnie, moja droga!

Moc...? O czym o-ona...?

Wyczułam nagle coś na mojej twarzy. Co to jest...?

W dotyku było to... trudno powiedzieć. Stabilne? Gładkie? Twarde? Jakby jakaś... maska?

- Powstrzymajcie ją, zanim zerwie ją jak tamten! - nagle usłyszałam Makami'ego.

Nie chcesz, żebym ją zdjęła...?, chwyciłam ją mocno. Cóż... W takim razie... Nie ma takiej opcji żebym posłuchała ciebie.

- AAAAAAAAAAAH! - wrzasnęłam, gdy mocno pociągnęłam za nią, a ta dosłownie oderwała się od mojej twarzy. AŁAŁAŁAŁ!!! KURWA, CZEMU TO ROBIĘ?!?

Następne kilka sekund były... nie wiem... jakby inne. Widziałam ogień... Czułam, że ból znika... I czułam... Jakąś energię.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam postać unoszącą się obok mnie. Nie wiem jak ją opisać, ale... była niezwykła. Czarno-biała suknia, wysokie buty i powiewający płaszcz... Patrząc na nią, czułam coś w rodzaju więzi z nią. Nie tylko jej wygląd... Jej całość do mnie przemawiała.

Nazywam się Cytania... Żyję wewnątrz twojego serca. Zbyt długo zwlekałyśmy... Czas pokazać, jak niebezpieczna potrafi byś strzała! Zmieć ich z powierzchni ziemii, moja droga!

- Łooooł... Ty też masz coś takiego?! - krzyknął mój młodszy brat.

- Na to wygląda... Damn - spojrzałam na Cytanię, po czym na moje ubranie, które całkowicie się zmieniło. Czerń i biel, huh? Cóż, nie narzekam, zawsze lubiłam te dwa kolory. - Okej, nieźle... Naprawdę nieźle.

- Cholera, MIELIŚCIE JEDNO ZADANIE! - nagle zorientowałam się, że Makami drze się na swoich "poddanych". Oh, zapomniałam o nim... - NIE MOŻECIE POWSTRZYMAĆ JEDNEGO CHOLERNEGO DZIECIAKA?!?

- NIE NAZYWAJ MNIE DZIECIAKIEM! - wrzasnęłam, a w tym momencie słowa same napłynęły do moich ust. - MAGARU!

*

(Rocket pov)

W tym momencie zauważyłem, jak Persona (tak to się nazywało, nie?) mojej siostry wywołuje w pomieszczeniu podmuch wiatru, który zaczął zmiatać wszystkich z nóg! TO BYŁO EPICKIE!!!

- O w mordę, ale jazda! - krzyknąłem.

- Mógłbyś mi pomóc, Rocket?

- A, sory Black! - podbiegłem do mojego brata i zacząłem siłować się z łańcuchem. Ostatecznie udało mi się go jakoś uwolnić. - Kurde... Ona też ma to coś...?

- Na to wyglą- UWAŻAJ!

Nagle Black pociągnął mnie za ramię, prosto na ziemię, bo właśnie w tym momencie w naszą stronę poleciał jeden z tych złych! Dosłownie o centymetry uniknęliśmy go.

- Dzięki...! Kurka, skąd to się bierze? Też to chcę!

- Dobre pytanie... Ale póki nam to pomaga, nie zamierzam tego kwestionować.

- Fair enough.

- Zostań tu, a ja jej pomogę. PERSONA! - przywołał swojego ziomka Arseusa i pobiegł w stronę bijatyki. 

Widziałem, jak we dwójkę rozwalają wszystkich, jak leci. Kurde, chciałbym też tak umieć, pomyślałem.

Po kilku chwilach po wrogach nie został nawet ślad. Podobnie jak po tym jednym dupku, który najwidoczniej zwiał. No tak, zamiast patrzeć dokąd debil ucieka, ja gapię się na akcję... No ale w sumie wolałem to, było zajebiście.

- Kurwa, Makami uciekł... - mruknąłem.

- Ta... Chyba się przestraszył wściekłego kursora - zaśmiał się Black, patrząc na Arrow. Łał, już nie pamiętam kiedy ostatnio tak się śmiał... Tak naprawdę na luzie, bez stresu. Mógłby tak częściej. Wygląda wtedy bardziej ludzko... i mniej depresyjnie.

- HAHA, bardzo śmieszne.

- Ej, ale serio twoja maska wygląda jak kursor od myszki - zorientowałem się. - Pffffffhahahaha...!

- Te, bo ci takie hasło na laptopa dam że się posrasz.

- Dobra... sory... - naprawdę ciężko było mi powstrzymać śmiech. - To co, zmiatamy stąd braciszku?

- Ta... Starczy zabawy jak na jeden dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro