Rozdział 6: Czas na zakupy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Arial pov)

- Witamy z powrotem - powiedziałem, chowając telefon do kieszeni. - Wracamy do akademika?

- Szczerze... Ja bym chętnie wróciła, bo jestem zmęczona, ale... 

- O co chodzi? - spojrzałem na moją siostrę.

- Cóż... Coś mnie zastanawia... Po tym co widzieliśmy w Pałacu... Chyba powinniśmy mieć tam jakieś bronie. Sam zauważyłeś, że nie zawsze jesteś w stanie wezwać swoją Personę... Jak wtedy, gdy złapały cię te łańcuchy. A rękoma nie powinniśmy się siłować z niczym.

- Jestem za, ale skąd je weźmiemy? - zapytał Segoe. 

- Właśnie o to chciałam zapytać... Raczej będzie problem ze zdobyciem broni. W końcu są mega drogie...

- ...a my nie mamy tyle pieniędzy - dokończyłem. 

- Um... A jakbyśmy mieli?

Popatrzyliśmy na naszego brata.

- To znaczy...?

- Ja... Tak jakby... - Segoe rozejrzał się dyskretnie, po czym wyjął coś ze swojego plecaka. - ...mogłem coś zarąbać z Pałacu?

Momentalnie zobaczyliśmy trzymane przez niego rzeczy: kilka sztabek metalu i kamienie szlachetne. Nie wiedziałem jak mam właściwie zareagować.

Siostra podjęła decyzję za mnie.

- Czy ty... ZABRAŁEŚ JEGO RZECZY?! KIEDY?!?

- Ciszej, dobra...? Chyba jak byliśmy w tym całym check-poincie... Nawet nie zwróciliście uwagi, byliście zajęci gadaniem.

- Kurde... Dobra, okej, nieźle. Tylko gdzie my to sprzedamy?

W tym momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Nie do końca mi się podobał, ale...

- Chyba wiem, gdzie... I możliwe, że w tym samym miejscu będziemy mogli kupić bronie.

- Czyli gdzie? - spytała się mnie Tahoma.

- Chodźmy. Pokażę wam.

*

(Tahoma pov)

Nasza trójka pojechała autobusem na przedmieścia Cyberionu. Wysiedliśmy na przedostatnim przystanku i udaliśmy się ulicami do miejsca, o którym mówił nam Arial.

- Kurczę, nieprzyjemnie tu - powiedziałam, rozglądając się. Trafiliśmy w jedną z bocznych ulic, co prawda wyglądała zwyczajnie, ale... można było wyczuć coś dziwnego w powietrzu.

- Wydaje ci się.

- Brat, serio, czemu mi momentalnie się robi zimno? Coś jest na rzeczy - usłyszałam Segoe. - Gdzie ty nas prowadzisz?

- Do lombardu.

- Masz lombardy bliżej centrum, czemu akurat tutaj?

- Bo znam tu kogoś, kto kupi nasze rzeczy i nie będzie nam stwarzać problemów. I wiem, że handluje różnymi rzeczami.

- Nawet broniami? - spojrzałam na niego.

- Nawet broniami. To tutaj.

Zatrzymaliśmy się przed wejściem. Wyglądał jak normalny budynek, ale jakimś cudem dosłownie na kilometr czuć było mroczną energię.

- Czyliiii... Idziemy tam?

- Tak.

- Daj spokój, Segoe. Przecież nic ci chyba nie będzie, nie denerwuj się tak - patrzyłam, jak Arial otwiera drzwi, i razem weszliśmy do środka.

W środku miejsce zdawało się normalne, nie licząc tej mocy w powietrzu. Półki zwyczajne, ze zwykłymi rzeczami: telefonami, biżuterią i jakimiś innymi przedmiotami. Mimo to... niepokój mnie nie opuszczał.

- Już, kurwa, moment! - usłyszeliśmy głos, a po chwili ktoś wyszedł z pomieszczenia służbowego. - Cholera jasna, okulary znowu zgubiłem!

Aż krzyknęłam, gdy zobaczyłam go, i schowałam się za moim starszym bratem, podobnie jak Segoe. 

- WALIĆ TWOJE OKULARY CZŁOWIEKU, GDZIE TWOJE OCZY?! - wrzasnął.

- Segoe, uspokój się - zwrócił mu uwagę Arial.

- O, hej Ari. Moment, muszę znaleźć-

- Nie mów do mnie Ari... To nie są te na stole po twojej prawej?

- A, chyba tak! Dzięki - chwycił okulary z ciemnymi szkłami i założył je na siebie. Co się raz zobaczy, już się nie odzobaczy... - Chyba ich przestraszyłem. Nie są tak znieczuleni jak ty - zaśmiał się.

- CHYBA?!? TAK MYŚLISZ?!? - wrzasnął mój młodszy brat.

- No dobra, sory, zluzujcie gacie, nic wam nie zrobię. Raczej. Wy musicie być rodzeństwem tego tutaj?

- Ta... - wyszeptałam.

- Tak myślałem. Macie podobny rytm kroków - przechylił głowę na bok. - Podobnie jak wasz stary. To chyba rodzinne. Właśnie, powinienem się przedstawić. Eh... głupie formułki... "Witajcie w Lobardzie Black Star, jestem Aiden Dellastra, pracuję tu razem z rodzicami. W czym mogę wam pomóc?"

Imię: Aiden Dellastra

      Wiek: 17 lat 』

*

(Segoe pov)

- Uh... - wydusiłem z siebie. Trochę wytrąciła mnie z równowagi wcześniejsza sytuacja. - My...

- ...chcieliśmy coś sprzedać... - dokończyła moja siostra. Widocznie też nie doszła do siebie.

- Okej, spoko, co dokładnie? - Aiden usiadł na swoim krześle przy ladzie.

Rozpiąłem swój plecak i wyjąłem z niego wszystko, co zgarnąłem z Pałacu Makami'ego. Widziałem, jak koleś reaguje na ich odgłos.

- Uuuu, interesujące... Skąd macie coś takiego? - sięgnął po jedną ze sztabek. - Łoł... 22-karatowe złoto?

- Skąd to wiesz? - zdziwiła się Tahoma. - Przecież nawet...

- ...nie widzę? Wyczuwam po dotyku. Mam ekstremalnie wyczulone zmysły, więc jestem w stanie dokładnie wyczuć jej gęstość, a co za tym idzie, określić skład stopu. I jest dość ciężka... Zakład, że ma dokładnie dwa i pół kilograma.

- Niemożliwe że nawet to wiesz... - zdziwiłem się.

- Mam prośbę. Położysz ją na wagę? - Aiden podał mi sztabkę. - Jest tam.

- Okej... - położyłem ją na niej, a wyświetlacz natychmiast wyświetlił wynik: 2500,0000 g. NANI. THE. FUCK?!? DO CZWARTEGO MIEJSCA PO PRZECINKU...?!? Ja wiem że sztabki przeważnie mają równy rozmiar, ale i tak...!

- Jak ty...?!

- Zaskoczeni, frajerzy? - uśmiechnął się. - Dobra, z metalem sobie poradzę, ale z kamieniami już nie... Mamo, możesz tu podejść?

- J̀asne, już idę...

Aż pisnąłem, jak zobaczyłem ją, i schowałem się za moim bratem. Przysięgam, nie jestem ciotą! Po prostu... Uh... M-morda!

- Dzień dobry, pani Obsidian - powiedział spokojnie Arial.

- N̸o hej... J̢esteście dzieciakami Altera, nie...? - spojrzała na nas, po czym na Aidena (ONA JEST JEGO STARĄ?!?). - W͞ czym potrzebujesz pomocy?

- Z tym na stole.

- H͠m... - chwyciła jeden z kamieni i uniosła go w górę, by mu się przyjrzeć. - W̶yglądają na prawdziwe... S̷kąd wy macie takie rzeczy?

Spojrzeliśmy nerwowo na siebie.

- To... długa historia... - siostra w końcu odpowiedziała.

- D͜obra, walić... C̛hcecie je sprzedać, co?

- Mhm...

- D͜obra... T͠e klejnoty są warte jakieś 2,300 CC (Cyber Coins to nasza waluta). A̷ jak reszta, młody?

- Ceny metali nie zmieniły się jeszcze, nie? Złoto 985 CC, te dwie sztabki srebra 665 CC, razem z klejnotami to 3950 CC.

JA PIERDZIELĘ! Nie pamiętam, kiedy tyle ostatnio miałem...!

- T̛o jak, po waszych minach widzę że pasuje wam cena? - ta demonica, Obsidian popatrzyła na nas (kurde, jej spojrzenie jest przerażające).

- T-ta... - wydusiłem.

- D͝obra, wypiszę papiery i dam wam kasę... C̸oś jeszcze chcecie?

- C-̡cóż..͡. - zaczął Arial. Od razu zauważyłem, że jego głos się załamał. - Uh... S-sory...

Matka Aidena aż się uśmiechnęła. Jej uśmiech mnie przeraża jeszcze bardziej...

- Z̷nam ten ton głosu... D͜obra Aiden, obsłużysz ich?

- Jasne... Chodźcie.

Poszliśmy więc za nim do magazynu. Zaskoczyło mnie, jak sprawnie poruszał się między półkami, zupełnie jakby wcale nie był ślepy...

- Jakim cudem-

- Nie wpadam na nic? Echolokacja.

- Um... Co? - spytałem.

- Echolokacja. To, co mają nietoperze. Słyszę, jak moje kroki odbijają się od obiektów, przez co widzę w głowie coś w rodzaju trójwymiarowego obrazu otoczenia. Prawie jakbym wcale nie stracił oczu.

- A... jak to się stało, jeśli można spytać...? - zapytała Tahoma.

- Miałem 10 lat, gdy jakiś psychopata napadł na mnie przed szkołą i oblał mnie kwasem. Udało mi się go zranić nożem, ale oczy poszły się jebać. O matko, żałujcie że nie widzieliście jacy moi starzy byli wściekli...! A nie, moment, przecież... pffff... Przecież ja też nic nie widziałem! - zaczął w tym momencie się śmiać. Dosłownie brzmiał jak wariat. Albo mój brat w tych słynnych momentach. Tatę w sumie też można by podstawić.

- Naprawdę? Oh... - postanowiłem zignorować tą część z nożem, w końcu skoro jego matką jest Obsidian, to on jest choć trochę demonem. - A nie dało się... jakoś naprawić twojego wzroku?

- Magia regeneracyjna jest za słaba, a operacja była tak ryzykowna, że równie dobrze mógłbym se poderżnąć gardło piłą tarczową.

OH.

- Dobra, tutaj - wysunął z półki jakąś skrzynię. - Zobaczcie, co wam się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro