Rozdział 76: Dualizm potencjału

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Ar̢i p̕o̵v͜)̸

-̕ ͡Wi̡ę͘c̵.̨..͝ ͜n̵a͠gl̀e się͟ ҉oka͜zuj̀e̶ ̶ż̡e̵ p͢o̴t̵ra̵f̴i̴ę͜ ͠k͠om̸uś lata͜ć p͏ó ҉m҉óz̀g̸ow͟n̵icý. Na͏w̵et ͠ņiè wiem̶ ja̴k͞ to̷ k͞ur͢wa sk͟o̧m͜en͟tǫwa̛ć - mruknąłem. Akurat siedzieliśmy w podświadomości Ariala, bo ten musiał się zdrzemnąć po tym jak jakimś cudem nas wykończyłem. Cóż, przynajmniej nie może winić mnie, ten mądry kazał mi to zrobić.

- Ja też... nie wiem, pewnie nie powinno mnie to dziwić, ale... sam nie wiem - westchnął Arial. - Znaczy, podobno przez to, że ojciec miał takie moce, były duże szanse że ja też mogę coś takiego mieć, i w zasadzie czasem zdarzało mi się czytać w myślach, ale... to zdecydowanie coś innego. I... zdecydowanie dziwne jest to, że ja nie mam do tej mocy dostępu.

- Ó,͜ ͘c̀z͝yli ̨ţylķo̡ ja ́tak ͟um͠ie̵m?͏ Ņo҉ t͞o҉ szybḱo̴ ͡mu͟s̷zę̛ ̷t͟ó ̡op̕an͜ow͝a̧ć, bo̷ j̵e͘śl̶i będ̕z̸ie͘ ͞t͏o pot̴r͞z̡e̴b̨n̛e͠,̢ bę͜dz͢iec̀i̶e mu̡s͞ie҉ĺi ̛n͠i̷eźl͜ȩ m̕ńie̡ pr͢ze͡b̡łag͟a͜ć̡ ͜b́y̨m̶ ͝wam̛ teg̢o̵ uż̵ycz̀y̴ł̴...̴

- Ale i tak to wyjątkowe. Zwłaszcza że ty chyba masz dostęp do moich noży.

- ̶. ̶. .

Ugh...

- Co jest? - no oczywiście musiał kurwa spytać. Eh...

- Nie̡ ͟do̡ k҉o̶ńca. Sł̀uc̢haj͜,̷ jak̨i͜ś͟ c̴zas tem͘u ͟ja͏k̨ m͟i̧ał̧e҉m c̨hw̵i̕l͝ę̵ ͝d͢la͢ s̕i̴e̸b̕ie̸, ͞t̴o... tak̵ ̵jaḱb̨ỳ ͘pr̷ǫ́bo͡w҉a҉łe͢m͠ ͜u͏ż͘yḉ ìch.̢

- H-huh?!? - widziałem jak się cofa.

- ͘Wied͟zi͡a̡łem͝ ̢k̡u͝rw̶a҉ ͠że j҉ak͠ ̧to po̕wíem tơ bę̶d̴źi̵e̡sz ̨pa͏n̶i̸k͘o̧wa͢ć̕..̀. ̨-͠ westchnąłem. ͠-͟ ͟D͜a̛j̨ ͝najp͏ierw ͢sk͠o҉ńc͠z̢y̴ć̶, ҉d͞o͟bra?

- Um... N-no dobrze...

-̷ ̛N̷o͡ wi͏ę̨c̵ ̡m҉iał̕em ̴n̴i͠e͟pŗz̴y̸j̀emną̡ ͜ni͡e͟sp͘od̡z͝iankę́, b͜o̴ nie͝ by͏łe̶m ̛w s͟tán̶ie̵ ich u̷ż̧y͏ć.͞ N̸i͠c, komp̷letni͘e͞.͝ ̡Zupęłn̕i͢e ja̶k̷by͏m nie͟ ͞m̛ia͞ł ͡d̵o ̸t̶ej moc̸y ̸d̢o̶st̛ę͝p̡u͡.

- Na... naprawdę? Nawet w podświadomości? - gdy to powiedział, Arial wykonał gwałtowny ruch ręką. Momentalnie wyleciał z niej nóż z jasnoczerwoną liną, która była obwiązana wokół jego ramienia.

-̡ ̵M͏h̸m...͠ ́Mo̵żes̛z̧ ̡n̡i̴e szpa̛n͠o͘wa͡ć̛ ţy̸m?̢ Li͡c̵z̨yłem ͡że b͜ę͡d̛ę ͝mó̕g̨ł͟ ̵ich̶ uż̴y̵ć͏ ̛òdk҉ąd ͘tylkó z͏ob̛a̢c͟zýłe̛m͜ ҉że͡ ͘t́o͟ umi̡e͞sz. I n̨a̡ ͢ch̸uj̀ ̡j̨ak ̶w͠ìd͏ać.

- Heh...

-͟ ͜C̕o̕ ci̴ę͡ ̸kurwa͞ bawi?͠!?͡ - spojrzałem na niego.

- Wybacz, Ari. Po prostu... ja miałem też taką cichą nadzieję że będę mógł to zrobić. To, co widziałeś... chciałbym móc też to zobaczyć.

- ͏O͘h͝.͘

- Mhm... - schował to zajebiste ostrze. - Ale... tak jakby to ma sens. Moce zależą od każdej indywidualnej osoby. My może mamy jedno ciało na spółę, ale tak jakby dwa umysły, dusze czy coś... Nic więc dziwnego że umiemy coś innego. Plus Metaverse... każdy z nas ma osobną Personę, i każda potrafi coś innego. I pamiętasz jeszcze karty, które pokazała nam Constance?

- ͟Ḿh̸m. M̛o͡j̨a ̴czw͢ór̴ķa,͠ Çe̷s͝arz, i two͠ja͏ ͟d̷w͢ưnastk̢a͢, ͞Wisiel͜èc̶. ̧Ṕo̧d́ǫbn͡o͡ ҉t̀o͠ ̶ozna͞c͝zał̢o...

- ...że każdy z nas ma inny potencjał do rozwinięcia. Jak widać nie tylko w kwestii Person.

-̴ ͘Ţa.̕.͡.̡

- . . .

-̨ ͟. ͝. ́.̡

- . . .

-̨ ͟. ͝. ́.̡

- Skąd ty pamiętasz jak te karty się nazywają?

-̵ ̵PR̷ZYSI͏ĘG̢AM̢, JE̸ŚL̷I Ż͜A̷DEN ͠Z̵ ̴C̀I̵EN̛Į ĆIĘ͏ N͘IE҉ ͢Z͜AB̧IJ̕E̷, S͘A͢M T̵O̧ ZROBI͠Ę!̢!!͜ - krzyknąłem, czując jak robi mi się gorąco, choć we wnętrzu czyjejś głowy to raczej niemożliwe. Albo to emocje... Ew.

*

(Arial pov)

Kilkanaście minut później doszedłem już do siebie, więc zszedłem po schodach na parter. Ari dał mi spokój, więc chciałem po prostu wrócić do reszty.

Po drodze mijałem drzwi prowadzące na taras z tyłu domu. Normalnie bym je zignorował, ale tym razem przystanąłem, bo usłyszałem rozmowę... I jedną z tych osób był mój ojciec.

- ...kaj, co? Dlaczego to miała być twoja wina? - to chyba był pan Crafter.

- Eh... no tak, nie zrozumiałbyś tego... Jestem częściowo demonem, więc to przez moje geny Arial jest... ma ten problem...

Zamurowało mnie.

- Przez ciebie? Przecież nie zrobiłeś tego celowo, chłopie, nie mogłeś przewidzieć-

- A POWINIENEM BYŁ! - byłem zaskoczony jak głośno mój ojciec to powiedział. - Powinienem był pomyśleć że mój własny syn może mieć problemy przez to, kim jestem! Powinienem był pomyśleć o tym... o konsekwencjach... o tym, że moje dzieci mogą przez to cierpieć... Kiedy Eveline powiedziała mi, że zostanę ojcem, nawet nie przyszło mi to do głowy... Może gdybym przewidział to, może... nie wiem... może bym opracował jakiś plan albo... spróbował szybciej znaleźć jakieś rozwiązanie...

- Ale przecież to-

- Daniel... Doceniam to, ale... 

- Uh... jasne, rozumiem. Dam ci nieco... przestrzeni czy coś. Wiesz gdzie mnie szukać - po tych słowach usłyszałem kroki.

Odsunąłem się od drzwi i schowałem w cieniu. Po chwili pan Crafter wszedł do środka i ruszył do salonu. Nawet mnie nie zauważył.

Gdy upewniłem się że się oddalił, wyszedłem na zewnątrz. Mój ojciec opierał się o barierkę, patrząc na podwórko za tarasem.

- Tato...

- !!! - aż podskoczył gdy mnie usłyszał. Odwrócił się i spojrzał na mnie. - Oh, hej... Jak tam? Słyszałem od Tahomy że kiepsko się czułeś. Jak tam, lepiej?

Westchnąłem.

- ...nie musisz udawać że wszystko jest okej. Wiesz przecież że słyszałem was.

Teraz to on westchnął.

- ...eh... Ta. Słuchaj, sory za to... zapomnij o tej rozmowie, to nic.

Podszedłem bliżej.

- Nie wygląda to tak.

- S-serio, to...

- Tato...

- . . .

- Nie wiń siebie o to. Nikt nie mógł przewidzieć że... no wiesz... że Ari będzie jakimś problemem.

Zaśmiał się pusto.

- Nie mogę... Odkąd tylko pierwszy raz się z nim spotkałem... Nie mogłem przestać o nim myśleć. Przecież to przez moją podwójną naturę...

- Nie mogłeś wiedzieć. Pan Crafter ma rację, nie możesz się obwiniać o to.

- Ale-

- TATO.

Chyba nieco za mocno to powiedziałem, bo aż się cofnął.

- Um... p-przepraszam. Uh... słuchaj... - czułem się z tym niezręcznie, ale... musiałem to powiedzieć. - ...wiesz, że obwiniałem siebie o to wszystko i... sam widziałeś gdzie mnie to zaprowadziło... chodzi mi o to... ja... nie chcę żebyś... żebyś się obwiniał do tego stopnia że... no wiesz...

- Arial...

- ...to nie moja wina, nie Ari'ego i nie twoja. Po prostu... tak musiało być chyba. Więc... proszę, spróbuj się nie winić. Ja spróbuję nie winić siebie, więc... możesz mi to obiecać? Proszę...?

Widziałem po jego minie, że naprawdę go to ruszyło. Nawet zaczął płakać, czego dawno nie widziałem.

- Uh... - otarł łzy i odwrócił wzrok. - ...spróbuję. Nie wiem czy dam radę, ale... GH!!!

W tym momencie... sam w sumie nie wiem co mnie naszło, ale... objąłem go. Nie wiem który z nas był bardziej zaskoczony, on czy ja... Nie przytulałem nikogo przez... naprawdę długi czas, ze strachu przed Arim... A przynajmniej tak mówiłem, nie wiem czy to tylko to. Może po prostu... bałem się że kogoś skrzywdzę jeśli ludzie za bardzo się do mnie zbliżą.

Ale nie tym razem... Tata potrzebował tego. JA potrzebowałem tego. I... nie chciałem wypuścić go, bojąc się że następnym razem może mi zabraknąć odwagi.

- Kocham cię... tato...

- Ja ciebie też... Arial.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro