Rozdział 80: Poza kontrolą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Arrow pov)

- Ngh... - jakoś udało mi się odsunąć kawał ściany, który spadł na mnie, i wygrzebać się spod sterty gruzu. - Ał... halo...? ...żyjecie...?

- Ugh... T-ta... - widziałam jak Thorn wstaje. - Co... co to było...? Zaraz, gdzie Vision?!?

- Mam go! - zobaczyłam że Segoe odwala jakąś belkę na bok. - Hej, ziom, żyjesz?!?

- Kh... ekh... t... tak... - Focus jęknął, ale dał radę usiąść o własnych siłach.

Odetchnęłam ciężko.

- Co to... co to kurwa było...? - zapytałam.

- Nie wiem... ał, wszystko mnie boli...

- Zaraz, a co z- Woah - usłyszałam Septicię. - L-ludzie...

Odwróciłam się i aż mnie zatkało. Black stał w centrum całego pomieszczenia, dysząc ciężko. Odłamki, gruz i śmieci leżały porozrzucane, przez co wyglądało to jakby mój brat stał w samym epicentrum masywnej eksplozji... On sam zresztą też nie wyglądał najlepiej, jakby miał zaraz upaść. Jego Persona była ledwo widoczna, zupełnie jakby nie miał sił by w ogóle mógł ją zmanifestować.

- O-oh. O matko... - aż zatkałam usta dłonią.

- Ej chwila... A co z Cieniem?!?

- O matko, racja! - spojrzałam na Rocketa. - Nie mówcie że on...

Nie zdążyłam dokończyć, bo usłyszałam jak coś porusza się pod stertą ruin, a po chwili spod nich wydostał się Cień Angelo. Był już w ludzkiej formie, co prawda mocno poturbowany, jak my, ale przynajmniej żył.

- Dobra, kryzys zażegnany - Thorn odetchnęła z ulgą.

- Przynajmniej tyle dobrego... Nie sądzę by miał ochotę na dalszą walkę - zauważył Focus. - Thorn, Rocket, dokończmy sprawę z nim. Wy sprawdźcie co z Blackiem.

- Jasne - ruszyłam w stronę mojego brata...

...ale gdy odwrócił głowę w moją stronę, zaczął się cofać. Wyglądał na przerażonego... w sumie nie, bardziej niż przerażonego, ale nie znam nawet słowa które by to mogło opisać.

- H-hej, braciszku, spokojnie...

- N-nie... nie podchodź... nie podchodź...

- C-co... Co się-

- Błagam... ja...

- Hej, Black, wszystko jest okej-

- Nie, nie! N-nic nie jest okej! - przerwał Septicii. - W-wy... wy nie widzicie...? T-to wszystko... j-ja prawie... prawie...

-̶ ́H́ȩj҉!҉ ̷C̡z̛ỳ ͜s̡ł͏y͝s̴z̷y͢c͏íȩ ̛m̷ņìe̢?́!͢

- H-huh? Uh, tak, Ari! - odpowiedziałam.

-͏ ̡T͏o̕ ͘ḑo̧b́r͠z͢e̢,͏ ́b̶o̕ ̕d̢ȩb̷i̶l͢ ̡n͜i̷e͜ ͟k̀o̴ǹt҉a҉k͜t̶u͏j̵e̷!̸ ͞J̨e̕s͡t͡ ̢t͡a̡k͢ ͏n͠a͘k͞r̸ę́ćo̷ǹy͜ ͜ż̕e͝ ̡n͠i̧è ̵śł͝ýs̛z̸y̵ ͠ż͟e͢ ͏d͏o҉ ́n͟i͠e̢g̨o̸ ́m̢ó̸w͜i͏ę͞.͞.͏.̡ ̴W͘ęź̕c͞i̸e͝ ͜ço͝ş́ ͏z̧ŗó̵b͜c̷i̸e҉ ̸ź ͜n̛i̴m̛!̵

Spojrzałam na mojego brata. Wyglądał fatalnie... Jeszcze nie widziałam, by był w stanie takiej... paniki? Histerii? Cokolwiek to było... bardzo mnie martwiło.

- Spróbuję go uspokoić - Septicia zaczęła podchodzić bliżej do niego. Black ponownie zaczął się cofać, obejmując się ramionami.

- N-nie podchodź! J-ja...

- Wiem... widzę... - dziewczyna przysiadła na ziemi. - Zostanę tu, dobrze...? Bliżej nie podejdę.

- . . .

Obserwowałam sytuację. Mój brat nadal wyglądał na spanikowanego, a Septicia nie robiła nic więcej. Po prostu siedziała w przykucu, wbijając wzrok w podłogę.

- Hej, co się-

- Z-zostańcie na razie tam, okej? - spojrzałam na Rocketa. - N-nie wiem co się dzieje, ale... chyba lepiej nie róbcie nic. Um... jak sytuacja z Angelo?

- Załatwione - Focus pokazał mi kolczyk z odwróconym krzyżem. - Dał nam to i rozpłynął się w powietrzu. Angelo w naszym świecie powinien wrócić do normy.

- Ta... Uh, a co z...

Odwróciłam się. Black klęczał już na ziemi, płacząc cicho. Septicia wstała i powoli podeszła do niego. Ulżyło mi, bo już nie próbował się cofać ani nic. Dziewczyna uklęknęła koło niego i przysunęła go do siebie.

- Już dobrze... Już dobrze - zaczęła przeczesywać mu włosy, jakby chciała w ten sposób go uspokoić. Chyba działało, bo mój brat nie protestował nawet. Patrzyłam na to wszystko ze sporym zaskoczeniem.

- Łał... - skomentował mój drugi brat. - Normalnie jak kota... Ale działa, więc...

- T-ta... - też byłam zaskoczona. Septicia wyglądała na spokojną, zupełnie jakby nie robiła tego po raz pierwszy.

- Już dobrze... wyglądasz na zmęczonego - szepnęła. - Pójdziemy do domu... dobrze?

Black kiwnął głową. Nie płakał już i wyglądał na bardziej spokojnego... Choć może po prostu zeszły z niego emocje i był już po prostu wykończony psychicznie. W każdym razie nie mówił nic, gdy Septicia pomogła mu wstać i zaczęła go prowadzić za rękę.

Ruszyliśmy w stronę auta i zajęliśmy swoje miejsca.

- Czas wracać - oznajmił Focus, odpalając silnik. - Misja wykonana, nie ma sensu się tu dłużej rozglądać.

-̧ ̕T͜ą.͡.̀.̶ ͝J͠a͠ ҉şįę̢ ̛w̸y͟ł͏ą͜c̛z̀ę҉.͜ ̴O͢b̡y̨ ̕s͘i̛ę҉ ̀o҉g̴a̡r̛n̴ą̛ł͢.́.͠.͡

*

(Segoe pov)

W końcu wróciliśmy do akademika. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, by zająć się odniesionymi ranami i odpocząć. Arial siedział na łóżku, wpatrując się w podłogę, więc w tym czasie poszedłem do łazienki się zająć sobą. Miałem trochę ran i siniaków, więc musiałem to wszystko ogarnąć.

- Ał... kurwa - jęknąłem, gdy nieco za mocno dotknąłem tego na swoim ramieniu. - Wyglądam gorzej niż gdy Makami spuścił mi manto... Oby szybko mi przeszło.

Ubrałem się i ruszyłem do drzwi łazienki. Jednak gdy je otworzyłem...

- H-huh?!? Arial, co ty robisz...?

Mój brat wrzucał rzeczy do swojej torby... I nie tylko takie, które się zabiera ze sobą na miasto... Wrzucał tam ubrania z szafy... Jakby się pakował.

- Arial? Dokąd ty...?

- Nie mogę tu zostać.

- H-huh? O czym ty gadasz?!? - podszedłem do niego.

- Nie mogę tu zostać. Stanowię dla was zagrożenie.

- C- Co ty pierdolisz?!? Przecież-

- Segoe - odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie. - Przestań. Przestań udawać że nie rozumiesz. Sam wiesz że jestem niebezpieczny. Widzę to. Widzę, że zawsze gdy zasypiam, obserwujesz mnie z niepokojem, bojąc się że w nocy będę stać nad tobą. Boisz się mnie.

- J-ja... - nie wiedziałem co powiedzieć. Głównie dlatego że... że trochę miał rację. - Okej, słuchaj, wiem że męczy cię tamta sytuacja z dzieciństwa, ale to tak jakby Ari-

- TU NIE CHODZI O NIEGO!!! - nagle wrzasnął. Aż się cofnąłem... Jeszcze nigdy Arial nie podniósł głosu na mnie. - Tak, może Ari był tam wtedy, ale to nie on pobił twojego starego trenera! To nie on rysował ciebie i Tahomę w kałuży krwi, z nożami powbijanymi w każdą część waszych ciał! To nie on o mało co was dziś nie zabił! NIE ROZUMIESZ TEGO?!? TO NIE ON JEST PROBLEMEM, TYLKO JA!!! TO JA ZAWSZE NIM BYŁEM!!!

Teraz to naprawdę mnie zatkało. Byłem w takim szoku, że... że nie wiedziałem co robić. Nie po tym, co powiedział.

- Wszyscy traktowaliśmy go jako winnego, ale... prawda jest taka że jestem taki sam. To... niezaprzeczalne, ale... jestem takim samym potworem co on... Gorszym nawet... Jego mogłem próbować zatrzymać, ale... siebie nie jestem w stanie - powiedziawszy to złapał torbę i ruszył w stronę wyjścia. Nawet nie mogłem się zmusić by go zatrzymać. - Nie szukaj mnie... proszę. Bo boję się że następnym razem... Następnym razem... naprawdę zabiję kogoś ważnego dla mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro