Brus i jasny gwint

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


    Jęknąłem cicho, znowu słysząc płacz. Jakby nie wystarczyło, że mała nie dała mi spać w nocy. Przez niemal cały czas się odzywała. I ja nie mówię o takim gaworzeniu małych dzieci, tylko o krzyczeniu albo płaczu. To było okropne. Spała pół godziny, a potem dawała mi istny koncert w akompaniamencie dźwięków uderzania o zimie. Dawałem jej jakieś przedmioty, którymi mogłaby się pobawić, ale to nic nie dawało. Notorycznie wyrzucała je z rąk, psując mi niemal oko. Naprawdę. Centymetr wyżej i byłbym kaleką.
    No ale teraz znowu płakała. Naprawdę nie wiedziałem już, co robić. Pić już piła, smoczka w dalszym ciągu nie chciała, a w pieluszce było czysto. Więc o co jej chodzi?
   Zacząłem się nawet zastanawiać, czy takie małe dzieci mają jakąś świadomość. Bo możliwe jest, że ona wie, że nie jestem nikim krewnym. Że rodzice nie zostawili jej u jakiegoś wujka czy dziadka, tylko u obcego.
    Oparłem głowę o ścianę i zacząłem nią rytmicznie uderzać. To nieco absurdalne, ale w myślach pojawił mi się tekst piosenki, którą ostatnio słuchałem dość często. Przez chwilę ją nuciłem, starając się nie myśleć o płaczącym dziecku, ale ono było na wyciągnięcie ręki i taka strategia nie działała.
   Ja podskoczyłem, a dziecko na chwilę ucichło, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem wolno, patrząc na dziewczynkę.
   - Nigdzie mi nie uciekaj - mruknąłem.
   Przypięta była do fotelika, którym wcześniej bujałem - tak, to także nie pomagało - więc oczywistym było, że nie da rady sobie pójść. Ale wolałem tę sprawę podkreślić.
   Dzieciak popatrzył się tylko na mnie, zamrugał i zaraz krzyknął coś jakby obrażony, machając rękami. Trochę się obślinił, a potem znowu rozpłakał. Super.

Poszedłem w końcu otworzyć. Widok za drzwiami mnie nieco zdziwił, bo był tam mój sąsiad. Naprawdę rzadko go widuję, ale zapamiętałem jego wygląd.
   Brus, bo tak chyba ma na imię, posiada siwe już włosy oraz lekki zarost. Mógłbym go określić jako taki dwudniowy. Ale nie dałbym sobie ręki uciąć. Może starszym ludziom brody inaczej rosną? Oczy ma jasnobrązowe, co wygląda dość dziwnie. Zazwyczaj widzę osoby z ciemnym odcieniem tego koloru. Niemal czarnym. A oczy Brusa są... To chyba taki jasny karmel.
   Nie no. Naprawdę rozwodzę się nad oczyma sąsiada?
   - Co tu, u licha, się dzieje? - powiedział z lekkim oburzeniem i zmarszczył swoje szare brwi. Przez ten gest jego zmarszczki na czole nieco się wygładziły, ale za to dostał ich więcej na nosie.
  - Um... - Zaciąłem się i spojrzałem do tyłu. - Ktoś zostawił u mnie dzieciaka i... No nie wiem, jak takim się zajmować. Pan wybaczy - wymruczałem.
  Sam słucha głośno radia, a o płacz dziecka się czepia! No nie wierzę!
   - Co? - rzucił, a ja pomyślałem, że może nie usłyszał, więc chciałem powtórzyć swoje słowa, ale wtedy akurat zaczął mówić dalej. - Jak to podrzucił?
   - No tak jakoś. Znaczy się... Siedzę sobie wczoraj w domu, a tu nagle ktoś dzwoni do drzwi. No to idę temu komuś otworzyć. A tam leży to dziecko!
   Wskazałem na dziewczynkę, która na chwilę przestała płakać, a zamiast tego patrzyła się zaciekawiona.
   - Jasny gwint! - powiedział głośno Brus. - Jak tak można dziecko w wigilie porzucić? No poszaleli! Tak to jest, jak się jeden z drugim pozna, wiedzy żadnej na żaden temat. A potem rodzice wyrzucają z domu, bo równie głupi są. No i są aborcje i porzucenia! O nie. Zapomniałem, że starsi ludzie lubią dużo mówić. Ale zwykle mają także dużą wiedzę.
   - Czy potrafi się pan zająć dzieckiem? Ja kompletnie nie daję sobie rady, a chciałbym iść do biblioteki miejskiej. Mają tam komputery i za drobną opłatą można coś wydrukować. Zrobiłbym jakieś ogłoszenie, może jednak znajdzie się jakiś krewny czy cokolwiek - rzuciłem.
   Naprawdę miałem taką nadzieję. Już nie ze względu na moje niewyspanie i brak predyspozycji. Chodziło mi głównie o to, żeby to dziecko znalazło się wśród swojej rodziny. Smutno mi było, kiedy na nie patrzyłem, a płacz w jakiś sposób ranił moje serce. Nie sądziłem, że obce dziecko zrobi na mnie takie wrażenie.
   Mężczyzna patrzył się na mnie dłuższą chwilę, a potem spojrzał na dziecko. Podumał, podrapał się po brodzie i w końcu pokiwał głową.
    - Gdybym odmówił, to bym serca nie miał! - rzucił. Miał bardzo donośny głos. A może to przez swoją lekką głuchość? A może wcale nie jest półgłuchy? Może po prostu lubi denerwować innych?
   - Dziękuję - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko i zapraszając go do środka.
   Mężczyzna się rozebrał, a ja poprosiłem, żeby usiadł koło nosidełka.
   - Jak minęła panu wigilia? - spytałem, żeby nie być nieuprzejmym i wyjąłem telefon. Bo jednak w ogłoszeniu trzeba zamieścić zdjęcie poszukiwanego dziecka.
    Trochę głupie byłoby, gdybym napisał ogłoszenie, a potem nie dodał tam żadnego obrazka. Przecież zaginionych może być pełno, nawet dzieci w tych samych ubraniach się znajdą.
   - Wiesz, chłopcze, dzień jak co dzień. Jak zwykle nikt nie przyszedł. Żona nie żyje, dziecko tak samo, a wnuki mają mnie w głębokim poważaniu. Kiedyś chociaż Carol mnie odwiedził, ale teraz za bardzo nie może. Kto by pomyślał, że na starość sobie kochankę znajdzie! Ale powiem ci, że to nigdy nie jest dobry pomysł. Jest z nim dla pieniędzy, ja ci mówię! Ale z tego stary kutwa i pieniędzy nie ma. Kobitka nieźle się zdziwi, kiedy w spadku nic nie dostanie - zaśmiał się.
   Zrobiło mi się go trochę szkoda. Bo jednak czułem się wczoraj źle przez fakt, że nie spędzam z nikim świąt. On pewnie miał podobnie. I pomyśleć, że dwóch samotnych facetów siedziało niemal obok siebie za ścianą.
   Schowałem telefon i zacząłem się ubierać.
   - Postaram się wrócić jak najszybciej się da - obiecałem. - Wszystkie potrzebne rzeczy ma pan w torbie. Tamtej szaro-różowej. Jadła godzinę temu, więc chyba na razie nie będzie chciała. - Spojrzałem na niego i wziąłem głębszy wdech. - Dziękuję panu bardzo.
   - Nie ma o czym mówić, chłopcze. A teraz leć! - rzucił, a nawet mógłbym powiedzieć, że polecił.
    Wyszedłem, czując lekki niepokój. Bo jednak czy to nie jest nieodpowiedzialne zostawiać dziecko samo z niemal obcym facetem. Nie okłamujmy się, prawie go nie znam, nie wiem, czy jest zdolny do zrobienia krzywdy temu dziecku. To mnie bardziej zmotywowało do tego, żeby przyśpieszyć. W pewnym momencie nawet zacząłem biec. Było to o tyle niewygodne, że czapka zsuwała mi się na oczy i musiałem ją wciąż poprawiać. Do minusów zaliczał się też fakt, że od zimnego powietrza zatykał mi się nos i musiałem oddychać gardłem. Czuję, jak jutro będzie mnie boleć.
    Bałem się, że biblioteka będzie zamknięta, ale na szczęście można było wejść do środka. Przywitałem się z kobietą, która siedziała przy biurku i wpisywała coś w komputer. Przeszedłem do miejsca, gdzie leżał potrzebny mi sprzęt. Usiadłem na drewnianym krześle i włączyłem komputer.
    Myślałem nad tym, co powinienem napisać. Dłuższą chwilę patrzyłem na białą kartkę w programie do pisania. Westchnąłem i na moment zamknąłem oczy. Chyba prosto z mostu?
   "Uwaga!
   Zaginęła dziewczynka. Na oko ma jakieś parę miesięcy. Ubrana jest w różowe ubranku. Została pozostawiona w szarawym foteliku przy domu numer 92 na ulicy Kasden. Miała przy sobie różowo-siwą torbę" 

Zaśmiałem się pod nosem na myśl, że to już taka typowa kobieta. Przecież każda dziewczyna zawsze nosi ze sobą torebkę. 
  Skarciłem się w myślach i pisałem dalej. 

  "Proszę o zgłoszenie się członków rodziny lub osób znających dziecko."

    Patrzyłem się na to dłuższą chwilę. W końcu wzruszyłem ramionami. Nic lepszego nie wymyślę. Nigdy nie byłem biegłym pisarzem. Moi nauczyciele mogą to potwierdzić, co pewnie chętnie by zrobili. Jedna pani twierdzi, że jeżeli w podstawówce nie podłapałem tego czegoś, to już tego nie nabędę, więc zostaję mi to, co mam. Jestem zdania, że każdy w różnym wieku może nauczyć się czegoś innego, ale po co komu moje zdanie? 
  Przesłałem z telefonu zdjęcie i wstawiłem je pod napisem.
   Wstałem, żeby podejść do kobiety i powiedzieć, że chcę wydrukować trzydzieści kopii ogłoszenia. Nie wiedziałem, jaka liczba będzie odpowiednia. Jednak nie chciałem, żeby było tego za  dużo, bo co ja potem z tym zrobię?
   - Dzisiaj może pan to zrobić za darmo - powiadomiła mnie kobieta, uśmiechając się ciepło.
   Odwzajemniłem uśmiech i wróciłem do komputerów. Zacząłem drukować kartki, myśląc o sąsiedzie. Może pora gościa poznać? Starsi mają zawsze dużo historii do opowiedzenia, a ja w sumie chętnie bym jakiejś posłuchał. Ciekawe, czy był na wojnie. Mnie do wojska nie ciągnęło, ale dowiedzieć się jak tam jest bym mógł. I tak nie mam zbytnio z kim rozmawiać, a i Brus by na tym skorzystał. 
   Wziąłem nieco ciepłe kartki i już zaraz żegnając się, wybiegłem z biblioteki.
   Na ulicy panował mały ruch, a ja zdawałem sobie sprawę, że biegając od słupa do tablicy ogłoszeń i z powrotem, muszę wyglądać głupio, ale miałem to gdzieś. Niż szybciej zawieszę to wszystko, tym szybciej mogę znaleźć kogoś dla małej.
   Doszedłem w końcu do ostatniego miejsca. Do tablicy, gdzie najczęściej szukałem ogłoszeń o pracę. Dyszałem ciężko. Oparłem się na moment dłońmi o kolana. Już czułem, jak pali mnie gardło, kiedy przełykałem ślinę.
   Kiedy uniosłem głowę, mój wzrok padł dokładnie na miejsce, gdzie widniała buzia dziecka. Otworzyłem szerzej oczy i porównałem fotografię z tą z mojego ogłoszenia. Przebiegłem wzrokiem po tekście i już zaraz drżącymi dłońmi wybierałem numer.
  - H-Halo?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro