Niezapowiedziana wizyta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Dwudziesty czwarty grudnia zapowiadał się tak jak każdy inny dzień. Jednak świadomość, że dzisiaj jest wigilia, działała na mnie dość źle.
   Od rana mój humor osiągał szczyt rozdrażnienia, a ja nawet śniadanie robiłem sobie, niemal rzucając naczyniami. Myśl, że nikt nie powie mi tych głupich "wesołych świąt", dołowała mnie tak bardzo. Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Schodziłem do jadalni, gdzie czekało bożonarodzeniowe jedzenie i w wesołej atmosferze je jedliśmy.
   Niestety. Na początku tego roku rodzice dowiedzieli się, że miałem kontakt z narkotykami. Wywalili mnie z domu. Na szczęście stwierdzili, że będą wpłacać na moje konto jakąś sumę pieniędzy, aż nie skończę szkoły.
   Było to dość nierozsądne. Zostawić chłopaka, który zaćpał. Przecież mogłem skończyć gdzieś na ulicy, wszystkie pieniądze wydając na narkotyki. Mówili, że nie chcieli, aby moje młodsze rodzeństwo wzięło ze mnie przykład.
    Nie, nigdy więcej nie brałem narkotyków, ale jednak to nie zmieniło ich decyzji.     Postanowiłem o tym nie myśleć i nie psuć sobie nastroju jeszcze bardziej.
   Jednak tego dnia postanowiłem kupić sobie alkohol i się upić. Pierwszy raz w moim życiu. Bo jednak chodzenie cały dzień ze świadomością, jakie to wszystko jest niesprawiedliwe... Nie, to było niewykonalne.
   Poszedłem więc kupić alkohol w sklepie. Mógłbym wziąć ten najdroższy, jednak to byłoby z mojej strony bardzo nieodpowiedzialne, a ja jednak taki nie byłem. No dobra. Miałem chwile słabości. Ale kto ich nie miał! No proszę, nikt mi nie wmówi, że nigdy w życiu nie zrobił niczego głupiego. Przecież nawet księża w kościele pewnie robią jakieś przekręty po kątach.
    No ale wracając. Nie chciałem kupować niczego drogiego, bo jednak odkładałem pieniądze. To ostatni rok mojej nauki, więc głupstwem byłoby wydawać kasę na prawo i lewo.
   Idąc chodnikiem, jak zwykle spojrzałem na tablice z ogłoszeniami. Były tam różne informacje o zbliżających się imprezach, zaginięciach czy też ogłoszeniach o pracę. I właśnie to ostatnie najbardziej mnie interesowało. Szukałem jakiejś fuchy po lekcjach i w weekendy. Niestety było mało takich posad, a jeśli już jakaś się znalazła, to szef był jednym wielkim oszustem i nie chciał wypłacać pieniędzy.
   Tym razem także niczego nie znalazłem, więc tylko westchnąłem. Już zaraz byłem w sklepie i kupiłem to, co trzeba. Zmyłem się stamtąd najszybciej jak można było. Ilość ozdób świątecznych, czekoladowych mikołajków i dzieci w sweterkach w bałwanki była wręcz przytłaczająca.
   Wróciłem do mojej kawalerki, która mieściła się w bliźniaku, co było naprawdę kiepskie. Mój sąsiad to starszy pan, który jest przygłuchy i bardzo głośno słucha radia kościelnego. Najczęściej z samego rana i późno w nocy. No naprawdę. Kiedy ten człowiek śpi? To już chyba na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą. Mógłbym go w sumie zapytać, ale nigdy nie rozmawialiśmy, więc to byłoby dziwne. Podejście do niego i spytanie "czy pan śpi, czy może jest cholernie starym wampirem?". No i może nieco nieuprzejme. Jeszcze zacząłby słuchać mszy głośniej niż dotychczas, a tego mój słuch i psychika by nie wytrzymała. Wszystko ma swoje granice, a słuchanie radia maryjnego cały dzień, to zdecydowanie przekroczenie mojej strefy komfortu. Ja nawet nie chodzę do kościoła.
   A może on właśnie o tym wie i próbuje mnie nawrócić? Ale skąd by to wiedział? Jak już mówiłem, nie rozmawiamy ze sobą, a ja jednak nie mam wypisane na czole "TEN TYPEK NIE CHODZI DO KOŚCIOŁA, TRZEBA GO NAPASTOWAĆ RADIEM ZA ŚCIANY". Wiem, bo mam lustro w domu. 
   Usiadłem na fotelu w salonie i otworzyłem jedną z puszek. Przybliżyłem ją do ust, ale wtedy poczułem zapach substancji znajdującej się w środku. Kiedyś wąchałem piwo i jestem przekonany, że ono tak nie pachniało. Nie wiem, czy to coś w puszce jest alkoholem. Stawiałbym bardziej na mocz z dodatkiem czegoś paskudnego. Mam swój honor oraz poczucie przyzwoitości, więc poszedłem to wylać. Może jednak kupno najtańszego alkoholu nie było mądre. Jednak te pieniądze mogłem odłożyć chociażby dla sąsiada na aparat słuchowy.
    I tak właściwie byłem w drodze do zlewu, ale usłyszałem dzwonek do drzwi. Jeny, on tak brzmi! Dawno go nie słyszałem. W sumie irytujący dźwięk. Przypomina dzwonek w szkole. 
   Położyłem puszkę bokiem w zlewie i pobiegłem do drzwi. Otworzyłem je i rozejrzałem się, ale nikogo nie było. Jakieś bachory sobie robią jeszcze żarty! Szczyt wszystkiego! Już chciałem zamykać drzwi, kiedy nagle jakieś dziecko zaczęło gaworzyć, a potem płakać, a ja zdziwiony spojrzałem w dół. 

  - Um... Ktoś zostawił tutaj dzieciaka! - krzyknąłem, rozglądając się znowu, ale jak na złość, nikogo nie było.
   Kto jest na tyle chory, żeby podstawić dziecko pod drzwi chłopaka, który mieszka samemu i w sumie nie potrafi za bardzo zadbać sam o siebie? Nie wiem, ale pewnie dużo ludzi.  
   No i nie widząc innego wyjścia, wziąłem to dziecko do domu. W sumie niemowlę. Było w tym takim czymś, co się wsadza do samochodu. Jak to się nazywało? Chyba fotelik. To wcale nie przypominało małego fotelu. Kto tak to mógł nazwać?
   Dodatkowo leżała obok torba. Westchnąłem i wziąłem to wszystko do domu. Podrapałem się po czole, kładąc oba pakunki na ziemię. 
   Mógłbym udać, ze nie słyszałem dzwonka i zostawić dzieciaka pod drzwiami, ale sumienie mi na to nie pozwalało. Przecież to taki maluszek. 
   - I co ja mam teraz z tobą zrobić? - spytałem, unosząc brwi.
   Niestety, w odpowiedzi usłyszałem tylko głośny płacz.
   - Ciii, nie płacz. Jak przestaniesz płakać, to włączę ci bajkę, okey? Lubisz misie? Jak masz na imię? - jęknąłem, mając także ochotę się rozpłakać. Jakbym mówił do niego po imieniu, to przecież byłoby lepiej, co nie? Dzieciak pomyślałby, że jestem kimś znajomym.
   Jednak teraz czas myśleć logicznie. Pewnie mu gorąco. W końcu ma na sobie kurtkę, czapkę, szaliczek i nawet takie bardzo malutkie rękawiczki. Od kiedy robią je takie maciupkie? W sumie dawno nie miałem kontaktu z dzieckiem. Moje rodzeństwo jest tylko dwa lata młodsze.
  No ale zdjąłem mu to. A znaczy jej. W sumie wyglądało jak ona i on, ale to raczej dziewczynka. A przynajmniej wywnioskowałem to po różowym ubranku. Ale bądźmy tolerancyjni. Może to mały gej, który bardzo odważnie prezentuje swoją orientacje i to przez to został wyrzucony z domu?  
    Mniejsza z tym.
    Dzieciak dalej płakał.
    Zacząłem przeszukiwać torbę. Żadnej karteczki, żadnej najmniejszej informacji o niczym. Za to znalazłem kilka pieluch, butelkę, smoczek i jakieś mleka w proszku.  
   I tak. Próbowałem wsadzić temu dziecku smoczka do buzi, ale chyba nim gardziło. Na chwilę nawet udało mi się utrzymać go w tych małych usteczkach, ale zaraz potem mała go wypluła i dalej zaczęła płakać.
   Może jest głodna? A może ma świadomość tego, że rodzice porzucili ją pod domem przypadkowego faceta, który nie wie nic o wychowywaniu dzieci i nawet nie miał nigdy żadnego na rękach?
   Obstawiałem pierwszą opcję, a przynajmniej na razie. Wydawało mi się, że łatwiej ją nakarmić niż wzywać psychologa. Nawet by z nim nie pogadała, a taki monolog specjalisty chyba niezbyt by na nią wpłynął.
    Jak na złość, zrobienie jej jedzenia nie było takie proste. No niby na opakowaniu mleka było jakieś wytłumaczenie jak to się robi, ale nie miałem mikrofali. Musiałem więc podgrzewać mleko w garnku przy akompaniamencie głośnego krzyku. Pewnie porządna matka zaczęłaby nosić dzieciaka na rękach, przemawiając miło i mieszając jednocześnie wywar. Niestety, ja byłem tylko nędzny facetem.
   Nie można mieć wszystkiego.
   Kiedy już podgrzałem mleko, okazało się, że jest za gorące. Na opakowaniu pisało, że trzeba temperaturę sprawdzić na ramieniu, co zrobiłem. Teraz musiałem na nie dmuchać, a podczas tej czynności w mojej głowie pojawiła się nowa myśl. Czy ja muszę wziąć ją na ręce? Jednak takie leżenie i jedzenie zwykle jest uznawane za niebezpieczne, a ona jest mała... 
   Z racji, że nie jestem potworem a tylko nieodpowiedzialnym nastolatkiem, sprawdziłem szybko w internecie, jak to się robi. W sensie jak trzyma się dziecko.
  Tak, to było głupie, ale lepsze niż udławienie dziewczynki już podczas pierwszych dziesięciu minut w domu. Jakbym się wytłumaczył przed sądem? Ktoś porzucił mi pod drzwi dzieciaka, a ja nigdy nie miałem z innym kontaktu, więc nie wiedziałem, jak je nakarmić, no i bum! RKO nie pomogło, bo stwierdziłem, że nie będę się całować z dziewczynką, bo to pedofilia. A lepiej jest być posądzonym o morderstwo niż morderstwo z podejrzeniami o pedofilie, każdy normalny to powie.
  No i w końcu mała przestała płakać, a w zamian zaczęła wolno pić  z butelki. Pomyślałem, że mleko zdążyło zrobić się zimne, ale za bardzo nie miałem teraz co z tym zrobić. Przecież picia jej nie zabiorę, co nie? 
  Po pewnym czasie butelka było pusta. Położyłem dziecko do fotelika i poszedłem umyć butelkę. Ale... Czy to się myje tak, jak szklankę, czy może jednak inaczej? Może trzeba wyparzyć? Dzieci są takie skomplikowane! 
  Przez myśl mi przeszło, żeby iść zapytać się swojego sąsiada. Jest w takim wieku, że pewnie wie takie rzeczy. Ale to jednak wstyd. Nie dość, że nie chodzę do kościoła, to jeszcze nie wiem, co zrobić z pustą butelką po mleku.
   I czułem się jak największy idiota na świecie, wpisując swoje pytanie w przeglądarce internetowej. 
  Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tak robi. 
  Na pewno ktoś tak robi. 
  No ale w końcu i z tym sobie poradziłem. Wróciłem do dziewczynki, przy której kucnąłem i zaraz uśmiech zszedł mi z twarzy. Schyliłem się nieco i teraz już się skrzywiłem, bo domyślam się, co tak cuchnęło.
   Spojrzałem na pieluchę, wystającą z torby. 
   O nie. Z tym na pewno sobie nie poradzę. 



Hej, hej! Oto krótkie świąteczne opowiadanie. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro