Rozdział 296

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aron zaparkował na dużym parkingu przed całkiem porządnie wyglądającym budynkiem. Otworzył drzwi i wysiadł, po czym od razu zabrał się za pomaganie swojej drugiej połówce. 
Zamknął samochód i ruszył z policjantem do środka. Po głowie ciągle krążyła mu na dziwna sytuacja z rana. Miał wrażenie, że coś jest nie tak. O co chodziło tej kobiecie? Czyżby naprawdę aż tak zależało jej na tej pracy? Jeśli tak, to z jakiego powodu tak ryzykowała, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której osoba ubiegająca się o pracę ma pretensje do pracodawcy, że nie jest przygotowany na jej niezapowiedziane przybycie?

Nagle podskoczył, wyrwany z rozmyślań dotykiem na swojej dłoni. Zerknął w dół i zdziwiony odkrył, że policjant trzyma go za rękę i wpatruje się w niego zmartwiony.
- Wszystko dobrze? - Spytał tymczasem młody chłopak, który z jakiegoś powodu stał tuż przy nich.
- T-tak, zamyśliłem się. Przepraszam. - Mruknął speszony biznesmen i pogładził kciukiem dłoń policjanta posyłając mu przy tym lekki uśmiech.
- Tak jak już mówiłem, zajmę się tobą osobiście. Gdybyś miał jakiekolwiek zastrzeżenia, szczególnie podczas trwania sesji, od razu je zgłaszaj, bo to twoje ciało i ty czujesz, kiedy coś jest z nim nie tak, a nie ja. - Powiedział nowo przybyły. Miał łagodny, miły dla ucha głos, i ogólnie był całkiem ładny. Według Arona zaplusował również tym, że nawet nie zająknął się na widok ich splecionych dłoni.
- Kiedy mam go odebrać? - Wtrącił i zerknął na zegarek.
- Za jakieś dwie godziny. Na pewno nie krócej. - Powiedział opiekun jego chłopaka. Krystian westchnął ciężko. - Spokojnie, sesje trwają godzinę. Tylko początkowa jest tak długa, bo zanim przystąpimy do faktycznej rehabilitacji muszę cię przepytać. - Uśmiechnął się co rozweseliło też policjanta.
- Macie tu leki przeciwbólowe? - Spytał ten nagle, poważniejąc.
- Tak, jesteśmy zaopatrzeni w różnego rodzaju maści, tabletki, bandaże... - Zaczął wymieniać.
- Bandaże? - Powtórzył biznesmen.
- Czasem najlepiej jest zwalczać ogień ogniem. - Odparł pracownik wzruszając lekko ramionami. - Kiedy niektórzy pacjenci skarżą się na ból, wystarczy użyć bandaża, żeby odpowiednio ucisnąć nerwy. - Aron poczuł jak młodszy zaciska palce na jego dłoni.
- To bezpieczne? - Spytał policjant.
- Tak, pod warunkiem, że wie się jak to robić. - Odparł pewnie. - Mieliśmy kiedyś przypadek ofiary wypadku samochodowego, która uczyła się chodzić. Skarżyła się na ból przy chodzeniu. Okazało się, że wystarczyło użyć innego rodzaju spodni, które lekko uciskały jej nerwy, żeby mogła wytrzymać rehabilitację bez bólu, a kiedy jej nogi na powrót przyzwyczaiły się do chodzenia ten sam z siebie w końcu ustąpił. - Powiedział i spojrzał na zegarek. - Dobrze, powinniśmy już zaczynać. - Rzucił.
- Ja też muszę już lecieć. - Westchnął Aron i cmoknął policjanta. Po części żeby sprawdzić jak zachowa się opiekun. Ten patrzył na nich spokojnie, wciąż z tym samym ciepłym uśmiechem. - Daj znać jak skończysz, to po ciebie przyjadę, albo kogoś przyślę. - Obiecał.
- Okay. - Rzucił chłopak. Aru uśmiechnął się do niego i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
- Zapraszam ze mną. Tam jest szatnia, zaraz dam ci klucz do szafki, a tam... - Usłyszał jeszcze i mimowolnie uśmiechnął się. Policjant pewnie też cieszył się, że wreszcie ktoś nie zasypuje go pytaniami czy ten poradzi sobie z codziennymi czynnościami.
Gdy przestał słyszeć spokojny głos opiekuna, powróciły jego wątpliwości. Znów zaczął zastanawiać się nad tajemniczą sekretarką. W końcu wzruszył ramionami i westchnął.
- To ja jestem szefem, do cholery! - Warknął nagle do siebie i od razu spuścił wzrok, gdy recepcjonistka uniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Przyspieszył kroku i wyszedł na nagrzany chodnik. Westchnął cicho. Lipiec zdecydowanie dawał im popalić. A co będzie w sierpniu, jeśli już teraz jest tak gorąco?

Wsiadł do samochodu i wyjechał na ulicę. Nagle dźwięk radia został zastąpiony przez dzwonek telefonu. Przycisnął guzik na kierownicy i czekał chwilę.
- Halo? - Spytał.
- Cześć, Aruś. - Rzuciła Luiza. Aron tylko się uśmiechnął.
- Hej, mamo. - Odparł. - Co tam? Pamiętasz o spotkaniu o 18?
- Tak, tak, pamiętam. - Rzuciła. - Natan wziął dzieci na spacer do parku, więc ja mam wreszcie chwilę dla siebie. - Zaśmiała się dźwięcznie. Syn zawtórował jej.
- A one jak? 
- Dobrze, bardzo dobrze. Adaś ruchliwy jak zwykle, a do Amelki wraca dawny wigor. ...aż mnie to przeraża. - Westchnęła nagle.
- Co takiego? 
- Ami to jeszcze dziecko... i doświadczyło takiego okropieństwa... przeraża mnie to, że ona tak szybko się po tym podniosła. A twój Krystian jest policjantem, i niejedno w życiu widział, a-
- Mamo! - Przerwał jej stanowczo, mimowolnie zaciskając dłonie na kierownicy. - Dlaczego ty w każdej naszej rozmowie do tego wracasz? Dlaczego porównujesz ich doświadczenia, jeśli są podobne tylko w jednym procencie? Przysięgam, jeśli wypalisz coś takiego przy Krystianie, nie będziesz miała wstępu do domu. - Dodał jeszcze nie mogąc się powstrzymać.
- Dobrze, dobrze. - Odparła potulnie. - Po prostu to dla mnie nie pojęte, żeby dziecko miało bardziej odporną psychikę niż policjant. - Rzuciła jeszcze na wydechu.
- Mamo, musisz przestać plotkować z panią Ireną. - Westchnął przecierając twarz dłonią. - Robisz się taka sama jak ona. - Dodał. Pani Irena Tarzeska była konserwatywną, osiemdziesięcioletnią emerytką mieszkającą po sąsiedzku. Była przeciwnikiem 'nowoczesności' w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Aron nie mógł wyjść z podziwu, że kobieta jeszcze utrzymuje kontakt z jego rodziną, doskonale wiedząc kto do niej należy. On sam pamiętał jak próbowała namówić jego rodziców na wysłanie go do księdza po tym, jak zobaczyła go idącego za rękę ze swoim ówczesnym chłopakiem. Na szczęście po awanturze jaką urządzili jej jego rodzice dała im spokój. Co nie zmienia faktu, że plotkując z jego matką mimowolnie przelewała na nią część swoich poglądów.
- Och, kochanie, przecież wiesz, że pani Irena jest starszą osobą i potrzebuje, żeby z nią porozmawiać. Zwłaszcza po tym, jak dzieci od niej wyjechały.
- Nigdy nie zastanowiało cię dlaczego wszyscy się od niej odcięli? - Spytał płynnie wjeżdżając na rondo. - Naprawdę nie widziałaś jak jej córka wychodziła z domu z płaczem po kolejnej awanturze? Albo jak syn wracał późno, żeby matka już spała? A jak myślisz, dlaczego mąż ją zostawił? - Zasypał ją gradem pytań. Złapał się na tym, że powoli ma dość własnej rodzicielki. - Naprawdę, mamo. Pomyśl. I pilnuj się przy Krystianie. - Powiedział, po czym rozłączył się bez słowa pożegnania.

***

No, Bartka już Wam zepsułem, teraz czas na Luizę :)

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro