Rozdział 188

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krystian otworzył oczy i od razu je zamknął. Jasne światło wdarło się do jego oczu zmuszając go do ich natychmiastowego zamknięcia. Chciał zasłonić sobie oczy przedramieniem ale uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Ręka była za ciężka. Nie był w stanie jej podnieść.
Na swojej twarzy czuł jakiś przedmiot. Był wykonany z plastiku i przykrywał jego nos, i usta. Krystian czuł podmuch ciepłego powietrza dobiegający z urządzenia. Znów zamknął na chwilę oczy. Było mu ciepło. Leżał w łóżku, w suchych, ciepłych rzeczach, dokładnie okryty kołdrą. Gdzieś w tle słyszał ciche pikanie. Najchętniej odwróciłby się na bok i wrócił do spania. Usłyszał ciche kroki. ,,Głowa mnie boli...", pomyślał znów przymykając oczy.
Ktoś usiadł obok jego łóżka. Policjant poczuł na swojej dłoni delikatny dotyk palców drugiej osoby. Po chwili człowiek ten lekko wzmocnił swój chwyt. Krystian poczuł jak ktoś palcem gładzi skórę jego dłoni. Znów zmusił się do otworzenia oczu. Przeniósł swój wzrok na osobę obok. Najpierw zobaczył lekko roztrzepane blond włosy. Po chwili chłopak uniósł głowę i napotkał wbite w siebie spojrzenie ciemnych tęczówek.
- Obudziłeś się... - Szepnął Sebastian. Jego usta rozjaśnił uśmiech. - Boże, nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś. - Sapnął z ulgą w głosie. - Spałeś przez trzy dni. - Dodał. Krystian spojrzał na niego w ciężkim szoku. Jak mógł spać przez trzy dni, skoro był tak zmęczony, że czuł jakby nie spał od tygodnia-? - Strasznie się poobijałeś. - Blondyn lekko się skrzywił. Faktycznie. Policjant czuł na swojej twarzy różne opatrunki. Cicho westchnął. - Lekarz mówił, że obecnie twoim najpoważniejszym obrażeniem jest złamana ręka. - Ciągnął gładząc jego dłoń kciukiem. - Byłeś na granicy hipotermii, wiesz? - Zapytał. - Bardzo mnie wystraszyłeś... - Szepnął. Jego głos zrobił się wilgotniejszy. - Już raz straciłem ukochaną osobę... - Wyszeptał. - Nie chcę stracić jeszcze ciebie. - Dodał, a potem przysunął się do bruneta i delikatnie wtulił swoją głowę w jego szyję. Krystian oparł policzek o miękkie włosy swojego bliźniaka. - Nawdychałeś się jakiegoś świństwa. Doktor mówił, że to przez nie tak spałeś... - Krystian znów zamknął oczy. Był naprawdę zmęczony. - Dostałem nowy temat na reportaż. - Blondyn podniósł głowę ze swojego brata. Policjant przeniósł na niego swój wzrok. - Wyjeżdżam. Nie wiem na ile... Może na tydzień... A może na miesiąc... - Powiedział cicho. - Naprawdę nie chcę cię zostawiać, wiesz? Zwłaszcza teraz, gdy ktoś musi się tobą zająć... Przepraszam... ale nie mam wyboru... - Mruknął smutno. - Podrzucę ci swoje klucze. Będziesz mógł zostać u mnie tak długo jak będziesz potrzebował. - Mruknął. 
Nagle ktoś wszedł do sali.
- Dlaczego nie przyszedł pan powiedzieć, że pacjent się obudził?! - Zbeształ go doktor, a potem wygonił z sali.
- Wpadnę później. - Mruknął blondyn na pożegnanie i uciekł przed karcącym wzrokiem lekarza.
- Jak się pan czuje? - Zapytał mężczyzna. Przybrał życzliwy ton głosu. Podszedł do łóżka i zerknął na różne ekraniki. - Na szczęście udało nam się wyciągnąć pana z hipotermii. Dostał pan tlen, bo otrzymaliśmy informację, że przebywał pan w pomieszczeniu z jakimś gazem. Ktoś mocno pana pokiereszował... Ma pan dużo siniaków i zadrapań, ale wszystkie ładnie się zagoją. Na razie najgorsza jest ta złamana ręka. Będzie pan musiał mieć gips przez około trzy tygodnie. - Krystian zamrugał zmęczony. Lekarz zasypał go lawiną informacji, a jego umęczony mózg potrzebował dłuższej chwili, żeby je przetworzyć. Nagle do jego umysłu zaczęły wracać ostatnie wspomnienia. Uderzenia... Posiłki... Labirynt... Bomba... Dzieci... DZIECI!
Zerwał się do siadu. Ręka zapłonęła ogniem. Zakręciło mu się w głowie.
- Co pan robi?! - Zapytał zaniepokojony lekarz. - Niech pan leży! Nie powinien pan wstawać! - Krystian zdjął maskę ze swojej twarzy.
- Dzieci-! - Zaczął niemalże histerycznie. - Co z nimi? - Zapytał.
- O jakich dzieciach pan mówi? - Spytał skonfundowany doktor. - Nie znaleziono przy panu żadnych dzieci. Mózg Krystian podjął karkołomny wysiłek jakim było przypomnienie sobie całej sytuacji.
- Jestem policjantem. Byliśmy na akcji... Mieliśmy odbić dzieci z rak przemytników. - Zasypał lekarza danymi. - Co się z nimi stało? Są bezpieczne? - Zapytał szybko. Doktor lekko się uśmiechnął, jakby właśnie coś zrozumiał. Usiadł na krzesełku obok łóżka i położył dłoń na jego ramieniu.
- Są bezpieczne. - Powiedział spokojnie. - Do naszego szpitala trafiły trzy maluchy. Są już z rodzicami. Akcja się udała. Doskonale sobie pan poradził. - Zniżył nieco głos. Brunet wypuścił długie westchnięcie, pełne nieopisanej ulgi. - Niech się pan już położy. - Poprosił i delikatnie popchnął go na materac. - Powinien pan leżeć. Zaraz zrobię wszystkie badania, pielęgniarka przyniesie panu coś do jedzenia, dostanie pan leki i będzie pan mógł odpocząć. - Powiedział cicho. Krystian pokiwał głową. Lekarz wyjął stetoskop i osłuchał jego płuca i serce.
- Przyznam, że gdy usłyszałem o tym gazie nogi się pode mną ugięły. - Powiedział nagle wpisując coś na jakąś kartkę. - Ostatnio trafiła do nas nastolatka zatruta jakimś gazem. Nie przeżyła. - Westchnął ciężko. - Cieszę się, że chociaż pana udało się uratować. - Uśmiechnął się delikatnie.

Gdy lekarz wychodził z sali wymienił się w drzwiach z pielęgniarką. Kobieta była ubrana w tradycyjny strój i pchała przed sobą niewielki, metalowy wózek. Na nim znajdował się talerz z zupą i jakieś drugie danie. Kobieta postawiła przed nim pierwsze danie. Krystian nabrał zupy na łyżkę i włożył ją do ust. Jedzenie lewą ręką było... dziwne... i niecodzienne. Ale jakoś dawał radę.
- Słyszałam o waszej akcji... - Zaczęła cicho kobieta. - W sensie... o akcji policji. - Doprecyzowała. Brunet przeniósł na nią swój wzrok. Pielęgniarka była średniego wzrostu. Była blondynką o dużych, ciemnych oczach. Miała prosty, mały nos i ładnie wykrojone, różowe usta, obecnie delikatnie podkreślone makijażem. Na pełnych piersiach połyskiwał delikatnie jakiś mały łańcuszek. Szczupłe ramiona i dłonie były odsłonięte. Paznokcie miała pomalowane na delikatny, pastelowy kolor. Długie, zgrabne nogi były podkreślone przez spódniczkę i biały fartuch. Buty kobiety były płaskimi kapciami, jednakże dodawały jej uroku. Krystian był zaskoczony, że tak piękna kobieta nie obudziła w jego męskim sercu ani krzty zauroczenia. Owszem, była ładna. Nawet bardzo. A jednak policjant nie poczuł nic. W środku czuł zimną pustkę, dziwnie kontrastującą z ciepłem kołdry i jego ubrania.
- Był pan bardzo odważny. - Ciągnęła tymczasem pielęgniarka.

***

Podoba mi się końcówka. Albo nie, podoba mi się cały rozdział, ale ten początek jest taki... niedopieszczony.
Natomiast końcówka wymiata ;)

Do przeczytania,

- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro