Rozdział 73

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie, skarbie. - Mruknęła kobieta.
- Powiedziałaś, że nie chcesz mieć takiego uległego, bo są za słabi i ich płacz o byle pierdołę cholernie cię denerwuje. - Wyrecytowała. W jej głosie doskonale wybrzmiała uraza. - Mówiłaś, że wolałabyś mieć zdychającego psa niż takiego uległego. I-
- Pamiętam, co wtedy mówiłam. - Westchnęła przypominając sobie sytuację. Jej zadbana dłoń znalazła się na policzku dziewczyny. - Byłam młoda i głupia, przepraszam cię za to. - Westchnęła po raz kolejny i przesunęła ręką po jej jasnej skórze. - Wybaczcie nam, ale powinnyśmy już iść... - Zwróciła się do dwóch mężczyzn. - Wygląda na to, że mamy dużo do omówienia. - Dodała i wzięła swoją uległą na ręce. Ta, początkowo zdziwiona, po chwili mocno wtuliła się w szyję kobiety. Pani uśmiechnęła się lekko.
- Odkupię mu tamtą maskotkę. - Obiecała jeszcze Bartkowi, po czym wyszła, zabierając ze sobą rzeczy dziewczyny.
- Kto by pomyślał, co? - Westchnął Bartek, gładząc swojego malucha.
- Mhm... - Mruknął Artur. Pochylił się i złożył czuły pocałunek na ustach policjanta. Zdziwiony chłopak oddał pieszczotę. Czuł, że jego właściciel czegoś od niego chce, ale bał się odezwać i spytać co to konkretnie jest.
- My też będziemy już lecieć... Przepraszam za to całe zamieszanie. - Mruknął Bartek. - Wygląda na to, że mały odpadł. - Rzucił patrząc na drzemiącego w jego ramionach blondynka.
- Słodziak. - Skomentował Artur. - Nie taki jak mój, oczywiście. - Dodał szybko.
- Oczywiście. - Bartek uśmiechnął się lekko, po czym zgarnął rzeczy chłopca i wyszedł z nim na rękach.

- Wiesz co? - Spytał nagle, jeżdżąc wolną dłonią po ciele chłopaka.
- Co, sir? 
- Podnieciłem się przez patrzenie na te cholerne klapsy... - Warknął cicho. Nie sprawiał wrażenia złego. Ku wielkiej uldze Krystiana. - Też mam ochotę tak cię zlać. - Oblizał się i przeniósł wolną dłoń na jego pośladek. Chłopak zarumienił się mocno.
- A-ale byłem grzeczny, sir. - Zaczął szybko.
- To nie ma być kara, Kotku. - Zaśmiał się blondyn. - Takie zlanie Szczeniaczka bywa bardzo przyjemne. - Szepnął i pochylił się. Delikatnie ugryzł jego szyję. Z ust chłopaka uciekło ciche westchnienie. - Chętnie bym cię wziął. - Warknął nagle i zaatakował jego usta swoimi.

Zdjął z niego koszulkę i zajął się jego szyją, i klatką piersiową. Na zmianę gryzł i lizał lekko słonawą skórę. Rzucił go na podłogę, a sam usiadł mu na biodrach. Zdjął z siebie koszulkę i pochylił się, czule całując swojego Szczeniaka. Chłopak przymknął oczy. Przeczeka to i będzie dobrze... Za każdym razem tak było...

Nagle rozdzwonił się telefon blondyna.
- Kurwa mać, NIE TERAZ! - Zawył, ale wstał i posłusznie odebrał urządzenie.

- Owieczko, muszę jechać na komendę. - Westchnął. - Posprzątaj swój pokój, ogarnij salon, a potem weź sobie jedzonko, coś do picia i możesz poleżeć na kanapie, okay? - Spytał. Podszedł do niego i czule pocałował jego ciepłe usta.
- Tak, sir. - Odparł młodszy.
Blondyn zgarnął dokumenty i klucze, a potem wyszedł zostawiając chłopaka samego.

Krystian westchnął cicho. Telefon uratował go od kolejnego gwałtu. Wziął odkurzacz i odkurzył wypełnienie pluszowego króliczka blondynka. Schował wszystkie rzeczy, przemył podłogę i ruszył do kuchni.
Zrobił sobie jajecznicę z dwiema kanapkami i kubkiem owocowej herbatki. Zjadł wszystko oglądając jakiś program przyrodniczy. Blondyn rzadko kiedy pozwalał mu wychodzić, a chłopakowi brakowało kontaktu z naturą. Chciał nacieszyć oczy pięknymi widokami. Nawet jeśli miałby to robić za pomocą ekranu.

<><><>

- Jestem! Co jest? - Sapnął blondyn.
- Siadaj. - Rzucił szef. - Znaleźli tego gościa od tej pamiątki. Zgarnęli go już, przesłuchali, bo był też podejrzany o parę innych rzeczy. Przedmioty zostały zwrócone właścicielowi, a sprawcy są u nas na dołku.
- Jak? - Wykrztusił Artur.
- Złapała ich drogówka. - Uśmiechnął się Zarębski. - Przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym. Capnęli ich, zauważyli poszukiwane przedmioty, przedzwonili do nas, a my od razu zwinęliśmy ich na komendę.
- To... Po co mnie wezwałeś? - Spytał cicho. - Nie mogłeś powiedzieć tego przez telefon? - Dopytał.
- Nie, wezwałem cię tu z innej przyczyny... - Rzucił i westchnął. - Czekamy jeszcze na Olgierda.
- Okay? - Bardziej spytał niż powiedział.

Gdy Olo wreszcie przyszedł, zarówno on jak i szef zachowywali się naprawdę dziwnie.
- Wiesz, gdzie jest Krystian? - Spytał nagle szef. ,,Więc o to chodzi...-", pomyślał blondyn.
- U siebie w mieszkaniu. - Rzucił.
- Nie ma go tam. - Skomentował Olgierd.
- Jak to ,,nie ma go tam"? - Zapytał Artur. 
- Po prostu. - Olo westchnął. - Cały dom jest w kurzu i zimnie. Chłopaka nie ma tam od dobrych paru dni.
- Co ty pieprzysz? - Spytał blondyn.
- Nie wiesz dokąd mógł pójść? - Zapytał szef.
- Kurwa, odwoziłem go wtedy do domu! W dniu gdy składał to cholerne wypowiedzenie! - Warknął. - Rozmawiałem z nim gdzie będzie, bo mieliśmy wyjść na miasto. Powiedział mi, że będzie w domu i że do mnie zadzwoni. Ale nie zadzwonił, ani nie napisał. Pomyślałem, że może się rozmyślił, albo nie wiem, chce znaleźć nową pracę. Byłem pewien, że przez cały czas siedział w mieszkaniu. - Rzucił szybko. - Gdzie on jest? - Spytał spanikowany.
- Uspokój się. - Poprosił szef. - Byliśmy pewni, że ty coś wiesz. - Westchnął.
- Nie-! - Rzucił blondyn. Szybko zapiął kurtkę.
- Gdzie ty idziesz? - Zapytał Olo.
- Jak to gdzie? - Rzucił z niedowierzaniem. - Jadę go szukać! - Oznajmił i już miał wychodzić, gdy szef go zatrzymał.
- Pokaż mu to. - Westchnął.
- Co... ma mi... pokazać? - Spytał powoli. Olgierd podał mu telefon z odpalonym nagraniem.

Był idiotą. Skończonym kretynem! Jak mógł pozwolić na to, żeby ci idioci ich nagrali?! Miał w dupie to, że wkopali sami siebie. Nie obchodzili go. Ale jeżeli ktoś go rozpozna... Jeżeli się wyda, że to on był słynnym ,,Szefem", będzie mógł pożegnać się ze swoim Szczeniaczkiem. Na zawsze...
Na samą myśl jego ciało zapłonęło z gniewu. Nie odda go. Za długo już o niego walczył...
- Artur? - Zagaił szef. Blondyn od razy się zreflektował. Pochylił się lekko nad telefonem i przekrzywił głowę.
- Co oni mu robią? - Spytał, pozornie skonsternowanym tonem.
- Puść to drugie. - Zarębski machnął ręką i schował twarz w dłoni.

Oczy blondyna napełniły się łzami gdy słuchał jak jego biedny Szczeniaczek płacze i prosi, żeby dali mu spokój. Gdyby teraz ktoś spróbował go tknąć, Artur rozszarpałby go na strzępy.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro