• 4 •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak to? - sapnąłem do telefonu wstając z łóżka. Co za dupek!

- Powiedział, że w prani się zniszczy i muszę go odkupić i odliczy mi to od pensji. To moja miesięczna wypłata - Harry zapłakał mi do telefonu i słyszałem jak wciąga głęboko powietrze starając się uspokoić, by zaraz wrócić do swoich obowiązków.

- Hazz, ja.. Nie, nie pozwolę na to. To nie była twoja wina, tylko moja - powiedziałem przechodząc przez pokój i łapiąc za pierwsze lepsze jeansy, które próbowałem wciągnąć na tyłek wciąż przytrzymując telefon - Zaraz tam będę, do której twój szef jest w firmie?

- Musisz być umówiony żeby się z nim zobaczyć - Styles pociągnął nosem. Tak strasznie było mi go szkoda. Miał cały czas przechlapane przez to, że żył ze mną. Odłożyłem telefon na szafkę klikając głośno mówiący, by móc wciągnąć przez głowę czerwoną bluzę.

- Coś wymyślę. Wiesz, że jak będę się z nim chciał spotkać to to zrobię nawet, jeżeli znowu miałbym go zaatakować pączkiem - prychnąłem podchodząc do lustra i przeczesując palcami włosy. Wyglądałem jakbym dopiero co wyszedł z łóżka. Tak w sumie było. Była może dziesiąta i nie była to moja ulubiona pora wstawania, przecież to środek nocy!

Złapałem za telefon by słuchać tego jak Harry próbuje doprowadzić się do porządku. Przy drzwiach wsunąłem stopy w buty wychodząc z mieszkania. Spotkać się z tym całym szefuńciem Harry'ego, przekonać go by odpuścił mojemu kuzynowi.

Siedziałem pod firmą chyba dwie godziny, bo nie chcieli mnie wpuścić. Schodki były zimne, a ludzie patrzyli się na mnie i nawet jedna pani wrzuciła mi drobne do kubka z kawą. Pełnego kubka z kawą. Czy ja wyglądam na bezdomnego?

Nagle zobaczyłem tego blondyna jak wychodził z firmy. Postawiłem kubeczek na schodku i podbiegłem do mężczyzny.

- Panie.. - urwałem zdając sobie sprawę, że zapomniałem jak ma na nazwisko - Szefie mojego kuzyna - wypaliłem, a on przystanął przed limuzyną i powoli odwrócił się do mnie. Obejrzał mnie od góry do dołu i wywrócił oczami.

- Czy znowu chcesz bym spóźnił się przez ciebie na spotkanie? - powiedział znudzonym głosem.

- Nie obchodzi mnie pańskie spotkanie, a to jak niesprawiedliwie potraktował Pan Harry'ego. On nic nie zrobił, ja tak - wcisnąłem zmarznięte dłonie do przedniej kieszeni bluzy. Była jesień i może wyjście w samej bluzie to kiepski pomysł. Jak większość moich.

- Czyli masz pieniądze by zwrócić mi za garnitur i buty? - uniósł jedną brew przypatrując się mi a ja na moment zatraciłem się w tym jak niebieskie były jego oczy.

- Cóż, jakaś babka wrzuciła mi chyba dwa funty drobnymi do kawy. To całe moje oszczędności jak na tą chwile - wymamrotałem zaciskając wargi.

- W takim razie nie rozumiem czemu tracę tu swój czas. Pan Styles pracuje i zarabia u mnie, więc odliczę to od jego wypłaty. Jesteście rodziną, jakoś to sobie uzgodnicie - złapał za klamkę od drzwi limuzyny uchylając je, a ja niewiele myśląc zatrzasnąłem czarne drzwiczki przybliżając się do mężczyzny.

- On potrzebuje tych pieniędzy. Cholera, przecież musi być jakiś sposób - wyszeptałem patrząc mu w oczy. Jestem prawie pewien, że widziałem mały uśmieszek igrający na jego wargach, tak samo jak te iskierki w oczach. Złapał za troczek od kaptura mojej bluzy pociągając lekko za niego.

- Może jest - mruknął uśmiechając się, a przy tym unosząc jeden kącik ust. Spojrzał mi w oczy i złapał za mój nadgarstek żeby zdjąć moją dłoń z drzwi limuzyny - Ale teraz się spieszę, jak już wspomniałem. Wierzę, że dostane od Pana Stylesa, twój numer telefonu? - spytał otwierając drzwi przez co musiałem cofnąć się na krok.

- Jasne - wydusiłem patrząc jak wsiada do samochodu - Czyli odpuści Pan Harry'emu i zostawi jego pensje w spokoju?

- Zależy czy spodoba się Panu moja propozycja. Do usłyszenia - kiwnął głową. Uśmiechnąłem się lekko, bo zgodzę się na wszystko, byleby obronić Stylesa. Patrzyłem jak limuzyna odjeżdża i tknął mnie taki niepokój, a mianowicie co może ten człowiek wymyślić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro