XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po raz kolejny odmawiam, gdy Cole proponuje mi dolewkę piwa. Siedzimy w naszym niewielkim już gronie, w bazie. Łowcy z LA od razu ruszyli w drogę powrotną, więc sukces świętujemy sami. 

Podnoszę się z barowego stołka i staję na nogach. Nie chwieję się, nie wypiłam dużo, ale nieznacznie kręci mi się w głowie. 

-No cóż, świetnie się bawiłam, ale za cztery godziny zaczynam lekcje, więc dobranoc... To znaczy miłego dnia wszystkim- śmieję się, gdy orientuję się, że do wschodu słońca nie pozostało już wiele czasu. 

Ci, którzy nie upili się do nieprzytomności, lub nie poszli spać machają mi na pożegnanie. 

-Odprowadzę cię- T podnosi się z kanapy. 

-Już od dawna umiem trafić do wyjścia- marszczę brwi. Po chwili żałuję swoich słów, przecież chcę z nim pobyć sam na sam, tak? 

-Wolę się upewnić, że nie zgubisz się po nocy- zauważam  specyficzny błysk w oczach chłopaka.

Spoglądam na niego zaskoczona. Posyła mi szelmowski uśmiech i rusza do wyjścia. Wzruszam ramionami dostrzegając  równie zdziwione spojrzenia reszty. Zabieram swoją torbę spod ściany i także opuszczam salon. 

Na zewnątrz wychodzimy w ciszy. Dopiero gdy chłodne, nocne powietrze owiewa mi twarz T przerywa ciszę. 

-Przeżyłaś pierwszą akcję, brawo.

-Tylko dzięki tobie- uśmiecham się nieśmiało, zaistniała sytuacja wydaje mi się trochę krępująca, zważając na to, że jesteśmy sami.

-Nie umniejsza to twojego sukcesu- opiera się na wyprostowanej ręce o ścianę budynku stojącego za mną, do którego coraz bardziej się przysuwam. W końcu czuję za plecami twardy mur. Nie mam już gdzie się wycofywać. 

-Sukcesu?- pytam nienaturalnie wysokim głosem. Jest zdecydowanie za blisko, żebym mogła czuć się swobodnie i logicznie myśleć.  

Nasze klatki piersiowe dzieli nie więcej niż dwadzieścia centymetrów, a jego twarz niebezpiecznie przybliża się do mojej. 

-Tak, sam fakt, że nie odniosłaś żadnych obrażeń na swojej pierwszej obławie jest powodem do świętowania. Tym bardziej, że jesteś nowicjuszką i to do tego bez kondycji. 

-Mam dobrą kondycję!- obruszam się, na co T prycha kpiąco. 

-Byłem przy twoim wczorajszym treningu, nie masz- śmieje się. Ma naprawdę niesamowity uśmiech, od którego nie można oderwać wzroku. 

-Nie jest aż tak tragicznie...- mówię i spuszczam wzrok. Może trochę ze wstydu, ale raczej po to, by nie zatracić się w jego intensywnie błękitnych oczach. 

-Nie jest- przyznaje mi racje- ale nie jest też dobrze. Moglibyśmy razem popracować nad twoją kondycją.

Podnoszę głowę i spoglądam na niego zdziwiona. On wykorzystuje okazję i przytrzymując mój podbródek  przyciska swoje usta do moich. 

Nieruchomieję na chwilę z zaskoczenia. Jest tak blisko mnie, że mogę poczuć jego odurzający, męski zapach. I o ile jeszcze przed sekundami wahałam się, czy go nie odepchnąć, bo w końcu córka wampira całująca się z szefem łowców  to nic dobrego, to teraz upewniłam się, że nie ma szans bym chciała to przerwać. 

Przyciska mnie do ściany za moimi plecami. Jedną ręką wciąż trzyma mój podbródek, drugą umiejscawia na mojej talii. 

Nieśmiało przestaję być bierna. Powoli zaczynam oddawać  pocałunki. 

To pierwszy raz, gdy pozwalam się komuś do mnie aż tak zbliżyć. Pierwszy raz, gdy ktoś mnie tak całuje. Eleanor będzie dumna. 

Podnoszę rękę i niepewnie wsuwam palce w jego włosy. Dostaję aprobatę w postaci zadowolonego pomruku ze strony mężczyzny. 

Mój Boże, są takie miękkie. 

T przygryza lekko moją dolną wargę, na co nie mogę powstrzymać westchnięcia. Powoli odsuwa się ode mnie z szerokim uśmiechem na ustach. 

-Odprowadzę cię do domu- przesuwa długimi palcami po moim policzku. 

-Nie musisz- panikuję. Przypominam sobie, że nie mogę dopuścić do najmniejszej szansy na konfrontację T z moimi rodzicami. 

-Jesteś pewna?- marszczy brwi. 

-Tak, tak. Mieszkam niedaleko, serio. Mam ochotę przejść się sama i pomyśleć- posyłam mu niezbyt przekonujący uśmiech. 

-Pomyśleć?- w jego głosie słyszę nutkę kpiny, ale nie takiej złośliwej. 

-Tak, komunikat z ostatniej chwili- ja także czasami myślę!

-Czasami- śmieje się- dobra, to idź sobie myśleć, mała- przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze, odwraca się i odchodzi. 

Szczerzę się jak głupia wracając do domu. Mam za sobą swój pierwszy pocałunek, w dodatku z piekielnie przystojnym facetem! 

Mój entuzjazm gwałtownie słabnie, gdy przypominam sobie, że to co robię jest co najmniej idiotyczne. Jak mogę całować się z kimś, kto pragnie śmierci całej mojej rodziny. Ba, zwłaszcza mojej rodziny.

Docieram do domu, ale orientuję się, że rodzice nie poszli spać. Światło w kuchni się świeci. Wchodzę i słyszę roześmiane głosy mamy i ciotki. 

-Pat, to ty?- słyszę z głębi domu. Zdejmuję buty i kurtkę po czym wchodzę do kuchni. 

-Tak, co robicie?

-Ojciec z Amonem musieli gdzieś pojechać, postanowiłyśmy sobie z Kath urządzić babski wieczór. 

-Chyba noc- komentuję podchodząc do blatu i nalewając sobie do szklanki wina, które popijają obie kobiety.  Nie chce mi się już szukać kieliszków. 

-Zagadałyśmy się i nie czułyśmy upływającego czasu. Późno wracasz. Co robiłaś?- pyta blondynka. 

-Odstaw to- mówi Liv. 

-A ty nie piłaś w jej wieku?- pyta ciocia. 

-Ale ona pije ostatnio za często, poza tym nie wiem, czy na tych swoich spotkaniach też nie pije- pociąga nosem- piłaś!

-Mamo nie jestem już dzieckiem...

-Ty! Kurwa, Liv!- ciotka również zaciąga się powietrzem- ona ma na sobie zapach jakiegoś mężczyzny!

Cholerne wampiry! 

Mama patrzy na mnie podejrzliwie. Obie oczekują wyjaśnień. 

-Obściskiwałaś się?- pyta brunetka, ale w jej głosie wyczuwam podekscytowanie. Postanawiam się z nimi podzielić tym, czym mogę.

-Całowałam się...- mówię obojętnie, ale już wiem, że zostanę obrzucona masą pytań.

-Z kim?!- oczy obu kobiet aż ciskają wesołe błyski. 

-Był przystojny?

-Tak- mówię rumieniąc się- nawet bardzo. 

-O rany! Jestem z ciebie taka dumna! Patience, wreszcie masz chłopaka!

-Nie ciociu, nie jesteśmy razem. To był tylko jeden, spontaniczny pocałunek. 

-Wierzę, że będzie twój! Jeśli jest tego wart, masz walczyć o niego jak lwica! 

-Kath, ogarnij się. Mieszasz mojej córce w głowie. Kochanie, kiedy poznamy twojego chłopaka?- w myślach uderzam się z otwartej dłoni w czoło. Po co ja im mówiłam? Oczywiste było, że nie dadzą mi teraz spokoju. 

-Mówiłam już- zaczynam poirytowana- to nie jest mój chłopak. I nie, nie poznacie go, bo sobie tego nie życzę. Koniec przesłuchania? 

Ciotka wydaje się lekko zbita z tropu i zasmucona. Mama wzrusza ramionami pewna, że prędzej czy później i tak im go przedstawię i wracają do plotek przy popijaniu wina. 

Dopijam ostatni łyk ze szklanki i ruszam na górę. Ale czy opłaca mi się zasypiać na niecałe dwie godziny?

~*~

No hejka! 

Przychodzę do was z nowym rozdziałem i komunikatem, że wreszcie czas zabrać się za naukę czego konsekwencjami będą rzadsze rozdziały. 

Tak, mi też jest przykro, ale chyba jednak nie chcę skończyć w McDonaldzie XDD

Dobra, to chyba wszystko XD 

do następnego, princessa67577

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro