XIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiecie jak okropnie się wstaje po niecałych dwóch godzinach snu? Ja właśnie się dowiedziałam... 

Z łóżka dosłownie się zwlekam, prawie nie kontaktuję i o mało nie wpadam na szafę. W tym momencie nienawidzę budzika najbardziej na świecie. Przeklinam słońce za oknem i odgłosy dochodzące z dołu. 

Właśnie, coś za bardzo podniesione te głosy. Zmuszam się do wciągnięcia na siebie ciuchów i próbując nie spaść, schodzę po schodach.

-Coś trzeba zrobić!- słyszę zdenerwowany głos ojca. 

-Ale nie w ten sposób. Cholera, Zack, nie pozwolę ci na to!- mama też mówi coraz głośniej. 

-Zamknijcie dupy, jest wcześnie, a ja przed poranną kawą nie mam ochoty słuchać o problemach innych, zwłaszcza tych, których mam w głębokim poważaniu. Z resztą, młoda idzie- Kath mówi, po czym uśmiecha się  do mnie szeroko, gdy wchodzę do kuchni. Liv i jej mąż stoją po przeciwległych stronach stołu, a ciotka siedzi z boku, popija kawę z kubka i patrzy na nich rozbawiona. 

-Co się dzieje?- pytam.

-Nic- odpowiada krótko mama, na co posyłam jej zirytowane spojrzenie. 

-Dużo- zaprzecza jej ojciec- wczoraj w nocy napadnięto na siedzibę ważnej wampirzycy, mojej starej znajomej- czuję jak krew odpływa mi z twarzy. Przełykam gulę rosnącą w gardle- zrobili to ludzie. Podobno zaatakowali zorganizowaną grupą. Khristine ledwo udało się uciec, ale zabito cały jej personel. 

Nie trzęś się. Nie trzęś się. Oddychaj, oddychaj. 

-Wszystko dobrze Pat? Twoje serce strasznie przyśpieszyło rytm. 

Cholerne wampiry! 

-Po prostu... To straszne. Nic się jej nie stało?- pytam siląc się na zmartwiony ton głosu.

-Na całe szczęście nic, ale za godzinę przyjedzie do nas. Zatrzyma się na kilka dni. 

Skrzywiony wyraz mojej twarzy musi wyglądać komicznie, bo wszyscy patrzą na mnie dziwnie. 

-Nie może przenocować gdzie indziej?- pytam niegrzecznie. 

-Pat- upomina mnie mama- ona została zaatakowana, ledwo uszła z życiem. Nie sądzę, żeby była dla nas problemem. 

-Dokładnie. Ponadto uważam, że trzeba zapobiec kolejnym takim buntom. Bo znowu będziemy mieć rewolucję- ojciec prawie wypluł ostatnie słowo. 

-Proszę was, dokończcie, gdy wrócę już do siebie- jęczy Kath upijając łyk z kubka- mam dość. 

Rodzice zaczynają się znowu sprzeczać na temat, jak zapobiec kolejnym atakom ludzi na wampiry, ale nie słucham już ich. Otępiała wracam do pokoju, szykuję się w ekspresowym tempie i bez śniadania wychodzę do szkoły. 

***

-Ale się wkopałaś- El prawie skręca się ze śmiechu po tym, jak opowiedziałam jej wszystko.

-Wiem, to jakaś porażka. Widziałam, co ta kobieta zrobiła kilkunastu biednym ludziom. Ten potwór ma u mnie nocować. To będzie masakra, mówię ci. 

-Nie zazdroszczę, ale ostrzegałam cię, że mieszanie się do łowców to zły pomysł. Chociaż... Kurde, trzymam kciuki, żeby ci wyszło z tym jednym- przyjaciółka uśmiecha się jak dzieciak- w ogóle, dobrze całuje?

-Fenomenalnie- przygryzam wargę na samo wspomnienie wczorajszego pocałunku- wiesz co? Może i będę mieć przesrane, ale cieszę się, że zostałam łowcą- ściszam głos, by ludzie chodzący po korytarzu nie usłyszeli przypadkiem o czym rozmawiamy- Jedynie martwi mnie to, że po ostatniej akcji ojciec chce się w to wmieszać- wzdycham- mniejsza. Idziemy po szkole na zakupy? 

***

-Weź mi dwie czekoladowe- mówię do przyjaciółki, która właśnie idzie złożyć zamówienie w lodziarni. Siadam przed budką, przy niewielkim stoliku. Rozglądam się dookoła. Pogoda jest naprawdę ładna, aż przyjemnie się siedzi. Staram się nie myśleć nad tym, co się stanie gdy moja tajemnica się wyda. Po prostu będę odwlekać ten moment jak najdalej w przyszłość. 

-Mogę się dosiąść?- słyszę za sobą. Nie zdążam nawet udzielić odpowiedzi, a T zajmuje krzesło naprzeciwko mnie. Pierwszy raz widzę go bez skórzanej kurtki. Biały T-shirt odsłania mnóstwo tatuaży na jego rękach. Nie chcę się gapić, ale nie mogę oderwać wzroku, pragnę zapamiętać jak najwięcej. 

Przygryzam wargę i staram się skupić na czymś innym. 

-Jasne- śmieję się. 

-Sama jesteś?- czemu od razu mi gorąco, gdy patrzę na jego uśmiech?! 

-Z  przyjaciółką. Poszła po lody, zaraz ją poznasz.

Jak na zawołanie, El pojawia się nagle przy stoliku i podaje mi mój rożek. 

-No, nie ma mnie przez parę minut, a ty już sobie kogoś przygruchałaś- obrzuca T uważnym spojrzeniem i po chwili gwiżdże- i to nie byle kogo. 

Uderzam się mentalnie w twarz za jej bezpośredniość. 

-El, to jest T, T to jest Eleanor- przedstawiam ich sobie, a dziewczyna uśmiecha się szeroko. O nie kochana, on jest mój. 

-To twoje imię? T? 

-Właściwie, to Tyler, ale nikt nie nazywa mnie pełnym imieniem- wzrusza ramionami. 

-Więc, Tyler... Opowiesz mi coś o sobie?- El, błagam przymknij się...

-Kurcze, chętnie byśmy posłuchały, ale my musimy już iść. Naprawdę- kładę nacisk na ostatnie słowo i siłą odciągam dziewczynę od skołowanego mężczyzny. 

Rzucam mu tylko krzywy uśmiech na pożegnanie i popycham przyjaciółkę w tłum pchających się ludzi. Gdy jesteśmy już daleko odciągam ją na bok i patrzę na nią z ukosa. 

-Co ci odwaliło?!

-No co, sama praktycznie nic o nim nie wiesz, chciałam stworzyć ci okazję...

-Błagam nie mieszaj się w nic. Chodźmy lepiej już do tej galerii...

~*~

 Hi. 

Przychodzę z nowym rozdziałem, ale nie jestem z niego zadowolona. Może dlatego, że pisałam go o drugiej w nocy? Tak, może być słaby. 

Co do słabości... Chyba w ogóle ostatnio piszę coraz gorzej, bo pod ostatnim rozdziałem aktywność była tragiczna...

No cóż, postaram się bardziej po egzaminach...

princessa67577

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro