IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Wracajcie, cholery!- wrzeszczy Alice biegnąc ulicą za grupką łowców. Próbuję dotrzymać jej kroku i podążam za nią, trzymając w ręku jedynie nóż.

-Zamknij się, Al. Nie powstrzymasz nas-  szli na przód, nie zwracając uwagi na nikogo, na ludzi, na wampiry mijających ich na ulicach. 

Dziewczyna próbuje ich przekonać o tym, jak bardzo fatalny jest ich pomysł, ale nie przynosi to skutków. Gdy zza rogu ciemnej uliczki wychodzi dwójka strażników, grupa łowców rzuca się na nich z bronią. Brunetka traci nadzieje na wybicie im z głowy spontanicznej akcji i próbując pomóc swoim w walce z wampirami, rzuca się w wir walki. Stoję obok i nie wiem co robić. Po chwili do bitwy przyłączają się inne wampiry z okolicy i na ulicy toczy się zaciekła walka. Łowców jest znacznie więcej, ale to wampiry mają przewagę w sile. 

Słyszę krzyki i jęki bólu. Czuję, że nie mogę stać obok i nic nie robić. Widzę jak Alice walczy sama z dwójką wampirów. Podbiegam do niej i nie zastanawiając się wiele wbijam sztylet w plecy krwiopijcy, ratując tym samym gardło dziewczyny przed rozerwaniem na strzępy. Leży ona wykończona i ranna na ziemi i ledwo oddycha. Drugi wampir widząc martwego kompana patrzy przez chwilę na mnie z wściekłością i już po chwili rzuca się na mnie z wysuniętymi kłami. Przewracam się pod jego ciężarem i oboje zaczynamy się szarpać turlając się po ziemi. Oczywiście on wygrywa i już po chwili zawisa nade mną z zamiarem zabicia mnie. Uśmiecha się zwycięsko. 

-Jakieś ostatnie słowa, wojowniczko?- pyta zadowolony i umazany krwią, nie mam pojęcia czyją. 

-Odradzałabym ci agresję- też się uśmiecham zbijając go tym z tropu. Podsuwam mu nadgarstek, który został podrapany i obtarty podczas szarpaniny, pod twarz- czujesz? Nie powinieneś mnie krzywdzić. 

Wampir pociąga nosem wdychając woń mojej krwi. Jego źrenice gwałtownie się rozszerzają, gdy orientuje się z kim jestem spokrewniona. 

-Kurwa- mruczy i pośpiesznie chce ze mnie wstać. Łapię go za poły kurtki i kontynuuję niezgrabną szarpaninę, by nikt nie zauważył, że nie atakujemy się już nawzajem. 

-Nie przestawaj grać- szepczę- nikomu nie powiem, że mnie zaatakowałeś, tylko udawaj, że atakujesz mnie dalej- kopię go mocno kolanem w brzuch. Jest kompletnie zdezorientowany, ale po chwili ogarnia się i dalej się szarpiemy. Co prawda dużo lżej. 

-O co chodzi?- pyta po jakimś czasie. 

-Nieważne. Nie opowiadaj tego, co tu się zdarzyło nikomu, tylko jak skończę mówić popchnij mnie w bok i uciekaj, żeby reszta się nie zorientowała, że się nie pozabijaliśmy- tak jak powiedziałam, gdy kończę  zdanie, wampir trochę za mocno uderza mnie w ramię i w swoim tempie ucieka w inną uliczkę. Turlam  się kilka metrów dalej. 

Wszystko mnie boli, jestem cała w obtarciach, siniakach i drobnych skaleczeniach. Niezgrabnie podnoszę się z ziemi i spoglądam na pole minionej już bitwy. Jest po wszystkim. Na własnych nogach trzyma się może szóstka ludzi, którzy pomagają tym bardziej rannym, leżącym na ziemi. Dookoła jest pełno zwłok, zarówno ludzi jak i wampirów. 

Podbiegam szybko do Alice, która leży w kałuży czerwieni obficie krwawiąc z wielkiej rany na brzuchu. 

-Jezu, Al, słyszysz mnie?- klękam przed nią i próbuję zatamować krwotok. Po chwili podbiega do mnie dwóch chłopaków i biorą na ręce dziewczynę. Sami też są ranni, ale mniej poważnie, dzięki czemu pomagają tym bardziej poszkodowanym. 

W taki sposób udaje nam się w siódemkę przetransportować czwórkę ledwo żyjących z powrotem do kryjówki. Kładziemy ich na kanapach i na dywanie. Jeden chłopak, Cole, jest po studiach medycznych, więc stara się nami instruować. 

Po kilku godzinach wszyscy są już prowizorycznie opatrzeni  i pozawijani w bandaże. Najgorzej ma się chyba Alice. Straciła mnóstwo krwi i wciąż nie odzyskała przytomności.

-Wiedziała, że to zły pomysł- mówię cicho, gdy zapada między nami smutne milczenie. 

-Nie powinienem tego rozpoczynać. To moja wina- głos zabiera łysy, który okazał się mieć na imię Nick.  Cała grupa patrzy na niego krzywo i z pretensją. 

-Nie odzywaj się- wycedził przez zęby Logan, który także uszedł z życiem, chociaż był trochę  mocniej poturbowany.

-Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Po prostu miałem dość tego, że T tak się rządzi i wszystko dokładnie planuje.

-I może to właśnie dzięki niemu jeszcze nigdy nie mieliśmy takich strat w ludziach, jak dzisiejszej nocy? Kurwa, stary on miał rację. Cały czas. Nie tłumacz nam się, ale jak on wróci z pierdolonego Los Angeles, to masz przesrane. Weź ty się lepiej od razu zabij, albo przeprowadź, albo zmów zdrowaśki, toż jak on zobaczy Alice w takim stanie i to, że z całej naszej czterdziestki zostało tylko jedenastu, to zrówna cię z ziemią- Cole mówi spokojnie, jednak widać, że Nick się przestraszył. Sama byłam światkiem wybuchu agresji ze strony T, a co to dopiero będzie, gdy dowie się, że jego dziewczyna o mały włos nie umarła, a z oddziału została tylko jedna- czwarta? Z resztą... Tej nocy nie wiemy nawet czy Al przeżyje...

-Zjebałem.

-Tak

-Po całości.

-Jak najbardziej.

-Mhm- wszyscy co jeszcze nie usnęli, albo mają siłę się odzywać potwierdzają. 

-Co mam teraz zrobić?- pyta Nick wysokim głosem, jakby miał się zaraz popłakać. W końcu to z jego winy umarło tylu ludzi... Ma ich na sumieniu. Nie mówiąc już o gniewie całej reszty. Chociaż, nie oszukujmy się, gdyby za nim nie poszli, nic by się nie stało, wszyscy są winni. 

-Zacznij wymyślać jakieś sensowne tłumaczenie, dlaczego zabiłeś szefowi siostrę...

-Jeszcze nie umarła! Nie spisujcie jej na straty- Logan chwyta dłoń nieprzytomnej Alice.

Siostra... Alice jest siostrą T. Gdyby sytuacja nie była tak tragiczna, może bym się nawet ucieszyła, że największe ciacho wśród łowców jest wolne. 

-Nie róbmy sobie nadziei, jej stan jest krytyczny- odzywa się chłopak z wykształceniem medycznym. 

-Cole, ona przeżyje, jasne?!- Logan podnosi głos, na co wszyscy gwałtownie go uciszamy, żeby nie przeszkadzał śpiącym rannym. 

-Stary, kochasz ją?

-Jest wyjątkowa. Zależy mi na niej- spuszcza wzrok na ich złączone dłonie. 

-Ustalmy coś- najstarszy z grona zmienia temat- nikt z nas nie ma prawa dzwonić do T i mówić mu o tym co tu zaszło jasne? Ma ważną misję do załatwienia w LA i nie możemy pozwolić by przez naszą głupotę wszystko zaprzepaścił i tu wracał, rozumiecie? 

Wszyscy pokiwali głowami. 

-Dobrze. A teraz odpocznijmy, to była długa noc, dla niektórych- spojrzał na nieprzytomną- może być ostatnią. 

~*~

Obiecałam rozdział- to jest XD Godzina 01:30 a ja dodaję. 

Mam nadzieję, że się spodoba i aktywność będzie też troszku większa niż ostatnio...

W mediach dodaję wspaniałą piosenkę, która od kilku dni włada moim serduszkiem, ale nie ma nic wspólnego z rozdziałem- po prostu jest świetna, idealna i wgl polecam. 

Nie życzę wam wesołych świąt ni nic, bo pewnie dodam jeszcze jakiś rozdział w święta czy coś. Albo nie. Nie wiem, A CZY WY MYJECIE OKNA DLA JEZUSKA? X'DD Strasznie bawi mnie ta idea ale sama jestem zmuszona myć szyby więc... xD

Pozdrawiam! 

Princessa67577

PS. Jeśli są błędy- przepraszam, nie kontaktuję już po pierwszej w nocy xDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro