X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nie powiem ci, że jestem z ciebie dumna, bo wciąż nie pochwalam tego co robisz. Ale cieszę się, że sprałaś mu dupę. 

-El, to mój wybór. Też się cieszę, że sprałam mu dupę. Od wczoraj mogę już mogła oficjalnie brać udział w akcjach. To znaczy... Jeśli T zaakceptuje poziom mojego szkolenia. Jak wróci- tłumaczę El, gdy wracamy ze szkoły. Od tamtej rzezi minęły wczoraj równo dwa tygodnie. Każdego dnia Cole i Logan dokładali wszelkich starań trenując mnie na łowcę. Wczoraj po raz pierwszy pokonałam Logana w walce wręcz. 

Nauczyli mnie też posługiwać się sztyletem i bronią palną. 

-Ah, a więc ten twój przystojniak wciąż w Los Angeles? 

-Tak- przyznałam niechętnie- ale w sumie to ja nie wiem czy chcę żeby wracał. 

-Czemu?!- przyjaciółka patrzy na mnie jak na idiotkę- mówiłaś, że to ciacho!

-Bo tak jest. Ale jak wróci to się mega wścieknie. I wszyscy tak się boją tego momentu, że nawet wysprzątali kryjówkę. Dostają sraki na myśl o jego powrocie, a ja zastanawiam się czy tego gdzieś nie przeczekać. 

-No co ty!- oburza się El- wkurwiony przystojniak jest jeszcze bardziej seksowny! Nie możesz tego przegapić!

***

Wieczór jest chłodny. Owijam się mocniej kurtką. Jest już późny wieczór, kiedy idę do naszej bazy. Dzisiaj mam trenować strzelanie do celu, bo póki co idzie mi to nie najlepiej. 

Alice czuje się już dużo lepiej. Chodzi powoli, w bandażu owiniętym wokół brzucha, ale nie wygląda już tak blado jak wcześniej. Wszyscy, którzy przeżyli transport do kryjówki tamtego wieczoru wylizali się już. Tylko z psychiką Nicka trochę gorzej... 

Wchodzę do opuszczonego budynku. Przestałam już się tu gubić od kilku dni. Bez problemu odnajduję drzwi, a za nimi schody. 

Już od wejścia słyszę podniesione głosy. A raczej jeden głos. Z trudem rozpoznaję ten opieprzający ton. T wrócił. 

Ostrożnie schodzę po schodach, wolniej niż zwykle. Krzyki są coraz głośniejsze i już przed drzwiami mogę rozróżnić poszczególne słowa. 

-W dupie mam wasze tłumaczenia! Jak można być tak bezmyślnym?!- nie chcąc podsłuchiwać za drzwiami w końcu decyduję się wejść do środka. Wszystkie spojrzenia skupiają się na mnie. 

Przechodzę przez środek salonu, mijam T i kilka innych osób stojących na dywanie i opieram się o ścianę jak najdalej awantury. 

-Cześć- mruczę tylko cicho przechodząc przez środek kumulującego się napięcia.  

-Jakim cudem ona przeżyła?- wskazuje na mnie ze zdziwieniem. Odczuwam ulgę, że nie słyszę w jego głosie pretensji. 

-Patience uratowała mi życie. Zabiła wampira na moich oczach. Jest już gotowa. Nieźle ją wytrenowaliśmy pod twoją nieobecność- Alice zabiera głos. 

T rzuca mi zaciekawione spojrzenie. Na moje policzki wpływa rumieniec, to przez jego intensywny wzrok. Wygląda dziś jeszcze lepiej niż go zapamiętałam. Ma na sobie tą samą czarną, skórzaną kurtkę co zwykle, tylko włosów tym razem nie zaczesał do tyłu. Opadają w nieładzie na wszystkie strony, w tym także na jego czoło. Przełykam gulę zbierającą mi się w gardle. 

-Czyżby?- z jego oblicza znika na moment wściekłość i pojawia się nieznaczny uśmiech- Nie zmieniaj tematu Alice- upomniał siostrę i z powrotem spoważniał. 

-To moja wina. Nie posłuchałem Al i  nastawiłem wszystkich na ten beznadziejny pomysł- Nick wychodzi przed szereg i staje twarzą w twarz z wściekłym szefem łowców. Wszyscy spodziewamy się jakiejś agresji, tego, że T rzuci się na Nicka z pięściami czy coś. Ale ten tylko wzdycha ciężko.

-Na zewnątrz- warczy. Nick pośpiesznie opuszcza pomieszczenie zgarniając po drodze swoją kurtkę. T wychodzi za nim nie mówiąc już ani słowa. Po jego wyjściu wszyscy się rozluźniają i siadają na kanapach, przy barze albo po prostu na dywanie, jak ja. 

-Nie zareagował w sumie aż tak źle, co nie?- zaczynam rozmowę. 

-Hah- mruczy bez cienia wesołości Cole- spóźniłaś się i przegapiłaś największą falę jego gniewu. Masz farta. W sumie uspokoił się trochę po twoim przyjściu- chłopak otwiera puszkę piwa i pociąga spory łyk.

Dalej siedzimy w niezręcznej ciszy. Wszyscy albo piją alkohol, albo z zainteresowaniem wpatrują się we własne palce.

Po jakimś czasie do salonu z powrotem wchodzi T, tym razem sam. Nie zaszczycając nikogo spojrzeniem siada przy barze obok Logana. 

-Więcej nie zobaczymy tu Nicka- mówi bez jakiś szczególnych emocji i nalewa sobie whiskey do szklanki. 

-Zabiłeś go...?- Alice nawet nie formułuje pytania. Raczej stwierdza fakt, z nutką zwątpienia w głosie. 

-Nie. Ale nie ma prawa już do nas wrócić- słyszę jak kilka osób siedzących za mną, na kanapach oddycha z ulgą na wieść, że Nick wciąż żyje.

-Nie obawiasz się, że teraz, skoro nic go tu już nie trzyma, nie zdradzi naszej organizacji?- pytam odważnie zwracając na siebie uwagę mężczyzny. 

-Nie. Nie zrobi tego- odpowiada pewnie.

-Jak tam grupa z LA?- pyta Logan. 

-Zgodzili się nam pomóc. Za trzy dni przyjadą i razem zrobimy obławę na rezydencje Smith. O wiele większe szanse mielibyśmy, gdybyśmy nie stracili większości ludzi. Ale teraz już nic nie odwołam. Łowców z LA jest całkiem sporo, może jakoś nadrobią nasze straty i uda nam się pomyślnie przeprowadzić tę akcje- obraca szklankę w dłoni, na której wierzchu też dostrzegam małe tatuaże- no chyba, że chcecie pójść spontanicznie na miasto?- pyta ironicznie. 

-Nie- odpowiadają wszyscy zgodnie.

~*~

Kolejny rozdział w przeciągu dwóch dni. Bo po kiego się uczyć do egzaminu? :__: Jezu serio chciałabym się zacząć uczyć ale wattpad jest zbyt absorbujący XDDD

Nie umiem składać życzeń, więc mam nadzieję, że "WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH" czy coś takiego starczy xDD 

W mediach wstawiam zdjęcie ziomka którego wyglądem się 'troszku' inspirowałam tworząc postać T. <3  

Kocham, wasza princessa67577 xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro