92.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kolacji zabrałem Rachel do hotelu. Planowałem, że oświadczę się teraz, ale ostatecznie zamierzałem poczekać do rana. Nie, wcale się nie rozmyśliłem. Po prostu wiedziałem, że czekała nas poważna rozmowa, a za bardzo jej teraz pragnąłem.

Zacząłem zdejmować jej sukienkę. Założyła małą czarną, pomalowała oczy, rozpuściła włosy i włożyła buty na obcasie, które uwielbiałem. Wyglądała dziś pięknie, co nie znaczyło, że na co dzień jej czegoś brakowało. Lubiłem, jak od czasu do czasu kobieta się dla mnie wystroiła. Tak, jak one czasami lubiły się stroić dla facetów.

– Nie zdejmuj ich – wyszeptałem jej przy uchu.

Jedną dłonią gładziłem jej plecy, a drugą zjechałem do majtek. Nie założyła stanika i przez cały wieczór mogłem podziwiać jej okrąglutkie piersi, wystające delikatnie z niewielkiego dekoltu jej sukienki. Nie musiała nosić wyzywających ciuchów, żeby wyglądać seksownie, jak inne kobiety. Jej naturalność mnie podniecała. Pomogła mi zdjąć koszulę. Jęknęła cicho, gdy jej nagie piersi dotknęły mojego ciała. Skoro tak mało wystarczyło, to już nie mogłem się doczekać, co poczuje, gdy w nią wejdę.

– Mam zostać w samych butach? - Uśmiechnęła się nieśmiało.

Miała zarumienione policzki i przygryzała lekko dolną wargę. Jednak przestała, widząc moje spojrzenie. Lekko objęła mnie za szyję. Tak, miała zostać w samych szpilkach. Szybko pozbyłem się spodni i łapiąc ją za tyłek, opadłem na łóżko plecami, ciągnąc ją za sobą. Nie dzieliło nas nic. Jej ciało idealnie przylegało do mojego. Całowałem jej twarz, kawałek po kawałku. Delektowałem się nią. Smakowałem jej pełne usta. Uwielbiałem je. Zwłaszcza na swoim ciele. Potrafiła zrobić nimi wiele. Pieściłem pośladki Rachel, wsłuchując się w nasze przyśpieszone oddechy. To nie będzie jeden z naszych szybkich numerków. Mieliśmy całą noc, a ja nie zamierzałem się nigdzie śpieszyć. Widząc, że nie zamierzałem jeszcze w nią wejść, uniosła się lekko. Przejęła inicjatywę. Usiadła na mnie, tak bym mógł się w niej znaleźć. Mimo swojej nieśmiałości była doskonałą partnerką w łóżku. Wiedziała, co lubiłem i co lubiła ona, i brała to.

– Niecierpliwa. - Uśmiechnąłem się łobuzersko, łapiąc ją za piersi.

– Proszę – wyszeptała. – Przeleć mnie jak zawsze.

Zaczęła się poruszać. Lubiłem patrzeć na nią, gdy była na górze. Czasami się zapominała i miałem świetny widok, gdy dochodziła, ale nie tym razem. Speszona wtuliła twarz w moją szyję. Nie mogąc wytrzymać dłużej, odwróciłem się tak, że leżała teraz pode mną. Zacząłem się ruszać powoli, co chyba jej nie zadowalało, bo złapała mnie za pośladki i docisnęła do siebie. Przyśpieszyłem i słysząc jej jęki, to była dobra decyzja. Nie zwalniając, nachyliłem się i polizałem jej piersi. Drgnęła lekko. Spodobało mi się to, chociaż w tej chwili wolałem zadowolić się jej ustami. Całowałem ją, nie mogąc złapać tchu. Tak bardzo jej pragnąłem. Tak bardzo.

Rano obudziłem się, czując, jak lekko się poruszyła. Leżała z głową na moim torsie, obejmując mnie w pasie. Jedną rękę trzymała prawie na moim kroczu, przez co uśmiechnąłem się pod nosem. Cmoknąłem ją delikatnie w czoło. Nie chciałbym jej jeszcze obudzić. Niewiele spaliśmy. Miałem wrażenie, jakbym zasnął tylko na chwilę, krótką chwilę.

Był czas na przyjemności, teraz czekało mnie trudniejsze zadanie. Nie wiedziałem, czego się obawiałem. Przecież się kochaliśmy, byliśmy razem, kochałem jej dzieci, wychowywaliśmy ich razem i razem mieszkaliśmy. Czemu miałaby nie chcieć przyjąć moich oświadczyn? Bo byłeś skurwielem, Paul. Skrzywdziłem ją. A co jeśli udawała szczęśliwą tylko dlatego, że bała się, że mnie straci? Właśnie, dlatego powie tak. Stresowałem się. To dla mnie bardzo ważne, żeby ten dzień był dla Rachel jednym z lepszych. Nie chciałem, żeby kojarzyła mnie z Mattem, który przecież też dał jej pierścionek, robiąc z niej swoją narzeczoną, a następnie żonę. Nie byłem taki jak on. Dla Rachel się zmienię na lepsze. Obiecuję.

– Co się dzieje? - Spojrzała na mnie.

– Co? – spytałem zmieszany.

– Czuję, jak szybko bije ci serce. - Przyłożyła do niego dłoń. – Dlaczego?

– Bo mam ci coś ważnego do powiedzenia. - Spojrzałem jej w oczy.

Widziałem w nich mieszankę strachu i ciekawości. Nie zauważyłem zwątpienia, a może nie chciałem zauważyć.

– Miejmy to już za sobą – powiedziała cicho.

Chyba obawiała się, co miałem jej do powiedzenia. Rachel, czy myślisz, że po tej nocy mógłbym cię skrzywdzić? Czy nie pokazałem ci wystarczająco, jak bardzo cię pragnąłem? Jak jeszcze miałem ci pokazać, że cię kocham? Jak? Zrobię to, tylko mi podpowiedz.

– Chciałbym się ubrać. Poczekaj tu na mnie chwilkę, dobrze? - Usiadłem. – Za moment do ciebie wrócę.

– Dobrze. - Zmarszczyła brwi.

Zakładając spodnie, zerknąłem na nią. Otuliła się kołdrą, zasłaniając piersi. Obserwowała mnie. Zarzuciłem koszulę, ale jej nie zapiąłem. No, bez przesady. Nie chciałem oświadczać się nago, ale chciałem mieć to już za sobą. Delikatnie wyjąłem z kieszeni pierścionek. Nie miałem chwili, żeby teraz na niego spojrzeć. Usiadłem na brzegu łóżka, kładąc Rachel dłoń na łydce.

– Denerwujesz mnie. - Złapała moją dłoń.

Tę, w której miałem pierścionek. Rozłożyłem ją przed jej twarzą. Romantyk ze mnie żaden, wiedziałem o tym. Rachel wpatrywała się to w pierścionek, to na mnie. Trwało to kilka minut, aż zacząłem się uśmiechać nerwowo. Powinienem coś powiedzieć, czy czekać, aż ona to zrobi?

– Chcesz... – zacząłem, ale mi przerwała.

Zobaczyłem tylko w jej oczach łzy, zanim rzuciła się na mnie i objęła mocno. Co miałem o tym myśleć?

– Paul – wyszeptała, tuląc się do mnie – chcesz mi się oświadczyć?

Tak, chciałem, żeby była moją żoną. Była jedyną kobietą, o której pomyślałem w ten sposób.

– Coś w tym złego? - Odgarnąłem jej włosy do tyłu. – Kocham cię.

– Ja ciebie też. - Odsunęła się ode mnie minimalnie, tak żeby móc na mnie spojrzeć.

– Jestem gotowy. Obiecuję, że niczego nie spieprzę.

Nie tym razem.

– Czeka nas poważna rozmowa – westchnęła.

– Po tym, jak włożysz pierścionek, czy przed? - Uśmiechnąłem się.

Chciałem jakoś rozluzować napięcie. Nieważne, czy przyjmie ten pierścionek, czy nie. Ta rozmowa wprowadzi w moje życie coś nowego, lepszego.

– Chcesz wiedzieć, czy to, co mi powiesz, coś zmieni? Wiem, że mnie zrani, ale zostawiliśmy przeszłość za sobą. Jeżeli mnie okłamałeś... – głos jej zadrżał. – Jeśli po tym, gdy powiedziałeś po raz pierwszy, że mnie kochasz, była inna kobieta...

– Nie było żadnej. Tylko ty.

– Jeżeli tak by było – kontynuowała. – Pamiętaj, że wtedy zniknę z twojego życia na zawsze. Albo ty z mojego, jak wolisz. - Lekko wzruszyła ramionami.

– Zraniłem Ivy. - Patrzyłem na nią niepewnie.

– Dałeś jej nadzieję – wyszeptała.

– Przepraszam. - Pogłaskałem ją po policzku. – To było... Przed wypadkiem. Rachel, nie wiedziałem, jak mam sobie radzić, a to był jedyny sposób, jaki znałem. Nie powinienem iść do niej. Jednak cokolwiek ci powie, to nieprawda.

Bałem się, że moja przyjaciółka mogłaby wpaść na pomysł, że była ze mną w ciąży, ale nie mogła być. Zabezpieczaliśmy się, mimo że od samego początku wiedziałem, że była bezpłodna. Nie mogła mieć dziecka, choćby bardzo chciała. Dowiedziała się o tym jako nastolatka. Wmówiła swojemu mężowi, że to jego wina, ale ja doskonale znałem prawdę.

Rachel wzięła z mojej dłoni pierścionek i założyła go sobie na palec. To nie wszystko, co chciałem powiedzieć, ale trudniejsze mieliśmy za sobą. Obawiała się, że Ivy jej mnie zabierze. Czy teraz po moim wyznaniu miała pewność, że nie?

– Skoro te oświadczyny były zupełnie inne, to mam nadzieję, że to małżeństwo też będzie inne. - Uśmiechnęła się uroczo. – Lepsze.

– Będzie idealne. - Pocałowałem ją.

Patrzyłem, jak się uśmiechała. Też się uśmiechałem. Pomyślałem o mamie. Były rzeczy, przez które na pewno nie byłaby ze mnie dumna, ale to jedna, z których by była.

Wiesz, mamo żałowałem, że nie mogłaś poznać Rachel. Polubiłabyś ją od pierwszej chwili tak, jak zrobiła to April. Kiedyś opowiem jej o tacie mojej siostry. Może wtedy łatwiej będzie mi z tym żyć.

– Wiesz, że to znaczy, że chcesz założyć rodzinę? – zapytała Rachel, gdy znowu leżeliśmy w łóżku.

Też o tym myślałem. Chciałem mieć swoją rodzinę. Może nie byłem w tej chwili gotowy na dziecko, ale kto wiedział, co będzie za rok albo dwa.

– Wiem.

– Ale rodzina to dzieci. - Przygryzła wargę.

– Pytasz, czy chcę mieć z tobą dziecko? - Uśmiechnąłem się.

Nic nie zniechęci mnie do ślubu z nią. Nawet jeśli nie będzie chciała mieć ze mną dziecka. Rozumiałem ją. Miała już dwójkę maluchów, które nieustannie potrzebowały jej uwagi.

– Tak.

– Może nie w tej chwili – przytuliłem ją – ale myślę o tym, a w moim przypadku to wiele. Dopóki nie kupiłem tego pierścionka – dotknąłem jej palca – nie myślałem o byciu ojcem w ogóle.

– Jesteś ojcem chłopców. - Głaskała mnie po ramieniu.

To takie uspokajające. Bycie ojcem dla Luca i Antona to co innego niż mieć własne dziecko. Ono będzie wymagało ode mnie o wiele więcej odpowiedzialności.

– Nie myślałem nigdy o swoich dzieciach. Tych, za które wziąłbym pełną odpowiedzialność. - Spojrzałem jej w oczy. – Nie martw się. To nie zmieni nic, chłopców nadal będę kochał, jak swoich synów. To się nie zmieni. Będzie nas po prostu więcej.

– Ja po prostu... Nie wyobrażałam sobie tego. - Patrzyła na mnie. – Widzę, że kochasz chłopców i jak się nimi opiekujesz, ale...

– Ale nie chcesz mieć ze mną dziecka?

– To nie tak – powiedziała szybko. – Boję się, że się rozmyślisz.

– Dlatego z tą decyzją jeszcze poczekamy – uśmiechnąłem się – żebyś miała pewność, że jestem gotowy.

– Żebyś ty miał tę pewność, Paul.

Jak zawsze nie myślała o sobie, a właśnie teraz powinna. To jej uczucia się liczyły najbardziej. Z moimi jakoś sobie poradzimy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro