102.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rachel ostatnio wspomniała, tylko wspomniała April o ślubie, a ona już chciała rzucić wszystko i tutaj przyjechać. Chyba jakiś żart. Przecież nie weźmiemy ślubu jutro ani za miesiąc. Potrzebowaliśmy czasu, żeby to ogarnąć, a nigdzie nam się nie śpieszyło. Chyba że o czymś nie wiedziałem. Rachel nie chciała szybkiego ślubu. Już jeden miała i to, że chciała kolejny, powinno mi wystarczyć. Nie zamierzałem nalegać na najbliższy termin. Wszystko zależało od rudowłosej. Gdy będzie gotowa, wtedy zajmiemy się organizacją. Wstępnie ustaliliśmy, że przygotowania zaczniemy po powrocie April do Stanów. Dzięki temu moja kobieta będzie mogła poczuć cały ten szał, który dla mojej siostry był nie do ominięcia. Nie rozumiałem tej fascynacji, ale dla kobiet to ogromne wydarzenie.

Chciałbym, żeby Rachel zapamiętała ten ślub, jako najlepszą rzeczy w życiu. Zrobię wszystko, żeby nie żałowała, jak wtedy, gdy wyszła za Matta. Ze mną będzie szczęśliwa. Postaram się. Nie zaprosimy dużo osób. Poza nami będzie jeszcze April i nasi przyjaciele z żonami. Poza tym pewnie nie będzie nikogo więcej. Małe grono, ale sami najbliżsi. Nie mieliśmy rodziny, a Rachel z rodzicami nie utrzymywała kontaktu. Nie chciała ich na swoim ślubie. I rozumiałem to. Miała do nich żal, że zmusili ją do małżeństwa z Mattem. Przyczynili się do jej krzywdy. Nie mogłem pozwolić, by ktoś taki zbliżył się do mojej narzeczonej, jeśli tego nie chciała. Może kiedyś im wybaczy. Jednak oni nawet nie wyciągnęli do niej ręki do zgody. Tak, jakby nie widzieli nic złego w tym, co zrobił Matt. Nie przeszkadzało mi, że na naszym ślubie będzie mało osób. Rachel też nie.

Poza tym, kogo mielibyśmy jeszcze zaprosić? Prezydenta? Całe wydawnictwo? Moje byłe kochanki? Nie. Nawet nie pomyślałem o Ivy. Nie sądziłem, żeby Rachel chciała ją widzieć w tym dniu. Poza tym nie chciałem, żeby uczestniczyła w naszym święcie. Nie, dopóki nadal mnie kochała. Przykro mi, ale nie mogłem zaoferować jej nic poza przyjaźnią, której już nie chciała.

– Siostra, spokojnie. Wrócisz, będzie ślub.

Najchętniej wziąłbym ślub już teraz, bez żadnych gości, ale April by mi tego nie wybaczyła. Straciłbym siostrę na zawsze. Nie wiedziałem, czemu tak jej zależało na urządzeniu naszego przyjęcia.

– Paul, ale to rok. - Westchnęła. – Co jak Rachel się rozmyśli?

Co? Nie, nie rozmyśli się. A jeśli? Nie pomyślałem o tym. Może rzeczywiście powinienem zaciągnąć ją przed ołtarz jak najszybciej. Nie. April mnie wkręcała. Poza tym nie chciałem, żeby Rachel miała jakieś wątpliwości. Musiała być pewna swojej decyzji, a ja poczekam spokojnie. Gdy będzie gotowa, wtedy weźmiemy ślub. Nie zmieni to nic między nami. Chociaż dla niej będzie to utwierdzenie, ile dla mnie znaczyła. Była pierwszą kobietą, którą pokochałem. Jedyną. To wiele znaczyło. Nie sądziłem, że byłem do tego zdolny. Chciałem mieć rodzinę i w końcu miałem na to szansę. Nie spieprzę tego. Nie tym razem.

– Wkręcasz mnie – powiedziałem po chwili.

– Tak. - Zaśmiała się. – Nie zostawiła cię wtedy, więc wątpię, że zrobi to teraz, gdy przestałeś schadzek do klubów.

Nie lubiłem, gfy ktoś mi o tym przypominał. Niestety nie wymarzę jednorazowych przygód z życiorysu. Nie było mi wstyd, chociaż powinno. Po prostu czułem się źle, z tym że przez długi czas raniłem Rachel.

– Mało zabawne. Zadzwoń niedługo.

– Niedługo.

Moje rozmowy z siostrą zazwyczaj były krótkie, ale ostatnio rozmawialiśmy ze sobą częściej. Dzięki temu wiedziałem, że u niej wszystko dobrze. Do tej pory zawsze rozmawiała z Rachel. To dobrze, bo wiedziałem, gdy coś było nie tak. Dziewczyny dogadywały się lepiej. Wiadomo, że bratu April nie powie wszystkiego. Jednak wiedziałem, że rudowłosa zawsze potrafiła doradzić mojej siostrze. O to się nie musiałem martwić.

Chłopcy zasnęli niedawno. Moja kobieta właśnie brała prysznic. Czekałem na nią w łóżku. Chciałem, żeby położyła się obok mnie i po prostu zasnąć.

To był męczący początek weekendu. Annie z Rachel zaczęły dowiadywać się, jak wyglądało funkcjonowanie fundacji. Dały sobie na razie spokój z własną, ale wiedziałem, że dla rudowłosej to tylko kwestia czasu. Znalazły kilku ludzi, którzy dopiero zaczynali, więc im pomogą. Potrzebowały pieniędzy, które ja zainwestuję. Dziewczyny będą współwłaścicielkami wraz z pomysłodawcą Jonathanem. Potrzebował tylko osób, które pomogłyby mu zrealizować plany. Nie podobało mi się to, że będą współpracować z tym facetem. Znaczy, on nie był zły, ale... Dobra, byłem zazdrosny o Rachel. Widziałem, jak ten facet na nią patrzył. Był zabawny i spodobał się dziewczynom. Będę musiał jeździć na spotkania fundacji z nimi. Jonathan musiał wiedzieć, że rudowłosa była moja. Może Annie trochę się odstresuje.

– Hej. - Rachel wtuliła się we mnie.

Jej włosy były jeszcze wilgotne, mimo że jej suszyła. Pachniała wanilią.

– Hej. - Pocałowałem ją.

– Padam z nóg. - Położyła głowę na moim torsie.

– I dlatego brałaś godzinny prysznic? - Zaśmiałem się.

– Kąpiel.

– Dobrze, to poleżymy. - Głaskałem ją po plecach. – Trochę pomarudzę i zaśniemy.

– Będziesz marudzić? - Zaśmiała się.

– Tak. Bo wiesz, ten facet. On nie ma nic innego do roboty tylko ciągle przesiadywać z wami?

Zabrzmiałem jak zazdrosny? Miałem nadzieję, że nie.

– Próbuje nam pokazać, czym mamy się zająć. - Spojrzała na mnie. – Jak wiesz, nie zajmowałyśmy się tym wcześniej. Znaczy ja, bo Annie świetnie poradzi sobie z planowaniem czasu i pozyskiwaniem sponsorów.

Tak, Annie poradzi sobie bardzo dobrze. Tym właśnie zajmowała się na co dzień. Umawianiem moich spotkań i organizacją konferencji w wydawnictwie. Co będzie robić Rachel? Na pewno pomoże w organizacji spotkań. Reszta to już z górki. Rozmowa, wysłuchanie innych i wsparcie ich. Proste. Tak mi się tylko wydawało, ale to moja kobieta akurat potrafiła.

– Tak, może zacząć od kontaktów z wydawnictwa. Ktoś na pewno będzie chciał wesprzeć waszą fundację.

Chciałem, żeby wiedziała, że mogła na mnie liczyć. Mogła poprosić mnie o pomoc w każdej chwili. Nie chciałbym, żeby chociaż przez chwilę myślała, że się do czegoś nie nadawała.

– Dziękuję. - Pocałowała mnie.

– Zawsze ci pomogę, Rachel.

– Jonathan wie, że mam narzeczonego. - Uśmiechnęła się szeroko. – Annie wspomniała, że jak będzie mnie podrywał, od razu ci poskarży. A z tobą podobno nie ma co zadzierać. - Wzruszyła ramionami.

– Kocham cię. - Zaśmiałem się.

Będę musiał podziękować swojej sekretarce, że wyręczyła mnie w rozmowie z tym padalcem. To jednak wcale nie znaczyło, że mu o tym jeszcze nie wspomnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro