139.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wypisali dziś Rachel ze szpitala. Już nie mogłem się doczekać, aż wrócimy do domu. Teraz dopiero będę mógł się wykazać jako ojciec. Miałem jeszcze sporo do nadrobienia i wiele książek do przeczytania. Chyba nawet będę musiał jeszcze dokupić kilka. Jednak tym razem zamówię je do wydawnictwa.

Przez jakiś będę pracować w domu, a w firmie pojawiać się będę tylko na najważniejszych spotkaniach. Nie chciałem teraz zostawić Rachel z dziećmi samej. Wiedziałem, że i tak dałaby sobie świetnie radę, ale chciałem być przy niej.

Heather leżała w foteliku, gotowa do wyjścia i uśmiechała się do mnie. Jej uśmiech był zaraźliwy i po chwili śmiałem się razem z nią. Stworzyliśmy mały cud. Mógłbym patrzeć na córeczkę godzinami i nigdy mi się to nie znudzi. Czekaliśmy tylko na mamusię, która miała ostatnie badanie. Upierałem się przy tym. Musiałem być pewny, że nic jej nie było. Już raz zlekceważyłem jej stan zdrowia. Przez to o mało nie straciliśmy córeczki. Była z nami dopiero jeden dzień, a ja już nie wyobrażałem sobie bez niej życia.

– Jesteś śliczna, maleńka. - Uśmiechałem się do córeczki. – Jak mamusia.

Będę jej to mówić każdego dnia, a niech ktoś tylko spróbuje zaprzeczyć, że moja córka była piękna, pożałuje. Cieszyłem się, że była podobna do Rachel. Oby była mądra jak jej mama. Rudowłosa była idealną matką i nadal podziwiałem ją, że mimo wczesnego macierzyństwa, dobro swoich dzieci zawsze stawiała na pierwszym miejscu. Mało było młodych matek, które były w stanie poświęcić się dla swoich dzieci. Zadbam o to, żeby Heather nic w życiu nie zabrakło. I zrobię wszystko, żeby być obecnym w każdej chwili jej życia. Będę dla niej dobrym ojcem. Postaram się też, żeby chłopcy nie czuli się odrzuceni. Dla nich też będę ojcem, jakiego nie mieli. Chciałbym kiedyś usłyszeć, że cieszyli się, że to nie Matt ich wychowywał.

– Na szczęście ma twój kolor włosów. - Roześmiała się.

Byłem tak skupiony na dziecku, że nawet nie zauważyłem, kiedy weszła do sali. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby nasza córeczka była ruda. I tak byłaby ślicznotką i kochałbym ją tak samo.

– Kocham Was. - Podszedłem do żony i ją pocałowałem. – Czas wracać do domu.

Przed odjazdem dokładnie sprawdziłem fotelik. Musiałem upewnić się, że wszystko było przypięte, jak należy. Chociaż do tej pory foteliki chłopców były dobrze przypięte, więc teraz też nie było problemu. Rachel się ze mnie śmiała. Według niej zrobiłem się strasznym panikarzem. To chyba dobrze, że się dbałem o swoją córeczkę. Byłem za nią odpowiedzialny, a ona była taka malutka, potrzebowała nas.

– Nie ma w tym nic zabawnego – odburknąłem.

Nigdy nie lubiłem, jak ktoś się ze mnie naśmiewał i nadal tego nie lubię.

– Jest. - Uśmiechnęła się. – Stęskniłam się za chłopcami.

Wcale się nie dziwiłem. Mnie też brakowało zabaw z Antem i Luciem. Mimo że ostatnio nie byłem zbyt dobrym ojcem. Większość czasu spędzałem w szpitalu z Rachel, ale starałem się być na każde zawołanie dzieci. Kiedyś to zrozumieją.

– Oni za nami też. - Zerknąłem na nią. – April jest dobrą ciotką.

Rozpieszczała ich, ile mogła, ale wiedziałem, że kiedy trzeba, była stanowcza. Wiedziała, na co można pozwolić dzieciakom. Doskonale się tego nauczyła, bo traktowałem ją w ten sam sposób. Poza tym moja siostra nie chciałaby się narazić Rachel.

– Wiem.

Coś ją męczyło, ale zapytam, o to gdy dzieci pójdą spać. Chyba wiedziałem, o co chodziło. Jeśli nadal przejmowała się tym, że będę lepiej traktował Heather, niż naszych synów to nie powinna. Widziała w szpitalu, że nadal poświęcałem chłopcom tyle samo uwagi. Nic się nie zmieni i zapewniałem ją już o tym.

– Nie martw się. - Uśmiechnąłem się do niej. – Nic się nie zmieniło. Nadal kocham was tak samo. Ciebie i chłopców.

Byli moją rodziną i nie wyobrażałem sobie, żeby mogło być inaczej.

– Dziękuję. - Pocałowała mnie w policzek. – Za wszystko.

Heather rozpłakała się w chwili, gdy zaparkowałem przed domem. Przerażony spojrzałem na żonę. Nie zapowiadało się dobrze. Wybiegłem z auta, żeby wziąć córeczkę na ręce. Jak miałem ją uspokoić? Czy wystarczyło, jak ją ponoszę? Coś jej było? Chciałem, tylko żeby przestała płakać. Tuliłem ją i szeptałem do ucha, jakby to miało jakoś pomóc, ale nic nie dało.

– Karmiłam ją przed wyjściem. - Rachel podeszła do nas i pogłaskała małą po policzku. – Trzeba jej zmienić pieluszkę.

To tylko brudna pielucha. Nic jej nie było. Odetchnąłem z ulgą. Chyba rzeczywiście zaczynałem panikować.

– Ok. - Zerknąłem na małą. – Już się tym zajmę. Nie płacz, kochanie. - Pocałowałem ją w nosek.

Trochę się uspokoiła, ale zmiany pieluchy nie uniknąłem. No, przecież obiecałem. Nie wiedziałem, czy dam sobie radę, ale musiałem. Nie powiedziałbym, że to było łatwe zadanie, ale jakoś sobie poradziłem. Nieważne, że zużyłem dwa pampersy, zanim założyłem jednego poprawnie.

– I gotowe – powiedziałem dumny, gdy Heather miała świeżą pieluszkę.

Obdarzyła mnie nawet uśmiechem. Najważniejsze, że już nie płakała.

Rachel siedziała na fotelu obok i bacznie mnie obserwowała. Czyżby właśnie oceniała, czy nadawałem się na ojca? Starałem się. Miałem nadzieję, że to doceniała.

– Teraz musisz wyrzucić to! - Ant wskazał na brudnego pampersa, a ja spojrzałem na niego. – O nie! Nie tknę tego. - Wybiegł z salonu.

Nie musiał uciekać.

– Wcale nie chciałem, żeby go wyrzucał. - Rozbawiony spojrzałem na żonę.

– Ja też tego nie zrobię. - Zaśmiała się. – Dobrze ci poszło, tatusiu.

Miło słyszeć od niej pochwałę.

Wziąłem córeczkę na ręce i przytuliłem ją do siebie. Czy kiedyś nacieszę się tym maleństwem? Nie sądziłem.

– Pasuje ci. - Uśmiechnęła się i spojrzała na córkę, która zasnęła na moim ramieniu. – I jej też, ale nie myśl, że będziesz ją nosić całymi dniami.

Dla mnie to żaden problem. Wiedziałem, że nie powinienem, bo się przyzwyczai. Słyszałem nawet, że dzieci potrafiły wymuszać wszystko płaczem. Miałem nadzieję, że ona taka nie będzie.

– Nie? - Uśmiechnąłem się łobuzersko.

– Nie ma mowy. Zapomnij.

– Mi to wcale nie przeszkadza.

– Zaraz ci ją zabiorę. - Zaśmiała się.

– Nie martw się. - Nachyliłem się, żeby ją pocałować. – Postaram się jej nie rozpieszczać.

– Jak chłopców? Ich też nie rozpieszczasz?

– Oczywiście. - Znowu ją pocałowałem. – Może mała da nam pospać w nocy.

– Chcesz spać? - Spojrzała na mnie.

– Mam ochotę na inne rzeczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro