22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

O mało, co nie zasnąłem, grając z chłopcami wczoraj w nową grę, z którą czekali na mnie. Mimo że miałem ochotę tylko na Rachel i sen, to nie mogłem im odmówić. No, bo kto, by mógł odmówić chłopcom, którzy specjalnie nie otworzyli swojej nowej gry w dniu, gdy ją dostali tylko czekali na ciebie? Byłem trochę jak dziecko, bo dla mnie to fajna zabawa móc z nimi pograć. No i miałem usprawiedliwienie, gdy chciałem sobie pograć. Każdy facet chciałby grać spokojnie bez marudzenia kobiety nad głową, ale tylko ci z dziećmi go mieli. Na szczęście dzieciaki też były zmęczone i poszły wcześniej spać.

Czekając w łóżku na Rachel, przysnąłem, a bardzo chciałem uprawiać z nią seks. Myślałem, że mnie nie obudzi, bo uzna, że potrzebowałem odpoczynku, ale położyła się obok, tuląc do mnie.

– Paul – wyszeptała i pocałowała mnie w usta. – Wiem, że jesteś zmęczony, ale czy nie masz na mnie ochoty? - Zaśmiała się, kładąc dłoń na moim kroczu.

Ok, udało jej się mnie rozbudzić.

– Musiałaś się bardzo stęsknić. - Spojrzałem na nią rozbawiony.

– Bardzo. - Ocierała się o mnie, nie przestając mnie macać. – Ty chyba też.

– Też. - Złapałem ją za pośladki i posadziłem sobie na kolanach.

Byłem tak spragniony, że wszedłem w nią od razu, żeby znowu móc ją poczuć. Jęknęła głośno w moje usta. Chciałem delektować się tą chwilą, ale nie mogłem dłużej czekać. Zrobiliśmy to szybko i zasnąłem wtulony w nią.

Gdy obudziłem się rano, nie było jej obok mnie. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie podobało jej się to, że w nocy tak szybko się nią zająłem i zasnąłem, po długiej nieobecności nawet z nią nie rozmawiając. Pewnie było jej przykro. Nie przypominałem sobie, żebym wcześniej tak bardzo martwił się samopoczuciem Rachel. Nie było mnie długo i byłem ciekawy, jak spędzała czas beze mnie. To dla mnie dziwne. A może nie tyle dziwne, ile nowe. Zazwyczaj pytałem ją o takie rzeczy, bo to na mnie wymusiła albo tak wypadało i nie obchodziła mnie jej odpowiedź, a teraz naprawdę chciałem to wiedzieć.

Spojrzałem na zegarek i zrozumiałem, dlaczego Rachel przy mnie nie było. Odetchnąłem z ulgą. Poszła zaprowadzić chłopców do szkoły. Obróciłem się na plecy i zakryłem twarz w dłoniach. Czyżby po tym wyjeździe coś zmieniło się we mnie, w April albo w Rachel? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem tyle, że spokój nie potrwa długo. Bałem się tylko, że to ja go zburzę.

– Cześć. - Usłyszałem jej słodki głos.

Zdjąłem ręce z twarzy, żeby na nią spojrzeć. Stała w progu i przyglądała mi się z uśmiechem. Nie widziałem jej ponad dwa tygodnie, a szukałem jakiejś zmiany, jakbym nie widział jej, co najmniej rok. Ale nic się nie zmieniła.

– Przepraszam. - Podniosłem się, żeby usiąść.

– Za co? - Zmarszczyła brwi.

Za wszystko, chciałem powiedzieć. Tak bardzo mi przykro, że raniłem ją przez tyle czasu. Przykro, bo była jedyną osobą, która tak bardzo we mnie wierzyła i mi ufała. Ufała człowiekowi, któremu nie powinna. Jak można to powiedzieć kobiecie, która nie wyobrażała sobie, że mogłeś być na tyle złym człowiekiem, żeby ją zdradzać, a później wracać do niej, jak gdyby nigdy nic? Jak miałem jej nie zranić, gdy będę mówił prawdę? Prawdę, która zburzy jej życie, która sprawi, że przestanę być w jej oczach idealnym facetem.

– Za wczoraj. - Uśmiechnąłem się nieśmiało, wyciągając rękę w jej stronę.

– Mi się podobało. - Stanęła przede mną, kładąc mi dłonie na ramionach.

Teraz to ja musiałem patrzeć na nią z góry, a nie tak jak zawsze ona na mnie.

– Zasnąłem. - Objąłem ją w talii. – Nawet nie zapytałem, jak ci było.

– Byłeś zmęczony. - Wplotła dłoń w moje włosy. – Dobrze mi było. - Uśmiechnęła się.

– Tak dobrze mieć cię w końcu przy sobie. - Wtuliłem twarz w jej szyję. – Tak dobrze – powiedziałem cicho.

– Paul, wariacie. - Zaśmiała mi się do ucha. – Co się z tobą dzieje? - Przyjrzała mi się dokładnie.

– Nie wiem. - Uniosłem głowę, by na nią spojrzeć. – Tęskniłem? - Wzruszyłem lekko ramionami.

– I to chyba bardzo. - Pocałowała mnie.

Minęło kilka minut, zanim odsunąłem ją od siebie. Cały czas trzymała ręce na moich ramionach i się uśmiechała.

– Opowiesz, jak wam było beze mnie? - Posadziłem sobie Rachel na kolanie i objąłem ramieniem, kładąc dłoń na jej udzie.

– Udawałam, że zaraz do nas wrócisz, ale w nocy kiepsko mi szło.

– Brakowało ci mnie? - Patrzyłem jej w oczy.

– Często cię nie ma w nocy – spuściła wzrok – ale to nie to samo, co nie mieć cię przez kilka całych dni.

– Spróbuję. - Odgarnąłem jej kosmyk włosów z czoła i założyłem za ucho. – Spróbuję nie wychodzić często do klubów, a spędzać ten czas z tobą.

– Coś się zmieniło. - Spojrzała na mnie podejrzliwie. – Nie wiem co, ale czuję, że jest inaczej. Coś jeszcze się zmieni, prawda?

Miała rację. Ja się zmieniłem. Chciałem jej powiedzieć prawdę, ale nie potrafiłem zrobić tego teraz. Może jak przez jakiś czas udowodnię jej, że chciałbym spędzać czas tylko z nią, to moje przyznanie się do zdrady przyjmie troszeczkę lepiej. Może zrozumie. Głupi chyba byłem, myśląc, że można zrozumieć coś takiego. Zrozumieć mnie mogli tylko moi kumple, którzy też zdradzali kobiety, ale nie ona. Nie osoba, która była zdradzana.

– Będzie ciężko. - Westchnąłem.

– Spróbujemy dać sobie z tym radę. - Pogłaskała mnie po włosach i pocałowała w czoło. – A teraz chodź.

Zgrabnie wstała z moich kolan i pociągnęła mnie za rękę. Nie miałem pojęcia, dokąd mnie prowadziła, ale szedłem za nią. Na schodach złapałem jej drobne ciało w talii i uśmiechnąłem się z ustami przy jej uchu.

– Paul, przejdźmy się. - Odwróciła się do mnie. – Pamiętasz, kiedy ostatnio spacerowaliśmy sami?

– Zanim urodził się Anton. Nie byliśmy wtedy chyba jeszcze razem. - Podrapałem się po głowie.

Próbowałem sobie przypomnieć, czy później wychodziliśmy razem na spacery. Kilka razy, ale już z chłopcami. Sam z Rachel byłem tylko w domu, a gdy mieliśmy możliwość wyjścia, jechaliśmy do restauracji albo hotelu. Chociaż i to zdarzało się rzadko.

– Chyba dopiero wtedy zaczęliśmy być razem. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie.

– Ale nie próbujesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży? – spytałem nagle, spanikowany.

Nie wiedziałem, skąd wzięła się ta myśl, ale gdy patrzyłem na nią, wydawała się jakaś inna. Jakby coś w niej się zmieniło, a jeżeli tak to... Boże, przecież nie byłem gotowy. Nawet nie wiedziałem, czy ją kocham.

– A chciałbyś? - Przygląda mi się, trzymając mnie za rękę. – Paul, nic z tych rzeczy. Wydaje mi się, że dwójka maluchów starczy na jakiś czas, co?

– Tak. - Odetchnąłem z ulgą. – Znaczy na razie starczy.

– Tak myślałam. Nie bój się, nie wrobię cię w dziecko i długo jeszcze nie zamierzam zmienić zdania. - Położyła mi dłoń na ramieniu. – To idziemy?

– Dziękuję ci, Rachel. - Pocałowałem ją.

Bardzo się cieszyłem, że rozumiała mnie w sprawie dziecka, że mieliśmy takie samo zdanie. Wiedziałem, że mogłem jej ufać. Nie była przebiegłą kobietą, która chciałaby mnie zatrzymać przy sobie ze względu na dziecko. To nie był sposób na problemy w związku ani nawet zbliżenie się do siebie. Sprawiało się tylko ból sobie, dziecku i facetowi, co powodowało, że zamiast się kochać, zaczynali się nienawidzić. Kiepska sprawa, ale niektórzy właśnie takie życie wybierali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro