45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Całą noc nie spałem. Nie mogłem. Spoglądałem na Anta, bojąc się, że znowu się obudzi z płaczem i nie będę umiał go uspokoić. Obok niego powinna leżeć teraz Rachel. Jednak maluch zasnął wtulony we mnie i do rana nie zmienił pozycji. Jak tylko obrócił się na drugi bok, szybko wygrzebałem się z łóżka, żeby wziąć prysznic.

Dzwoniła Ivy. Zapomniałem, że miałem wysłać jej wczoraj adres, bo miała przyjechać. Pojawi się tutaj za godzinę.

Zanim zszedłem na dół, zajrzałem jeszcze do Anta zobaczyć, czy spał. Sprawdziłem jeszcze raz telefon z nadzieją, że była jakaś wiadomość z policji. Niestety nic nie wiedzieli, ale szukali. Powiedziałem im o ojcu chłopców, więc postanowili, że to sprawdzą. Matt miał ograniczone prawa rodzicielskie, a jeżeli chciałby się spotkać z chłopcami, musiałby mieć zgodę Sądu. Nie wiedziałem, czy Rachel chciała to ominąć, umożliwiając mu zobaczenie się z Luciem i Antem.

Z detektywem umówiłem się na jutro. Szukając jakichś zdjęć Luca, w szufladzie znalazłem dokumenty adopcyjne. Usiadłem na kanapie, dokładnie je przeglądając. Rachel w tajemnicy przede mną musiała sporządzić jej jakiś czas temu. Po ich podpisaniu miałbym stać się oficjalnie tatą dla jej dzieci. Naprawdę tego chciała? Zakryłem twarz w dłoniach. Jeszcze kilka miesięcy temu taka opcja nie wchodziła w grę. Czemu nic mi o tym nie wspomniała? Bała się, że nie będę chciał tego podpisać? Nie zamierzałem zrobić tego ze względu na to, że była w szpitalu. Jeśli miałem podpisać te dokumenty, to tylko dlatego, że tego chciałem. Chciałem być ojcem chłopców i zamierzałem powiedzieć to Rachel od razu, jak się wybudzi. Musiała to wiedzieć.

Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc szybko zebrałem dokumenty i z powrotem wrzuciłem je do szuflady. Na szczęście znalazłem zdjęcie Luca, które odłożyłem na komodę. Miałem nadzieję, że nic mu nie było. Przecież ten facet musiał mieć choć trochę instynktu rodzicielskiego i nie skrzywdzi swojego synka.

– Cześć. - Spojrzała na mnie nieśmiało.

– Nie jestem w najlepszym humorze, lepiej, żebyś o tym wiedziała. - Zaprosiłem ją do domu.

– To widzę, ale nie wiem dlaczego?

– Nie chcę o tym rozmawiać. Wolałbym, żeby to nie była prawda. - Przetarłem twarz dłonią.

– Zamierzasz w ogóle powiedzieć mi, co się stało? - Spojrzała na mnie.

– Porwali Luca, a Rachel miała wypadek. - Usiadłem na kanapie, zakrywając twarz w dłoniach. – Jest w szpitalu...

Moje słowa nie zabrzmiały, jakby zawalił mi się świat, ale właśnie tak było. W ostatnich dniach nie było dla mnie nic ważniejszego. Codziennie byłem w szpitalu z nadzieją, że w końcu usłyszę, że Rachel się wybudziła. Jednak wchodząc do sali każdego dnia, widziałem jej bezwładne ciało.

Wszystkie swoje obowiązki w pracy zrzuciłem na Annie. Nie powinienem, bo Rachel to jej przyjaciółka i bardzo się przejęła, przez co była zdekoncentrowana, ale nikomu nie ufałem, jak jej. Nie miałem w wydawnictwie osoby, której mogłem powierzyć tak odpowiedzialne zadanie. Mogła wziąć sobie do pomocy wszystkich pracowników i miała pełne prawo rozkazywać im, dopóki nie wrócę. A jeżeli ktoś miał z tym problem, to niech sobie szuka innego miejsca pracy. Były w życiu rzeczy ważniejsze od pracy i chyba właśnie zaczynałem je doceniać.

– Nic jej nie jest, prawda? – spytała niepewnie.

Wkurzało mnie, że udawała przejętą. Na rękę, by jej było, gdybym został sam. Szybko zajęłaby miejsce rudowłosej, ale prawda była taka, że nic nie sprawi, że znowu chciałbym być z Ivy. Nigdy jej nie kochałem, a ona uroiła sobie, że gdyby tak nie było, to bym za nią nie tęsknił. Cóż, chyba nigdy nie miała osoby, która byłaby dla niej tak samo ważna, jak rodzina. Jednak nie winiłem jej za to, przecież wychowała się w obcej rodzinie, bo właśni rodzice ją porzucili.

– Myślisz, że siedziałbym tu wtedy sam? - Spojrzałem na nią. – Rachel jest w śpiączce. Nie wiem, kiedy się wybudzi i czy w ogóle się wybudzi.

– Paul... - Przybliżyła się do mnie. – Przykro mi. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. - Przytuliła mnie, a ja siedziałem niewzruszony.

Nawet jej nie objąłem.

– Chciałabyś, żeby było inaczej – odburknąłem.

– Czemu tak myślisz? - Odsunęła się ode mnie.

– Wiesz czemu.

– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, ale ty mnie obrażasz!

– Przyjaciele ze sobą nie sypiają.

Już dawno powinna to zrozumieć, a jeżeli nie, niech odejdzie. Było mi to już obojętne. Chciałem, tylko żeby Rachel się obudziła i znaleźć Luca. To była moja rodzina.

Ivy, uderzyła mnie w twarz, ale wcale mnie to nie ruszyło. Już miałem coś powiedzieć, ale zauważyłem Anta stojącego na dole schodów. Nie wiedział, czy powinien wejść, czy wrócić do swojego pokoju. Nie mogłem pozwolić, żeby myślał, że go nie potrzebowałem.

– Coś się stało? - Podszedłem do niego i wziąłem na ręce. – Chcesz ze mną posiedzieć?

– Ktoś ksycał. - Spojrzał na Ivy. – Dlatego psysedłem.

– Przepraszam. Ivy właśnie wychodzi. - Również na nią spojrzałem.

Widziałem, że była na mnie wściekła. Jednak podeszła do nas z wymuszonym uśmiechem.

– Masz na imię Anton? - Chłopiec pokiwał główką. – Ładnie.

– Jesteś moją nową ciocią? Nie znam cię.

– Jestem koleżanką Paula. - Zerknęła na mnie i przeniosła wzrok z powrotem na Anta. – Nie zabiorę wam Paula. Wiem, że kocha twoją mamusię – dodała cicho.

Myślałem, że była na mnie wściekła i wyżyje się na chłopcu, mówiąc mu, że... w sumie nie wiedziałem co. Nie spodziewałem się, że powie mu, że kocham jego mamusię. To dziwne, bo ja sam się zastanawiałem czy to, co zacząłem niedawno czuć do Rachel to już miłość. Miałem nadzieję, że tak. Chciałbym, żeby tak było.

Gdy Ivy wyszła, postanowiłem pooglądać z maluchem bajki. Musiałem go jakoś zająć, żeby chociaż przez jakiś czas nie myślał o mamie.

– Była zła. To przeze mnie? - Spojrzał na mnie.

– Nie, Ant. Była zła na mnie.

– Pseprosisz ją?

– Myślisz, że powinienem? - Uśmiechnąłem się.

Skoro był rozmowny, powinienem to wykorzystać. Jeszcze, by tego brakowało, żeby zamknął się w sobie i nie chciał ze mną rozmawiać.

– Nie wiem. - Wzruszył ramionami. – Mama, by pseprosiła.

– Bo twoja mama jest kochana i nie lubi się kłócić z nikim.

– Ale z tobą się pokłóciła.

– Zraniłem ją – powiedziałem smutno.

Nigdy nie wybaczę sobie tego, że ją zdradzałem. Nie potrafiłem wymazać z pamięci jej łez, gdy powiedziała, że widziała o tym od dawna. Wydawało mi się, że byłem dobrym kłamcą, ale ona była lepszym. Udało jej się ukryć przede mną, że o wszystkim wiedziała. Tylko czemu udawała? Może gdyby powiedziała mi wcześniej, bym się ogarnął. Nigdy by nie doszło do naszego rozstania, Luc byłby z nami, a ona nie miałaby tego pieprzonego wypadku. Byłem zły na siebie i nie wiedziałem, co będę musiał zrobić, żeby Rachel mi wybaczyła.

– A pseprosiłeś?

– Tak – pogłaskałem go po głowie – ale to za mało.

– Zlobiny więcej i ci wybaczy. - Wtulił się we mnie.

Widzicie? Dla dzieci to bardzo proste. Chciałbym, żeby jego życie zawsze takie było, nieskomplikowane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro