58.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim zajrzałem do Rachel, skierowałem się na badania. Poprosiłem siostrę, żeby w tym czasie zabrała chłopców do mamy. Nie chciałem, żeby martwiła się, dlaczego jej jeszcze nie odwiedziłem, dlatego April miała powiedzieć, że byłem w pracy. Nie chciałem okłamywać swojej kobiety, ale nie musiała się o mnie martwić.

Oczywiście rana na brzuchu się nie goiła i jeżeli pójdzie tak dalej, zostanie mi blizna do końca życia. Była szpecąca, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie to przeszkadzać mojej kobiecie. To ten sam lekarz, do którego trafiłem poprzednio, dlatego znał już mój przypadek. Ból spowodowany był tym, że byłem pobity, a moje plecy całe sine. Nie miałem pojęcia, że ten skurwiel miał, aż tyle siły. Miałem nadzieję, że po tym, jak go pobiłem, jego ból był teraz nie do zniesienia.

– Pan w ogóle nie dba o swoje zdrowie – odezwał się lekarz. – Przy takim trybie życia wykończy się Pan przed czterdziestką.

– To zostało mi naprawdę nie dużo. - Zaśmiałem się.

Za kilka miesięcy dobiję do trzydziestki. Nigdy nie spodziewałem się, że dożyję tego wieku. Jako dzieciak myślałem, że będę wiecznie młody. Nie wyobrażałem sobie życia po szkole. Praca, dom, rodzina. To wszystko było tak odległe, a teraz wydawało się całym moim życiem.

– Pana poczucie humoru powala. Wyniki są w porządku, żebra całe i rana na ramieniu powinna się niedługo zagoić. O ile nie spieprzy Pan sprawy jak z poprzednią. - Zerknął na mnie. – Skończy Pan w końcu pakować się w bójki? Czas zająć się kobietą i dziećmi.

– Postaram się. Mogę już do niej iść? - Spojrzałem na pielęgniarkę, która skończyła robić mi opatrunek.

– Oczywiście.

Zadowolony wyszedłem z sali. Dostałem leki, po których ból miał ustąpić, ale musiałem się jeszcze trochę przemęczyć.

Bałem się wejść do Rachel. Nie chciałem, żeby oglądała mnie w takim stanie, ale musiałem ją zobaczyć.

Po cichu wszedłem do sali, gdzie leżała rudowłosa. Zdziwiłem się, że nie było u niej mojej siostry z chłopcami. Podszedłem do łóżka i nachyliłem się nad Rachel, żeby dać jej buziaka. Brakowało mi jej bardzo.

– Gdzie April i dzieciaki? - Usiadłem przy łóżku, łapiąc ją za dłoń.

– Zeszli coś zjeść. - Uśmiechnęła się lekko.

– Dobrze. Jak się czujesz? – zacząłem niepewnie.

Nie wiedziałem, jak mieliśmy ze sobą rozmawiać. Nie było mnie przy niej trochę czasu.

– Powinnam cię o to zapytać. - Przyglądała mi się dokładnie. – Co się z tobą dzieje?

– O czym mówisz? - Zmarszczyłem brwi.

– Nie zwróciłam uwagi, jak wyglądałeś, gdy przyszedłeś tutaj z Luciem, ale powinnam od razu wysłać cię do lekarza.

Martwiła się o mnie? Niepotrzebnie. Nich się mną teraz nie przejmuje. Poradzę sobie. Zresztą nic takiego się nie stało. A moja siostra nie powinna mówić Rachel, że było ze mną źle.

– Nic mi nie jest. April się wygadała?

– Martwi się o ciebie – powiedziała z troską.

– Nie musi. Teraz ty jesteś najważniejsza. - Uśmiechnąłem się lekko.

– Paul, myślałam, że chcesz do nas wrócić – zaczęła niepewnie.

– Bo chcę, bardzo – odpowiedziałem natychmiast, spanikowałem.

Miałem nadzieję, że się nie rozmyśliła. Nie, teraz gdy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym ją zostawić. Nie chciałem jej zostawić.

– To dobrze. Dlatego nie mogę pozwolić, żeby ci się coś stało. - Ścisnęła moją dłoń.

Odetchnąłem z ulgą, wtulając się w nią. Bałem się, że przemyślała wszystko i już mnie nie chciała. Nie wiedziałem, jakbym to przeżył.

Czułem, jak wplotła dłoń w moje włosy i zaczęła je lekko głaskać.

– Kiedy będę mogła wrócić do domu? – spytała cicho.

– Nie wiem – westchnąłem ciężko.

Gdyby to ode mnie zależało, zabrałbym ją stąd już dzisiaj. Niestety nie miałem wpływu na decyzję lekarza. Jej stan był ciężki, niedawno się wybudziła, więc to oczywiste, że chcieli ją mieć pod kontrolą. Żadne z nas nie chciałoby, żeby coś jej się stało. A co jeśli byłaby jej natychmiast potrzebna któraś z tych aparatur? Nie chciałem nawet myśleć, co by się stało, gdybyśmy nie dotarli w takim przypadku, na czas do szpitala.

– Coś złego się dzieje? - Przyjrzała mi się dokładnie.

– Gdyby tak było, to bym o tym wiedział. - Pocałowałem ją.

Lekarz mówił, że stan Rachel z dnia na dzień się polepszał. Co prawda mogła potrzebować jeszcze operacji, ale nie zamierzałem jej na razie tym martwić.

– Mówisz mi o wszystkim, prawda?

– Oczywiście.

– Powiedz, jak się czuje Luc? Jak zachowuje się w domu? Tutaj nie chce ze mną rozmawiać – powiedziała smutno.

Jak Luc zachowywał się w domu? Nie wiedziałem. Nie zaobserwowałem nic dziwnego w jego zachowaniu. Zawsze był spokojniejszy niż Ant, ale teraz wydawało mi się, że zamknął się w sobie, ale miał do tego prawo. Minie trochę czasu, zanim wszystko wróci do normy. Może powinienem z nim porozmawiać? Ale skoro nie chciał rozmawiać ze swoją mamą, to skąd ta pewność, że porozmawia ze mną.

– To źle, że zachowuje się inaczej niż wcześniej?

Nie wiedziałem, jak powinienem zareagować. W końcu do tej pory nie angażowałem się za bardzo w życie dzieciaków. Jednak bycie ojcem do czegoś zobowiązywało. Nie mogłem z tym wszystkim zostawić Rachel.

– Paul, nie możemy pozwolić, żeby się bał. Jeżeli nie będzie z nami rozmawiać, nie będziemy mogli mu pomóc. To, że ochronimy go przed innymi, nie znaczy, że damy radę uchronić go przed nim. Nie wiemy, o czym myśli – powiedziała spanikowana.

– Porozmawiam z nim.

– Chcę, żeby było dobrze – powiedziała cicho.

– Rachel? - Złapałem ją za dłoń. – Zrobię wszystko, żeby wasza trójka była szczęśliwa.

Wierzyłem, że ona i moja siostra, mi w tym pomogą. Będę musiał zebrać się w sobie i zakończyć dawne życie, żebym mógł sobie wszystko w końcu poukładać z rudowłosą.

– My już nie umiemy być szczęśliwi bez ciebie.

Miło mi to słyszeć, bo nie chciałem, żeby było inaczej.

– Więc będę z wami. - Pocałowałem ją delikatnie w usta. – Nie pozwolę, żeby był między nami ktoś inny.

– I naprawdę mnie kochasz? – spytała ze łzami w oczach.

– Naprawdę. Naprawdę Cię kocham. - Pocałowałem ją.

– Nie wierzyłam, że to się kiedyś stanie. - Uśmiechnęła się. – Bałam się, że nie jestem dla ciebie odpowiednia, że zawsze będę gorsza od innych.

– Nigdy tak nie było. - Patrzyłem na nią. – Jesteś najlepszą kobietą. To ja jestem głupim chujem.

– Prawda – zaśmiała się – ale już jesteś mój i drugi raz, nie dam się oszukiwać.

Lubiłem jej uśmiech. Miło widzieć, że potrafiłem ją jeszcze rozbawić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro