3. Grzeszna przyjemność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Twitter: olaamaras + #pfmnapapierze
Instagram: olaa.maras

Miłego czytania, xoxo


Gdy tylko nastał zmrok, czułam, że coś złego się wydarzy. Gdy tylko uchyliłam powieki, a zaspanym wzrokiem przebiegłam po sypialni pogrążonej w ciemności, poczułam w brzuchu rozprzestrzeniający się niepokój. Gdy tylko moje bose stopy zetknęły się z zimnym parkietem, a sen odszedł w zapomnienie, wiedziałam, że zło czaiło się tuż za rogiem.

Mój wzrok zatrzymał się dopiero na małej szczelinie między podłogą a drzwiami, spod których sączyła się słaba smuga światła. Na palcach podążyłam w ich kierunku, przystawiając ucho do chłodnego drewna. Przymknęłam oczy, próbując wytężyć słuch, a nawet przestałam na moment oddychać, by przypadkiem żaden szelest mi nie umknął. Przez kilkanaście sekund wsłuchiwałam się w otoczenie, jednak jedyne, co zdołałam usłyszeć to przyspieszone bicie własnego serca, wystukujące nierówny rytm, wokół otaczającej mnie ciszy.

Odetchnęłam z ulgą, jednak nie trwała ona długo, gdy wewnętrzna obawa, która zbudziła mnie ze snu, ponownie dała o sobie znać. Mój instynkt podpowiadał mi, że nie mogłam jej zignorować.

Nabrałam powietrza do płuc i nieco drżącą dłonią złapałam za klamkę. Policzyłam do pięciu, zbierając wszystkie pokłady odwagi, jakie w sobie nosiłam i z powoli przyspieszającym tętnem uchyliłam drzwi. Wystawiłam głowę na zewnątrz, gdzie przywitał mnie półmrok, a jedynym źródłem światła była mała nocna lampka, stojąca na drugim końcu przy schodach. Upewniając się, że w korytarzu nie było nikogo innego poza mną, wymknęłam się z pokoju. Poczułam nagłą suchość w ustach, a wzbierające pragnienie samoistnie doprowadziło mnie do kuchni na parterze. Przez cały czas poruszałam się na palcach, jakby bojąc się, że jeden nieuważny krok zwróci na mnie niepożądaną uwagę.

Blask księżyca oświetlał pomieszczenie, gdy przystanęłam przy zlewie, napełniając szklankę zimną wodą. Ochoczo wypiłam całą jej zawartość, czując, jak niemiłosierne pragnienie powoli mija, a moje spojrzenie mimowolnie powędrowało za okno, wychodzące na ulicę przed domem, która ginęła pod grubą warstwą śniegu.

Wzdrygnęłam się na ten widok. Choć przez pierwszą sekundę panorama okolicy skąpanej pod białym, miękkim puchem, gdy panujący mrok rozświetlały świąteczne światełka, zapierała dech w piersiach, tak cały entuzjazm szybko minął, gdy wzrokiem przesunęłam nieco dalej, docierając do posiadłości naprzeciwko, wokół której roztaczały się drzewa i krzaki, skrywające ciemność. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o tym, że ktoś mógł się w nich czaić i mnie obserwować, a złe przeczucie powróciło. Już chciałam się wycofać i czym prędzej wrócić do pokoju, gdy dostrzegłam zarys stojącego nieopodal samochodu. Nie był zaparkowany na podjeździe, tylko tuż przy chodniku, między dwiema posiadłościami, a to dało mi sposobność do myślenia, iż nie należał do któregoś z sąsiadów.

Zmrużyłam oczy, próbując rozpoznać markę czy chociażby rejestrację, gdy nagle w aucie rozbłysło słabe światło, pochodzące prawdopodobnie z wyświetlacza telefonu. Podskoczyłam w miejscu, gdy moim oczom ukazał się kontur siedzącego w środku mężczyzny, a włosy niemal zjeżyły mi się na całym ciele. Zamarłam, z trudem przełykając ślinę. Wiedziałam, że prawdopodobieństwo tego, że ów mężczyzna mnie zobaczy, było równe zeru, ale mimo wszystko z jakiegoś powodu bałam się ruszyć, jakby najmniejszy gest miał zwrócić jego uwagę. Po chwili światło w samochodzie zgasło, a jego wnętrze ponownie spowiła ciemność, przez którą nie byłam już w stanie niczego zobaczyć, a prószący śnieg dodatkowo zaburzał mi zdolność widzenia czegokolwiek dalej niż na kilka metrów.

Wyparłam z głowy fakt, że miniona sytuacja miała miejsce i odetchnęłam z ulgą, gdy przez następnych kilka minut nic podejrzanego się nie wydarzyło. Doszłam do wniosku, że mój instynkt tym razem mnie zawiódł, a niepokój, który czułam, był reakcją na mój przyjazd do Essex. Może nieznajomy po prostu na kogoś czekał, a ja zwyczajnie panikowałam. W końcu niektórzy ludzie lubili nocne życie, a ich dzień zaczynał się wraz z zachodem słońca.

Pospiesznie odwróciłam się na pięcie, z powrotem kierując się na piętro. Nie czułam potrzeby, by dłużej obserwować tego mężczyznę, gdy bezczynnie siedział w ciemnym samochodzie. Zwolniłam dopiero u szczytu schodów, gdy poczułam się względnie bezpiecznie. Odetchnęłam głęboko, opierając się plecami o ścianę i przykładając dłoń do piersi, miałam nadzieję, że niepokój nie powróci

***

Głośny dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po całej posiadłości, zapoczątkowując w moim brzuchu stres podekscytowania. Cieszyłam się, że w końcu wyrwę się z tego domu i choć przez krótką chwilę będę z dala od Ashtona. Ponadto poznanie kogoś nowego po tak długim czasie również było czymś ekscytującym.

Prędko podniosłam się z łóżka, by ostatni raz przejrzeć się w lustrze i dojść do wniosku, że mimo wielu prób doprowadzenia się do porządku lepiej i tak nie będzie. Ostatnie dni spędzałam głównie na chowaniu się w pokoju przed Ashtonem, a noce na modleniu się o to, by nie wrócił. Sen, mimo że bardzo go potrzebowałam, był ostatnią rzeczą, na którą mogłam sobie pozwolić. Nie mogłam stracić czujności nawet na chwilę, a pogrążona we śnie byłam idealną niczego nieświadomą i bezbronną ofiarą.

Ostatni raz spojrzałam w odbicie swoich oczu i westchnęłam. W głowie, co chwilę powtarzałam sobie słowa otuchy i z całych sił wierzyłam, że ten dzień, choć w małym stopniu pozwoli mi zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które mnie spotykały. Pozwoli oderwać się od przytłaczających myśli i ciągłym rozmyślaniu o tym, co przyniesie jutro.

Pospiesznie zgarnęłam z wieszaka sweter i ruszyłam do wyjścia, nie chcąc, by mój gość dłużej czekał.

Nieśmiały uśmiech wpłynął na moje usta, gdy stanęłam u szczytu schodów, a w progu drzwi wejściowych ujrzałam młodego, zadbanego chłopaka. Szybko zmierzyłam go wzrokiem, nie chcąc zbyt długo się w niego wpatrywać i wprowadzać w zakłopotanie. Z podziwem uniosłam brwi, gdy dostrzegłam, jak czarny długi płaszcz okalał jego ciało. Wokół szyi miał obwiązany bordowy szalik, a jego brązowe kosmyki delikatnie wystawały spod czapki, którą pospiesznie ściągnął, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały.

– Ty zapewne musisz być Liliya – rzucił, gdy tylko znalazłam się wystarczająco blisko, by go usłyszeć i wyciągnął w moim kierunku rękę. Jego ton głosu był ciepły i przyjazny, a uśmiech, którym mnie obdarzył, sprawił, że mój żołądek zacisnął się z przyjemności.
– Um, tak, to ja – odparłam niepewnie, dostatecznie zawstydzona. Chłopak był naprawdę przystojny, a po słowach Nancy, które padły podczas kolacji zdążyłam wyobrazić go sobie, jako nieśmiałego chłopca, który nic nie wiedział o relacjach z dziewczynami. Tymczasem przede mną stał Timothy Sinclair, który na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie szarmanckiego młodego mężczyzny, który doskonale wiedział, jak obchodzić się z kobietami.

– Och, Liliya, widzę, że poznałaś już Timothy'ego.

Nim zdążyłam ponownie się odezwać, zza pleców dobiegł mnie głos Nancy, która już po chwili stanęła tuż obok.

– Tak, właśnie zeszłam. Przepraszam, że musiałeś czekać – powiedziałam, ostatnie słowa, kierując w stronę chłopaka.

– Żaden kłopot. Czasem warto poczekać, a jak to mawia mój ojciec, ponoć wyczekane smakuje lepiej – rzucił żartobliwie. Uśmiechnęłam się lekko, po czym nerwowo zaciągnęłam rękawy swetra na dłonie, niespokojnie rozglądając się dookoła. – Jesteś gotowa? – zapytał po chwili.

– Tak, możemy już iść – odpowiedziałam i szybkim ruchem zgarnęłam z wieszaka swój płaszcz. Niedbale zarzuciłam go na ramiona i nie kłopocząc się, by zasunąć zamek przed wyjściem na mroźne powietrze, ruszyłam w stronę wyjścia. Musiałam, jak najszybciej wydostać się z domu, bo nie chciałam natknąć się na Stallera, by przypadkiem i w tej sytuacji nie powiedział czegoś, co świadczyłoby o tym, jak bardzo nie podobało mu się to, że wychodziłam z jakimś chłopakiem. Tak jak to miało miejsce przy kolacji, gdy tylko Nancy napomknęła o tym, że wraz z Timothym mogłabym stworzyć romantyczną relację.

– Bawcie się dobrze! Wróć, o której ci pasuję, ale niech Timmy odprowadzi cię pod same drzwi! – rzuciła za nami Nancy, posyłając szeroki uśmiech.

– Niech się pani nie martwi. Dopilnuję, by Liliya bezpiecznie wróciła do domu – zapewnił, odwzajemniając dumny uśmiech.

Żółty blask latarni oświetlał nam drogę, gdy ruszyliśmy chodnikiem w górę ulicy, kierując się do głównej bramy osiedla. Śnieg delikatnie prószył, wirując wokół nas, a migoczące ozdoby świąteczne, ozdabiające trawniki mijanych przez nas domów, sprawiały, że czułam się jak w komedii romantycznej.

– Pozwolisz? – zapytał Sinclair. – Jest ślisko. Nie chcę, żeby stała ci się krzywda.

Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę i dostrzegłam, jak wystawiał w moim kierunku rękę zgiętą w łokciu. Speszona spuściłam głowę, uśmiechając się delikatnie, ale ostatecznie przyjęłam jego propozycję. Już po chwili szliśmy, trzymając się pod rękę jak stare małżeństwo.

– Więc... Przyjechałaś tu na święta? – zagadnął po chwili, gdy ja z jakiegoś powodu nie potrafiłam znaleźć tematu, o który mogłabym go zapytać. Może była to kwestia mojego braku doświadczenia, a może zwyczajnie byłam zbyt skrępowana, by wydusić z siebie kilka słów.

– Można tak powiedzieć – odpowiedziałam wymijająco, co spotkało się z dociekliwym spojrzeniem ze strony Timothy'ego. – Moja mama wysłała mnie tu w formie kary – wyjaśniłam, krzywiąc się przy ostatnich słowach, zaś zaskoczone spojrzenie chłopaka wystrzeliło w moją stronę.

– Woah! Nie wiedziałem, że w waszej rodzinie również się je stosuje. – Zaśmiał się. – To znaczy... nie chcę, żebyś pomyślała, że pochopnie was oceniam...

– W porządku. Czasem potrafię zaskoczyć, a wtedy rodzice podejmują radykalne środki – powiedziałam żartobliwie, chcąc rozluźnić atmosferę i dać chłopakowi do zrozumienia, że naprawdę nie odebrałam jego słów w negatywny sposób.

– Więc, co przeskrobałaś, że zasłużyłaś na zesłanie?

– Ostatnio wiele rzeczy dzieje się nie tak, jak moja mama by tego chciała, a ona nie jest kobietą, która potrafi zaakceptować brak kontroli, przez co dostaje szału – wyjaśniłam pokrótce, nie chcąc wdawać się w zbędne szczegóły. Nie uważałam za konieczne, by opowiadać mu o moim zakazanym życiu miłosnym, które w oczach mojej matki było największym złem świata.

– Nie wyglądasz na taką, co sprawia problemy. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że ciężko znaleźć u ciebie wady.

Przygryzłam wargę w zakłopotaniu.

– Znasz mnie raptem kilka minut. Po prostu nie zdążyłeś ich jeszcze poznać – odpowiedziałam, a te słowa pozostawiły na moim języku gorycz uderzającej we mnie rzeczywistości, która przypominała o każdej skazie, jaką posiadałam.

– W takim razie już nie mogę się doczekać, aż pozwolisz mi je poznać.

W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Timothy sprawiał wrażenie, jakby ze mną flirtował, a ja z tyłu głowy wciąż miałam tylko jedną osobę, której byłam w stanie na to pozwolić.

– Jeśli chodzi o sprawianie problemów... – zaczęłam, powracając do poprzedniego tematu. Nie chciałam kontynuować tego, bo czułabym się nie w porządku sama ze sobą, gdyby tory zeszły w zbyt romantycznym kierunku – Z reguły staram się ich nie sprawiać. Rzeczy, które moja matka uważa za problemy, dla normalnych ludzi są błahostkami codziennego życia – podsumowałam ze smutkiem. Za każdym razem, gdy wypowiadałam te słowa na głos, uświadamiałam sobie, jak wiele w ten sposób mi odbierano.

– Chyba rozumiem, co masz na myśli. – Przytaknął po chwili zastanowienia. – Gdy jeszcze mieszkaliśmy w New Haven, miałem okazję kilka razy spotkać twoją mamę i cóż...z pewnością jest to kobieta, z którą nie chciałbym wdać się w konflikt – powiedział z lekkim zniesmaczeniem, marszcząc przy tym w zabawny sposób nos.

– Ja mimowolnie wdaję się w nie niemal codziennie. O każdą głupotę – parsknęłam, odgarniając kosmyk włosów za ucho.

Wraz z tymi słowami dotarliśmy do centrum, a jego widok zaparł mi dech w piersiach. Miasto o zmroku, skąpane w blasku setek latarni i ozdobione milionem świątecznych dekoracji, gdy z nieba prószył śnieg, sprawiało, że na moje usta wpłynął szeroki uśmiech, a ja poczułam się jak w bajce.

– To szczęście widać nawet w twoich oczach – skomentował cicho Sinclair, czym przywrócił mnie do rzeczywistości. Zdezorientowana odwróciłam wzrok od sklepowych wystaw i skupiłam się na chłopaku. Przypatrywał mi się z uwagą i z cieniem błąkającego się na twarzy uśmiechu. – Mam nadzieję, że choć trochę się do niego przyczyniłem – dodał po chwili, gdy zbyt długo toczyliśmy niemą walkę na spojrzenia, a ja niemal z rozdziawionymi ustami skanowałam jego zadowolony wyraz twarzy.

– Z pewnością znajdzie się trochę miejsca na twój udział – odparłam, drocząc się. Jednak w obliczu wszystkich strasznych rzeczy, które spotkały mnie w ostatnim czasie, wiedziałam, że to głównie dzięki niemu.

***

Wzdrygnęłam się, czując na wierzchu dłoni czyjś delikatny dotyk. Automatycznie zabrałam rękę, gdy mój mechanizm obronny samoistnie się uruchomił w momencie, kiedy moja przestrzeń osobista została zakłócona. Spuściłam zdezorientowany wzrok w miejsce, gdzie kilka sekund temu spoczywało moje przedramię i spostrzegłam na oparciu fotela smukłe palce Timothy'ego, które powoli zacisnęły się w pięść. Uniosłam spojrzenie na jego twarz, od razu zauważając na niej zakłopotanie. Ze smutkiem uświadomiłam sobie, że chciał tylko złapać mnie za rękę, a ja zareagowałam, jakby chciał zrobić mi krzywdę.

Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale on na mnie nie patrzył. Zamiast tego w skupieniu oglądał puszczany film, na zmianę zaciskając i rozluźniając szczękę. Dlatego zrezygnowałam z prób załagodzenia sytuacji i zniwelowania napięcia oraz zakłopotania, które pojawiło się, gdy odrzuciłam jego chęć zainicjowania bliskości. Może przynajmniej w ten sposób uniknęłam kolejnego niezręcznego momentu.

Kilka minut później poczułam rozchodzące się w torebce wibrację, które skutecznie oderwały moją uwagę od wyświetlanego filmu. Nie trwały one jednak długo, bo nim zdążyłam sięgnąć po telefon — ustały.

– Zaraz wracam. Muszę do toalety – szepnęłam, nachylając się w stronę Timothy'ego, który w skupieniu oglądał film. W odpowiedzi pokiwał jedynie głową i posłał mi lekki uśmiech.

Chwyciłam do ręki torebkę i przyciskając ją do piersi, zaczęłam ostrożnie stawiać kroki, nie chcąc potknąć się o czyjeś stopy. Wciąż szepcząc pod nosem ciche ,,przepraszam", balansowałam między dziesiątkami nóg, starając się nie zakłócić innym seansu, aż nadto. Dopiero gdy udało mi się dotrzeć do wyjścia z sali kinowej, odetchnęłam, wypuszczając z płuc nagromadzone powietrze, które z jakiegoś powodu wstrzymywałam. Jakbym bała się, że i to mogłoby komuś przeszkadzać.

Przemierzałam korytarz w poszukiwaniu toalety z dziwnym przeczuciem na plecach, że choć w pobliżu nikogo nie było, to nie byłam tu sama. Mimo że zewsząd nie dochodziły żadne dźwięki rozmów pracowników, a po osobach sprzątających nie było śladu, to z jakiegoś powodu czułam się obserwowana. Niezmiennie, odkąd tylko wyszłam z domu, a może i na długo przed tym?

Docierając do toalety, poczułam ulgę, a jednocześnie pewnego rodzaju niepokój. Ulgę, bo miałam nadzieję, że uczucie jakoby ktoś nie spuszczał ze mnie oka minie. Zaś niepokój, bo w zamkniętym i pustym pomieszczeniu położonym niemal na drugim końcu kina z dala od sal przepełnionych ludźmi, nikt by mnie nie usłyszał.

– Zaczynasz wariować – powiedziałam pod nosem, spoglądając w lustrzane odbicie. Pokręciłam głową z politowaniem na swoje myśli wyrwane rodem ze scenariusza kiczowatego horroru, w którym bohaterka ginie w kinowej toalecie, zaatakowana przez grasującego w okolicy mordercę w akompaniamencie urokliwej radiowej muzyki, zapowiadającej nadchodzące święta.

Przemyłam twarz chłodną wodą, chcąc choć w małym stopniu pozbyć się wypieków spowodowanych wysoką temperaturą oraz nieprzyjemnymi i irracjonalnymi myślami. Następnie skierowałam się do jednej z trzech kabin i w czasie, gdy załatwiałam swoje potrzeby, sprawdziłam powiadomienia w telefonie i odpisałam na kilka wiadomości od Ronnie i Jake'a, informując ich, że żyję i mam się dobrze. Choć w rzeczywistości było inaczej, a moje zapewnienia były niczym innym, jak kłamstwem to nie chciałam dokładać im zmartwień. Chciałam, żeby chociaż oni w spokoju cieszyli się zbliżającymi świętami i spędzili ten czas w towarzystwie bliskich, aniżeli na pocieszaniu mnie. Współczucie było ostatnią czułością, której potrzebowałam.

Ostatnią rzeczą, którą dostrzegłam na ekranie, i która w większym stopniu zwróciła moją uwagę, było nieodebrane połączenie z nieznanego numeru sprzed kilku minut, gdy siedziałam jeszcze w sali kinowej. Próba połączenia była jednak na tyle krótka, że nie zdążyłam nawet sięgnąć po telefon, gdy została zakończona, dlatego dość szybko w mojej głowie pojawiła się myśl, że była to zwykła pomyłka, którą nie powinnam dłużej zawracać sobie głowy. Z tymi przypuszczeniami schowałam urządzenie z powrotem do torebki i powoli zaczęłam się zbierać. Nie chciałam przedłużać czasu swojej nieobecności, by przypadkiem Timothy nie wpadł na pomysł, by mnie poszukać w obawie, że mogło mi się coś stać.

Już miałam sięgnąć ręką do zamka, gdy usłyszałam, jak drzwi toalety się otworzyły. Po chwili nastąpiło ciche skrzypnięcie zawiasów, aż w końcu głośny trzask, po którym zapadła cisza. Moje ciało automatycznie się spięło, a zmysł słuchu samoistnie się wyostrzył, gdy próbowałam usłyszeć, chociażby najdrobniejszy szmer, dzięki któremu mogłabym ocenić sytuację i zdecydować, czy jest wystarczająco bezpiecznie by wyjść z ukrycia. Po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk ciężko stawianych kroków. Jakby nie należał do żadnej kobiety, a wysokiego mężczyzny.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie chciałam, by moje przeczucie po raz kolejny miało rację.

Niemal sparaliżowana zaczęłam powoli sunąć stopami po ziemi, przesuwając się pod ścianę jak najdalej od drzwi, które były jedyną osłoną, jaka dzieliła mnie od nadchodzącego niebezpieczeństwa. Tkwiłam w całkowitym bezruchu, w myślach modląc się, by wszystko okazało się głupią pomyłką, a mój umysł tylko płatał mi figle, dopisując do sytuacji najczarniejsze scenariusze.

Jednak ze wciąż chodzącą mi po głowie myślą, że Ashton mógł być wszędzie i że był bliżej, niż mi się wydawało, ciężko było zachować trzeźwy umysł i pozytywne myślenie. Przez niego miałam wrażenie, że na każdym kroku czyha na mnie niebezpieczeństwo.

Szum lecącej z kranu wody sprowadził mnie na ziemię. Potrząsnęłam głową i odetchnęłam, próbując wziąć się w garść. Trwało to kilka krótkich sekund, jednak dla mnie zdawały się trwać o wiele za długo. Gdy strumień ucichł w pomieszczeniu ponownie rozbrzmiały kroki i dźwięk zamykanych drzwi.

Odetchnęłam i przysiadłam na toalecie, czując, jak ulga opanowuje moje ciało. Serce, które jeszcze chwilę temu niemal wyrywało mi się z piersi, teraz powoli wracało do swojego naturalnego rytmu. Odchyliłam głowę do tyłu, opierając się o ścianę i przymknęłam powieki, głośno oddychając. Chciałam chwilę odczekać, nim wyjdę, by mieć pewność, że ktokolwiek to był, to już poszedł. Ponadto musiałam uspokoić szalejące we mnie myśli i niepokój związany ze wszystkim, co ostatnio się działo.

Po kilku minutach głębszych wdechów i wydechów stwierdziłam, że doszłam do siebie na tyle, by móc wrócić do Timothy'ego, który pewnie powoli zaczynał martwić się moją nieobecnością. Zabrałam swoją torebkę, uprzednio upewniając się, że niczego nie zostawiłam i z odrobiną, wciąż krążącej w moich żyłach, adrenaliny otworzyłam drzwi kabiny.

Jednak niedane mi było nawet ruszyć się z miejsca, gdy przystanęłam w pół kroku, czując, jak pisk ugrzązł mi gdzieś w gardle. Spoglądałam przed siebie niezdolna do wypowiedzenia żadnych słów, gdy Nathaniel tak po prostu tam stał. Ze skrzyżowanymi nogami, oparty ramieniem o ścianę z jedną ręką w kieszeni i ze spuszczoną głową. Palcami drugiej ręki bawił się wykałaczką, której koniec przygryzał zębami, a na jego twarzy odznaczał się cień uśmiechu. I pomimo tego, że na mnie nie patrzył, doskonale wiedział, w jak dużym szoku byłam, widząc go przed sobą. I cholernie mu się to podobało.

– Naprawdę myślałaś, że pozwolę ci wyjechać bez żadnych wyjaśnień? – mruknął, przerywając ciszę. Wraz z tymi słowami jego głowa powędrowała powoli w górę, sprawiając, że kilka pojedynczych kosmyków opadło mu na czoło. Dopiero teraz zauważyłam, że jego włosy były mokre, a na kurtce widniały ślady pozostawione po kroplach deszczu.

Przełknęłam ślinę, gdy jego ciężkie spojrzenie znalazło się na mojej twarzy.

– Co tu robisz? – pisnęłam, gdy nareszcie udało mi się zebrać myśli.

– Każdy mądry człowiek strzeże swojego cennego skarbu – mruknął. – Ja jestem jednym z nich i musiałem mieć oko na swój, by mieć pewność, że jest bezpieczny – uzupełnił wypowiedź. Poczułam, jak na te słowa nogi się pode mną uginają, a serce przyspiesza bicie.

– Nathaniel cholerny Carter – szepnęłam pod nosem.

Bezwiednie puściłam torbę, która zsunęła mi się z ramienia i z cichym łoskotem wylądowała tuż pod moimi nogami. Z przyjemnym bólem rozchodzącym się gdzieś w podbrzuszu ruszyłam do przodu i w dwóch szybkich krokach znalazłam się tuż przy nim. Chłód bijący od jego przemokniętego i zmarzniętego ciała owiał moją twarz pokrytą gorącymi wypiekami. Ekscytacja, która we mnie rosła sprawiała, że przez chwilę czułam się, jak podczas naszych pierwszych spotkań, gdy zostawałam z Nathanielem sam na sam, a on pokazywał mi rzeczy, o których nie śniłam i budził we mnie wszystkie niedoznane wcześniej uczucia.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i była to chwila, w której nie potrzebowałam niczego więcej, by czuć przepełniające mnie szczęście. I dopiero ta chwila uświadomiła mi, jak bardzo za nim tęskniłam. Jak bardzo brakowało mi jego głosu. Jego zapachu. Jak bardzo potrzebowałam tego, by po prostu był obok.

W końcu Carter chwycił mnie mocno za ramię. Przyciągnął do siebie jednym stanowczym ruchem i zamknął w swoich objęciach, dając poczucie, jakbym rozpływała się w jego ramionach.

Z całych sił przylgnęłam do jego klatki piersiowej, rozkoszując się tą chwilą. Nie dbałam już o to, co pomyśli Timothy, gdy zorientuje się, że zniknęłam na tyle czasu. Wyrzuciłam z głowy obraz Ashtona i tego, co jeszcze mogło mnie czekać. Przestałam rozmyślać o mamie i o tym, co zrobić, by rodzice ponownie mi zaufali. Wyłączyłam myśli i skupiłam się na tym, co było tu i teraz. Na obecności Nathaniela i na biciu jego serca, które wystukiwało rytm. Rytm, który był definicją mojego bezpieczeństwa.

Nie wiedziałam, ile czasu minęło, gdy tkwiliśmy w objęciach, ale gdy tylko się od siebie odsunęliśmy, Nate przywarł swoimi wargami do moich, dostarczając mi kolejnych zapomnianych emocji. Pieścił je w sposób, w jaki nikt nigdy tego nie zrobił.

Stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyję, chcąc być jeszcze bliżej niego. Mokre końcówki jego włosów delikatnie łaskotały moją skórę twarzy, sprawiając, że uśmiechałam się w jego usta. Po chwili Nathaniel złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą objął mój policzek, wplątując koniuszki palców we włosy, za które delikatnie pociągnął. Stęknęłam z przyjemności, jednak mój jęk został skutecznie stłumiony przez pogłębiający się pocałunek. Rozkoszowałam się nim, spijając z ust Cartera tęsknotę, która powoli odchodziła w zapomnienie.

– Liliya pieprzona Blake – wymamrotał, wciąż będąc blisko i nawiązując do tego, jak nazwałam go kilka minut temu. – Nie masz pojęcia, co ze mną robisz ani co ja chciałbym zrobić z tobą. Tu i teraz. – Nachylił się, a jego ciepły szept owiał moją skórę, która automatycznie pokryła się dreszczem, jaki wstrząsnął moim ciałem.

W tej samej chwili do naszych uszu dotarł stłumiony śmiech i kroki kilku osób. Jak poparzona odskoczyłam od Nathaniela, gdy dźwięk rozmów stawał się coraz wyraźniejszy, a ja zdałam sobie sprawę, że zbliżał się w naszym kierunku. Spojrzałam na Cartera, a po jego minie wiedziałam, że on również zrozumiał, co zaraz miało nastąpić. Czym prędzej pchnął mnie w kierunku wciąż otwartej kabiny, w której jeszcze kilkanaście minut temu się ukrywałam. Po drodze zgarnął z podłogi moją torbę i w tym samym momencie, w którym zatrzasnął za nami drzwi, te od pomieszczenia się otworzyły, a do środka weszły dwie roześmiane dziewczyny.

Stałam nieruchomo, przyciskana do ścianki przez ciężar ciała Nathaniela, a ta sytuacja sprawiła, że w moim podbrzuszu poczułam kumulujące się podniecenie. W blasku słabego światła i migoczących żarówek ukrywaliśmy się tu niczym dwójka zbiegów uciekających przed policją, którzy wkrótce mieli zostać złapani i ukarani za swoje złe uczynki, które dopiero mieliśmy popełnić.

Otworzyłam szerzej oczy, gdy poczułam, jak jego dłoń wślizgnęła się pod mój sweter. Palcami zaczął błądzić po moim brzuchu, gdzie kreślił różne wzorki, aż w końcu zjechał niżej, zatrzymując się na udach. Nadal nie zaprzestając swoich ruchów, zaczął zbliżać się na niebezpiecznie bliską odległość od mojego krocza, a gdy znalazł się w jego zasięgu, jednym palcem przejechał po szwie spodni, powodując u mnie delikatne mrowienie. Wstrzymałam gwałtownie powietrze na ten śmiały gest, biorąc pod uwagę, że znajdowaliśmy się w publicznej toalecie, a zaraz za cienką ścianą kabiny ktoś był. Ale to go nie powstrzymywało. Czasami zastanawiałam się, czy istniała na świecie siła, która sprawiłaby, że Nathaniel kiedykolwiek uznałaby jeden ze swoich lekkomyślnych pomysłów za zbyt szalony, by go wykonać. A potem przypomniałam sobie, że to był Carter. W jego świecie nie było granic niemożliwych do przekroczenia. Według niego jedyne ograniczenia, jakie nas powstrzymywały to utarte przez społeczeństwo schematy na temat tego, co nam wolno, a czego nie. A on jak to on. Kierował się własnymi zasadami. Nie dbał o ludzi i o to, co powiedzą.

Nathaniel w końcu dotarł do rozporka moich spodni, który zdawał się jedyną przeszkodą na drodze do tego, by mógł zatopić w nich rękę. Nie miejsce, nie towarzystwo innych osób. Tylko cholerny rozporek.

– Nie powinniśmy... – powiedziałam niemal bezgłośnie, ale zaledwie kilkucentymetrowa odległość między nami sprawiła, że bez problemu mnie usłyszał.

– Nie skupiaj się na tym, co powinniśmy, a czego nie. Skup się na tym, czego w tej chwili chcesz – wyszeptał, gdy powolnym ruchem ręki rozpinał moje spodnie. Serce waliło mi do tego stopnia, że miałam wrażenie, jakby to dźwięk jego bicia miał zaraz zdradzić naszą obecność. – Więc... czego pragniesz, Liliya? – zapytał, patrząc prosto w moje oczy, a ja czułam się, jakby spoglądał w głąb mojej duszy, gdzie bez problemu mógł odnaleźć odpowiedź.

– Ja...tego – zaczęłam, ale po chwili spomiędzy moich warg wydostało się ciche jęknięcie, gdy jego palce zetknęły się z miejscem, do którego od kilku chwil próbował się dostać.

– Cii... Chyba nie chcesz, żeby ktoś nas usłyszał? – mruknął, a na jego usta wpłynął uśmiech zadowolenia. Po chwili zamknął mi usta pocałunkiem, bym przypadkiem nie wydała z siebie kolejnego jęku, gdy powoli zaczął poruszać ręką, dostarczając mi kolejnej dawki przyjemności.

Zamknęłam oczy, próbując skupić się na nim i na doznaniach jakie mi serwował, ale stłumiony dźwięk rozmów, wciąż odbijał się w mojej głowie, sprawiając, że czerpanie satysfakcji z zaistniałej sytuacji było dla mnie nieosiągalne, a poczucie spełnienia zbyt dalekie, by po nie sięgnąć.

– Nate... – wysapałam pomiędzy pocałunkami – to dla mnie za trudne, gdy ktoś tam jest – dodałam nieco speszona, spoglądając na niego spod rzęs.

– Och, im bardziej niewinna jesteś, tym bardziej ciekaw jestem twoich grzeszków i tego, co skrywasz głęboko w sobie – powiedział. Ostatni raz poruszył dłonią, po czym ją wyciągnął, uszanowawszy moje słowa. – Ale nie martw się. Jeszcze do tego wrócimy, a wtedy sprawię, że sama mi je wyznasz. Każdą brudną myśl, która chodzi ci po głowie. Każdy najmniejszy grzech, który zechcesz ze mną popełnić. To wszystko będzie moje, a wtedy przekonasz się, że granice nie istnieją – dodał, a potem zrobił coś, co wprawiło mnie w osłupienie wymieszane z pożądaniem. Uniósł palce, którymi jeszcze przed chwilą mnie pieścił i powoli je polizał. – Tylko moje.

Robił to, na co miał ochotę. Łamanie przepisów było jego grzeszną przyjemnością, a mnie przypadł zaszczyt łamania ich razem z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro