Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brunetka załatwiła sobie zwolnienie od lekarza. Potrzebowała jeszcze przynajmniej jednego dnia zanim zmierzy się z problemem. Obstawiała, że Milo nie da jej spokoju tak szybko i łatwo. Najchętniej nie pojawiłaby się w pracy przez najbliższy miesiąc, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Pozostało jej odwlec niewygodną rozmowę chociaż o jeden dzień. To i tak piekielnie mało czasu, ale lepsze to niż nic.

Nawet ta jakże drobna decyzja spotkała się z dezaprobatą Claya, chociaż określenie "dezaprobata" było niedopowiedzeniem roku.

- Clay był wściekły- poinformowała ją Mac, która tego dnia udała się do pracy. Uznała, że Jace się tam nie zjawi, a nawet jeśli, zawsze mogła zawołać ochronę. Z Milo sytuacja wyglądała zdoła inaczej, ale rudowłosa stwierdziła, że bez problemu go spławi. Joy zazdrościła przyjaciółce tego podejścia i charakteru. Ona nie potrafiła dosadnie dać do zrozumienia komuś co myśli. Nie potrafiła też nikogo skreślić tak od razu. Potrzebowała czasu, żeby kogoś wyrzucić z głowy i swojego życia. Nie to co Mac.- Ciesz się, że nie musiałaś słyszeć jego gniewnego wywodu o tym jak to ogromnie dużo pracy mamy, a niektórzy idą sobie na "chorobowe". Zrobił cudzysłów w powietrzu.

- Wybacz, że musiałaś to znieść. W każdym razie Clay nie uwierzyłby w chorobę, nawet gdyby ktoś nie mógł wstać z łóżka. Stwierdziłby, że taka osoba się obija.

- To nie tak- zaoponowała Mackenzie.- On uważa, że praca jest na tyle ważna, że żadna choroba nie usprawiedliwia nieobecności. To zasadnicza różnica.

Joy zgodziła się. Wyjaśnienie Mac miało sens i zgadzało się z ogólnym podejściem do życia Claya, a przynajmniej tym co dało się wywnioskować na podstawie awantur, jakie wszczynał w Luciano z byle powodu.

- Jeszcze raz dzięki i przepraszam za kłopoty- oznajmiła na koniec rozmowy Joy.- Jutro już będę musiała przyjść do pracy. Wynagrodzę ci to.

- Jasne, nie ma problemu. No i spokojnie. Jeśli ten dupek odważy się pojawić przy recepcji, chętnie się go pozbędę. Nie będzie ci zawracać głowy. Trzymaj się.

Brunetka podziękowała, chociaż poważnie obawiała się czy powinna potraktować ostatnich słów Mac jako groźby. Jeśli dojdzie na następnego morderstwa w Luciano, będzie wiedziała o kogo chodzi i dlaczego. Automatycznie skarciła się w myślach. Morderstwo nie było tematem do żartów. Nie, jeśli w ostatnim czasie rzeczywiście zamordowano jej koleżankę z pracy.

Clarke nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Owszem, nie chciała konfrontować się z Milo, ale też nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Musiała się czymś zająć. Wyładować kumulującą się w niej energię i w miarę pożytecznie ją wykorzystać. Szkoda tylko, że nie miała pomysłu jak to zrobić. Już zaczynała rozważać wyjście na siłownię, chociaż nie była tam wieki oraz nie była fanką sportu. Może i była szczupła. Czasami zdarzało jej się ćwiczyć, ale miała problem z regularnością i nadmiernym wysiłkiem. Innymi słowy, była nieco leniwa.

Jej rozważania przerwał dzwoniący telefon. Początkowo spojrzała na wyświetlacz z obawą. Przez ułamek sekundy myślała, że to Milo. Dopiero potem przypomniała sobie, że przecież go zablokowała, więc to musiał być ktoś inny. Konkretnie Adele. Jeśli zamierzała przekonywać ją, aby dała szansę jej kuzynowi, to nie ma takiej opcji. Rozłączy się w tej samej sekundzie, gdy to usłyszy. Istniała również możliwość, że to Milo próbował się do niej dostać z innego telefonu... Wtedy tym bardziej się rozłączy.

- Halo?- rzuciła Clarke z obawą. Była gotowa w każdej chwili się rozłączyć. Może i nie miała nic przeciwko Adele, ale istniały pewne granice.

- Cześć, Joy. Dzwonię bo mam do ciebie prośbę. Najpierw chciałam przeprosić za wczoraj... Nie wiedziałam. Naprawdę głupio mi z powodu tego, co... Wyszło na jaw oraz tego co się później stało...

Jeśli owa prośba nie miała nic wspólnego z jej kuzynem, była w stanie się zgodzić, a przynajmniej się zastanowić nad pozytywnym rozpatrzeniem sprawy. W innym przypadku, nie było szans.

- Nic złego nie zrobiłaś. Słusznie założyłaś, że powinnyśmy były o tym wiedzieć... Całą winę ponoszą oni- odparła brunetka. Nawet nie chciała powiedzieć ich imion.- W każdym razie powiedz co to za prośba. Może będę w stanie pomóc czy doradzić.

Joy starała się, żeby zabrzmiało to uprzejmie, a nie w stylu "powiedz o co chodzi, a zastanawię się czy powinnam się zgodzić".

- Wiesz... To chyba nie jest rozmowa na telefon. Możemy się spotkać?- zapytała Adele. Joy zawahała się. Jeśli zgodzi się z nią spotkać, to dużo ciężej będzie jej odmówić w sprawie tej prośby. Z kolei, jeśli od razu odmówi, to tym bardziej wyjdzie na okropną osobę. Co miała zrobić?- Bez obaw. Nie chodzi o mojego kuzyna. Masz dzisiaj czas?

Świetnie, pomyślała z sarkazmem. Zastanawiała się tak długo, że Adele wyciągnęła wnioski, które, swoją drogą, były trafne.

- Tak. Właściwie to mogę wyjść praktycznie od razu. Chcesz się spotkać w jakimś konkretnym miejscu?- odpowiedziała brunetka. Jeśli nie chodziło o wiadomo kogo, była w stanie zaryzykować i niejako zgodzić się w ciemno. Miała problemy z asertywnością, szczególnie, jeśli miałaby odmówić komuś na żywo.

- Tak, wyślę ci adres kawiarni. Będę tam za jakieś pół godziny. Nic nie szkodzi, jeśli się spóźnisz. Poczekam. Dzięki.

Tymi słowami Adele zakończyła rozmowę. Clarke nie wiedziała czy podjęła właściwą decyzję, ale przynajmniej wyjdzie z domu i się czymś zajmie. Zawsze to coś.

*****

O ironio, Joy po raz kolejny wylądowała w okolicach Central Parku. Nie chciała myśleć o ciemnoskórym, a akurat jego kuzynka chciała się z nią spotkać obok wspomnianego parku w kawiarni. To miejsce przypomniało jej o ich niedawnej randce. Przecudowny zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Brunetka pokręciła głową z dezaprobatą, uznając się za kompletną idiotkę. Mieszkała w Nowym Jorku całe swoje życie. Miała mnóstwo wspomnień związanych z tym miastem, a jednak przez nieszczęsne zauroczenie, jedno z często odwiedzanych przez nią miejsc kojarzyło jej się tylko z pewnym facetem. To było skrajnie idiotyczne. Jak miała wyrzucić go z głowy?

Nie zdążyła wpaść na żadne racjonalne rozwiązanie do czasu, aż dotarła do kawiarni, której adres przesłała jej Adele. Joy mimowolnie zwróciła uwagę na wysoki przeszklony wieżowiec naprzeciwko kawiarni. Prezentował się imponująco. No i pewnie z wyższych pięter mieli piękny widok na Central Park. Dobrze, że ona tam nie pracowała. Trafiłby ją szlag, gdyby codziennie patrzyła na coś kojarzącego się z osobą, o której chciała zapomnieć. Chociaż z drugiej strony czy aby na pewno wtedy Central Park kojarzyłby jej się z tą osobą? Technicznie rzecz biorąc, oglądałaby ten widok codziennie w pracy, więc być może jej skojarzenie kierowałyby się w inną stronę.

- Cześć Adele- przywitała się Joy, rozglądając się ciekawie po nowym lokalu.- Jestem tutaj po raz pierwszy. Myślisz, że mają dobrą kawę?

Kawiarnia była urządzona przytulnie, ale też nowocześnie, a w powietrzu unosił się aromatyczny zapach kawy. Była gotowa zaryzykować i niezależnie od opinii Adele iść po kawę. Ten zapach doprowadzał ją do szaleństwa. Mimowolnie zwróciła też uwagę na klientelę, która nie była zwyczajna. Większość ludzi była ubrana zdecydowanie zbyt elegancko jak na jej gust. W garnitury, koszule, marynarki, spódnice do kolan albo krótsze w przypadku kobiet... Wyglądali jakby byli żywcem wyciągnięci z korpo lub kancelarii adwokackiej. Brunetka spotkała się również z takim stylem ubierania, kiedy zawitała na wydział prawa na uniwersytecie nowojorskim. Nie studiowała tam, ale odwiedzała koleżankę i widziała uderzająco podobny dress code.

- Tak, jest świetna. Już nam zamówiłam, żeby zdążyć zanim pojawiła się ta kolejka. Tuż obok jest redakcja Skylight i kancelaria adwokacka. Stąd ci wszyscy ludzie. Mieszkam w okolicy, więc wiem, o której przychodzić, żeby ominąć największe tłumy- powiedziała czerwonowłosa.

- To wszystko wyjaśnia- mruknęła brunetka. Taki natłok elegancko ubranych ludzi musiał się skądś wziąć. Dopiero po chwili przyswoiła poprzednią część wypowiedzi czerwonowłosej.- Czekaj. Mówisz, że tutaj w okolicy ma biuro to Manhattan's Skylight? Jedna z większych redakcji dziennikarskich w Nowym Jorku?

Adele przytaknęła. Wow. Może i Joy wiedziała, że Skylight miało siedzibę gdzieś w okolicy, ale nie wiedziała, że aż tak blisko.

- Nie biuro, a cały wieżowiec. Zresztą, mijałaś go. To ten naprzeciwko. Jeszcze raz dzięki, że zgodziłaś się przyjechać. To wiele znaczy. Nie musiałaś się zgadzać. Zwłaszcza po tym co zrobił mój kuzyn. Dobra, już ci mówię, o co chodzi tylko najpierw muszę ci o czymś powiedzieć. Rozmawiałam z Jace'em...

- Jeśli chcesz ich usprawiedliwiać, to nie ma sensu- przerwała jej lekko, aczkolwiek stanowczo Joy. To nie podlegało dyskusji.

- Nie o to chodzi. Chodzi o tę twoją zamordowaną koleżankę z firmy. Jace nie prowadzi tego śledztwa, ale ma kontakty na komisariacie.

Owszem, ciągle gniewała się na Jace'a, ale ten wstęp brzmiał interesująco. Niepokojąco i zarazem interesująco. Cała ta sprawa od początku wzbudzała w niej dość ambiwalentne odczucia, oscylujące pomiędzy szokiem, przerażeniem, ale też zaciekawieniem. Powinna się niepokoić tym ostatnim? Nie, raczej nie.

- Coś nowego? Wiedzą co się stało? Kto ją zabił?- spytała Clarke, ściszając głos przy ostatnim pytaniu. Wolała, żeby ludzie siedzący przy sąsiednich stolikach nie słyszeli tematu ich rozmowy. Mogliby zacząć się zastanawiać o co chodzi.

- Nie, jeszcze tego nie wiedzą. Za to ustalili coś innego powiązanego z tą sprawą... Bo widzisz morderca twojej koleżanki zabił kogoś jeszcze.

- Co? Ale... Jak to?- wyrzuciła z siebie brunetka z szokiem wypisanym na twarzy. Jeśli Lisa nie była jedyną ofiarą... Co to znaczy? Że mają do czynienia z szaleńcem? Psychopatą? Seryjnym mordercą?- Jak doszli do podobnego wniosku? Na jakiej podstawie?

Adele konspiracyjnie ściszyła głos, pochylając się nieznacznie w jej kierunku. Brunetka wpatrywała się w rozmówczynię wyczekująco. Jak policja do tego doszło? Czyżby zamordowano kolejną osobę w ten sam sposób? Czy ta osoba pracowała w Luciano? Miała nadzieję, że nie. Wystarczająco chaosu wprowadziło w firmie morderstwo jednej pracowniczki.

- Znaleziono włos Lisy na miejscu zbrodni. Zresztą dobrze słyszałaś o tym miejscu zbrodni...

- Nie... Czy ty masz na myśli...?

Mimo że Joy nie dokończyła zdania, czerwonowłosa przytaknęła z ponurym uśmiechem.

- Tak, chodzi o doktoranta.

Brunetka przez chwilę starała się uporządkować fakty w głowie. Lisa została zamordowana. W pewnym odstępie czasowym doktorant, którego imienia i nazwiska nie zapamiętała, również został zamordowany. Coś jej tutaj nie grało.

- Czekaj. Czegoś nie rozumiem. To jak ten włos znalazł się w tamtym miejscu?

- No właśnie nie do końca są pewni czy został tam porzucony celowo czy zgubiony przypadkowo. W każdym razie, to sprowadza się do tego samego wniosku. Zrobiła to ta sama osoba.

Joy nie wiedziała co powiedzieć. Autentycznie ją zatkało. Biedna Lisa. Doktorant również. Nikomu nie życzyła takiego losu. Obydwoje mieli jeszcze przed sobą mnóstwo lat życia, a jednak zakończyli je tak szybko i dramatycznie.

Akurat w tym momencie przy ich stoliku pojawiła się kelnerka z zamówionymi napojami. Clarke z ulgą sięgnęła po gorący napój. Jeszcze nie dało się go pić, ale nawet trzymanie kubka kawy ją uspokajało. W pewnym stopniu. Ciągle nie potrafiła w to uwierzyć. Nie dość, że w jej otoczeniu kogoś zamordowano, to teraz jeszcze się okazało, że Lisa nie była jedyną ofiarą... Niewiarygodne.

- A teraz mogę powiedzieć ci dlaczego nalegałam na spotkanie w tym miejscu- oznajmiła Adele. Joy była zaskoczona tą nagłą zmianą tematu. Najpierw temat morderstwa, a teraz powód spotkania? Była bardzo ciekawa jak jedno łączyło się z drugim.- Jace nalegał, żebym zachowała to w sekrecie. Wiesz jak to jest z policją...

- Nie, nie wiem. Moja jedyna styczność z policją ograniczała się do przesłuchań dotyczących Lisy- zauważyła Clarke. Pominęła fakt, że ostatnio miała trochę kontaktu z pewnym policjantem, ponieważ to się nie liczyło. Nie wiedziała, że był gliną i sam doskonale to ukrywał.

- Sytuacja wygląda tak, że informacje nie powinny wychodzić poza komisariat. Z reguły próbują dociec, kto sypnął, jeśli coś istotnego wyciekło. Tyle że w tym przypadku... Uważam, że mieszkańcy Nowego Jorku powinni wiedzieć, że w okolicy czai się... Zabójca. A jeśli to nie były pierwsze zabójstwa albo nie były ostatnie? Nie chodzi mi o wywołanie paniki. Po prostu wolałabym ostrzec ludzi, żeby na siebie uważali. No wiesz, nie wychodzili samotnie po zmroku i takie tam. Czy to ma sens?

Dobre pytanie, pomyślała Joy. Już wiedziała, dlaczego znalazły się w okolicy Manhattan's Skylight. Adele chciała iść do prasy z posiadanymi informacjami. Niewątpliwie to będzie ogromna sensacja. Dziennikarz, któremu trafi się ten temat będzie wniebowzięty. Pytanie tylko czy to rzeczywiście miało sens. Być może spowodują tym działaniem chaos na komisariacie oraz wściekłość Corrie. Brunetce mimowolnie przypomniała się ciemnowłosa policjantka, która z pełną premedytacją groziła jej, że następnym razem, jeśli skłamią, własnoręcznie zaciągnie je na komisariat... Jednak argument o ostrzeżeniu ludzi ją przekonał. Jeśli Adele miała rację i ten ktoś nie zabijał po raz pierwszy, mieszkańcy powinni być świadomi potencjalnego niebezpieczeństwa. Prędzej czy później ta informacja i tak by wyciekła.

- Z całą pewnością. Wiesz co? Zgadzam się. Zróbmy to. Chodźmy do Skylight- powiedziała Joy. Czyżby aż tak jej się nudziło, że była w stanie zrobić cokolwiek, aby nie musieć wracać do domu i po raz kolejny zastanawiać się, co ze sobą zrobić? Możliwe, aczkolwiek uważała, że robi dobrze.

- Poważnie? To super. Musimy tylko znaleźć kogoś dyskretnego, kto nas nie wsypie. Jace byłby wściekły, gdyby wiedział, że to moja wina...

A może Joy zgodziła się tak chętnie i szybko, aby mu dopiec? Niejako odegrać się za jego kłamstwo? Nie. Po prostu kierowała się dobrem ogółu. Poza tym gdyby już miała się na kimś odegrać, to na Milo. Jego kłamstwo zabolało ją dużo bardziej. Z Jace'em nie spędziła aż tyle czasu i jej się nie podobał, chociaż rzeczywiście bardzo go lubiła.

Pośpiesznie dopiły kawy, w międzyczasie snując plany jak wkradną się do wieżowca. Zastanawiały się czy będę mogły tam tak po prostu wejść oraz w jaki sposób znajdą odpowiedniego dziennikarza. Zgodnie stwierdziły, że nie pomogą sępowi żerującemu na ludzkich tragediach.

- Czekaj. A gdyby tak sprawdzić dziennikarzy pojawiających się na stronie Skylight? Nie siedzę tam zbyt regularnie i zazwyczaj nie sprawdzam czyj jest dany artykuł, ale można tak zrobić- zaproponowała Joy.

- Genialny pomysł- pochwaliła ją Adele, od razu wbijając wzrok w telefon.- Ostatnio jak szukałam informacji o tej zamordowanej pracownicy Luciano i doktorancie, to zwróciłam uwagę na to, że niektóre artykuły czytało mi się lepiej. Różni dziennikarze. Gdybym tylko przypomniała sobie te imiona i nazwiska... Myślę, że z trzy osoby na spokojnie znajdę.

Brunetka nie spodziewała się tak szybkiej reakcji na jej propozycję. Najwidoczniej Adele rzeczywiście ostatnio spędziła sporo czasu na stronie redakcji. Joy nie zwracała do tej pory uwagi na autora danego artykułu. Styl co chwilę lekko się różnił, ale nie zgłębiała tematu. Nie miało dla niej znaczenia kto to napisał.

- To dobrze. Może akurat któreś z nich będzie w pracy.

*****

Joy i Adele tkwiły przed ogromnym przeszklonym wieżowcem i podziwiały jego imponujące rozmiary oraz architekturę. Budynek był niezwykle nowoczesny. Jego ogrom i renoma redakcji dosłownie ją przytłoczyły, dlatego zamiast wejść stały przed.

- Mamy tak po prostu wejść do budynku drugiej co do wielkości redakcji w Nowym Jorku i zapytać o trójkę dziennikarzy?- spytała Clarke z niedowierzaniem. Jak doszło do tego, że dała się wrobić w tę sytuację?

- Wejść owszem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Co do dziennikarzy rozsądnie byłoby zapytać o jedną osobę, a jak jej nie będzie to o kolejną i tak dalej- odparła czerwonowłosa.

- Aha- mruknęła ciągle nieprzekonana do tego pomysłu Joy. W zamyśle brzmiało to dobrze. Uświadomienie mieszkańców Nowego Jorku o potencjalnym niebezpieczeństwie... Cóż, gorzej z wykonaniem. Miały tak po prostu wejść?! Na pewno ich stamtąd nie wyrzucą? Czy każda osoba z ulicy mogła

- Chodźmy- zdecydowała Adele, ciągnąc ją lekko w kierunku wejścia. Brunetka nie opierała się, ponieważ wcześniej zdążyła już wyrazić zgodę, a nawet chęć pójścia do Skylight. Nie przemyślała tego.

Weszły do przestronnego holu. Budynek prezentował się w środku równie nowocześnie co na zewnątrz. Nieco minimalistycznie, można by rzec, że surowo, bez nadmiernej ilości ozdób, aczkolwiek na każdym kroku można było napotkać coś drogiego, co wskazywało na wielki sukces, jaki odniosła redakcja.

- Co teraz?- spytała brunetka, widząc grupki ludzi przemieszczające się to w jedną to w drugą stronę. Nie mogły tak stać w miejscu. Z jednej strony miały korytarz prowadzący zapewne do biur, a z drugiej windę. Problem polegał na tym, że nie miały pojęcia, gdzie miałyby tą windą pojechać. Ten wieżowiec był ogromny i na pewno nie mieli w windzie rozpiski, co znajduje się, na którym piętrze.

Zanim zdążyły cokolwiek zdecydować tuż koło nich zmaterializował się całkiem przystojny blondyn w drogim, ewidentnie skrojonym na miarę garniturze.

- Witam, drogie damy. Wyglądacie na zagubione. W czym mogę pomóc takim ślicznotkom?- rzucił nieznajomy z uśmiechem.

Przez chwilę Joy myślała, że to żart, ale nieznajomy wcale się nie roześmiał. Wyglądał jakby mówił całkowicie poważnie. Brunetka wprost nie wierzyła w swojego pecha. Kolejny palant rzucający komplementami na prawo i lewo. Może właśnie przez ten incydent życie chciało jej coś przekazać? Milo wcale nie wyróżniał się na tle innych. Wystarczyło odwiedzić inną firmę i tutaj też mieli przystojnego dupka, który czarował kogo popadnie.

- Zachowaj sobie takie teksty dla kogoś kto...- zaczęła może nieco zbyt ostro brunetka, ale jej towarzyszka błyskawicznie zareagowała i przerwała jej zanim zdążyła na dobre zrazić do nich blondyna.

- Masz rację. Nie mamy pojęcia, gdzie iść. Jestem Adele, a to jest moja koleżanka Joy. Wybacz jej. Ma dość kiepski nastrój, pokłóciła się z chłopakiem i teraz ma uczulenie na komplementy- wyjaśniła czerwonowłosa z przyjaznym uśmiechem. Joy nie zdążyła nawet sprostować, że Milo wcale nie był jej chłopakiem.

- Rozumiem. Miło was poznać. Jestem Bryce- przedstawił się blondyn, uścisnąwszy dłoń Adele. Do brunetki nie wyciągnął ręki jakby obawiał się, że go pogryzie. Przecież nie była dzikim zwierzęciem. Może i mierzyła go niezbyt przychylnym spojrzeniem i kiepsko zaczęła, ale to była jego wina. Postanowił przywitać je tak tandetnym tekstem.

- Pracujesz tutaj?- zapytała czerwonowłosa z nadzieją, jednocześnie trącając ją lekko łokciem, jakby chciała jej przekazać "zachowuj się". Bez takich. Temu facetowi nie dadzą tematu. Potrzebowały kogoś, kto potraktuje sprawę poważnie i taktownie, nie wywołując paniki w całym mieście. Osoba pokroju Bryce'a zdecydowanie się do tego nie nadawała.

- Tak, jestem dziennikarzem. Nawet mentorem. Pomagam młodym dziennikarzom rozwinąć skrzydła w tym jakże ciekawym zawodzie. Daję im praktyczne rady, dzięki którym później osiągają wielkie sukcesy w świecie dziennikarzy...

W tym momencie po swojej prawej usłyszały głośny śmiech. Automatycznie spojrzały w kierunku źródła dźwięku. Zobaczyły nieco niższą od nich blondynkę w skórzanej kurtce i obcisłych jeansach. Choć wyglądała niepozornie, aż biła od niej pewność siebie.

- Ale się uśmiałam, Bryce. Jaki ty jesteś zabawny- stwierdziła blondynka. Jej głos wręcz ociekał sarkazmem. Bryce spojrzał na nią urażony.

- Coś ci nie pasuje, Sam?

Blondynka pokiwała głową z pełnym przekonaniem.

- Mam ci przypomnieć Olivię? Albo jakąkolwiek inną początkującą dziennikarkę, która miała pecha trafić na ciebie? Zamiast im pomagać, wysyłałeś je po kawę albo je podrywałeś. Z całą sympatią, ale mentorem to ty jesteś do dupy- oznajmiła nieznajoma.- I żaden górnolotny tekst tego nie zmieni.

Joy momentalnie polubiła tę niepozorną blondynkę. Dobrze mu powiedziała. Takich dupków powinno ustawiać się do pionu. Szczególnie tych, którzy wykorzystywali swoją pozycję do gnębienia innych, młodszych rangą pracowników.

- To wcale tak nie było...

Podczas gdy Bryce próbował tłumaczyć się nieznajomej blondynce, Adele szturchnęła ją lekko w ramię. Clarke spojrzała na nią i cicho spytała "co?".

- Kojarzę ją. To Samantha Fox.

Brunetce chwilę zajęło przyporządkowanie imienia i nazwiska do osoby. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że rzeczywiście niedawno słyszała to imię i nazwisko. Samantha Fox była jedną z typowanych przez Adele dziennikarek, której chętnie powierzyłaby temat mordercy Lisy i doktoranta. Miały niewiarygodne szczęście, że tak szybko ją znalazły. Poza tym, blondynka od razu zyskała jej sympatię, sprowadzając Bryce'a do pionu. Po czymś takim Joy oddałaby jej jakikolwiek temat.

- Przepraszam, że wam przeszkadzamy- odezwała się nieśmiało Clarke.- Już nie potrzebujemy twojej pomocy, Bryce. Dzięki. Właśnie z tobą chciałyśmy rozmawiać. Nazywasz się Samantha Fox, prawda?

Dziennikarka obrzuciła je badawczym spojrzeniem, po czym kiwnęła głową.

- Wystarczy Sam. Spływaj, Bryce.

Blondyn przewrócił oczami, szepnął coś Adele na ucho, po czym pożegnał się z nimi i odszedł.

- Widzimy się wieczorem tam gdzie ostatnio?- zawołała jeszcze za nim Sam.- Będzie cała ekipa. Dany z Shirą, Jack, Maddie, Anthony oczywiście...

- Może wpadnę- odpowiedział jej Bryce.

- Czyżby się obraził?- mruknęła bardziej do siebie niż do nich Sam, po czym pokręciła głową i spojrzała na nie.- Zresztą nie ważne. A więc o co chodzi? Dlaczego chciałyście ze mną rozmawiać? Jeśli chciałyście jedynie spławić Bryce'a, to nie ma problemu.

- Świetnie się go pozbyłaś- pochwaliła ją Joy. Blondynka odpowiedziała pełnym satysfakcji uśmiechem.

- Lata praktyki. Użeram się z nim praktycznie od początku mojej pracy w Skylight. Jak nie zgrywa dupka, potrafi być naprawdę sympatyczny. Dlatego, mimo wszystko całkiem często wychodzi z moją paczką do barów czy klubów. Poza tym, jakimś cudem świetnie dogadują się z moim facetem, chociaż pod względem charakterów różnią się diametralnie.

Joy mimowolnie pomyślała o swojej przyjaźni z Mac. Momentami wkurzały się do granic możliwości, ich charaktery były zupełnie inne, ale rozumiały się doskonale. W pewnych kwestiach odnosiła wrażenie, że tylko Mac ją rozumie. Jakim cudem dwie tak różne osoby potrafiły się tak dobrze dogadywać? Nie wiedziała. To była największa zagadka wszechświata, ale owszem, to było możliwe.

- Tak się składa, że akurat ciebie szukałyśmy. Dlatego przyszłyśmy do Manhattan's Skylight. Czytałam twoje artykuły. Są świetne, bardzo mi się podobają- powiedziała Adele.

- Dziękuję. Jesteście początkującymi dziennikarkami? Chcecie porad? Nie mam wystarczających dojść w firmie, żeby zapewnić wam pracę, ale mogłabym...

- Nie o to chodzi. Pracujemy w Luciano. Takim domu mody. Może o nim słyszałaś...

Momentalnie oczy dziennikarki zabłysły. Zdecydowanie kojarzyła sprawę Lisy. Trafiły na wyjątkowo sympatyczną, błyskotliwą i inteligentną dziennikarkę.

- Tak, ostatnio było o nim głośno. Może pójdziemy do mojego gabinetu i tam skończymy rozmowę?- zaproponowała blondynka, na co chętnie przystały. Korytarz redakcji nie był odpowiednim miejscem do przeprowadzenia tak ważnych rozmów. Zwłaszcza, kiedy w okolicy czaiło się mnóstwo niepożądanych uszu, które chętnie napiszą artykuł o ostatnio bardzo chwytliwym temacie.- Jak się nazywacie? Moje imię znacie, ale ja waszych już nie.

Przedstawiły się dziennikarce, po czym wspólnie skierowały się do windy. Była nowoczesna, metalowa i jeszcze sporych rozmiarów, a naprzeciwko drzwi znajdowało się ogromne lustro pokrywające całą ścianę windy.

- Poczekacie na mnie chwilę? Muszę tylko zajrzeć do mojej podopiecznej.

- Jasne- zgodziła się czerwonowłosa.

- Jeśli drzwi się zaczną zamykać, kliknijcie to. Jeśli z kolei usłyszycie trzask drzwi, natychmiast przyciskacie to i czekacie na mnie trzy piętra wyżej. Nie wahajcie się ani przez moment, jeśli usłyszycie krzyk albo co gorsza, zobaczycie zaniedbanego faceta w średnim wieku z wyraźnie niezadowoloną miną. Serio, lepiej uciekać zanim was zobaczy. Rykoszet to nic przyjemnego.

Sam zniknęła w gąszczu niewielkich boksów. Brunetka nawet nie wiedziała jak skomentować instrukcje, które otrzymały. Kim był ten zaniedbany i wściekły facet, na którego widok miały uciekać? I czym był owy rykoszet? Do tego miały usłyszeć krzyki? W renomowanej redakcji, drugiej co do wielkości w Nowym Jorku?

- Może oni też mają kogoś na kształt Claya- odezwała się Joy, myśląc na głos. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że przecież Adele go nie znała. Nie pracowała w Luciano.- A no tak. Wybacz. Przecież nie wiesz kto to.

- Słyszałam bardzo obszerną relację na temat pierwszego dnia w pracy kuzyna. Trochę o tym Clayu słyszałam. Ten tutejszy Clay chyba jest głośniejszy.

- Tak, prawdopodobnie.

Brunetka mimowolnie zwróciła uwagę na drastyczną zmianę wystroju redakcji. Na tym piętrze nie było widać tyle... Luksusu. Pierwsze piętro było dużo ładniej wystrojone. Zresztą tam były wielkie biura, a tutaj jedynie maleńkie boksy, w których ledwie mieściło się biurko, krzesło i kosz na śmieci. Ciekawie ogląda się znaną redakcję od środka. Wygląda na to, że również miała pewne mankamenty i dysfunkcyjnych szefów czy przyłożonych, różnych pracowników.

- Przepraszam. Musiałam sprawdzić jak sobie radzi. Bardzo poważnie traktuję moje zadanie bycia mentorką. Zamierzam uczynić z niej godną konkurencję, chociaż liczę, że będzie miała sentyment do swojej ulubionej mentorki- rzuciła Sam tuż po powrocie do windy. Nie czekały na nią długo.

Joy domyślała się jedynie o co chodziło z tym programem mentorskim. Połączyła to co usłyszała od Sam i Bryce'a. Najwidoczniej bardziej doświadczeni dziennikarze pamagali tym początkującym. Był to całkiem dobry pomysł. Zwłaszcza jeśli trafiło się na kogoś sensownego. Na przykład taką Sam.

Dziennikarka zaprosiła ich do swojego wygodnego, luksusowo urządzonego biura. W porównaniu do boksów widać było kolosalną różnicę, jak niebo i ziemia. Brunetka spojrzała na biurko, gdzie zauważyła zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę. Uśmiechnęła się na widok szczęśliwej pary z dzieckiem, którzy ewidentnie byli szczęśliwi. Sam razem ze swoim facetem oraz około dziesięcioletnią dziewczynką.

- Masz męża i dziecko?- spytała Adele, której wzrok również spoczął na fotografii.- Ładnie razem wyglądacie.

- To jest Anthony, mój mąż. A to jest jego córka z poprzedniego małżeństwa. Emily. Urocza mała. W każdym razie na pewno nie przyszłyście, żeby rozmawiać o moim życiu osobistym. Co was do mnie sprowadza?

Adele wzięła na siebie rolę mówczyni. Joy w zupełności to odpowiadało. Co jakiś czas przerwała jej lekko i dodawała to, co uważała za istotne. Fox miała wyśmienity nastrój i słuchała je z uwagą.

- Będziemy mieli z tego świetny artykuł. Cieszę się, że do mnie przyszłyście- oznajmiła Sam z wyraźnym zadowoleniem. Nic dziwnego, dały jej temat na pierwszą stronę. Mimo wszystko Joy uważała, że postąpiły właściwie.

~~~~~

Cześć wszystkim, widzę, że już zaczynają pojawiać się pierwsi czytelnicy Projektanta. Bardzo mi miło. Nie narzekałabym, gdyby ktoś zostawił jakiś komentarz. Mam nadzieję, że historia jak na razie się podoba.

Ps chcecie na przykład dwa rozdziały dziennie czy częstotliwość jeden na dzień jest w porządku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro