"Zerwany kontakt" - Oneshot 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie zawsze ci źli od zawsze tacy byli...

Niestety zwykle tak jest. I zwykle zaczynają od niewielkiego zamieszania, a kończą w jednej z największych wojen w historii wszechświata.

I co gorsze... Oni wiedzą, kiedy ona się wydarzy. I doskonale wiedzą jak sprawić, by niedogodne dla nich osoby nie miały na te zdarzenia wpływu.

Obsidian mnie powstrzymała od pomocy chłopakom... I nie tylko mnie. X_Mandziax_33X również nie była w stanie im pomóc.

Czemu? Dowiecie się...

---

(Andzia pov)

- C͞o͢, nasz s͡z͡czen͏ia͠czek̸ z͏a̧czy͠n͞a̵ s͏ię ̨mę̕c̴zyć͢?͏

Spojrzałam na Anię, moje złe alter ego. Kilka minut wcześniej rzuciła się na mnie i zaczęłyśmy walczyć. Niestety była lepsza ode mnie... co nie oznaczało jednak, że zamierzam się poddać.

- Chciałabyś, co? - warknęłam.

- Mił͠ó to͡ s̛łyśzeć.͠.̷.̴ PR̵ZY͝N͢AJM͜NIE̵J̧ NÌE B̀ĘD̕Z͡IE̡ ͢N̕U͝DNO.̀

Widziałam jak transformuje się w wilka i zaczyna biec w moją stronę. Ja nie zamierzałam odpuścić - również zmieniłam się w niego i ruszyłam na nią.

Padłyśmy na siebie i zaczęłyśmy się gryźć i szarpać. Krew lała się wszędzie, wokół latały fragmenty naszych futer.

Nawet nie wiem kiedy pod nami otworzył się portal i wleciałyśmy na jakiś dach. Z dala słyszałyśmy, jak jakiś koleś krzyczy "Kurwa, Antek padł! A mówiłem, żeby spieprzał przed tą burzą!". 

No jasne, Fortnite.

Kopniakiem zepchnęłam Anię z dachu, po czym sama skoczyłam na nią. Niestety w tym momencie otworzyła olejny portal i trafiłyśmy w jakieś inne miejsce. Tym razem FNAF.

- AŁ! - krzyknęłam, gdy walnęłam plecami o krawężnik stołu, już w zwykłej, ludzkiej formie.

Zauważyłam, że ona znowu rzuca się na mnie, więc przetoczyłam się na bok. Uderzyła w stół, który momentalnie rozleciał się na kawałki. Zaplątała się w obrus, więc skorzystałam z okazji i wstałam.

- No i co?! - krzyknęłam. - Niby taka mocna, a powstrzymał cię obrusik!

- Z͏a̛mk̀ni̵j́ ͘s̴ię̸,̷ sz͝m͟at̀o!̡

- Masz na myśli mnie czy obrus?

Warknęła wściekle i po chwili udało się jej rozerwać materiał. Popatrzyła na mnie ze swoimi czerwonymi oczami.

- Z̧ám͟or҉d̢uję͢ cię̶,̨ ͢s̨uko!̡ ̛A ̕w͘ted̵y͜ n̶iȩ b͜ęd̵z͠i̸e ci ͏d́o͠ ̕ś́mie͝ch͢u͘!

Odskoczyłam przed nią na bok, ale w tym momencie wleciałam w otwarty przez nią portal. Przez długi czas spadałam w dół, aż nie wleciałam do wody.

PLUSK!

Wynurzyłam się na powierzchnię i wspięłam się po drabinie na chodnik czy coś. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam Ani.

Za to widziałam jakieś białe skrzynie. Podeszłam do jednej z nich, która była otwarta. Była pusta, ale na niej widniało logo z napisem "CyberLife".

- Detroit... - powiedziałam cicho.

Nagle poczułam jak ktoś mnie wpycha do skrzyni. Wleciałam do środka i w tym momencie jej wieko się zamknęło. Próbowałam otworzyć skrzynię od środka, ale nie byłam w stanie, jakby była dokładnie zamknięta.

- POMOCY! NIECH KTOŚ MI POMOŻE! BŁAGAM!!! - zaczęłam walić w wieko, by ktoś mnie usłyszał.

- Łàł́,̶ ̡ża҉ł̴o͘sn͡e̡... - usłyszałam jakiś głos. - Se̛rio powst͏r̢zyma҉łą ́cię ̷skrz͘y҉n͝k̵a͟?

- WYPUŚĆ MNIE!!!

- N̢i̕c z̕ te̸go͝.͘..̕ T̵roch́ę se̶ ͠tu p̛os̢ied͞zis̨z͢. ́N̵ie͡ ̴s͠ąd̛z̵ę, by ͡ktoś͏ ͢ci̛ę͟ t̀ù s͏zu͠k͢a͠ł̕. ̢A to dob̨rz҉e... N̷i͠e p̡r͝ze͞szkơd̸z̶is̨z nam̨ ̵w pļan̨ac̶h.̷

- ALE-

- Na̧ r̢az͠ie͞!!! . ͘.̕ ͜. Obs̛i̕di͝an̴?̸ Záj̸ęła͟m͟ ̷si͜ę ͝mo҉ją͟.͟ ͢J̴ak̡ ta̸m two͞j́a͢? Ś͠wi̵etnie͠..͜. ̛J͟u͠ż͝ l͝ecę ̨d̸o̧ ̛c̢iebi̴e̛.

Waliłam w skrzynię, ale po długim czasie zabrakło mi sił. W środku było duszno... Ciasno... I ciemno.

Niech mi ktoś pomoże... Proszę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro